#comments { color: #000; }

wtorek, 17 maja 2016

19.

Cztery dni. No i nie ma to jak świąteczna atmosfera w maju! Ale i tak obstawiałam wcześniej gdzieś na lipiec, więc chyba nie jest źle.

     Mimo mrozu i zaśnieżonych ulic, Hogsmeade było przepełnione ludźmi pędzącymi na złamanie karku od jednego sklepu do drugiego. Dekoracje w witrynach nie pozostawiały wątpliwości, że zbliżają się święta: miniaturowe, świecące choinki, jemioła porozwieszana gdzie tylko się dało i ożywione kukiełki bahanek (żywe raczej nie byłyby skore do współpracy) ubrane w maleńkie stroje elfów Mikołaja, uciekające przez co chwilę otwierające się drzwi sklepów i latające wokół przechodniów nie pozwalały zapomnieć o tym nawet na moment.
Pub pod Trzema Miotłami nie był wyjątkiem. Choć to fruwające cholerstwo trzymało się stamtąd z daleka, a dekoracje były nieco skromniejsze niż w innych lokalach, i tak ich nie brakowało.
Do mnie wprawdzie cała ta świąteczna aura nie przemawiała, pozostali jednak wydawali się nią całkowicie zaabsorbowani. Lily oddalała się od nas niemal bez przerwy i powracała ze szczelnie opakowanymi zawiniątkami - najprawdopodobniej prezentami dla każdego, kto tylko przyszedł jej do głowy - przy okazji stwierdzając, że znowu wydała pieniądze z funduszu miotłowego. Ann i Katie wybierały sukienki na bal u Gladraga przez jakąś godzinę, my z kolei ewakuowaliśmy się wtedy do Zonka, żeby jakoś to wszystko przetrwać.
Kiedy w końcu spotkaliśmy się w pubie, zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy dla każdego po kremowym niemalże poczułem, jak wszystko wraca do normalności. Może gdyby nie wspomniane wcześniej świąteczne zbieracze kurzu, naprawdę by tak było.
Wpatrywałem się właśnie w czerwoną, krzywo zawiązaną na jednej z gałązek jemioły kokardkę, gdy usłyszałem głos Lily. Nuciła jakąś kolędę, a ja od razu spojrzałem w jej stronę, cały czas pamiętając o tym, co powiedział mi Remus. Że przekonał mnie do swojego pomysłu to mało powiedziane - właściwie to całkiem uczepiłem się myśli, że to dobry sposób, by przywrócić wszystko między nami do normalności, skoro nawet wspólne treningi i wyjścia takie jak to nie zdawały egzaminu. Szkoda tylko, że wykonanie nie było już takie łatwe - zwłaszcza, że nie byliśmy tam sami.
Zaprosić ją.
"Jasne, zaproszę", myślałem, patrząc, jak Lily zdejmuje z głowy czapkę, a jej jasne włosy były potargane i mokre od śniegu. "Może tylko nie teraz".
Przyglądałem się dziewczynie ukradkiem, kiedy zajmowała miejsce przy stole i odkładała pod stół kolejne pudełko kupione na ostatnią chwilę. Remus z kolei usiadł obok mnie i ukradkiem trącił mnie łokciem w żebro. Posłał mi przy tym porozumiewawcze spojrzenie - tak jakby chciał przypomnieć o naszej rozmowie. Czas mijał nieubłaganie, bo do balu zostało zaledwie parę dni, ale przecież cały czas o tym pamiętałem, nie? I miałem zamiar to zrobić, ale - na Merlina - wszystko w swoim czasie. Zmarszczyłem brwi, po czym odwróciłem wzrok. Nie miałem przecież zamiaru robić sceny przed wszystkimi - tak jak Potter w pokoju wspólnym.
No właśnie, Potter.
Jako że Evans nie przyszła z nami, bo miała podobno jakąś niezwykle ważną, dodatkową pracę domową (a i tak pokazywanie tajemnych wyjść z zamku takiej służbistce jak ona nie wydawało się być dobrym pomysłem), James mógł wreszcie opowiedzieć dziewczynom (i nam po raz setny), jak to wszystko się potoczyło, gdy tylko każdy z nas dostał po kremowym piwie i odpoczął po zakupach.
- I wtedy pomyślałem sobie "teraz albo nigdy, stary, zaproś ją" - zmierzał powoli do końca opowieści, a ja i Peter wymieniliśmy się znaczącymi spojrzeniami.
- Czyżbyś jednak zamilkł wtedy na dłuższą chwilę, onieśmielony pięknem jej szmaragdowych oczu? - wtrąciłem z udawanym znudzeniem, opierając głowę na ręce i przewracając oczami, starając się przy tym powstrzymać śmiech. Spojrzałem przelotnie na dziewczyny, które zaciskały usta, próbując utrzymać poważne miny.
- Mimo to wzrok twojego rywala w tym wyścigu do serca Evans doprowadził cię do porządku na tyle, że byłeś w stanie wypowiedzieć te najważniejsze w twoim dotychczasowym życiu słowa... - dodał Peter rozmarzonym głosem, a choć nie miał w zwyczaju odzywać się aż tyle, najwidoczniej nabijanie się z Pottera jakoś go do tego przekonało. Chłopak położył rękę na sercu i westchnął teatralnie, a wszyscy poza Jamesem parsknęli śmiechem. James chrząknął ze zirytowaniem, by ściągnąć na siebie uwagę, którą śmieliśmy mu zabrać.
- Wcale tak nie mówię - oburzył się James, by po chwili wrócić do opowieści. - W każdym razie wtedy Evans wstała, popatrzyła na mnie...
- A jej piękne, rude włosy lśniły w blasku ognia i...
- Remus, nawet ty? Dobra, nieważne, do rzeczy. Zgodziła się, rozumiecie? ZGODZIŁA SIĘ.
I wtedy wziął wreszcie łyk kremowego piwa, którego nie tknął, dopóki nie skończył mówić. Piana została mu nad ustami; przetarł ją wierzchem dłoni, najwidoczniej zadowolony z siebie. Dziewczyny patrzyły na niego z takim samym niedowierzaniem, jak my, kiedy słyszeliśmy tę opowieść za pierwszym razem.
To nie było w końcu coś, czego ktokolwiek mógłby się spodziewać.
No, ja na pewno się nie spodziewałem. Świadczył o tym dobitnie fakt, że przegrałem galeona w zakładzie z Peterem.
- Zaszantażowałeś ją czy to zasługa naprawdę silnej amortencji? Bo wiesz, ostatnio trochę mi jej zginęło... - pierwsza odezwała się Beckett z szerokim uśmiechem na twarzy, a James popatrzył na nią, marszcząc brwi. - No już dobra, żartuję, gratulacje stary - dodała szybko, uznając, że James już ma dość nabijania się z niego.
- Po co ci naprawdę silna amortencja, Beckett? - spytała Ann podejrzliwie, patrząc w stronę dziewczyny i krzyżując ręce.
- Nooo, ten Eric chyba jest całkowicie pod jej wpływem - wyszczerzyła się Katie, a choć jej ton wskazywał na to, że żartuje, i tak spojrzałem na nią z zaciekawieniem. Lily machnęła ręką.
- Hej, nie muszę w nikogo wciskać amortencji, żeby mnie zaprosił na bal, dobrze? - obroniła się, a ja zamrugałem szybko, zaskoczony.
- Pójdę się przewietrzyć - mruknąłem, wstając od stolika.


    Wcisnęłam guzik, a magiczne radio po raz kolejny wypełniło klasę dźwiękami muzyki. Lily zazwyczaj warzyła w tej sali eliksiry, pożyczyła mi ją jednak na czas lekcji tańca - ławki i krzesła porozstawiane były więc pod ścianami, a kociołki dziewczyny pozamykane w szafkach.
- Rozluźnij się, masz tylko zatańczyć na oficjalnej części balu, a nie występować przed królową angielską - odezwałam się, jednak Michael nie wydawał się przekonany. Właściwie to ze skrzyżowanymi rękami i niepewną miną wyglądał, jakby każda kolejna minuta tańca sprawiała mu ból.
- Mam zatańczyć z tobą, to trochę gorzej - mruknął, a ja odwróciłam się i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w żołądku.
- Co? - spytałam cicho, krzyżując ręce. Mój wyraz twarzy musiał mówić sam za siebie, bo gdy Michael spojrzał w moją stronę zrobił taką minę, jakby nagle zdał sobie sprawę z tego, że zostawił włączony piekarnik.
Przez dłuższą chwilę nie odzywaliśmy się, a ja stałam w bezruchu. Choć słowa chłopaka były pozbawione kontekstu, zdążyłam w ciągu kilku sekund dorobić sobie w myślach gdzieś cztery różne wersje ich znaczenia i przyczyn, wpatrywałam się więc w jego twarz tępo i wciąż nie wypowiedziałam ani słowa.
- To znaczy... Katie, nie o to mi chodzi, że coś jest nie tak. Wręcz przeciwnie. Po prostu miałem na myśli, że...
Zamotał się kilkukrotnie, próbując mi wyjaśnić, zacinał się jednak w kluczowym momencie i próbował ugryźć temat z innej strony. Przysłuchiwałam się dalszym próbom jeszcze przez jakiś czas, szybko pojmując, że chłopak nie miał nic złego na myśli, jednak postanowiłam się jeszcze z tym nie obnosić - milczałam, podczas gdy on unikał mojego spojrzenia i cały czas gadał. Nieprzyjemne uczucie zelżało, gdy już byłam pewna, że to wszystko było jednym, wielkim nieporozumieniem. W końcu chłopak uderzył się w czoło ręką i przejechał nią po twarzy w geście rezygnacji, a między nami zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękami walca.
- Dobra, możesz już rzucać jakieś mocne zaklęcie, tu chyba nic innego nie pomoże. W każdym razie przepraszam, ja naprawdę... - wymamrotał, unosząc wzrok, gdy jednak jego niebieskie oczy napotkały moją rozbawioną minę, urwał i zmarszczył brwi.
- Ile jeszcze będziesz mnie przepraszać? - spytałam, udając zniecierpliwienie, a on podszedł bliżej z poważną miną; skrzyżował ręce po raz kolejny, patrząc na mnie z góry wzrokiem, który mógłby zabijać. Mimo że jeszcze przed minutą wydawał się być pełen skruchy, wtedy wyglądał na o wiele bardziej pewnego siebie i niemalże groźnego - i to na tyle, że wtedy to ja miałam ochotę go przeprosić, choć tylko pozwoliłam mu trochę się... uzewnętrznić.
Scott podszedł do radia, włączył muzykę po raz kolejny, po czym bez słowa wyciągnął dłoń w moją stronę, jakby chciał zaprosić mnie do tańca. Chwyciłam za nią i ułożyłam rękę na jego ramieniu, uprzednio ustawiając mu ją tak, żeby była ułożona poprawnie, po czym zaczęłam zastanawiać się, czy nie przegięłam. Niby nie zrobiłam nic szczególnego, ale wyszło jak wyszło.
Michael pochylił się nagle, a ja spojrzałam kątem oka na jego twarz. Był całkowicie poważny, a ja czułam, że to nic dobrego. Oparłam brodę na jego ramieniu, gdy tylko nachylił się na tyle, że mogłam go dosięgnąć, a wtedy chłopak znieruchomiał i staliśmy przez kilka sekund w tej pozycji.
- Zabiję cię - szepnął mi do ucha, po czym zaśmiał się głośno. Podskoczyłam, zaskoczona.
- Scott, co to miało być? - spytałam, odsuwając się od niego szybko i kładąc ręce na biodrach, ale on tylko wyszczerzył się i wtedy stwierdziłam, że nawet nie jestem zła. Właściwie to i tak nie miałam o co.
- Gdybyś widziała swoją minę - wydusił w końcu, gdy przestał się śmiać, obejmując mnie znowu i ponownie ustawiliśmy się tak, jak poprzednio. Kołysaliśmy się przez chwilę w rytm muzyki, nie przejmując się krokami.
- Dobra. Prawa noga, dostawić, co dalej? - zapytał Michael, postanawiając wreszcie wrócić do pracy, a ja uśmiechnęłam się, unosząc brwi i pokręciłam głową przecząco.


    Syriusz zabrał ze sobą mapę, jednak i bez tego doskonale wiedziałem, gdzie go szukać.
Wspinałem się powoli po schodach prowadzących na wieżę astronomiczną, a gdy stanąłem na ich szczycie, zatrzymałem się na chwilę.
- Czego? - zawołał, słysząc kroki dobiegające ze schodów. - A, to ty. Chodź - mruknął Syriusz, nawet na mnie nie patrząc, a ja podszedłem bliżej i stanąłem obok, tak samo jak on opierając się łokciami o murek. Wtedy dopiero poczułem zapach dymu; Black zaciągał się papierosem, a następnie wypuszczał powoli dym z płuc, patrząc na mapę.
Wieża astronomiczna była chyba jednym z najlepszych miejsc w zamku, jeśli chodzi o widoki - rozglądałem się więc przez chwilę po okrytych śniegiem błoniach, po czym zawiesiłem wzrok na zamarzniętym jeziorze z wybitymi przeręblami. Słońce zachodziło, a jego promienie odbijały się od tafli lodu na różowo i pomarańczowo. Byłoby idealnie, gdyby tylko nie mróz - choć na to najwidoczniej Black w ogóle nie zwracał uwagi.
Staliśmy w milczeniu, a wokół było na tyle cicho, że słyszałem, jak papieros spala się z delikatnym sykiem. Kiedy spojrzałem w stronę Syriusza, zauważyłem, że wciąż nie odrywa wzroku od jednego punktu na mapie. Przechyliłem się lekko w bok, by móc na nią zerknąć, a gdy ujrzałem na środku poskładanego niestarannie pergaminu nazwisko Villon, spojrzałem na chłopaka zaskoczony.
- Myślałem, że...
- Dobrze myślałeś - przerwał mi ponurym głosem, wciągając do płuc dym po raz ostatni i zamachnął się, wyrzucając niedopałek gdzieś za murek.
***
Paliłem jeszcze wtedy, kiedy mieszkałem na Grimmauld Place. Matka dostawała szału, jak tylko zobaczyła leżącą gdzieś paczkę czerwonych Marlboro i mugolską zapalniczkę - dlatego często "przypadkiem" zostawiałem je w salonie, jadalni albo na stole w kuchni i czekałem na przedstawienie, w którym zazwyczaj stawałem się zdrajcą krwi i zakałą rodziny, plugawiącym dobre imię rodu poprzez używki dla szlam. Mimo że było to bolesne, trochę jednak bawiło - a gdy w poprzednie wakacje stwierdziłem, że i tak nie mam już zamiaru spędzić zbyt wiele czasu w tym domu,  takie akcje były na porządku dziennym.
Jednak nie tylko sam widok wkurzonej do granic możliwości Walburgi był powodem mojego palenia, choć muszę przyznać, że stanowił naprawdę dobry argument. Tuż przed każdą przemianą Remusa ćmiłem papierosa przy wyjściu spod bijącej wierzby, a i było to coś, co uspokajało mnie również w nieco mniej ekstremalnych sytuacjach.
"Takich jak ta", pomyślałem, wyrzucając niedopałek za murek i patrząc, jak leci na sam dół, znoszony wiatrem.
- Co z Lily? - spytał James, wyrywając mnie z zamyślenia, a ja spojrzałem na niego.
- Co?
- Twoją Lily, kretynie - odparł, tak jakby to było coś oczywistego, a ja spojrzałem na niego krzywo.
- Chciałem ją zaprosić, może wszystko wróciłoby do normy - odezwałem się wreszcie do Jamesa, który zasługiwał chyba na jakiekolwiek wyjaśnienie, skoro zadał sobie tyle trudu, by mnie odnaleźć bez mapy. Poza tym, po powrocie z Hogsmeade mieliśmy pracować nad naszą akcją na bal, a wyszło jak wyszło. Określenie Lily jako "moją" postanowiłem przemilczeć i uznać za jakiś specyficzny skrót myślowy, skoro nie było ono w żadnym stopniu adekwatne.
Otwierałem i zamykałem zapalniczkę, odrywając wzrok od mapy, na której widać było, jak Mary siedziała w jednym punkcie w pokoju wspólnym Ravenclawu od dłuższego czasu - zapewne się czegoś ucząc.
- Parę dni przed balem to chyba nieco za późno - odparł James, a choć miał rację, nie było to coś, o czym chciałem słuchać.
- Dzięki za informację.
- Schrzaniłeś, co mam ci powiedzieć?
- Wiem, dobra? - zirytowałem się, wziąłem więc głęboki wdech i przewróciłem oczami.
Przez chwilę milczeliśmy, a ja pstrykałem zapalniczką zawzięcie pomimo skostniałych od zimna dłoni.
- Uznałem po prostu, że muszę trochę... pomyśleć.
- I co wymyśliłeś? - spytał Potter, a moje milczenie najwidoczniej naprowadziło go na odpowiedź, bo jedynie pokiwał głową.
- Ale ważne, że tobie się udało. Wiesz, z twoją Lily. - Postanowiłem zmienić temat, podkreślając słowa "twoja" i uznając, że skoro chociaż Jamesowi się udało, to należy się na tym skupić. Właściwie to sam nie wiedziałem, czemu aż tak mi na tym wszystkim zależało, ale po dłuższym zastanowieniu... Myślenie, że nikt jej nie zaprosi przede mną było naprawdę idiotyczne.
James westchnął.
- "Moja Lily" za to zaprosiła mnie na rozmowę w cztery oczy, na której uświadomiła mi, że mam nie wyobrażać sobie zbyt wiele. Tak w skrócie.
Spojrzałem na niego, zaskoczony.
- Serio?
- Ta.
Czyli nie tylko ze względu na mnie przyszedł na wieżę, która przez te wszystkie lata stała się miejscem, do której cała nasza paczka przychodziła po to, by w samotności myśleć nad swoimi problemami. Mimo wszystko zdziwiło mnie to, że nie okazywał nic przez cały ten czas. Miałem ochotę powiedzieć coś niezbyt miłego na temat rudej, jednak powstrzymałem się, przewidując reakcję Jamesa - za to wyjąłem paczkę papierosów i gdy wziąłem z niej jednego dla siebie, wyciągnąłem ją w stronę Pottera. Popatrzył na nią przez krótką chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając, po czym machnął ręką i poczęstował się, biorąc ode mnie zapalniczkę.
- To oboje mamy przewalone - skwitowałem z papierosem w zębach.

6 komentarzy:

  1. ...
    :((((((((((((
    :((((((((((((
    ...
    :'((((((((
    ...
    Ale...
    Jak to...
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Nie będę ci mówiła, żebyś zginęła, bo masz wszystko odkręcić. Masz sprawić, że biednemu Ericowi stanie się coś niepokojącego i okaże się, że Lily i Syriusz będą mogli iść RAZEM na bal. Bo mnie coś trafi.
    Serio.
    Ja chcę ich razem na balu.
    I nie obchodzi mnie żaden Eric. Jeśli nie pójdą razem... W sumie już ci mówiłam.
    Jestem załamana. Jak mogłaś nam to zrobić...?
    Ale przynajmniej James idzie z Lily. Co prawda urządziła mu małą pogawędkę, ale IDĄ RAZEM NA BAL!!! Nie to co Syriusz i Lily... Masz to naprawić.
    Remus taka swatka xd Serio normalnie jak ja xd Pewnie tak samo jak ja się załamał...
    Peter wygrał galeona xd
    W ogóle ta sytuacja z opowiadaniem Jamesa była świetna xd Nieźle się pośmiałam :) I ten początek też xd Fajny,
    humorystyczny opis!
    No i ostatnia scena. Pięknie pokazałaś w niej przyjaźń Jamesa i Syriusza :) bardzo mi się ten fragment podobał, było tak klimatycznie i w ogóle świetnie xd
    Tak naprawdę to we wszystkich fragmentach było klimatycznie xd
    A teraz przejdźmy do *uwaga, uwaga* Katie i Micheala!!!!!!!!!!! W końcu! Oni są tak świetą parą, ja ich po prostu ubóstwiam!!! I to niby obrażanie się i ten taniec... Oni są tacy piękni... Ja ich kocham xd
    To chyba wszystko, co nie?
    No, kocham ten rozdział, był tak klimatyczny i była Katie i Micheal, tylko dlaczego, na Merlina, musiałaś mi to zrobić?!?!?!
    Oni mieli iść razem :'( I mam nadzieję, że jeszcze pójdą.
    Bo będę zła.
    Bianka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! <3
      Ale no, Eric jest spoko, proszę go szanować, to nie jest Villon żeby na nk. psy wieszać i nienawidzić :c xD
      technicznie rzecz biorąc będą razem na balu. niekoniecznie pójdą tam że sobą, ale będą razem. że sobą razem i razem z połową szkoły, może być? xD
      no właśnie, skupmy się na szczęściu Jamesa, bo to się zdarza nieczęsto! pogawędka pogawędką, ale on ją tylko zaprosił na bal, a nie proponował małżeństwo, więc w sumie to nie jest źle xD
      A tam, jak widać z Remusa marna swatka raczej jak widać 8D chyba mnie zabijesz za takie dżołki ale...
      wiedziałam, że Katie i Michaś trochę cię udobruchają xD No, kochani są, to trzeba przyznać.
      co do trzeciego fragmentu to dziękuję, bałam się właśnie, że nie będzie wystarczająco klimatycznie. miało być tak delikatnie... melancholijnie w sumie ale jak wyszło tak wyszło.
      no już się tak nie denerwuj, tylko czytaj rozdziały! i wreszcie swoj napisz, a nie szkoła i szkoła.
      <3

      Usuń
  2. Biedny Syriusz... :////// :((((
    Oj, Lily, Lily, mogłaś odmówić Ericowi... A ty Syriuszu trochę się pospieszyć!!! xD
    Evans się zgodziła!!! Jeeeej! Ale szkoda, że tak otrzeźwiła Jamesa. Mógł pozostać w słodkiej niewiedzy :D
    Chociaż i tak coś czuję, że między tą dwójką będą romantyczne momenty (albo przynajmniej moment! ) na balu :D
    Z Lily i Syriuszem też ;)
    Wierzę, że Łapa znajdzie sposób na to, by pogodzić się z Lily! (najlepiej jakby ten sposób był choć troszkę romantyczny :D )
    Ach, pewnie już to pisałam-jak ja lubię Remusa!:)
    Scena w pubie, kiedy James opowiadała o zapraszaniu Evans była świetna! Te komentarze chłopaków! xD
    Z kim idzie Ann? Jeśli to było, to chyba nie zauważyłam, jeśli nie-napisz mi proszę :)
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
    ~Arya ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak się zebrał gdzieś dwa dni przed balem, to czemu sie dziwić? trochę ma za swoje, co nie znaczy, że to nie jest przykre... xd
      no, chociaż James ma odrobinę radości w życiu, ale Evans dba, żeby nie było jej za dużo. niestety.
      co do opowiadania Jamesa o tej sytuacji - dziękuję! myślę, że jego jakakolwiek wypowiedz o Evans nie mogłaby się obyć bez komentarzy chłopaków. nie mogli nie wykorzystywać takich okazji xD
      nie było, ale będzie w następnym rozdziale, więc pozostawię bez spoilerów!
      dziękuję za komentarz, do następnego <3

      Usuń
  3. Cześć!
    Zachwyca mnie Twoje tempo. W czasach, kiedy na wymęczony rozdział trzeba niekiedy czekać po kilka tygodni albo i miesięcy... Oby tak dalej! Czytelnik nie wypada z rytmu i wie, że kiedy pojawi się nowy rozdział, będzie dobrze pamiętał, co działo się w poprzednim :)
    Kukiełki bahanek mnie wzruszyły. W ogóle lubię słowo "kukiełka", a kiedy jeszcze dotyczy ono małych potworków w mikołajowych strojach... No cudnie.
    Podobało mi się, jak stopniowałaś napięcie. Najpierw Syriusz wyczekujący odpowiedniej chwili (na próżno...!), później opowieść Jamesa (TAK! Okay, ja też się zdziwiłam, ale to było bardzo miłe zdziwienie), a na koniec cios prosto w serce... Biedny Syriusz! Mam nadzieję, że ten Eric nie dożyje balu (wybacz, kolego, nie mam nic do Ciebie, ale sam rozumiesz, konkurencja Blacka powinna wymrzeć i już), nie wiem, walnij go jakimś meteorytem albo coś.
    Ach, Michael i Katie są tacy słodcy. Dobrze, że chociaż im się układa.
    Może Syriuszowi nie udało się zaprosić Lily na bal dlatego, że ciągle upiera się przy bzdurnym stwierdzeniu, że wtedy wszystko wróciłoby do normy? Przecież my nie chcemy, żeby wróciło do normy. Chcemy romansu! :p
    Na miejscu Jamesa nie zamartwiałabym się tak. Lily tylko próbuje trzymać fason, na pewno będzie wspaniale ;)
    Rozdział był raczej smutny, ale mam nadzieję, że tylko nas wkręcasz, bo Syriusz w jakiś sposób spędzi ten bal ze "swoją" Lily :)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej!
      a dziękuję, ostatnio naprawdę mi idzie nieźle jeśli chodzi o tempo. rekord za rekordem! boję się tylko, że przy kolejnych rozdziałach nieco zwolni, ale bądźmy dobrej myśli.
      Ech, pzypadkiem ściągnęłam na Erica nienawiść wszystkich, a to przecież naprawdę fajny gość :c no ale trudno, już po fakcie... meteoryt wydaje się jednak zbyt surową karą :c
      No, co do Katie i Michaela to prawda. jedyni szczęściarze tutaj xd
      ciekawa teoria, ale z drugiej strony norma musi wrócić, żeby mogło się coś dziać! albo chociaż zostać tak, jak było dotąd.
      Niestety James trochę bardziej emocjonalnie do tego podchodzi :c no ale takie myślenie jak Twoje by mu nie zaszkodziło xd
      wkręcam, nie wkręcam, okaże się!
      dziękuję bardzo za komentarz <3

      Usuń