#comments { color: #000; }

wtorek, 21 czerwca 2016

21.

Cóż, przerwa między tym rozdziałem a poprzednim jest nieco większa, niż wcześniej, ale za to mam Wam do pokazania całe siedemnaście stron rozdziału, z czego dziewięć (!) napisałam dzisiaj. Właśnie skończyłam poprawki, jest wpół do trzeciej, więc jeszcze jakieś błędy mogły zostać, ale poszukam ich jutro rano - teraz tylko dodaję i idę spać!

    Syriusz przepychał się przez tłum tańczących uczniów, torując sobie drogę łokciami. Choć jego twarz zastygła w wyrazie całkowitej obojętności, zaciśnięte mocno pięści i zmrużone oczy sugerowały, że stało się coś naprawdę poważnego.
Biegłam za nim, by móc nadążyć pomimo wysokich butów, potrącając raz po raz którąś z wirujących na parkiecie par. Akurat posyłałam przepraszający uśmiech w stronę Franka Longbottoma, którego przypadkiem odepchnęłam od Alice - jego partnerki na balu - gdy wpadłam prosto na plecy Syriusza, który akurat postanowił się gwałtownie zatrzymać, i straciłam równowagę. Szukając desperacko czegoś, za co mogłabym chwycić i nie upaść, objęłam go mocno w pasie i gdy już się wyprostowałam, odsunęłam się od niego tak szybko, jak tylko mogłam.
- Uważaj, Beckett - powiedział, odwróciwszy się w moją stronę i objął mnie ramieniem, jakby chcąc mi pomóc utrzymać równowagę. Przeszliśmy tak razem parę kroków, a ja objęłam go ręką, by było mi wygodniej. Syriusz wydawał się w tamtej chwili nieco spokojniejszy, choć jego wolniejszy krok był chyba raczej efektem mojego pokracznego biegu i wolał nie przyczynić się pośrednio do jakiegoś złamania. Kiedy znaleźliśmy się blisko drugiego końca sali, Syriusz zatrzymał się nagle i powoli opuścił rękę, patrząc w jeden punkt jakby nieobecnie.
Spojrzałam ze zdziwieniem w tę samą stronę i zamarłam, a moja twarz przybrała zapewne bardzo podobny wyraz do Syriusza. Dostrzegłam Michaela, który właśnie tańczył - albo może raczej obściskiwał się - z jakąś szatynką, nieopodal szwedzkiego stołu. Wpatrywałam się w nich tępo, czując, jak zbiera się we mnie złość; wyjęłam z torebki różdżkę i zacisnęłam ją w pięści, oni natomiast zdawali się nie zauważać ani nas, ani świata poza sobą nawzajem.
- Hej, co on wyprawia? - Usłyszałam nagle głos Mary pełen szczerego zaciekawienia, co oderwało mnie od rozmyślania nad serią paskudnych eliksirów, które powinnam Scottowi zaserwować. Gdy spojrzałam z zaskoczeniem w jej stronę, zobaczyłam, że obok niej stoi też Evans, trzymając chwiejącą się lekko Krukonkę pod rękę.
Spojrzałam w stronę Syriusza, który akurat szarpał mocno Scotta, chwyciwszy go uprzednio za tył marynarki. Michael zatoczył się do tyłu, wymachując rękami w celu złapania równowagi, a szatynka, z którą jeszcze przed chwilą się obmacywali, patrzyła na chłopaka z mieszanką zdumienia i złości w oczach.
- Puszczaj go, kretynie! - wydarła się wreszcie, próbując przekrzyczeć muzykę, po czym doskoczyła do swojego chłopaka i zaczęła go ciągnąć za rękę. Bez zastanowienia rzuciłam się do przodu i stanęłam przed nią, a gdy zbliżyłam się do niej na odległość ledwie kilku centymetrów, wycelowałam w jej stronę różdżką częściowo ukrytą w rękawie. Choć już wtedy wiedziałam, że powinnam raczej powstrzymać Syriusza, niż mu pomagać w taki sposób, całkowicie zignorowałam resztki rozsądku.
- Słuchaj no... - zaczęłam, a wtedy nagle Evans stanęła obok mnie i złapała mnie za rękę, w której trzymałam różdżkę, po czym lekko odciągnęła mnie od dziewczyny.
- Jestem prefektem, a Scott... miał szlaban na przyjście na bal. Od McGonagall.
Dziewczyna pokiwała głową, jakby chcąc uczynić swoje słowa bardziej autentycznymi.
"Miał szlaban na przyjście na bal".
Gdyby nie całokształt sytuacji, zapewne wybuchnęłabym śmiechem, jednak w tamtej chwili posłałam jedynie mordercze spojrzenie tej piątoklasistce - i choć uznawałam, że powinnam winić bardziej Michaela niż ją, to w tamtej sytuacji i tak czułam do niej niechęć. Gdyby nie ruda, zapewne wydłubałabym jej oko różdżką.
W każdym razie słowa Evans niesamowicie skołowały blondynkę; może gdyby nie alkohol, którego zapewne wypiła mnóstwo, potrafiłaby zweryfikować coś takiego choćby z powodu niepewnego tonu Lily. W tamtej chwili wydawała się jednak być całkiem przekonana.
Evans pociągnęła mnie w stronę, w którą wcześniej udali się Syriusz i Michael oraz Mary, która postanowiła ich najwidoczniej popilnować, a ja jeszcze pomachałam różdżką ostrzegawczo w stronę dziewczyny, żeby przypadkiem nie przyszło jej do głowy pójście za nami.
- Gdzie jest Katie? - spytała Evans, kiedy już się trochę oddaliłyśmy, a przerwa w muzyce sprawiła, że nie musiała jej przekrzykiwać. Nie trzeba było niczego jej tłumaczyć; najwidoczniej gdy tylko zobaczyła Michaela z kimś innym, niż Greese, od razu pojęła powagę sytuacji.
- Z boku sali. Mam nadzieję, że ktoś z nią został, ja musiałam pilnować Blacka - odparłam, a dziewczyna skinęła głową.
- Niespecjalnie wyszło.
Nie mogłam się nie zgodzić, a że ton dziewczyny nie był nawet karcący, postanowiłam się nie odzywać. Od tamtego momentu milczałyśmy przez całą drogę, podczas której i tak nasze myśli zajmowało raczej przepychanie się przez tłum tak, by jak najmniej wszystkim przeszkadzać. W końcu znalazłyśmy się przy wrotach Wielkiej Sali; rozejrzałyśmy się wokół, a następnie spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo.
Syriusz wciąż nie wypuszczał z dłoni marynarki Michaela, a James stał obok i rozglądał się, tak jakby wyczekiwał na dobry moment do czegoś. Wyglądał tak, jakby chciał po raz kolejny odpalić na korytarzu prototypowe fajerwerki, ale McGonagall czaiła się za rogiem.
- Syriusz, dajcie mu spokój - ględziła Mary, która stała obok nich ze skrzyżowanymi rękami, a po jej tonie można było wnioskować, że nie należała do najtrzeźwiejszych. - Nie wiem o co chodzi, ale będziesz miał przez to saaaame kłopoty. No i po co?
- Dobra, chodźmy - odezwał się James, całkowicie ignorując dziewczynę i wtedy cała trójka wyszła na korytarz - chłopcy przodem, a Mary za nimi, nie przerywając kierowanej w ich stronę przemowy.
***
Kiedy razem z Evans zamknęłyśmy za sobą drzwi Wielkiej Sali i wyszłyśmy na korytarz, przestałyśmy słyszeć muzykę - za to do moich uszu zaczęło zewsząd docierać ciche pobrzękiwanie. Choć dźwięk był cichy i delikatny, jego natarczywość i bezustanność sprawiała, że wyczuwało się w nim coś niepokojącego; rozejrzałyśmy się wokół, jednak w okolicy wrót i schodów nikogo nie było, poszłyśmy więc w prawo, prowadzone odgłosami narastającego stukania.
Rozglądałam się naokoło, kiedy przemierzałyśmy korytarz. Świeczniki na ścianach drżały, wprawiając w ruch płomienie, a postacie na obrazach na głos wyrażały oburzenie spowodowane trzęsieniem się ram i naprędce zbierały z ziemi i podłóg owoce i rzucały przekleństwa w stronę potłuczonych naczyń.
- Co tu się dzieje? - spytała Lily, stając przed jednym z obrazów, a starszy mężczyzna, który właśnie zwijał wędkę, chwycił szybko blaszane, trzęsące się wiaderko pełne ryb i spojrzał na nią wzrokiem pełnym wściekłości.
- Te dzieciaki, cholera! Kiedy ja mam niby w spokoju połowić, skoro nawet w środku nocy muszą łazić i hałasować? A teraz, jak już mi się udało, to jak mi ryb nie spłoszą, jak wiaderka nie wywrócą!
- W którą stronę poszli? Tam? - wskazałam palcem dalszą część korytarza przed nami, postanawiając przerwać ten pełen złości monolog, a mężczyzna skinął głową i zaczął odgrażać się pod nosem, odkładając wędkę na ziemię.
Pobiegłyśmy dalej, a poza ciągłym odgłosem pobrzękiwania i głuchego uderzania ram obrazów o ściany, po okolicy roznosiło się ciche stukanie naszych obcasów. Wreszcie na krańcu korytarza, w miejscu nieco bardziej zaciemnionym niż pozostałe i oddzielonym od reszty łukiem, dojrzałyśmy chłopaków i Mary. James stał z boku razem z Mary, która właśnie ględziła coś pod nosem o tym, że nie ma siły, żeby się dalej szarpać z Blackiem. Syriusz z kolei trzymał różdżkę w wyprostowanej, drżącej ze wściekłości dłoni i celował nią w Michaela. Niebieskie światło na krótki moment rozświetliło korytarz, a chłopakowi jakimś cudem udało się odskoczyć na bok; zachwiał się jednak i oparł dłonią o ścianę, a wtedy ja pobiegłam do Syriusza i stanęłam przed nim, wyciągając ręce na boki. Chłopak popatrzył na mnie pytająco, a ja powoli położyłam dłonie na jego ramionach, po czym - wykorzystując jego dezorientację - odebrałam mu różdżkę.
Black wpatrywał się we mnie bez słowa, a cały hałas wywoływany przez tłukące się o ściany świeczniki i zbroję pobrzękującą tuż przy wejściu do jednej z klas ucichł, czyniąc otoczenie dziwnie spokojnym - choć hałas nie ustał momentalnie i świeczniki wciąż drżały lekko na ścianach.
- Chodźcie, pójdziemy do Katie - odezwał się James do dziewczyn cicho, jednak przy tej ciszy nie mieliśmy problemu, by go usłyszeć. Wtedy również do naszych uszu dobiegł odgłos otwieranych wrót i szybkie kroki, których głośność narastała z każdą sekundą. Wszyscy odwróciliśmy się gwałtownie w stronę, z której dobiegał dźwięk, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy to nie przypadkiem nowa dziewczyna Michaela zaalarmowała nauczycieli.
W końcu jednak w łuku dzielącym korytarz na części stanęła Cynthia oraz Charlie, który obejmował Katie ramieniem. Na widok Michaela drgnął nerwowo, jednak nie ruszył się z miejsca, a dziewczyna stała z wysoko uniesioną głową, obejmując się ramionami.
- Syriusz, odpuść mu już - powiedziała Katie chłodno, patrząc w stronę Michaela. Nawet jeśli jej głos sugerował, że wcześniej płakała, minę miała nad wyraz dumną. - Przecież to nie jest warte zachodu.
Chłopak popatrzył na nią, po chwili jednak znów odwrócił wzrok w stronę Michaela. Dla Syriusza, który nie dość, że trochę wypił, to jeszcze był niesamowicie wściekły, skopanie Michaelowi tyłka było jak najbardziej warte zachodu.
Chłopak znów ruszył do przodu, omijając mnie. Najwidoczniej miał zamiar wymierzyć sprawiedliwość nawet bez swojej różdżki, którą wciąż trzymałam w dłoni. Obejrzałam się wtedy, patrząc na Michaela, który wciąż stał oparty o ścianę; nie ruszył się stamtąd nawet na metr. Poza tym, zdawał się w ogóle nie zwrócić uwagi na przybycie kolejnych osób, patrzył za to tępo w przestrzeń.
Kiedy przyglądałam mu się przez chwilę, przyszła mi do głowy pewna myśl. Jakby ktoś rąbnął mnie tłuczkiem w głowę.
Przecież to, na Merlina, oczywiste.
- Syriusz! - zawołałam, mimo że chłopak był dość blisko i po raz kolejny dobiegłam do niego, zagradzając mu drogę. Złapałam go za nadgarstki, a on popatrzył na mnie wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
- Przepuść mnie.
- Przepuszczę, jeśli coś ze mną sprawdzisz.
Wciąż trzymając jeden z nadgarstków Syriusza, pociągnęłam go w stronę Michaela. Gdy Black się do niego zbliżył, ten zaczął mamrotać coś pod nosem i objął głowę rękami, chwiejąc się.
- Nic ci nie zrobi, spokojnie - odezwałam się, chcąc go uspokoić, po czym pomogłam mu się wyprostować. - Powiedz mi, Scott, co u ciebie? Jak tam...
- Wspaniała.
- Co? - spytał Syriusz niecierpliwie, próbując odebrać mi swoją różdżkę. Szybko odsunęłam rękę, a chłopak skrzyżował ręce, przewracając oczami z irytacją.
- No, kocham ją - kontynuował Michael, patrząc w dal i uśmiechając się kretyńsko. - Moją Elsie.
- Beckett, jeśli to jest to, co chciałaś mi...
- Zamknij się - mruknęłam półgębkiem, nie odwracając wzroku od Michaela. - To cudnie, tylko... Wiesz, nie chcę być niedelikatna, ale chyba nie zrobisz na niej najlepszego wrażenia z takim... nieświeżym oddechem.
Autentyczne przerażenie na twarzy chłopaka sprawiło, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale udało mi się jakoś zachować powagę.
- Serio? - spytał, patrząc na mnie i mrugając oczami szybko. - Myślisz, że to może być przez te czekoladki?
- Jakie czekoladki? - wtrącił się Syriusz, powoli tracąc cierpliwość. Wykorzystując moją nieuwagę, wyrwał mi różdżkę z dłoni i wycelował nią w chłopaka, ten jednak zdawał się tego w ogóle nie widzieć.
- Zjadłem czekoladki. I pachniały przez chwilę jak skoszona trawa. Myślisz, że ona nie lubi zapachu skoszonej trawy z ust chłopaka? Zobaczcie, jest źle czy nie? - Nachylił się do mnie i chuchnął, po czym przymknął oczy nieprzytomnie.
Pociągnęłam Syriusza tak, żeby znalazł się bliżej naszych twarzy.
- Czujesz? - spytałam, patrząc na niego kątem oka; ten spojrzał w moją stronę, unosząc brew.
- Tak, Lileńku, piękne perfumy, naprawdę - wymamrotał zirytowany, tak jakby nadal nie docierało do niego to, co próbowałam mu pokazać.
- A może czujesz coś jeszcze poza moimi perfumami? - spytałam, ignorując ironię w jego głosie i zastanawiając się, czy w ogóle to ma prawo się udać. Albo... Może się myliłam, może Michael był po prostu aż tak pijany?
- Czuję deszcz - dodał Syriusz cicho po dłuższej chwili milczenia, tak jakby wstydził się powiedzieć na głos coś tak dziwnego. - Zapach po deszczu.
- Ja też - odparłam szybko. - I konwalie, i jeszcze taki...
- Mówisz, że spodobałyby jej się konwalie? - spytał Michael, uśmiechając się głupkowato, a do Syriusza chyba dopiero wtedy naprawdę dotarło, o co chodzi, bo przeklął pod nosem siarczyście. Pociągnął Scotta za ramię, idąc z nim w stronę Katie, Cynthii i Charliego, i kazał mu usiąść na ławce stojącej tuż pod ścianą.
Poszłam za nimi, zbliżając się do pozostałych i postanawiając wyjaśnić im całą sytuację. James, Lily i Mary momentalnie znaleźli się obok nas, a ja otworzyłam szybko swoją czarną kopertówkę. Gdy zaczęłam w niej grzebać drżącymi dłońmi, kryształowe fiolki stukały o siebie cicho.
- Ktokolwiek to uwarzył, utrzymywał w kotle za wysoką temperaturę, a poza tym dodał za dużo mandragory - zaczęłam wreszcie, gdy znalazłam odpowiednią fiolkę w torebce. Sprawdziłam etykietę, po czym znów uniosłam wzrok, napotykając zaciekawione spojrzenia pozostałych. - Poza samym zapachem amortencji czuć lekko ziemisty swąd, poza tym pozostaje to charakterystyczne - pomachałam Michaelowi ręką przed oczami - zamroczenie.
Chłopak zdawał się nie zauważać mojej ręki.
- To amortencja? - spytała Katie, patrząc na mnie wielkimi oczami, a ja skinęłam głową, kołysząc fiolkę w palcach; drobinki startego rogu jednorożca rozproszyły się po niemal całkowicie przezroczystym eliksirze, błyszcząc delikatnie w bladym świetle świec. Dziewczyna zrobiła krok naprzód, stając przed Michaelem i patrząc na niego nieco nieobecnym wzrokiem.
- Dlaczego nosisz przy sobie antidotum na amortencję? - spytała Mary, patrząc na mnie z zaciekawieniem, pozostali zaś wpatrywali się w nas bez słowa.
- Odkąd Syriusz po zjedzeniu paczki ciastek podrzuconej do dormitorium zaczął pisać piosenki miłosne dla Dorothy - mruknęłam, szczerząc się szeroko, a Remus, James i Peter zaśmiali się głośno na samo wspomnienie tej sytuacji, tym samym doszczętnie niszcząc cały ten poważny nastrój, który panował wśród nas.
Wtedy wszyscy zaczęli między sobą rozmawiać - głównie wypytując o piosenki Blacka - tymczasem ja podeszłam do Katie i wzięłam ją pod ramię.
- Już wszystko w porządku? Czy jakoś jeszcze mamy pomóc? - szepnęłam, a ona spojrzała na mnie.
- Wszystko już dobrze, dziękuję - odparła z uśmiechem na ustach. - Tylko... on będzie o tym pamiętał? - spytała ciszej, a ja pokręciłam głową przecząco. Następnie zwróciłam się Michaela, który siedział na ławce i nie zwracał uwagi na otoczenie.
- Trzymaj, Scott - mruknęłam, odkorkowując fiolkę i podając ją chłopakowi. - To na świeży oddech.
I poszłam w stronę wrót do Wielkiej Sali, a pozostali podążyli za mną, zostawiając Katie i Michaela samych.


    Szliśmy korytarzem w stronę wrót Wielkiej Sali; Beckett właśnie rozmawiała o czymś z Mary, Charliem i Jamesem, a ja zostałem w tyle. Akurat zamierzałem przyspieszyć kroku, gdy poczułem, jak ktoś ciągnie mnie za rękę do tyłu; przystanąłem, odwracając się, a moim oczom ukazała się Lily Evans.
- Co jest? - spytałem, patrząc, jak wszyscy się od nas oddalają, a dziewczyna wzięła mnie pod ramię i ruszyła przed siebie wolnym krokiem, sprawiając, że musiałem iść równo z nią.
- Rozmawiałam z Mary - powiedziała przyciszonym głosem, puszczając moją rękę, a ja spojrzałem na nią pytająco.
- I co mi do tego? - spytałem. Nie miałem w tamtej siły ochoty na bezsensowne dyskusje; dosłownie parę minut wcześniej niemalże wysłałem kumpla do skrzydła szpitalnego, by następnie dowiedzieć się, że ktoś go otruł amortencją. Czy ja wyglądałem na osobę, która potrzebuje dodatkowych zmartwień? Cóż, według rudej chyba tak, bo jej mina nie wskazywała na to, że zamierza mi odpuścić. Dziewczyna patrzyła na mnie chłodno, marszcząc brwi, a ja przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Zostawiłeś ją samą. Nie pomyślałeś o tym, jak ona się poczuła? - fuknęła. Uznałem, że zgodna z prawdą odpowiedź "nie" jest również ostatnią rzeczą, którą powinienem mówić, więc milczałem, czekając na dalszą część wykładu.
- Siedziała tam sama, a skoro ją już zaprosiłeś, powinieneś...
- Próbowałem, okej? - wtrąciłem, nie mogąc już dłużej znieść tego, że dziewczyna mnie atakuje. Tak jakby to była jej sprawa... - Ale nie umiem tak.
- Trzeba było się nauczyć.
- Zabawne.
Milczeliśmy przez krótką chwilę, w której ja zacząłem się zastanawiać,  dlaczego w ogóle o tym mówi. I skąd o tym wiedziała? Czyżby to były początki wielkiej, wspaniałej przyjaźni między nią a Mary? Ta, jeszcze tego by brakowało.
- Syriusz, ja nie chcę się wtrącać, ale nie mogę patrzeć na to, jak jej jest przykro. Rozmawiałam z nią.
- I co według ciebie powinienem zrobić? - spytałem, zastanawiając się, kiedy ta rozmowa się skończy; właściwie to byłem gotów powiedzieć w tamtej chwili cokolwiek, byle dała mi spokój. Zacząłem rozglądać się po ścianach, a wiszące na nich obrazy patrzyły na mnie złowrogo. Ciekawe, czy im też coś zrobiłem.
- Porozmawiaj z nią. I spędź z nią trochę czasu, cholera, nie tylko ty się źle bawiłeś.
W tamtym momencie dotarliśmy do wrót Wielkiej Sali, a dziewczyna zamilkła, nikt bowiem nie wszedł do środka. Wyglądało na to, że wszyscy czekali na nas. Evans posłała mi znaczące spojrzenie, rekompensując tym samym brak pozostałej części wywodu. Znając ją, to był dopiero początek.
- Co jest? - spytał James, patrząc na mnie pytająco, a ja wzruszyłem ramionami. Zapewne był ciekawy, dlaczego Evans rozmawiała ze mną, jednak w tamtej chwili nie mogłem mu niczego wyjaśnić.
***
Mary weszła do Wielkiej Sali przede mną, niepewnie stawiając kroki; nogi chwiały jej się w butach na wysokim, wąskim obcasie. W pewnym momencie ktoś, kto przechodził obok nas przypadkiem popchnął ją - co prawda niezbyt mocno, ale wystarczająco, by dziewczyna straciła równowagę. Zatoczyła się na bok, a ja momentalnie znalazłem się przy niej i złapałem ją mocno za ramiona.
Spojrzałem w lewo i dostrzegłem Lily, która stała razem z Evans. Dziewczyny rozmawiały o czymś, a blondynka w pewnej chwili posłała mi pytające spojrzenie - zastanawiała się pewnie, czy już wszystko w porządku, czy może jednak wciąż trzeba mnie pilnować i powstrzymywać przed zrobieniem czegoś głupiego.
- Wiesz, Syriusz, chyba trochę przesadziłam - stwierdziła Mary, odwracając się do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, a ja dopiero wtedy sobie o niej znowu przypomniałem.
- Ja też - odparłem, myśląc o sytuacji z Michaelem, w której... cóż, delikatnie mnie poniosło. Nic dziwnego, że Lily tak na mnie patrzyła - zdałem sobie sprawę z tego, jak to wyglądało i gdyby nie ona, pewnie Michael nie skończyłby tak dobrze. Poczułem się tym okropnie zażenowany, niemniej starałem się o tym nie myśleć - w końcu wtedy miałem coś do zrobienia.
- No ale z alkoholem! - sprostowała dziewczyna, nieco zirytowana, jednak po chwili znów się szczerzyła.
- Trudno zaprzeczyć - mruknąłem, patrząc na jej uśmiechniętą, zaczerwienioną twarz. Postanowiłem, że kiedy następnym razem pójdę na imprezę z osobą, która nigdy przedtem nie piła, będę ją w tej kwestii kontrolować - wtedy jednak było już nieco za późno, więc jedyne co mi pozostawało, to zaopiekowanie się dziewczyną tak, żeby nic jej się nie stało.
No, i żeby jej duma nie ucierpiała bardziej, niż w tamtej chwili.
- Ale wiesz co? - kontynuowała, przybierając poważniejszy wyraz twarzy.
- Co? - spytałem, patrząc na nią z zaciekawieniem, a ona rozglądała się wokół nas. Pomachała do kogoś, kto okazał się być jej koleżanką, a gdy znów spojrzała na mnie, po raz kolejny uśmiechnęła się głupio.
- O cholera, zapomniałam.
Dziewczyna zaśmiała się, a ja uznałem, że czas na to, żeby jakoś ogarnąć sytuację między nami. Co prawda słuchałem Evans tylko dlatego, żeby dała mi spokój, ale po przemyśleniu sprawy... Cóż, miała odrobinę racji. Tylko co powinienem zrobić? Czy w ogóle robienie czegokolwiek miałoby sens, jeśli Mary była już w takim stanie?
Popatrzyłem na Mary; na jej twarzy niezmiennie od kilku minut tkwił szeroki uśmiech.
Hm, właściwie, to może był najlepszy moment.
- Słuchaj, Mary - zacząłem, a dziewczyna zwróciła się w moją stronę, ignorując stojącą nieopodal koleżankę i patrząc mi prosto w oczy. - Chciałem cię przeprosić. Za to, że cię tam... zostawiłem.
Wypuściłem powietrze z płuc powoli. Nawet po całkiem sporej ilości alkoholu (choć w porównaniu z Mary byłem praktycznie trzeźwy) nie byłem w stanie wypowiedzieć tych słów normalnie, a przecież "chciałem cię przeprosić" to wcale nie przeprosiny, a tylko wyrażenie zamiaru, nie? Tak czy siak postanowiłem mieć to za sobą i dzięki temu nie robić sobie problemów później. Ot, załatwić wszystko jak najszybciej. Poza tym, na trzeźwo byłoby o wiele gorzej.
Mary odgarnęła włosy z twarzy, patrząc na mnie... wyczekująco? No tak, czyli to był ten moment, kiedy ja powinienem się dodatkowo płaszczyć, błagać o przebaczenie i może jeszcze przy okazji sypnąć komplementem lub dwoma.
"Nie ma mowy, Villon", pomyślałem jedynie, nie zmieniło to jednak faktu, że wypadało dodać coś jeszcze, co by dziewczyna była zadowolona i dała mi w tej kwestii spokój.
- Cóż, to było nie fair, ale jeśli jest jakaś szansa na to, że mogę się jeszcze dzisiaj zrehabilitować...
Urwałem, uznając, że tyle wystarczy. To i tak było jak na mnie sporo, poza tym nietrudno było dopowiedzieć sobie resztę. Na dłuższą chwilę zapadła między nami cisza, podczas której Mary spoglądała na mnie, jakby nad czymś się głęboko namyślając.
- Wiesz co? - odezwała się wreszcie, a ja w duchu byłem wdzięczny za to, że nie muszę więcej się wysilać na zbędną gadaninę. - Wszystko super, tylko teraz i tak idę z Sophią.
Uniosłem brew, patrząc na Mary, a ta jak gdyby nigdy nic zdjęła moje dłonie ze swoich ramion, pocałowała mnie w policzek i poszła chwiejnym krokiem w stronę swojej koleżanki.
***
Przez parę chwil stałem w miejscu jak spetryfikowany, próbując powoli przetrawić to, co właśnie się stało i obserwowałem, jak Mary idzie i albo potyka się o własne nogi, albo wpada na przechodzących nieopodal parkietu uczniów.
Dobra, próbowałem nie być zły. Mary była pijana, nie nadążała za tym, co się wokół niej działo, więc można było jej to wybaczyć. Tyle tylko, że ja nie miałem siły, by się z nią w tym stanie użerać.
Z drugiej strony, może gdybym jej przypilnował, wcale by w takim stanie się nie znalazła. Westchnąłem ciężko, postanawiając, że jakoś to ogarnę, poszedłem więc za dziewczynami, które nie zdążyły jeszcze zniknąć mi z pola widzenia; szły wolno, bez przerwy się z czegoś śmiejąc, a ja ruszyłem do przodu. Dogoniłem je w kilka chwil, a gdy znalazłem się bliżej, Mary odwróciła się za siebie i spojrzała na mnie, mrużąc oczy.
- Co? - spytała, odwracając się i krzyżując ręce na piersi; zachwiała się lekko, a jej koleżanka złapała ją pod ramię.
No właśnie, "co". Właściwie to nie zastanawiałem się wcześniej, co właściwie powinienem jej powiedzieć, nie? A to była kluczowa sprawa. Poza tym, nic w stylu "przyszedłem cię pilnować, żebyś nie odwaliła niczego durnego" nie wchodziło w grę.
A może wchodziło? Postanowiłem jakoś z tego wybrnąć bez kłamstw, pozostając przy okazji delikatnym.
- Wiesz, pomyślałem po prostu, że gdyby się coś działo... - zacząłem, a mina Mary była pełna oburzenia.
Cóż, prawie zapomniałem, że ja naprawdę nie byłem mistrzem delikatności.
- A co się niby takiego dzieje? - Mary podniosła głos, a ja spojrzałem na nią bez choćby odrobiny zaskoczenia. Dobra, mogłem się spodziewać takiego obrotu spraw, nie?
- Nie mówię, że coś się...
- Słuchaj, Black - przerwała mi. - Ja sobie poradzę. Że co, że jestem pijana i już od razu nie wiem, co robię? Pff, tak się składa, że czuję się doskonale. I nie potrzebuję niańki. A teraz ja i Sophia idziemy się bawić pod sceną. Ty sobie wcześniej poszedłeś, teraz ja idę!
I poszła w stronę tłumu, zostawiając w tyle nawet Sophię. Dziewczyna popatrzyła na mnie niemalże przepraszająco.
- Teraz się z nią chyba nie dogadasz - mruknęła dziewczyna, przejeżdżając ręką po swoich misternie upiętych, ciemnych włosach; choć dosłownie parę minut wcześniej chichotała z Mary bez szczególnego powodu, wydawała się całkiem przytomna. Wzruszyłem ramionami.
- Na to wygląda. Ale wiesz, chciałem jakoś ją przypilnować, bo...
- Jasne, nie musisz mi tłumaczyć - odparła, uśmiechając się i patrząc na mnie wzrokiem pełnym zrozumienia. - Ale spokojnie, poradzę sobie z nią.
- Jesteś pewna? - spytałem, wkładając ręce w kieszenie i czując, jakby spadał ze mnie jakiś ciężar.
- Jasne. Jak coś, to cię znajdę. - Odwróciła się, szukając Mary wzrokiem. - Dobra, lecę, bo ją zgubię!
Sophia po kilku sekundach zniknęła mi w oczu, gubiąc się gdzieś w tłumie. Patrzyłem w tamtą stronę jeszcze przez chwilę, a uśmiech na mojej twarzy coraz bardziej się powiększał.
Ha, po raz kolejny Syriusz Black wyszedł zwycięsko z największego bagna, w jakie tylko potrafił się wpakować!
- O, Lily, tu jesteś! - Słowa Erica odciągnęły moją uwagę od Mary i Sophii, spojrzałem więc w jego stronę. Akurat obejmował Beckett ramieniem; dziewczyna spojrzała na mnie przez krótką chwilę, po czym oboje oddalili się w stronę parkietu. Patrzyłem na nich do momentu, w którym nie zniknęli razem w tłumie zgromadzonych pod sceną.
- Dobra, może jednak nie z największego - mruknąłem do siebie.

    Trzymałem Amandę za rękę, by jej nie zgubić, kiedy przeciskaliśmy się razem w stronę stołów.
I nie, to nie ja byłem głodny, tak gdyby ktoś miał zamiar znów mi dogryzać na temat tego, że za dużo jem. Amanda była już tak zmęczona tańcem, że postanowiła mnie wyciągnąć z samego środka parkietu i pójść coś zjeść, a ja jako dżentelmen postanowiłem jej towarzyszyć.
Dobra, Syriusz i James tak czy siak by mi dogadywali, jednak skoro nie było ich w pobliżu, mogłem sobie odpuścić zastanawianie się nad tym.
Kiedy wreszcie udało nam się wydostać z całkowicie zapchanego parkietu,  żeby tylko mieć chwilę na napicie się czegoś i zjedzenie którejś z tych świątecznych potraw, które ułożone były na srebrnych półmiskach i tacach, przyspieszyliśmy kroku i zajęliśmy miejsca przy niemalże całkowicie opustoszałym stole.
- Wiesz, Pete, ja już nie mogę. - Amanda oparła głowę o dłoń i wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze z płuc, dmuchając na kosmyk opadający na czoło.
- Nawet nie zaczęłaś jeść...? - odparłem, patrząc na nią z zaskoczeniem i dopijając poncz. Puchonka zaśmiała się cicho.
- Mówię o tańcu! - sprostowała, nakładając sobie na talerz indyka. - Musimy zrobić przerwę. Dłuższą.
- Jasne, skoro tego potrzebujesz - odparłem lekceważąco, chociaż prawda była taka, że po prostu nie chciałem się przyznawać do tego, że już nie dawałem rady. No, w końcu to nie była moja wina, że nie miałem kondycji, prawda?
No dobra, może trochę moja - kiedy jednak rozejrzałem się po stole po raz kolejny, dostrzegając całe stosy pysznego jedzenia, doszedłem do wniosku, wcale nie miałem zamiaru zmieniać nawyków. Nałożyłem sobie jedzenie na talerz z pierwszego półmiska, jaki miałem pod ręką.
- Wiesz - zaczęła Amanda, przełykając kęs, a ja spojrzałem na nią z zaciekawieniem. - W sumie to mogłeś zaprosić tę dziewczynę, o której mi mówiłeś.
Skrzywiłem się. Jeśli w ten sposób chciała mi uświadomić, że źle się ze mną bawi i lepiej byłoby, gdybym męczył kogoś innego, to nie było to ani taktowne, ani zbyt miłe.
- Nie wydaje mi się. - Postanowiłem udawać, że nie zrozumiałem aluzji, jednak dziewczyna najwyraźniej bez trudu rozszyfrowała, jak ją zrozumiałem dzięki ponuremu tonowi, którego nie byłem w stanie powstrzymać.
- Hej, nie chodzi mi o to, że nie chciałam z tobą iść! - powiedziała szybko, na chwilę opierając głowę na moim ramieniu i klepiąc mnie po plecach. - Po prostu my poszliśmy jako przyjaciele...
- ...Nawet jeśli Ann uważa inaczej - wtrąciłem, a Amanda zaśmiała się.
- Nawet jeśli Ann uważa inaczej - powtórzyła, uznając najwidoczniej, że moje słowa były całkiem adekwatne. - W każdym razie mogłeś spróbować swoich sił. Czemu nie?
Uniesieniem głowy skazała mi na dziewczynę, która zajmowała akurat miejsce kawałek od nas, z drugiej strony stołu.
- Myślę, że dlatego nie - burknąłem, patrząc na kapitana drużyny Krukonów, Daviesa, który właśnie odsuwał Helen krzesło.
- Ale oni nie są razem, wiesz o tym?
- A skąd ty o tym wiesz?
- Odkąd mi o tym powiedziałeś, zdążyłam zrobić małe... rozeznanie. Oni się tylko przyjaźnią. - Amanda spojrzała w ich stronę, po czym uśmiechnęła się do mnie tajemniczo. Przewróciłem oczami.
- To miłe z twojej strony - mruknąłem, dłubiąc widelcem w talerzu. - Ale i tak dobrze wiemy, że nic z tego.
- Jak to nic z tego? - spytała dziewczyna, a w jej głosie zabrzmiała nuta rozczarowania. - No weź, wiesz ile pracy w to włożyłam?
- Jestem naprawdę wdzięczny, ale czy nie lepiej byłoby, gdybyś tyle samo pracy włożyła w rozeznanie dotyczące Syriusza? - spytałem, a dziewczyna w jednej chwili zaczerwieniła się.
- Ja... ja nie potrzebowałam rozeznania, poza tym... - zaczęła się motać, po czym pochyliła się nad talerzem, a jej brązowe loki momentalnie zasłoniły jej twarz. - Przecież on jest z Mary.
- Przed balem z nią nie był, więc...
- No daj spokój - urwała, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Pójdę po poncz.
Dziewczyna wstała, zabierając nasze szklanki i oddaliła się w stronę misy, a ja dzięki temu miałem chwilę, by spróbować coś jeszcze przełknąć i zastanowić się nad tym.
Właściwie to dobrze wiedziałem, że Puchonce nie zależało na moim przyjacielu jakoś bardzo, więc mogła sobie odpuścić, a ja nie zamierzałem ciągnąć tematu, bo sam nie byłem pewien, czy w jej przypadku próby miałyby jakikolwiek sens. Poza tym, Amanda była koleżanką dziewczyn, więc Syriusz raczej nie chciałby zapraszać ją na jedną lub dwie randki, by następnie ją olać - a póki co nie wyobrażałem sobie, by mógł postąpić inaczej. Nawet jego związek z Mary trwał podejrzanie długo, a fakt, że przyszli razem na bal był raczej dziwny dla większości Hogwartu.
Spojrzałem w stronę Helen, która akurat śmiała się z czegoś, co opowiadał jej Davies i zmrużyłem oczy, zirytowany. Dobra, nawet jeśli oni nie byli razem, to jakie ja niby miałbym mieć szanse? Ona... była ładna. I mądra. I na pewno nie chciałaby się ze mną umówić.
Nie byłem w końcu taki jak Syriusz, James albo chociażby Remus, który gdyby chciał, na pewno radziłby sobie w tej kwestii o wiele lepiej, niż ja. Oni podeszliby po prostu, zaczęli rozmowę i później wyszli z balu razem z nią, a ja?
Cóż, ja siedziałem przy stole i gapiłem się na nią, dłubiąc w jedzeniu.
- No, na czym to my... - Amanda zajęła miejsce obok mnie i postawiła pełne ponczu szklanki na stole, a ja prawie podskoczyłem, równocześnie zaskoczony i wyrwany z zamyślenia. - Widzę, że powoli się przymierzasz, tylko kiedy zaczniesz działać?
- Pewnie nigdy - odburknąłem, upijając łyk ze szklanki.


    Siedzieliśmy na schodach, a ja z ogromnym zainteresowaniem przyglądałem się ozdobom świątecznym okalającym wrota prowadzące do Wielkiej Sali. Łagodny blask świec odbijał się w bombkach, którymi obwieszone były zielone gałązki, a ja wpatrywałem się w nie przez dłuższą chwilę, byle tylko nie musieć patrzeć Katie w twarz.
- Michael, jak myślisz - zaczęła dziewczyna nagle, przerywając panującą między nami ciszę. - Ile choinek może być w Hogwarcie?
Popatrzyłem na nią, wyrwany z zamyślenia. Dziewczyna oparła głowę o rękę, patrząc na mnie wyczekująco; zrobiłem zamyśloną minę i podrapałem się po brodzie, wykorzystując tę chwilę na to, by móc się jej jeszcze przez chwilę przyjrzeć.
Granatowa sukienka Katie - długa do ziemi i bez ramiączek - nie dość, że przyciągała wzrok, to nadawała dziewczynie wygląd wokalistki jazzowej. Zawiesiłem na dłuższą chwilę wzrok na jej zgrabnej nodze wychylającej się z rozcięcia na boku sukienki, po czym znów przeniosłem go na jej twarz. Dziewczyna przejechała dłonią ostrożnie po swoich krótkich, czarnych włosach zaczesanych na bok i ułożonych w równe fale, po czym spojrzała na mnie, marszcząc lekko brwi; momentalnie odwróciłem wzrok i znów wpatrzyłem się w te cholerne bombki.
- Właściwie to ciężko mi oszacować - odezwałem się wreszcie, wyłamując sobie palce - bo nie wiem nawet, ile tu może być pięter.
- Z siedem? - zastanawiała się Katie, obracając w palcach pustą, kryształową fiolkę.
- To może tak dziesięć na piętro? - rzuciłem. - Plus ta w Wielkiej Sali. Siedemdziesiąt jeden.
- I cztery na każdy z pokojów wspólnych - dodała dziewczyna, kiwając głową. - Na Merlina, bez magii stroiłoby się je chyba z miesiąc.
Nie odpowiedziałem, tym razem utkwiwszy wzrok w swoich kolanach; Katie również przestała się odzywać, a do moich uszu zaczęło docierać ciche, rytmiczne pobrzękiwanie fiolki, którą dziewczyna stukała o kamienny stopień schodów.
Choć do końca balu było jeszcze mnóstwo czasu, z Wielkiej Sali w ogóle nie było słychać muzyki - najwidoczniej ktoś pomyślał o tym, by obrazy nie marudziły z powodu naszego hałasowania do samego rana.
Wtedy dopiero zwróciłem uwagę na to, że nawet te postacie, które drzemały już wtedy, gdy przed dwudziestą szliśmy na bal, były całkowicie rozbudzone. Rozmawiały między sobą zawzięcie; ich głosy były pełne oburzenia, a ja nie mogłem zrozumieć ani jednego zdania w tym całym gwarze.
- Co się stało? - spytałem, uniesieniem głowy pokazując na obraz wiszący najbliżej nas. Katie zerknęła w tamtą stronę, po czym popatrzyła na mnie w taki sposób, że poczułem się dziwnie nieswojo. Nie odpowiedziała jednak na moje pytanie, odwracając wzrok.
- Katie - powiedziałem, próbując ją ponaglić.
- Michael.
Wziąłem głęboki oddech, starając się nie denerwować. Podejście drugie.
- Proszę cię, możesz mi wyjaśnić, o co tu chodzi? Czemu miałem to wypić? Co się w ogóle działo? - Zarzuciłem ją pytaniami, siląc się na najspokojniejszy ton, jaki tylko byłem w stanie przybrać.
Katie westchnęła, podpierając brodę ręką i spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Popatrzyłem przez chwilę na jej pomalowane ciemnoczerwoną szminką usta, które od jakiegoś czasu ani razu nie wygięły się w uśmiechu.
- Co to była za Elsie? - spytała dziewczyna, a ja popatrzyłem na nią ze zdziwieniem, zastanawiając się, o co tu w ogóle chodziło. - Znasz ją?
- Kogo znam? - mruknąłem, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc.
- Tak myślałam - odparła pogodnym tonem. Wziąłem głęboki oddech, skupiając się z całej siły na tym, by nie dać wyprowadzić się z równowagi, jednak sposób, w jaki Katie mnie traktowała i fakt, że nie chciała mi niczego wyjaśnić wcale nie pomagał. Wypuściłem powoli powietrze z płuc, przejeżdżając ręką po twarzy i zamknąłem oczy na krótką chwilę - a gdy je otworzyłem, Katie nachylała się do mnie tak, że nasze twarze znajdowały się naprzeciwko siebie.
- Źle się czujesz? - spytała, patrząc na mnie z troską, a w tamtej chwili moja złość niemal całkowicie zniknęła. Zamrugałem, zaskoczony.
- A ty jak byś się czuła na moim miejscu? - spytałem, a zanim dokończyłem wywód na temat tego, jak wszyscy ukrywają przede mną to, co działo się wtedy, kiedy nic nie pamiętałem, dziewczyna zdążyła odezwać się ponownie.
- Pewnie tak, jakby mnie ktoś otruł.
- Słucham?
- No, ktoś ci podał amortencję - wyjaśniła pogodnym tonem, odwracając ode mnie wzrok, a ja zamrugałem oczami szybko, zaskoczony.
- Że co proszę?
***
Kiedy Katie skończyła mi wyjaśniać, co się tak w ogóle stało, po raz kolejny zapadła między nami cisza, przerywana jedynie stopniowo cichnącymi skargami obrazów, którym najwidoczniej lamentowanie na drgające wcześniej ramy zaczynało się nudzić. "Syriusz musiał się najwidoczniej nieźle wkurzyć", pomyślałem, "skoro mógł zrobić coś takiego". Ostatnio w końcu zdarzyło mu się to wtedy, kiedy walczyliśmy na korytarzu ze Ślizgonami, nie? Choć na samą myśl o tym, że przez tę amortencję mogłem mieć go za wroga przechodziły mnie ciarki, mimo wszystko byłem zadowolony z tego, że tak zareagował. Jakby nie było - nic mi się nie stało, a miałem pewność, że Katie ma przyjaciela, który może ją obronić.
- Czyli ta cała Edith dolała mi do czegoś amortencji - mruknąłem, starając sobie ułożyć w głowie to, co właśnie powiedziała mi Katie.
- Elsie - poprawiła mnie dziewczyna beznamiętnym tonem.
- Tak, wszystko jedno - mruknąłem. - Ale... na Merlina, o co jej chodziło?
Katie spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakby nie wierzyła w to, co usłyszała, po czym złapała się za czoło.
- Michael, serio? - spytała. - Naprawdę nie wiesz, o co może chodzić dziewczynie, która dolewa ci do jedzenia amortencji?
- Hej, nie to miałem na myśli - mruknąłem, nieco obrażony. - Ale chyba ten eliksir nie powinien działać tak, jak... no, jak zadziałał. Zamroczenie, a potem amnezja?
- Lily mówiła, że był po prostu beznadziejnie uwarzony. Za dużo mandragory i coś tam jeszcze, nie pamiętam.
Nie miałem pojęcia, jak Beckett do tego doszła, ale nie miałem wątpliwości co do jej słów.
Cisza, która po raz kolejny zapadła między nami, stawała się powoli nie tylko irytująca, ale i nieznośna. Nagle jeden z kanarków, które latały po WIelkiej Sali, wylądował na kolanach Katie, zataczając w powietrzu koła. Miał przytrzaśnięte jedno skrzydło i popiskiwał cicho, a dziewczyna zaczęła poprawiać mu piórka i kokardkę, wciąż się nie odzywając.
Na Merlina, mógłbym nawet dalej rozmawiać o tych cholernych choinkach, byle tylko nie było tak cicho.
Zacząłem zastanawiać się znowu nad tym wszystkim, próbując sobie przypomnieć moment, w którym ktoś mógłby mi czegoś dodać do napoju, do jedzenia, może jakąś dziwną rozmowę? Twarz tej całej Edie? Im dłużej jednak myślałem, tym większą pustkę miałem w głowie i gdy czułem się z tym wszystkim coraz bardziej beznadziejnie, przyszło mi nagle coś do głowy.
- Katie - odezwałem się, a dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk mojego głosu. Zapewne tym razem to ja wyrwałem ją z zamyślenia. - Ty widziałaś mnie z tą Elvirą?
- Elsie.
- Tak, tak, wszystko jedno - mruknąłem szybko, usiłując przejść do rzeczy. - Ale widziałaś?
- Widziałam - mruknęła ponuro. Kiedy opowiadała mi o tej sytuacji, pominęła zupełnie ten aspekt, skupiła się jedynie na Syriuszu i na tym, że Lily uratowała mi tyłek swoją obsesją na punkcie eliksirów. Czegoś jednak w tej opowieści mi brakowało, coś było wciąż niedopowiedziane, a ton dziewczyny i odwrócony wzrok sprawiały, że coraz bardziej nabierałem do tego pewności.
Wziąłem głęboki oddech, starając się zdobyć na odwagę, by przejść do rzeczy.
Teraz albo nigdy. Albo się uda, albo zrobię z siebie idiotę i nie wyjdę z dormitorium przez miesiąc.
- Syriusz chyba nie zareagowałby tak, gdybyś ty się nie przejęła, co? - wydusiłem w końcu, a choć to zdanie w mojej głowie wybrzmiewało przepełnionym pewnością siebie tonem, w rzeczywistości wyszło całkowicie odwrotnie.
Katie zastygła nagle w bezruchu, po czym powoli odwróciła się w moją stronę, patrząc na mnie z zaskoczeniem. Po chwili odwróciła wzrok, wpatrując się w kanarka na swoich kolanach, i w milczeniu wyprostowała jego skrzydło. Ptak wzniósł się w powietrze, zabierając ze sobą swoją gałązkę jemioły i zniknął mi z oczu, a ja patrzyłem na Katie. Jej reakcja sprawiała, że na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech, a ona jedynie zerkała niepewnie w moją stronę, otwierając co jakiś czas usta, jakby zamierzała coś powiedzieć, i po kilku chwilach zamykając je znowu.
- Ja... - odezwała się wreszcie Katie, a w jej głosie słychać było niepewność. - Może tak... odrobinę.
Wtedy poczułem, jak coś lekko uderza mnie w tył głowy. Odwróciłem się, nikogo jednak nie dostrzegłem, a już po chwili coś zaczęło obijać się o moją twarz. Przekląłem pod nosem, machając rękami przed twarzą.
- Immobilus! - zawołała Katie, celując w tę stronę różdżką i już po chwili na schody między nas spadł ten sam papierowy ptak. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem, po czym popatrzyłem na Katie smutno. W tamtej chwili od razu pojąłem tę jakże dobitną aluzję.
Cóż, przynajmniej wszystko stało się jasne.
Wpatrywałem się w kanarka jeszcze przez chwilę ze spuszczoną głową, zastanawiając się, po co ja w ogóle się odzywałem. Trzeba było siedzieć cicho i nie dociekać, skoro - jak widać - nic nie kryło się za tym, co powiedziała mi Katie wcześniej.
- Wiesz, Michael - odezwała się dziewczyna nagle; poczułem, jak w gardle rośnie mi wielka gula, a żołądek boleśnie zawiązuje się w supeł. Ze zdziwieniem spostrzegłem jednak, że dziewczyna uśmiecha się delikatnie.
- Słyszałem, że nie warto ich unikać - wymknęło mi się, zanim zdążyłem się powstrzymać, a Katie zaśmiała się, przysuwając się do mnie powoli i zarzuciła mi ręce na szyję.
Objąłem ją ostrożnie, przyciągając do siebie mocno, po czym musnąłem delikatnie jej usta. Katie zacisnęła ręce mocniej na mojej szyi i zatopiła palce w moich włosach, odwzajemniając pocałunek.


    Gitarzysta Tarantallegry spojrzał w naszą stronę z zaskoczeniem, kiedy razem z Syriuszem wdrapywaliśmy się po schodkach na scenę.
- Co się tak gapisz? Mówiłem, że wpadnę! - rzucił Syriusz, szczerząc zęby, a kiedy podeszliśmy do chłopaka, ten najpierw zbił z nim piątkę, a następnie podał mi rękę.
- Rhys - przedstawił się, a ja uścisnąłem jego dłoń.
- James - odparłem, a w tym czasie Syriusz wziął gitarę chłopaka i zaczął coś na niej grać. Nie skupiałem się na tym zbytnio, bowiem przyglądałem się tłumowi, który tańczył do muzyki puszczonej z magicznych głośników.
- I co, jak się podoba? - spytał Rhys, patrząc w moją stronę.
- No, słyszałem gorsze zespoły. Tragedii nie ma - odparłem, a chłopak zaśmiał się, na szczęście nie uznając tego za obrazę. W końcu nie więcej niż dziesięć minut wcześniej zapewne i tak widział nas pod samą sceną, skaczących, wpadających na wtulone w siebie pary i wydzierających się na cały głos do jakiejś popowej piosenki, w której przekręcaliśmy tekst.
- Cholera, my już potrzebowaliśmy przerwy, a oni nadal nie mają dość - skomentował jakiś chłopak siedzący za perkusją, a ja spojrzałem w jego stronę i wzruszyłem ramionami.
- Pewnie już dodali eliksiru euforii do ponczu, to dlatego - odpowiedział mu Syriusz beztrosko, siadając na krześle i wciąż brzdąkając coś na gitarze.
Choć to stwierdzenie w jego ustach zabrzmiało jak najbardziej normalna rzecz na świecie, Rhys popatrzył na nas wielkimi oczami.
- To u was norma? - spytał, a Syriusz podniósł na niego wzrok. - Pewnie jeszcze nauczyciel od eliksirów wam to uwarzył?
- No, już nie przesadzajmy, ta szkoła nie jest aż tak idealna - stwierdziłem, krzyżując ręce, a w głębi duszy byłem dumny z tego, że to tak może kogoś dziwić. To w końcu doskonale pokazywało, jak genialni byliśmy w czynieniu Hogwartu lepszym miejscem dla potomnych, no nie?
- James ma rację. Moja dziewczyna to uwarzyła - uzupełnił Syriusz, a ja spojrzałem na niego ze zdziwieniem i już miałem zamiar się odezwać, kiedy chłopak posłał mi spojrzenie mówiące coś w stylu "zamknij się". Jakimś cudem powstrzymałem wybuch śmiechu. No, wystarczyło Syriusza zgubić na parę minut, żeby zdążył przyjść na scenę, poznać zespół i nagadać, że jest z Beckett, kiedy ta - nieświadoma wszystkiego - kręciła się gdzieś z Ericiem.
- Właśnie, gdzie ją zgubiłeś? - zapytał Rhys, biorąc drugą gitarę.
- A, poszła gdzieś z dziewczynami - skłamał Black gładko. Blondyn nie odezwał się już, zajęty strojeniem gitary, a ja przysiadłem na krześle i siedziałem ze skrzyżowanymi rękami, patrząc na Blacka z uniesionymi brwiami. Ten jedynie posłał mi kolejne mordercze spojrzenie, a ja uśmiechnąłem się.
- Ej, Atton, dawaj. Zagrajmy im coś, może być to Sex Pistols - odezwał się nagle Black, a jego głos był przepełniony przesadnym entuzjazmem, na który wpływ miała zapewne ogromna ilość alkoholu.
- No weź, ja też chcę! - rzuciłem z wielkim oburzeniem, jako że wcale nie byłem w lepszym stanie.
- A na czym umiesz grać? - spytał Rhys, a ja wyszczerzyłem się głupio. Brak odpowiedzi najwidoczniej dał mu do myślenia; wymienili się z Syriuszem porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Bierz bas.
Wstałem i - chwiejąc się lekko na boki - ruszyłem w stronę basisty, by wynegocjować u niego pożyczenie instrumentu, za to Black pokazywał Attonowi, jak zagrać jakąś piosenkę.
Kiedy już do nich wróciłem, przewieszając sobie przez ramię pasek od basu i zastanawiając się, skąd ja teraz wytrzasnę ognistą dla tamtego typa jako forma podziękowania, oni akurat próbowali znaleźć jakiś dźwięk, którego oboje nie mogli sobie przypomnieć. Rhys pokazał mi na gitarze, co mogę zagrać, żeby nikt się nie połapał, że trzymam bas w rękach pierwszy raz, a ja próbowałem to nieudolnie powtórzyć, szarpiąc struny kostką.
- Ej, Jamsie, widzisz to? - spytał nagle Syriusz, przestając grać, a gdy uniosłem wzrok, wskazał mi palcem coś w tłumie.
- Co mam widzieć?
- No tam po prawej, idioto - wskazał po raz drugi, a ja spojrzałem w tamtą stronę. - Peter z jakąś dziewczyną, która nie jest Amandą.
- Zamknij się, imbecy... na Merlina - urwałem, mrużąc oczy, by móc lepiej się przyjrzeć.
- Musimy iść, Rhys. Kumpel w potrzebie. - Syriusz wstał i oparł gitarę o krzesło; zrobiłem to samo i już po kilku chwilach zeskoczyliśmy ze sceny, by jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
***
- Nie ma sensu się zastanawiać, Peter. Dalej, póki Davies sobie poszedł! - Amanda zdawała się być bardziej przekonana do tego pomysłu, niż ja. Nic zresztą dziwnego - to nie ona miałaby już za chwilę rozmawiać z Helen Ralphy, która akurat stała nieopodal i rozglądała się wokół ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Posłałem Puchonce niepewne spojrzenie.
- Daj spokój, nie dam rady - stwierdziłem, spuszczając głowę i usłyszałem głośne, pełne dezaprobaty westchnięcie Amandy.
- Wiesz co? Nie ma sensu o tym w ogóle gadać - stwierdziła w końcu pogodnym tonem i popchnęła mnie. Poleciałem do przodu, nie spodziewając się, że to zrobi, a gdy już się zatrzymałem, wyprostowałem się i spojrzałem w stronę Helen z nadzieją, że mnie nie zauważyła.
Oczywiście jak zwykle musiało mi się nie udać, bo dziewczyna patrzyła z zaciekawieniem w moją stronę, odgarniając na bok swoje jasnobrązowe, długie włosy.
Wziąłem głęboki oddech, dochodząc do przerażającego wniosku, że nie mam już wyjścia - albo to zrobię, albo będę już w jej oczach całkiem spalony.
Podszedłem do niej, czując, jak serce wali mi jak szalone, a ona patrzyła na mnie ze spokojem, który wydawał mi się dziwnie niepasujący do sytuacji.
- Yyy... - odchrząknąłem, zabrzmiałem bowiem dziwnie piskliwie. - Cześć, jestem Peter - dodałem już niższym głosem. Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem i zamrugała oczami szybko, a ja wystawiłem jedną nogę do tyłu, tak gdyby w razie czego móc szybko się stamtąd ewakuować.
- Helen. - Dziewczyna podała mi rękę, a ja uścisnąłem ją, czując na twarzy uderzenie gorąca. Gorączkowo zacząłem zastanawiać się, co powinienem dalej robić, poluźniając krawat lekko - i mając nadzieję, że przypomina to choć trochę sposób, w jaki robi to Syriusz. Na jego widok dziewczyny często szeptały coś między sobą i chichotały - z przerażeniem jednak stwierdziłem, że na Helen chyba nie zrobiło to większego wrażenia.
- Więc... jak się bawisz? - zapytałem wreszcie, czując, jak całkowicie się przed nią błaźnię, a jej spojrzenie, którego nie potrafiłem zinterpretować, jeszcze bardziej utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
- PETER, TUTAJ JESTEŚ! - wydarł się ktoś nagle za moimi plecami, a gdy się odwróciłem, ujrzałem Jamesa, który biegł w moją stronę. Za nim podążał Syriusz, a gdy stanęli po moich dwóch stronach oddychali ciężko, jak po dwugodzinnym meczu.
- Wszędzie cię szukamy -  dodał Syriusz, kiedy już nieco uspokoił oddech. Spojrzałem w stronę Helen, która obserwowała całą sytuację ze zdziwieniem, ale i zaciekawieniem.
No, cudownie. Zaraz skończy się tak, że dziewczyna będzie wyciągać któregoś z nich na parkiet, ewentualnie od razu na jakąś randkę - wszystko dlatego, że oczywiście Peter Pettigrew nie jest ani tak przystojny, ani popularny, ani wysportowany.
- Słuchajcie, jestem trochę...
- Ale potrzebujemy pomocy - zaoponował James, przerywając mi, a ja spojrzałem na niego tak samo zdziwiony, jak Helen, która od tamtego momentu zaczęła mi się badawczo przyglądać.
- Ten kawał, który wymyśliłeś - wyjaśnił Black teatralnym szeptem. - Nie wiem, czy damy sobie z tym bez ciebie radę. Nie za bardzo wiemy, jak się za to zabrać.
- Eee... - bąknąłem, zastanawiając się, o jaki żart im w ogóle chodzi (i czy taki istnieje), kiedy nagle pojąłem, o co im chodzi. - A! Słuchajcie, może przełożymy to na później, bo akurat rozmawiam z Helen i...
- A, no jasne. W takim razie bawcie się dobrze, gołąbeczki! - urwał James i oboje ulotnili się niemal tak szybko, jak się pojawili. Kiedy spojrzałem po raz kolejny na Helen, patrzyła na mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczami i uśmiechała się szeroko.
- Nie... nie chciałabyś może zatańczyć? - spytałem, onieśmielony jej wzrokiem i wyciągnąłem w jej stronę drżącą dłoń. Dziewczyna chwyciła ją, kiwając głową, i pociągnęła mnie w stronę parkietu.
- Ale pod warunkiem, że opowiesz mi o tym waszym żarcie.
- Dobra, ale... ale to tajemnica huncwotów - zamotałem się, dziewczyna jednak wcale nie miała zamiaru rezygnować z tańca.
***
- Nieźle, James. - Usłyszałem za sobą znajomy głos, kiedy szliśmy z Remusem i Ann w stronę stołów, rozmawiając o Peterze. Popatrzyłem w stronę Syriusza z zaskoczeniem; on poszedł dalej, patrząc na mnie porozumiewawczo, a ja odwróciłem się powoli. Moim oczom ukazała się Evans: patrzyła na mnie, bawiąc się swoim naszyjnikiem z dużym, jasnym kamieniem, a kąciki jej ust drgały delikatnie, tak jakby starała się z całych sił powstrzymać rozbawienie.
- Ale... co? - spytałem, patrząc na nią pytająco, a dziewczyna głową wskazała mi Petera, który właśnie szedł w stronę parkietu z tamtą dziewczyną. - A, o tym mówisz.
Spuściłem wzrok, przejeżdżając dłonią po włosach.
- Tak. Całkiem... kreatywne - uśmiechnęła się, robiąc krok w przód, a ja popatrzyłem na nią, zastanawiając się, o co jej teraz chodzi. Czy pozbycie się mnie nie było w końcu tym, o co jej chodziło? A skoro jej się to już udało - po co teraz ze mną rozmawiała?
- Drobna kontrola - odparłem. Właściwie Peter był dla nas jak taki młodszy brat: on był w nas nieco zapatrzony, my z kolei czasem po prostu musieliśmy się upewnić, że na pewno wszystko idzie dobrze. Tak jak teraz, kiedy ta jego dziewczyna wydawała się raczej niezbyt przekonana.
Zapadła między nami cisza; staliśmy jeszcze przez chwilę naprzeciwko siebie, nie odzywając się ani słowem. Stałem ze skrzyżowanymi rękoma, patrząc w jeden punkt gdzieś po prawej, a następnie po raz kolejny rozczochrałem włosy, unosząc wzrok na Lily. Dziewczyna bawiła się jednym ze swoich rudych kosmyków okalających jej twarz, a ja przyglądałem się temu przez chwilę.
- Wiesz, ja chyba pójdę do... - zacząłem i niemal od razu urwałem, napotykając wzrok dziewczyny. - No co?
- James, chciałam z tobą porozmawiać - odezwała się, gdy upewniła się już, że póki co nigdzie się stąd nie ruszam (czyli zgromiła mnie spojrzeniem tak, jak to robiła wtedy, gdy groziła szlabanem bandzie przepychających się na korytarzu pierwszaków). - Znajdziesz dla mnie chwilę?
Prychnąłem, przewracając oczami. Teraz miałem znaleźć chwilę? Po pierwsze: po przemyśleniu sprawy uznałem, że skoro nie chce ze mną gadać, bo boi się, że wszystko odbiorę jako zachętę do oświadczyn, to nie mam zamiaru się narzucać. Po drugie: i tak bawiłem się świetnie.
Ułożyłem w głowie wypowiedź traktującą o tym, że właściwie to chyba jednak nie mam dla niej chwili, bo bardzo pilnie muszę się udać do misy z ponczem i uśmiechnąłem się szeroko, zadowolony z tego, jak bardzo jestem asertywny.
- Wiesz co, Evans... - zacząłem, patrząc w jej twarz i to chyba był błąd, bo jej spojrzenie sprawiło, że przerwałem i patrzyłem na nią przez chwilę jak zahipnotyzowany. - Ja... pewnie.
Wziąłem głęboki oddech, przejeżdżając ręką od czoła do włosów i odruchowo je czochrając.
- W takim razie chodźmy gdzieś na bok, hm? - spytała i poszła w stronę stołów, a ja podążyłem za nią bez słowa.
"Brawo, James", myślałem, idąc za Evans i omijając po drodze innych uczniów. "Wzór asertywności".
***
Dobra, w mojej głowie to wydawało się o wiele prostsze.
Tak jak mówiła Mary: pogadać z nim, traktować go normalnie, a jeśli jest tak jak myślę i mam rację, to będzie wszystko tak, jak być powinno - czyli jak zwykle.
Kiedy stanęliśmy z Jamesem niedaleko filaru, a chłopak oparł się o niego plecami i skrzyżował ręce, wzięłam głęboki wdech. Miałam ułożony w głowie cały scenariusz tej rozmowy, od początku do końca, tymczasem orzechowe oczy Jamesa wyrażające coś pomiędzy wyczekiwaniem a irytacją zupełnie zbiły mnie z tropu - i to nie tylko dlatego, że nigdy na mnie w ten sposób nie patrzył. Zaczęłam zastanawiać się, czy wtedy nie było już trochę zbyt późno na jakiekolwiek rozmowy, może już zupełnie zrezygnował z jakichkolwiek prób? Choć normalnie wieść o tym, że nie będę już musiała starać się trzymać chłopaka na dystans przyjęłabym z ulgą, wtedy wydała się ona dziwnie obca i nie na miejscu.
- O czym chciałaś pogadać? - spytał chłopak beznamiętnie, patrząc gdzieś w bok, a gdy przeniósł wzrok z powrotem na mnie, wlepiłam wzrok w guzik jego marynarki.
- Ja... - zaczęłam, usilnie szukając w głowie kwestii, jaką wcześniej sobie przygotowałam, jednak im bardziej rozpaczliwie próbowałam ją sobie przypomnieć, tym większą pustkę w głowie odczuwałam. Nawet kilka szklanek ponczu, które wypiłam wcześniej "na odwagę" nie pomogło. - Chciałam...
W głębi duszy liczyłam na to, że James odezwie się w tamtej chwili i rozładuje napięcie jakimś niezbyt dojrzałym żartem, jednak on jak na złość milczał i patrzył na mnie, czekając cierpliwie, aż dokończę. Na Merlina, dlaczego on zawsze musiał zachowywać się odwrotnie do tego, co byłoby akurat w danej chwili potrzebne? Może znał się na legilimencji i robił to celowo? Cóż, to byłoby bardzo w jego stylu.
- Ja... chciałam cię przeprosić - powiedziałam bardzo cicho, niemalże szeptem, nadal przypatrując się błyszczącemu guzikowi garnituru Pottera. Kiedy uniosłam wzrok niepewnie, na jego twarzy błąkał się łagodny uśmiech.
- Wybacz, ale czy mogłabyś powtórzyć? - spytał, patrząc na mnie. - Bo chyba nie dosłyszałem.
- Przepraszam - wymamrotałam, patrząc mu prosto w oczy, a wtedy chłopak wyszczerzył się i potargał włosy.
- Co? Bo nadal nie słyszę... - Chłopak przyłożył otwartą dłoń do ucha i ustawił się do mnie bokiem, wciąż szczerząc się jak idiota, a ja skrzyżowałam ręce i popatrzyłam na niego groźnie.
- Potter, nie przeginaj! - popatrzyłam na niego, marszcząc brwi. To i tak wystarczająco zabolało moją dumę, jasne?
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę z poważną miną, po czym zaśmiał się głośno.
- Wiesz, jeszcze muszę się nad tym zastanowić - odezwał się, gdy w końcu się uspokoił, po czym podrapał się po brodzie, niby w zamyśleniu.
- Mógłbyś mi tego nie utrudniać? - spytałam, przewracając oczami. Czy naprawdę nie wystarczał mu fakt, że pierwszy raz w historii Lily Evans przeprosiła Jamesa Pottera? Czy cała reszta była potrzebna?
Chłopak nie odzywał się, a ja popatrzyłam na uczniów zgromadzonych na parkiecie, tańczących do muzyki puszczonej z głośników. Gdzieś w tłumie dojrzałam Petera, który wciąż tańczył z tamtą szatynką, a następnie zobaczyłam Erica i Lily, którzy rozmawiali ze sobą na środku parkietu, przekrzykując muzykę.
- Wiesz, właściwie to mógłbym się nawet pokusić o wybaczenie ci - odezwał się wreszcie James, a ja znów skierowałam wzrok na niego.
- Chodźmy zatańczyć - wyrwało mi się; od razu zrzuciłam to na zbyt dużą ilość alkoholu. Kąciki ust Jamesa uniosły się lekko do góry. Chłopak rozczochrał włosy, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę.
- W takim razie zatańczymy - odezwał się, a ja chwyciłam jego rękę, zastanawiając się, czy nie będę przypadkiem tego żałować. - Ale pod warunkiem, że nie będziesz sobie wyobrażać zbyt wiele.
Zgromiłam go spojrzeniem, po czym władowałam mu łokieć między żebra, ale James jedynie zaśmiał się głośno, ciągnąc mnie w stronę parkietu.


    Siedziałem przy stole pomiędzy Ann i Remusem i wpatrywałem się w szklankę, którą obracałem w palcach, a poncz przelewał się w niej na zmianę z prawej i lewej strony, sięgając krawędzi; nic z niej nie wylałem albo dzięki mojemu niezwykłemu refleksowi, albo magii.
- Ann, sądzisz, że tego eliksiru wystarczy? - spytał Remus, a dziewczyna na dźwięk swojego imienia odwróciła się w jego stronę. Patrzyła na chłopaka przez chwilę, tak jakby sens tego zdania docierał do niej nieco dłużej; w końcu spojrzała na niego nieco przytomniej i uniosła brwi, unosząc kącik ust w górę.
- Ale wiesz o tym, że Beckett zrobiła dziesięć fiolek stężonego eliksiru, prawda?
- Jak bardzo stężonego? - spytał Remus, drapiąc się po brodzie. - Wlałem po jednej kropli do każdej misy, ale skoro tak... Byle się nie okazało, że wyszło za mocne...
- A skąd ja mam wiedzieć, skoro ledwo wiem, co to znaczy? - odparła Ann, wzruszając ramionami. - Ale nie wiem. Ona mówiła, ile trzeba tam wlać... ale zapomniałam.
Remus, który wyglądał na najbardziej trzeźwą osobę na sali, choć cały czas popijał poncz, pokręcił głową z dezaprobatą i wzniósł wzrok ku sufitowi. Zastanawiałem się, jak on dawał sobie radę z pilnowaniem, by wszystko na balu było w porządku, piciem ponczu, jedzeniem, tańcem i byciem trzeźwym naraz, ale nie mogłem wyjść z podziwu.
- Jedna kropla na średni efekt, trzy na nieco mocniejszy, od ośmiu wzwyż lepiej nie próbować - mruknąłem pod nosem, przypominając sobie słowa Lily, po czym oparłem głowę o rękę i wpatrywałem się w blat stołu. Zauważyłem, że Ann i Remus patrzą na siebie porozumiewawczo, jednak nie odezwali się ani słowem.
- W takim razie może powinienem zrobić jeszcze jedną rundkę - stwierdził Remus, podnosząc się z miejsca, po czym pociągnął mnie za ramię. - Chodź ze mną, Syriusz. Tak na wszelki wypadek, w razie gdybym zapomniał, ile tych kropel miało być.
Spojrzałem na niego, unosząc brew; jeśli miałbym wybrać kiedyś najmniej wiarygodny pretekst, by znaleźć komuś zajęcie, ten byłby w ścisłej czołówce. Remus stał nade mną, krzyżując ręce, a ja westchnąłem ciężko, flegmatycznie podnosząc się z miejsca.
- Jak tam sobie chcesz - rzuciłem beznamiętnie. - A tak w ogóle, Ann. Wiesz o tym, że na którymś ze szwedzkich stołów leżą czekoladki z amortencją, prawda?
Dziewczyna popatrzyła na mnie z przerażeniem w oczach; momentalnie zerwała się z krzesła i po chwili zniknęła w tłumie.
***
- Ile ich jeszcze zostało? - zapytałem ze znudzeniem, kiedy zatrzymaliśmy się przy trzeciej z kolei misie, a Remus wyciągał z kieszeni fiolkę z eliksirem euforii. Napiłem się ponczu ze szklanki, którą niosłem w ręce, a chłopak zrobił zamyśloną minę.
- Hm, siedemnaście - powiedział beznamiętnie, a ja westchnąłem tak, jakby co najmniej kazał mi biegać wokół zamku, a nie zrobić małą rundkę po Wielkiej Sali. Odkorkował buteleczkę, odmierzając idealnie dwie krople do misy, a ja skrzyżowałem ręce, przyglądając mu się.
- No popatrz, jednak idealnie zapamiętałeś ilość - burknąłem, a Remus spojrzał w moją stronę. Kiedy się uśmiechnął, blizna na jego policzku stała się nieco bardziej widoczna, co podkreślał dodatkowo półmrok panujący w pomieszczeniu.
- Powiedz mi lepiej, o co chodzi. - Lupin zakorkował fiolkę i spojrzał na mnie wyczekująco, stając w miejscu.
- Eee... - zacząłem, szczerząc się sztucznie. - Może chodźmy do kolejnej misy? Zostało jeszcze siedemnaście, więc do roboty!
Dla większego efektu machnąłem ręką z zaciśniętą pięścią i wyszczerzyłem się jeszcze szerzej; Lupin przewrócił oczami, po czym spojrzał na mnie wyczekująco i skrzyżował ręce. Westchnąłem.
"Dobra, świetnie", mruknąłem pod nosem. A zresztą... Doszedłem do wniosku, że skoro zarówno James, jak i Peter byli zajęci, a Remus chciał mi pomóc, to może dobrym pomysłem byłoby mu pozwolić.
Nie żeby to miało szansę zadziałać, ale i tak nie miałem nic do stracenia, prawda?
- Po prostu... Przeprosiłem Mary, ale ona była strasznie pijana i sobie poszła - zacząłem, idąc przed siebie, a Remus wyrównał ze mną krok. - A James poszedł z Evans i chyba się nawet udało, bo ich nie widziałem od jakiegoś czasu. A ty ogarniasz z Ann ten cały bal i w sumie...
- A Beckett? - przerwał mi, a ja popatrzyłem na niego ze zdumieniem.
- Beckett i Beckett, uparł się i koniec - mruknąłem, przypominając sobie naszą rozmowę sprzed balu. - Przecież ona jest gdzieś tam z Ericiem, o czym ty w ogóle gadasz? - spytałem, a Remus uśmiechnął się tajemniczo, co tylko wyprowadziło mnie z równowagi. Nie dość, że nawet nie doszedłem do sedna sprawy, to w dodatku gadał jakieś głupoty, które nie miały prawa mi w żaden sposób pomóc. Ten brak jakiejkolwiek logiki był do Lupina tak niepodobny, że zupełnie zwątpiłem w to jego "bycie trzeźwym".
A ja chciałem tylko powiedzieć, że mi się nudziło, kiedy wszyscy mieli jakieś pary, a ja siedziałem sam.
Przyszło mi nawet do głowy, że może to była taka kara za zostawienie Mary samej? No, a nawet jeśli nie, to i tak całkowicie zrozumiałem swój błąd.
- Hm, wiesz co? - mruknął Remus, odmierzając kolejne dwie krople do misy. - Może i masz rację.
Popatrzyłem na niego ze zdumieniem, ale jednocześnie odkryłem, że wcale nie chciałem tego usłyszeć.
- Co? - spytałem, nie wierząc w to, co usłyszałem, a Remus wzruszył ramionami, idąc dalej, w stronę kolejnej misy. Dogoniłem go szybko, ignorując fakt, że podczas biegu trochę ponczu ulało mi się ze szklanki. - O co ci chodzi?
- Mam na myśli to, że pewnie i tak byś to skopał - stwierdził chłopak beztrosko, poprawiając marynarkę i wkładając ręce do kieszeni spodni, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Słucham? - spytałem ze zirytowaniem, a Remus odmierzył kolejne dwie krople i ruszył przed siebie, nie odzywając się do mnie ani słowem - zaczął za to sobie pogwizdać z uśmiechem na twarzy, wciąż mnie ignorując.
***
Obróciłam się, trzymając Erica za rękę, a chłopak chwycił mnie w talii i zaczął kołysać mnie na boki.
- Przyyyjdź, rozpal mój kociołeeek, będziesz o niego dbaaaać - zawył wokalista, przedrzeźniając manierę autorki tej piosenki, Celestyny Warbeck, a Eric razem z nim. Zaśmiałam się głośno, robiąc kolejny obrót.
- Uwarzę ci mocnej miłooościiii, byś mogła w cieple się grzaaać! - zaśpiewałam, a wtedy piosenka się skończyła i na sali rozległy się gromkie brawa.
- Dobra - zaczął wokalista, wzdychając ciężko ze zmęczenia, gdy wszyscy nieco ucichli. - Nie wierzę, że zrobiliśmy ten cover. Celestyna Warbeck w wersji rockowej, serio? No ale cóż. Podobało się?
Głośne piski i okrzyki wypełniły Wielką Salę.
- Podobało się?! - wydarł się po raz kolejny, wywołując jeszcze większy hałas. Chłopak prychnął z rozbawieniem, po czym wziął głęboki oddech.
- Skoro tak, to w nagrodę zrobimy sobie chwilę przerwy, bo to chyba nas przerosło.
Oburzone okrzyki zmieszane ze śmiechami rozbrzmiały na sali, a ja zaśmiałam się po raz kolejny. Eric trącił mnie w ramię, po czym nachylił się do mojego ucha.
- Idę do szwedzkiego stołu, miałem się tam spotkać z koleżanką. Idziesz ze mną? - spytał, a ja pokręciłam głową.
- Pójdę usiąść, później się może spotkamy, co? - odparłam, a chłopak skinął głową z uśmiechem i poszedł, ja z kolei ruszyłam w przeciwną stronę. Byłam taka zmęczona, że jedyne o czym marzyłam, to łyk ponczu przyprawionego eliksirem euforii, więc w ciągu kilku chwil znalazłam się przy stołach, a następnie przy jednej z mis. Kiedy nalałam sobie napoju do szklanki i skierowałam się w stronę swojego miejsca, zauważyłam Syriusza; odwrócił swoje krzesło w stronę parkietu i siedział zgarbiony z miną co najmniej pochmurną, patrząc tępo w przestrzeń. Podeszłam do niego pospiesznie, zastanawiając się, co mogło się stać.
- Hej - rzuciłam cicho, a chłopak podniósł na mnie wzrok.
***
- Cześć - odpowiedziałem, patrząc na Lily, która stanęła nade mną; kiedy zauważyłem, że patrzy na mnie z troską w oczach, od razu wyprostowałem się i uśmiechnąłem nonszalancko, żeby nie wyglądać aż tak żałośnie.
- Gdzie masz Mary? - zapytała, odwracając krzesło i ustawiając je obok mojego tak, by móc patrzeć w tę samą stronę. Kiedy usiadła i popatrzyła na mnie wyczekująco, ja wzruszyłem ramionami.
- Gdzie masz Erica? - odparłem, a dziewczyna zaśmiała się. Chociaż sam czułem się beznadziejnie, fakt, że dziewczyna była w o wiele lepszym humorze, nieco podniósł mnie na duchu.
- Poszedł do jakiejś koleżanki, a mi nie chciało się z nim iść. Nie przyszłam przecież na bal po to, żeby gadać, prawda?
- Przecież dokładnie to robisz tutaj - odparłem szybko, zastanawiając się, czy w ten sposób właśnie jej nie spławiłem. Dziewczyna zamilkła na chwilę, a ja już byłem pewny, że wszystko popsułem swoim niewyparzonym jęzorem.
- Ale to ty - wyjaśniła przyciszonym głosem, tak jakby powiedzenie tego ją speszyło. - To coś innego.
Popatrzyłem na twarz Lily; dziewczyna uśmiechała się lekko, a na jej twarz opadł jeden z długich, rozpuszczonych kosmyków. Nachyliłem się do niej lekko, wyciągając rękę w stronę jej twarzy i odgarnąłem go na bok powoli, a dziewczyna zamknęła oczy na krótką chwilę; dopiero gdy je otworzyła, zdałem sobie sprawę z tego, jak blisko od siebie znajdowały się nasze twarze i odsunąłem się szybko. Kiedy zerknąłem na Lily, dostrzegłem, że wpatruje się w swoje buty jakby speszona i postanowiłem, że nigdy już tyle nie wypiję.
- Dobra, wracamy! - krzyknął wokalista ze sceny, kiedy piosenka z głośników została przerwana w połowie, a zdezorientowane pary wirujące na parkiecie zatrzymały się, patrząc w stronę sceny. - Teraz przejdziemy do trochę bardziej... mugolskiego repertuaru, w każdym razie niech pary nie ruszają się z parkietu, bo zaraz będą musiały zawracać. "Somethin' stupid"!
- Hej, znam to - odezwała się Lily, patrząc na mnie, a na jej twarzy nie było już ani śladu zawstydzenia. - Katie mi to puszczała kiedyś, wiesz?
- Też to znam - odparłem szybko. - A skoro oboje znamy, to może chciałabyś ze mną zatańczyć?
Wstałem, wyciągając rękę w jej stronę, a Lily popatrzyła na mnie z zaskoczeniem, po czym uśmiechnęła się, podając mi dłoń. Sam zresztą byłem zaskoczony tym, co robię, więc jej reakcja wcale mnie nie dziwiła.
- Jasne - odparła, wstając, a ja uśmiechnąłem się szeroko, idąc z nią w stronę parkietu.
Że niby Syriusz Orion Black III nie da rady, Luniaczku?
Pfff. Jasne, że da radę.
Nawet z tak beznadziejnym drugim imieniem, jakim jest Orion.
***
Lily trzymała mnie za rękę i ciągnęła na sam środek parkietu, przeciskając się przez tłum, a pierwsze dźwięki piosenki zdążyły już wybrzmieć na dobre. Kiedy stanęliśmy naprzeciwko siebie, a ja wciąż ściskałem jej dłoń, nie chcąc jej wypuścić, poczułem się nagle dziwnie niezręcznie: byliśmy w końcu otoczeni przez same pary, które tańczyły, wtulone w siebie. Odniosłem wrażenie, że jako przyjaciele nie za bardzo tam pasowaliśmy, jednak Beckett zdawała się tym zupełnie nie przejmować: podeszła do mnie bliżej i zarzuciła mi ramiona na szyję. Schyliłem się lekko, by mogła oprzeć głowę o moje ramię, i objąłem rękami jej talię, nieco skrępowany tą sytuacją.
Dziewczyna przytuliła się do mnie mocniej i zaczęliśmy kołysać się delikatnie w rytm muzyki, wtapiając się tym samym w tłum takich samych par.
No, może tylko z tą różnicą, że oni rzeczywiście byli razem.
Zamknąłem oczy, starając się rozluźnić i wdychałem powoli zapach kwiatowych perfum Lily, a choć w tamtej chwili wydało się to dziwacznie kojące, i tak nie potrafiłem odpuścić sobie nadmiernego rozmyślania nad tym wszystkim.
- Ej, Syriusz - szepnęła nagle Lily wprost do mojego ucha, a ja poczułem, jak przechodzi mnie dreszcz. - Tamci chyba nieco za bardzo się wczuli.
Odchyliła się lekko i zerknęła w lewo, uśmiechając się. Gdy spojrzałem w tamtą stronę zobaczyłem jakiegoś Ślizgona, który właśnie pakował język do ust dziewczynie dziwnie przypominającej jedną z koleżanek Mary. Spojrzałem na Lily, odwzajemniając jej uśmiech, po czym bardzo przekonująco udałem, że wymiotuję.
Dziewczyna zaśmiała się cicho, znowu się do mnie przytulając, a gdy kołysaliśmy się jeszcze przez chwilę, poczułem dziwne mrowienie w okolicach żołądka - co zapewne było związane ze zbyt dużą ilością tego cholernego ponczu.
Kiedy tańczyliśmy, niedaleko nas dostrzegłem Katie z Michaelem, którzy akurat zatrzymali się na chwilę, by pocałować się szybko i następnie wtulić w siebie po raz kolejny; trąciłem Lily, po czym wskazałem na nich skinieniem głowy.
- Patrz, jacy nudziarze - mruknąłem, a dziewczyna spojrzała w ich stronę i wyszczerzyła się szeroko, zapewne szczęśliwa, że między nimi wszystko się ułożyło.
- Widzisz? Dobrze, że jednak nie wysłałeś go do Munga. - Lily przejechała dłonią po moich włosach. - Chodź, mam pomysł - dodała nagle, szepcząc mi do ucha, a ja popatrzyłem na nią pytająco. Dziewczyna odsunęła się, po czym złapała mnie za ręce i zaczęła prowadzić w tańcu, który niezbyt pasował do piosenki. Puściłem jej jedną rękę, po czym uniosłem ją wyżej, a dziewczyna zakręciła się pod nią; jej ciemnoniebieska sukienka do ziemi, przylegająca w talii i rozszerzająca się ku dołowi, wirowała w powietrzu, a ja nie mogłem oderwać od niej wzroku.
Wpadliśmy na kilka par, które zaczęły nam posyłać mordercze spojrzenia, a Lily tylko śmiała się i ciągnęła mnie do innej części parkietu, by poprzeszkadzać jeszcze większej ilości zakochanych. Katie i Michael chyba zauważyli, co wyprawiamy, bo zdążyli zniknąć nam z pola widzenia, żebyśmy przypadkiem również im nie popsuli romantycznej atmosfery - jednak zarówno Beckett, jak i mnie niespecjalnie to zniechęciło.
Tańczyliśmy jeszcze przez jakiś czas, a gdy zabrzmiały ostatnie dźwięki piosenki, zatrzymaliśmy się i uśmiechnęliśmy się do siebie, ignorując mordercze spojrzenia wszystkich wokół.
- Nie przejmujcie się nimi! Zagramy jeszcze coś wolnego, jak ta dwójka pójdzie do stołu! - Rhys dorwał się do magicznego mikrofonu, a ludzie na parkiecie zaczęli się śmiać z tego durnego żartu. Popatrzyłem na Lily, która spoglądała w stronę sceny, krzyżując ręce na piersi i unosząc brew. Ja zapewne pokazałbym Rhysowi jakiś niekulturalny gest, gdybym tylko nie musiał się potem użerać z nauczycielami.
Wtedy zespół zaczął grać kolejną piosenkę - tym razem szybszą - a moja przyjaciółka posłała mi rozbawione spojrzenie, wyciągając do mnie rękę.
- To sobie poczekają - mruknęła Lily, unosząc kąciki ust; odwzajemniłem uśmiech, zaciskając palce na jej dłoni.





17 komentarzy:

  1. No dobra, dobra, sama widzę, że rozdział jest długaśny, więc wybaczam dłuższą rozłąkę. POZA TYM rozdział, który zaczyna się od słowa Syriusz jest bardzo obiecujący :p
    Tak, tak, Lily, wszyscy wierzymy Ci, że objęłaś Syriusza, bo tak było Ci wygodniej. Mhm. Wygoda przede wszystkim xD
    Ech, te wszystkie nastoletnie zdrady są męczące. Strach pomyśleć, że niektórzy nigdy nie wyrastają z tej nadmiernej potrzeby dramatyzmu w życiu...
    Przy okazji, nie wiem czy czegoś nie pokręciłam, ale chyba dziewczyna, z którą obściskiwał się Michael, raz była szatynką, a raz blondynką :)
    Jeju, myślałam, że to trzęsienie ziemi, a to... W sumie nie wiem, co to było, bo chyba nie zaklęcie? W każdym razie przyszło mi do głowy, że wątek z trzęsieniem ziemi w Hogwarcie mógłby być bardzo ciekawy :p No bo czemu nie?
    Lily jest słodka, ale jakoś lubię Mary i nic na to nie poradzę. Szkoda mi jej, bo jest na ewidentnie przegranej pozycji, a Black igra sobie z jej uczuciami... Po tym rozdziale moja sympatia do niej tylko się zwiększyła, więęęc... nie mogę uczciwie kibicować Syriuszowi i Lily :(
    O, nie spodziewałam się, że Michael został "podtruty" Amortencją. Biedny! Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Syriusza i Lily kręcą te same zapachy, hihi.
    Bardzo podoba mi się jak opisujesz uczucia Syriusza. Ma swoje wady, oj ma, ale wyglądają one bardzo przekonująco i momentami da się nawet zrozumieć jego pokrętny sposób rozumowania w kwestii trójkąta miłosnego Syriusz-Lily-Mary :p
    Jeju, po rozmowie Petera z Amandą widzę już, że to wcale nie trójkąt, ale jakiś monstrualny wielokąt miłosny :)
    Biedny Peter, aż czułam jego zażenowanie! Całe szczęście, że James i Syriusz czuwają. Ich interwencja była co najmniej dziwaczna, ale urocza.
    No i dała Lily pretekst do rozmowy z Jamesem. Bardzo podobało mi się, jak zamierzał jej odmówić, ale w praktyce z jego asertywności nic nie zostało - trudno o lepszy dowód uczuć, kiedy duma idzie w zapomnienie. Ech, Potter jest wspaniały i ma cudowny talent do rozładowywania napięcia.
    Aaw, Twój Syriusz jest taki uroczy! Smutno zabrzmiały te słowa "moja przyjaciółka" na sam koniec. Co prawda nie mam wątpliwości, że oni jeszcze będą razem, ale i tak zrobiło się mocno melancholijnie.
    Rozdział był długi i szczegółowy, mnóóóstwo w nim było emocji i każdą z nich świetnie opisałaś. Złość Katie, zażenowanie Petera, irytację Jamesa, gorycz Syriusza... Bardzo dobrze się to czytało. Uwielbiam długie rozdziały, ale byłoby suuuper, gdyby kolejny pojawił się szybciej :) Ciekawa jestem jak będą wyglądały relacje naszych młodych adeptów magii, kiedy powrócą do codzienności i pozbędą się alkoholowej mgiełki przed oczami...
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej!
      może była metamorfomagiem? ewentualnie były dwie 8D
      a tak serio to wczoraj mogłam coś z tym pokręcić, więc jak będę miała chwilę to poprawie.
      nie trzęsienie ziemi, a zaklęcie to już nieco lepszy trop xd ot niekontrolowana magia. tak jak Harry'emu zdarzyło się nadmuchać że złości ciotkę, tak Syriusz sprawia, że wszystko się trzęsie xd
      cóż, postać Mary nie jest raczej z typu tych, których nie da się lubić, chociaż jej wady i podejście do całego związku nie były dotąd jakoś dobitnie pokazane xd to mogłoby nieco zmienić ten pogląd.
      czemu wielokat, jaki wielokat? może tylko mi te relacje wydają się proste, ale cóż, ja na to patrzę z innej perspektywy xd
      cóż, czego się spodziewać po dwóch pijanych huncwotach, jak nie dziwnej interwencji? xd
      dziękuję, nie spodziewałam się w sumie, że wyjdzie tak emocjonalnie, ale cieszę się, że efekt się podoba!
      no, co do kolejnego: sama mam nadzieję, że przerwa będzie nieco krótsza, ale w sumie... skoro wczoraj dałam radę napisać aż dziewięć stron, to chyba napisanie trzech akapitów nie będzie problemem xd no, przynajmniej taką mam nadzieję.
      <3

      Usuń
  2. Jest, jest jeest! Oh, jak dobrze zaczął mi się dzień! :D A więc tak pierwszą rzeczą o której muszę wspomnieć jest przeprosinowy wywód Syriusza z którego wybrnełaś idealnie reakcją Mary! Strasznie mi się ten moment spodobał, bo przez chwilę strasznie byłam zawiedziona, że przedtawisz nam oklepany scenariusz typu : kłócą się, on postanawia ją przeprosić dla świętego spokoju, a ona pod wpływem jego uroku rzuca mu się w ramiona. fuj! na szczęscie poraz kolejny mile mnie zaskoczyłaś! :D Idziemy dalej. Całkiem sprytnie wywinęłaś się z wątku płaczącej Katie, a sprytnie dlatego, bo nie od razu zorientowałam się, że ktoś maczał paluchy w jedzeniu Michala. Brawo, bo nie tak łatwo jest mnie zaskoczyć xD Wszystko zgrało się w końcu w bardzo fajną całość prowadzącą do (w końcu) pogodzenia się Lil z Syriuszem. Pomimo obaw zapewniam, że wyszło to bardzo naturalnie i podczas czytania ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że coś mogłoby wyglądać sztucznie. Po prostu opisałaś wszystko na tyle naturalnie i zgrabnie, że rzeczywiście mogłoby się tak zdarzyć w hogwarcie! Jestem pod wrażeniem tego rozdziału bo był na prawdę dość długi a nie zamieszałaś się w rozwoju wydarzeń i fajnie połączyłaś wszystkie wątki, poświęcając chwilę dla każdego z bohaterów, a to w cale nie takie proste. Miło też czytało mi się o Peterze. Przeczytałam nie jedno opowiadanie na podstawie HP i jak dotąd mało kto poświęcał mu w ogóle uwagę, robiąc z niego dosłownie tło, a tak na prawdę można go bardzo ciekawie wykorzystać do rozwoju wydarzeń. Ah. Dość już tego chwalenia bo mogłabym tak pisać cały dzień i jeszcze troche xD No aż chciałoby się do czegoś przyczepić, ale nie ma do czego! hah :D Mam nadzieję że nie spoczniesz na laurach i już niedługo pojawi się kolejny rozdział. Miłego dnia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej!
      bez przesady, nie mogło być tak łatwo! ale cieszę się, że udaje mi się jakoś unikać tej typowosci, bo nie byłoby zbyt fajnie, gdybyś mi się tu rozczarowywała xd
      jeśli chodzi o Petera to również zauważyłam tę tendencję, rzadko ludzie o nim piszą - jak już to tak jak powiedziałaś, albo jako tło, albo kozioł ofiarny. kojarzę chyba tylko parę opowiadań, które wyłamują się z tego schematu... co prawda jest to całkiem zrozumiałe, w końcu po tym co zrobił później wszyscy postrzegają go jako zdrajcę i przypisują same negatywne cechy. sama go nie cierpię, ale to jest niestety coś, co wg mnie trzeba przeboleć - w końcu mimo wszystko kiedyś był ich przyjacielem i za coś musieli go lubić, nie?
      ja myślałam, że ten wątek z amortencją będzie jednym z bardziej oczywistych, a tymczasem jest póki cieśla wszystkich jakimś zaskoczeniem. czyżby nikt nie wierzył w szczere intencje Michaela? :C tak czy siak jestem miło zaskoczona, że tak wyszło!
      w ogóle cieszę się, że według ciebie wszystko wyszło naturalnie - staram się tego pilnować, szczególnie jeśli chodzi o dialogi c:
      a tam, mi to chwalenie nie przeszkadza, jak dla mnie może być cały dzień i trochę! zawsze to większa motywacja do pisania dalej xd
      nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale postaram się najszybciej, jak tylko się da. dziękuję Ci bardzo za komentarz i motywowanie do dalszego pisania!
      <3

      Usuń
  3. O kurczę... Już byłam gotowa spisać Michaela na straty, uważałam go za najgorszą szuję, a tu taki zwrot zdarzeń!
    Naprawdę udało ci się mnie zaskoczyć! Nie no, w ogóle nie spodziewałam się, że to będzie amortencja... Już prędzej sądziłam, że Michael udaje i nie wiem, chce po prostu wykorzystać Katie?
    Byłam wściekła prawie tak, jak Syriusz xD
    Dobrze, że Lily zachowała trzeźwość umysłu i nie pozwoliła Blackowi zamordować Michaela xD Ale naprawdę, nie wpadłabym na to, ze jest to eliksir...
    W tym rozdziale jest tyle Siriusly! <3 Ach, objęcie Lily i Syriusz na balu... <3 :D
    W sumie dobrze, że Evans zwróciła uwagę Blackowi. Żal mi tej biednej Mary. Chociaż nie zmienia to mojej sympatii do wyżej wymienionego :D Reakcja pijanej Mary na przeprosiny Syriusza po prostu boska! No przecież nie jest jakimś bogiem, żeby miała mu się od razu rzucać w ramiona! xD
    Lalala! Syriusz i Lily czują ten sam zapach amortencji!!!
    Nie żebym jakoś przepadała za Glizdkiem, ale dobrze, że mu też poświęcasz trochę uwagi. Polubiłam Amandę i naprawdę się zdziwiłam, gdy Peter w końcu podszedł do tej Helen. Co prawda nie radził sobie zbyt dobrze, ale James i Syriusz mu pomogli! Ta scena była świetna!
    Katie i Michael są słodcy! Uhh, nie przepadam za tym słowem w takim kontekście, ale w tym momencie to jedyne, które przychodzi mi na myśl. ;D Dobrze, że wreszcie wiedzą, co czuje druga osoba.
    Pijani Huncwoci na scenie też byli nieźli!xD James chcący grać po raz pierwszy na basie! :D
    Fajnie, że Evans porozmawiała z Rogaczem! A jego asertywność poszła się bujać... ;D I jeszcze ten luz Jamesa i tekst, żeby nie wyobrażała sobie za wiele totalnie mnie rozwalił!
    Uwielbiam Remusa swatkę! <3 xD
    Tak sobie właśnie zdałam sprawę, że nie mam nic do Erica. Czyżby ta koleżanka, do której szedł, to było coś więcej? (wybacz, ale ja wszędzie dostrzegam podłoża do romansów xD)
    Syriusz odgarniający włosy Lily! <3
    Scena tańca jest chyba moją ulubioną w tym rozdziale. Na początku słodko, spokojnie (Syriusz chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że czuje coś do Lily, prawda? W końcu to mrowienie nie było bezpodstawne. :D). Jednak najfajniejeszy w całym rozdziale był ten moment, kiedy Lily i Syriusz zaczęli radośnie hasać po całym parkiecie i przeszkadzać zakochanym! W dodatku ten komentarz Rhysa! xD
    W tym komentarzu jest zdecydowanie za dużo powtórzeń. I dominują dwa słowa: Syriusz i Lily ;D No ale cóż, to oni są głównymi (prawie) bohaterami tego wieczoru :d
    Ugh, i oczywiście znowu nadużywam "xD"
    A, i dziękuję za opisy sukienek! Jeszcze pytanie; jakie miały Evans i Ann? Jeśli był opis, to przepraszam, chyba przegapiłam. ;)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny! ;)
    ~Arya
    PS Proszę o więcej takich długich rozdziałów! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      no kurcze, nikt nie wierzył w dobre intencje Michaela. :c ale przynajmniej udało mi się zaskoczyć! cóż, ale gdyby nie to domniemanie niewinności, dla Michaela mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Z wkurzonym Syriuszem nie ma żartów xd
      no, Mary akurat postanowiła sobie inaczej ułożyć zajęcia, co poradzisz xD
      mam nadzieję że nie dlatego się zdziwiłaś, bo myślałaś, że oni mają być razem! Amanda i Peter to nie jest idealna para, właściwie to żadna z nich para xD zero chemii.
      Evans chyba doszła do wniosku że skoro już dostała od Mary rady, to może je wykorzystać xd a z reakcji Jamesa i tego o nie wyobrażaniu sobie zbyt wiele sama jestem zadowolona, więc tym bardziej się cieszę, że się to podoba xD
      Remus swatka, jak to brzmi XD ale cóż, może miał dość tego gledzenia Blacka...
      no, nikt nie ma nic do Erica. poza Syriuszem xD ale romanse? nic mi nie wiadomo!
      albo nie zdaje sobie sprawy, albo bardzo usilnie próbuje udawać, że nic, albo po prostu nic nie czuje...
      sama lubię ten moment! kiedy wyobrażam sobie miny pozostałych par w tamtej chwili, od razu mi jakoś lepiej na sercu XD
      co do sukienek: nie jestem pewna, czy w końcu opis sukienki Ann został dodany, ale ona miała taka przed kolana, rozkloszowana, pastelowo niebieska na wąskich ramiączkach, odcinana w talii i z przylegającą góra. sukienka Evans natomiast była opisana na pewno, przy okazji tańca otwierającego bal xd
      nie wiem czy uda się więcej takich długich, mogę ewentualnie próbować częściej dodawać... jednak siedemnaście stron za każdym razem to byłaby masakra xD
      dziękuję za komentarz!
      <3

      Usuń
  4. Hej, hej!
    Już ci to mówiłam, ale powtórzę.
    KOCHAM TEN ROZDZIAŁ, KOCHAM CIĘ, KOCHAM SIRIUSLY, KOCHAM TO WSZYSTKO.
    W tym rozdziale było tyle Siriusly, że po prostu aż od niego kipi <3
    Ale zacznijmy od początku.
    CZYLI OD AMORTENCJI.
    Nie wiedziałam w jaki sposób uratujesz Micheala, ale widziałam, że na pewno, ponieważ przecież ty uwielbiasz ich razem <3 Nie mogłabyś tego zniszczyć! I nie mogłabyś zrobić tego mi przecież!
    ALE KTO URATOWAŁ ICH ZWIĄZEK?
    NO KTO?
    NO LILY I SYRIUSZ I TAM BYŁO WPLECIONE TAKIE PIĘKNE SIRIUSLY!
    Ponieważ nie dość, że poczuli ten sam zapach amortencji, to w dodatku Syriusz poczuł w niej także perfumy Lily!!!!!! I to było takie ,,OOOoooooo! <3"
    Tyle miłości w tym rozdziale XD
    Teraz może trochę Mariusza xd
    CIESZĘ SIĘ BARDZO Z TAKIEGO OBROTU SPRAW XD
    BARDZO! BARDZO! BARDZO! BARDZO! W takich momentach to jestem tak zadowolona, że Mary jest taka władcza (xd) i nie pozwala się Syriuszowi omamić. BARDZO!
    Lily wyszła tutaj na taki wewnętrzny głos rozsądku Syriusza XD
    ,,Spojrzałem w lewo i dostrzegłem Lily, która stała razem z Evans." - rozwaliło mnie to zdanie XD BARDZO. Tak, wiem, mam specyficzne poczucie humoru. Ale tutaj po prostu dwie Lily i tak wyszło xd
    A później była część o Peterze, w której w bardzo zacny sposób przedstawiłaś go nie tylko jako chłopaka, który dużo je i cały czas okupuje stoliki z daniami. WIELKI PLUS! Bardzo polubiłam Amandę. Taka sympatyczna osóbka. A skoro już jesteśmy przy Peterze to od razu przejdziemy do pomocy Jamesa i Syriusza, która była naprawdę wspaniała XD mocno się uśmiałam.
    I jeszcze przy tym fragmencie, w którym James chciał grać na basie. TO BYŁO MEGA FAJNE XD
    I był tam Rhys, który jest naprawdę fajnym gościem. Bardzo go polubiłam :)
    A teraz wrócę znowu do Katie i Micheala. Rozwalały mnie te pomyłki z imionami xd Ja już sama nie pamiętam jak ta dziewczyna miała na imię.
    Powiem ci, że ta sytuacja z kanarkiem, była tak Katieowata, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jak mu wygładzała skrzydełka... To było takie urocze xd
    A później się pocałowali Mhhmmmm!!! JEST! W końcu!
    A potem mamy Jily i tak wielką asertywność Jamesa xd
    Mega moment i to jak się przekomarzali i to nie wyobrażaj sobie za wiele Jamesa xd KOCHAM TO XD
    Remus taka przebiegła swatka. Zmienił taktykę na podpuszczanie Syriusza i na dobre wyszło, bo zafundowałaś nam takie konkretne, duże SIRIUSLY!!! <3 Tyle miłości znowu xd
    Zatańczyli razem! Na początku wolny i to skrępowanie Syriusza było takie kochane, bo od razu widać, że przy Lily czuje się całkiem inaczej. A potem był taki skoczny jak zaczęli się razem wygłupiać i jak Rhys z nich zażartował xd TRO BYŁO NAPRAWDĘ... Świetne Wonderful, amazing! Muy bien, muy bien, perfectamente.
    No i ta wzmianka o drugim imieniu XD Wygryw!
    I reakcja Annie na czekoladki XD
    I wszystkie ukryte Siriusly <3 O których w większości ci już pisałam xd
    Ja po prostu kocham ten rozdział!
    Tyle dobra, tyle miłości XD I widzę, że nawet sukienki przemyciłaś xd
    Pozdrowionka,
    Bianka! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Jeśli chodzi o te amortencje Syriusza: już wiemy, do kogo wędruje medal za największą spostrzegawczość dot. Siriusly! dobrze wiesz, że czekałam na ten wniosek dotyczący perfum xD no nie. mogłam się powstrzymać, żeby tego nie ująć przy okazji.
      no i jeśli chodzi o Katie i Michaela... ja wiem, że wiedziałaś, ale musisz przyznać, że pozory zachowane były do ostatniej chwili!
      NADAL NIE MOGE Z NAZWY TEGO PAIRINGU XD MARIUSZ XDDD
      typowa Mary - ja tak mówię i tak ma być i koniec xd co zresztą tłumaczy jej późniejszą irytację, spotęgowaną nieco alkoholem. chociaż nie wiem czy on miał na celu omamienie jej... ja bym to okreslila jako przebłysk empatii i dojrzałości XD
      Kanonicznie Evans i Black się z czasem zaczęli przyjaźnić, właściwie ten "głos rozsadku" można potraktować jako wstępniak do tego xd
      ej nie zwróciłam uwagi na to zdanie XDDD kojarzy mi się z nazwą tego zespołu, Harry and the Potters (czy jakos tak XD). Lily and the Evans xD poprawiłabym to, ale w sumie... niech zostanie, bo śmieszki xD
      Peterowi już wystarczy przedstawiania go w fickach jako grubasa, który tylko żre i się boi na zmianę xD próbuje mu nadać jakis pozytywny wizerunek, udając, że nie jest tym Peterem, o którym czytamy w książce - bo jak sobie przypominam, to mam ochotę go zabić w jakiś mało przyjemny sposób xd
      Amanda jest taka typowa Puchonką, może później będzie miała więcej do powiedzenia bo po tym balu uznałam że ma potencjał xd właśnie tak widzę ich relacje, po dłuższym rozmyślaniu dlaczego oni się zadawali z tym idiotą xd taki młodszy braciszek, który czasem mógł wkurzać, ale i tak mu się pomagało. uznałam że to będzie bardzo w stylu huncwotów, szczególnie pijanych xd
      James nie chciał się alienować, no! a Rhys jako spoko ziomek chciał pomóc xd widzisz, a prawie go nie lubiłaś!
      ja podejrzewam, że Remus poza względami przyjaźnianymi miał też dość tego gledzenia i patrzenia na Syriusza, który siedzi i przymula przy stole, odzywając się tylko wtedy, kiedy mowa o proporcjach wskazanych przez Beckett xD no zwariować można. xd
      w sumie nie wiem jeszcze co myślę o tej scenie, to moja pierwsza w tym stylu w karierze xD kanarek zwrócił się przeciwko Katie, ale to dobrze!
      po prostu widać po tych pomyłkach, jak a) bardzo Michael był skolowany sytuacja b) jak bardzo miał te dziewczynę gdzieś XD zresztą nie żeby ją kojarzył skądś.
      Jamesowi było przykro, ale w sumie był na tyle przyzwyczajony do tego, że nie ma szans (to raczej podświadomie wiedział xd) że był w stanie jeszcze sobie smieszkowac xd
      i Siriusly! no, wszystko ujęłaś wiec nie mam jak nawet skomentować, po prostu powiem, że czekałam na napisanie tej sceny już kawał czasu xD mam nadzieję że jest odebrana choć trochę tak dobrze, jak chciałam, żeby była xd
      Anka musiała niestety pilnować takich rzeczy co zrobisz xD
      sukienki musiały być, wiadomo xD
      dziękuję za jak zwykle uważny (w szczególności odnośnie siriusly) komentarz!
      <3

      Usuń
    2. Dostaję medal fana numer jeden!!! Jupijajaj xddd
      Nie poprawiaj! To jest dobre xd uwielbiam takie fragmenty xd
      Powiem ci, że to są moje najskrytsze marzenia, a ty dobrze o tym wiesz XDD ja zanjduję wszędzie okazje do uśmiercenia petera i muszę się mocno powstrzymywać, żeby pozostał żywy...
      Niekiedy ja przypominam ich wtedy tylko że ja tak sie zachowuje bedac calkiem trzezwa xddd w podskokach, z usmiechem wpadam na naprawde swietne pomysly xd
      Prawie... Bo odkupil swoje winy juz w ostatnim rozdziale przepraszajac syriusza xd spoko ziomek, nie mg nic mu zarzucic :) taki smiechowy jest xd
      Ta scena jest odebrana dwa razy lepiej niz chcialas zeby byla xd
      A powiedz mi jeszcze jedno xd sama wymyslalas tekst piosenki, co lily z ericiem spiewali xd?

      Usuń
    3. Dobra, zostawię, a niech sobie będzie! W razie gdyby kogoś nie rozśmieszył znikacz z paru rozdziałów wstecz, to zdanie będzie jako alternatywa dla śmieszków. xD
      tak, świetne, nawet sobie przypominam takie sytuacje o których mi mówiłaś XDDD
      "Odkupił swoje winy" matko jakby nie wiadomo co zrobił złego gadając z Beckett xD chociaż dobra, rozumiem - Siriusly nie można niszczyć i w ogóle, nieważne że Rhys o tym nie wie XD
      Chciałabym :C znalazłam ją gdzieś w internetach, jedynie zmieniłam końcówki osobowe, żeby pasowało do coveru zrobionego przez zespół i męskiego wokalu. chciałabym w sumie napisać parę takich piosenek, ale to chyba nie dla mnie xd

      Usuń
  5. Halo halo! Miałam już nie spamować w komentarzach ale nie wytrzymałam i stwierdziłam, że napiszę. Czekam czekam, mija jeden dzień, drugi, tydzień i tak dalej a nowego rozdziału jak nie było tak nie ma dalej no i co? Zachęcam cię i pospieszam bo chciałabym w końcu wiedzieć co będzie dalej :D mam nadzieję że nowy rozdział ukaże się już niedługo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Spamuj ile chcesz, mi nie przeszkadza xD
      Co prawda w tamtym tygodniu nie było mnie w ogóle w domu, w jeszcze poprzednim też nie miałam zbyt wiele czasu, z kolei przez ostatnie dni musiałam załatwiać jakieś głupoty w związku ze studiami... ale i tak po przeczytaniu tego zrobiło mi się jakoś głupio, więc dzisiaj się zabieram do pracy i zaczynam pisać. dziękuję za tego kopa, przydał się! <3

      Usuń
  6. Cóż, udało mi się uwinąć z przeczytaniem wszystkich rozdziałów w ciągu dwóch dni z już i tak napiętym grafikiem, ale czego się nie robi dla Huncwotów :D
    Może zacznę od pozytywów, a więc... GENIALNE! Chociaż nawet to słowo nie oddaje mojego podziwu dla Ciebie i tego co robisz. Serio. Jak na razie znalazłam tylko dwa tak fantastyczne fanfiki w tym jeden to właśnie twój ^^
    Teraz trochę narzekania, czyli mało Luniaczka. Uwielbiam go nad życie (szczególnie, kiedy wyobrażam go sobie jako Andrew Garfield'a ♡) i naprawdę znajduję za mało fanfików gdzie on jest z główną bohaterką :'(
    Ale jako była fanka Syriusza nie narzekam, wręcz przeciwnie - nadajesz ich związkowi smaczek, którego brakuje mi na innych blogach.
    Cóż, zostało mi tylko czekać niecierpliwie na kolejny rozdział i zaczynam już żałować, że tak szybko wszystko przeczytałam.
    Powodzenia i weny życzę ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! <3
      miło mi się czyta, jak ktoś nadrabia w krótkim czasie rozdziały. to znaczy, że musiało wciągnąć, prawda? chyba nie ma większego komplementu!
      dziękuję bardzo <3 nie wiem za bardzo co powiedzieć, dziękuję. staram się! zdradzisz, co to za drugi ff?
      czemu była fanka Syriusza? przecież to taka fajna postać xd Remus ostatnio rzeczywiście nie udziela się zbyt wiele, ale już za jakiś czas będzie go więcej, więc cierpliwości! co do tego, że główna bohaterka nie jest z Remusem... cóż, zastanawiałam się nawet nad tym swego czasu, ale kurcze. do Beckett nie pasuje absolutnie, co widac zresztą w opowiadaniu, do Katie ani Ann to już w ogóle... no nie gra po prostu xd
      zastanawiam się o jaki smaczek chodzi, czy coś konkretnego czy to ogólne wrażenie? hm hm hm.
      postaram się napisać jak najszybciej, mam już 1/3 gotowa, ale gorzej z czasem. mnóstwo spraw do załatwienia się nawarstwilo...
      może dzisiaj wieczorem uda mi się to ruszyć, trzymaj kciuki!
      dziękuję jeszcze raz <3

      Usuń
    2. Co do drugiego fanfika to tutaj link: www.rok-z-huncwotami.blogspot.com

      Co do Siriusly to raczej nic szczególnego, po prostu sprawiasz, że ich relacja nie jest nudna i taka sama jak we wszystkich innych opowiadaniach.
      Luniaczek z Beckett? Uważam, że coś dałoby się zrobić, ale on akurat bardziej pasuje mi na jej takiego best frienda ♡ Katie i Ann w ogóle do niego nie pasują, więc tu się zgodzę, ale wierzę W Ciebie i twoje możliwości. Koniec końców, nie chciałabym czytać o Remusie "wiecznym singlu" XD
      Czy twój blog mnie wciągnął? Owszem, ale przy takim poziomie to nietrudne. Gdyby nie fakt, że nawet mi przydadzą się chociaż 4 godziny snu to uwinęłabym się z tym wszystkim w jedną noc, przecież wtedy najlepiej się czyta :D
      Sama piszę wszelkie powieści (ale to zdecydowanie dla siebie, chociaż marzy mi się kiedyś wydać książkę ^^), więc rozumiem, że to nie jest takie hop-siup. Jak nie brak czasu, to brak weny, chociaż i tak najgorszy jest dołek literacki, kiedy nie potrafisz nawet napisać jednego słowa, a każde następne, ledwie naskrobane zdanie jest gorsze od poprzedniego >.<

      Mam nadzieję, że dasz radę ze wszystkim i będę mogła przeczytać to cudeńko ♡

      Usuń
    3. dzięki, sprawdzę to opowiadanie jeszcze, bo właśnie przeczytałam fragment i zapowiada się dobrze. jak dorwę się do kompa to zrobię chyba jakaś porządna zakładkę z ff które czytam, bo tak właśnie pomyślałam, że by się przydała, żeby w takich sytuacjach jak ta móc coś polecić od siebie xD
      miło mi to czytać <3 staram się raczej unikać takich fanfikowych schematów, w końcu ile można o tym samym, tylko z innymi postaciami, prawda? xd
      no, to prawda, wg mnie też taka przyjaźń w tym przypadku jest odpowiedniejsza. Remus aka wieczny singiel też średnio mi się podoba, ale z drugiej strony muszę najpierw pozbyć się z głowy na czas pisania jego związku z Tonks, bo ich shipuje mocno xd po prostu dziewczyna dla niego musi mieć w sobie to coś (i to ogromne).
      najgorsze są takie dołki, często zresztą stwierdzam w pewnym momencie, że w sumie po co ja to pisze, skoro i tak jest beznadziejne? ale czasem warto się zmusić, może i pierwsze zdania pójdą topornie, ale gdy ma się choćby zarys całości, to można to szybko poprawić i nadać całości takiego kształtu, jaki się chce. pomaga i na pociągnięcie rozdziału dalej, i na wątpliwości xd
      co piszesz? nie chcesz się może podzielić ze mną, czy coś? na maila mi zarzucić? xD <3
      dziękuję ci jeszcze raz za wszystkie te miłe słowa, kiedy tylko będę mogła zabieram się do dalszej roboty!

      Usuń
    4. Z moimi milionami pomysłów na sekundę, to naprawdę trudno jest zacząć pisać coś na dłuższą metę xd
      Choć przyznaję, iż od dłuższego czasu męczy mnie historia, która mogłaby się udać, więc jeśli tylko zmusze się do stworzenia choćby prologu możesz być pewna, że ci coś wyślę. Przyda mi się trochę krytyki od osoby, która w pisaniu trochę już siedzi ^^

      Usuń