#comments { color: #000; }

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

15.


    Trąciłem Syriusza łokciem, tym samym odrywając go od prób narysowania idealnej karykatury Gainsborougha.
- Ej, Potter, przez ciebie ma nos jak Smark - szepnął z irytacją, pokazując mi efekt swojej wytężonej, blisko trzydziestominutowej pracy. Szturchnąłem Blacka akurat w chwili, gdy próbował narysować czubek nosa. Zakrzywiona kreska rozciągnęła się na połowę twarzy postaci, która robiła groźne miny i zrzucała sobie z głowy tiarę.
- Ty, artysta. Daj spokój, wiele nie dało się zepsuć. I tak było marne.
Black wzruszył ramionami, najwidoczniej nie przejmując się zbytnio moim brakiem uznania dla jego rysowniczego talentu. Odrzucił na bok ołówek skradziony Katie, a ten potoczył się po ławce ku krawędzi. Chłopak złapał go w rękę i zaczął przekładać między palcami ze znudzoną miną.
- No, to co mi tam chciałeś powiedzieć? - spytał, odrywając na chwilę wzrok od ołówka. Spojrzałem w stronę Gainsborougha, sprawdzając, czy przypadkiem nas nie usłyszy - był jednak zbyt zajęty odpytywaniem jakiejś dziewczyny, która ośmieliła się nie uważać na jego lekcjach.
Właściwie to niedługo mogłem podzielić jej los, ale niezbyt się tym przejmowałem - miałem o wiele ważniejsze sprawy na głowie, by zajmować się czymś tak przyziemnym, jak parę ujemnych punktów dla domu czy karny esej.
- Spójrz sam - odparłem, a on od razu popatrzył na Evans, nie zaszczycając mnie spojrzeniem nawet na chwilę. Nie zdążyłem nawet wskazać skinieniem głowy, a Black i tak wiedział.
Sam też zerknąłem w jej stronę.
Akurat odrzucała swoje długie, rude włosy na plecy, a ja wpatrywałem się w nie jeszcze przez dobrą minutę. Najpierw zaczęła skrobać coś na pergaminie, a ja widziałem, jak się delikatnie uśmiecha. Chyba na dłuższą chwilę wyłączyłem się całkiem z rzeczywistego świata, wpatrując się w miłość mojego życia jak w obrazek. Gdy jednak odwróciła się do Philipa White'a - tego idioty, z którym siedziała - czar prysł.
Jak on w ogóle śmiał zagadywać do mojej Lily na lekcji i odrywać ją od nauki?
Lily właśnie zaczęła śmiać się z czegoś, zasłaniając usta ręką, gdy Gainsborough momentalnie stanął przed jej ławką.
- Co cię tak bawi, Evans? - zmrużył oczy, a dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem. Jej twarz momentalnie stała się czerwona. W sumie to sam byłem ciekawy, co ją bawiło, bo jego żarty naprawdę były beznadziejne. Gdy tylko spróbowała się jakoś wytłumaczyć, nieskładnie formułując zdania i jąkając się, profesor zadał jej gdzieś piętnaście pytań z lekcji. Na szczęście wszystko wiedziała, więc dał jej spokój, ale jako że od tego momentu już nie rozmawiała z Philipem, niemalże poczułem do Gainsborouga swoistą sympatię.
Nie poprawiło to jednak zbytnio mojego humoru.
- Tylko gadają, przecież się jej nie oświadcza - mruknął Syriusz pobłażliwie, uśmiechając się z rozbawieniem. Wiedziałem, że próbuje mnie w ten sposób pocieszyć, ale niezbyt mu to wyszło.
- Dobra, słuchaj. To trochę głupie, ale chciałem ją zaprosić na trening, ale teraz...
- Kiedy ona nawet nie lubi quidditcha - zdziwił się, a ja już miałem zamiar mu to wytłumaczyć, gdy zabrzmiał dzwon obwieszczający koniec lekcji. Uznałem, że opowiem mu wszystko na korytarzu, więc zgarnąłęm szybko plecak z podłogi i podążyłem w stronę wyjścia.
- Na za tydzień esej z tej lekcji. Dwie stopy. Beckett, Rusell, Greese, Pettigrew, Black, Lupin, Potter.
Westchnąłem cieżko, zatrzymując się tuż przed drzwiami i odwracając w stronę tablicy. No bo co ja znowu złego zrobiłem? I co złego mógł zrobić Remus, który przez całą godzinę siedział cicho i notował? Evans przeszła obok mnie razem z Philipem i rzuciła mi zaciekawione spojrzenie, nawet nie przerywając rozmowy z nim.
Cała nasza siódemka podeszła do biurka, za którym stał Gainsborough. Opierał się zaciśniętymi pięściami o blat, pochylając się lekko do przodu. Zauważyłem, że na wierzchu dłoni miał szerokie, perłowe blizny. Wyglądały nieco jak ślady pazurów czegoś sporego, jednak nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo.
Profesor przyglądał się nam uważnie przez dłuższą chwilę, po czym wyprostował się.
- Wasz szlaban za zdemolowanie korytarza i takie tam został przeniesiony do mnie. Punkt piąta u opiekunki domu, stamtąd was zabiorę. Jak się nie wyrobicie, to po kolacji ciąg dalszy.
Wszyscy popatrzyliśmy po sobie znacząco. Jeszcze tego brakowało.


    Siedziałam na ławce w szatni tuż obok Syriusza i Jamesa. Ten drugi miał niezbyt szczęśliwą minę; tak właściwie to wyglądał, jakby bardzo rozbolał go ząb.
- Tylko gadali, człowieku. Nie prowadzali się po błoniach za rączkę. - Syriusz powtarzał podobną formułkę już kolejny raz, a jego ton wskazywał na to, że powoli traci cierpliwość.
- Evans, co? - szepnęłam do Blacka, a ten spojrzał na mnie porozumiewawczo. No i wszystko jasne: James jak zwykle musiał uznać, że ktoś próbuje sprzątnąć mu sprzed nosa jego ukochaną.
- A jeśli? Przecież ich nie śledzę, jaką mogę mieć pewność? A zresztą. Ty masz Mary, to możesz sobie mówić.
Syriusz wzruszył ramionami, jakby zupełnie go to nie obchodziło, a ja w tamtej chwili przestałam słuchać ich rozmowy, skupiłam się za to na pieczołowitym poprawianiu zapięć przy ochraniaczach na kolana.
W końcu odkąd pojawiła się ta jego cała Mary, atmosfera między nami stała się zupełnie dziwna. Nie mógł mi nawet o niej wcześniej powiedzieć? Albo chociaż po fakcie. Ale nie, musiałam dowiadywać się o tym od kogoś innego. A przecież podobno byliśmy przyjaciółmi...
- Co tam młoda, zapięcie popsute? - spytał Charlie, siadając obok mnie, a ja spojrzałam na niego, wyrwana z zamyślenia. Chłopak szczerzył się szeroko, wiążąc z tyłu głowy swoje długie, jasne dredy. Przeszło mi przez głowę, że naprawdę nie byłby w stanie ukryć swojego pokrewieństwa z Katie - nawet uśmiechy mieli podobne.
- Nie, tylko... zapięcie mnie trochę uwiera, nic wielkiego - skłamałam, ale mój głos nie brzmiał chyba zbyt przekonująco.
- Możemy się zamienić, jeśli chcesz - wtrącił się Syriusz, a ja zamrugałam gwałtownie. Przeniosłam na niego wzrok, a on patrzył na mnie pytająco. Czyli jednak się nie przesłyszałam. A wydawało mi się, że w ogóle nas nie słuchał.
Bezwiednie dotknęłam zapięć jeszcze raz, po czym wstałam szybciej niż Gainsborough mówi "Beckett, szlaban".
- N-nie trzeba, już się chyba naprawiło - wymamrotałam, biorąc moją miotłę opartą o ścianę i kierując się w stronę drzwi. Nim wyszłam zauważyłam, że James posyła Syriuszowi znaczące spojrzenie - tak jakby chciał przez to przekazać, że docenia jego próby bycia dla mnie miłym.
Stanęłam na boisku, krzyżując ręce i starając nie myśleć o tym, jaką idiotką jestem - skupiłam się zatem na narzekania dotyczące pogody. Spojrzałam w niebo, które zasnute było ciemnymi chmurami. Wiatr wiał mocno, otuliłam się więc mocniej peleryną; aura panująca na zewnątrz nie zachęcała zbytnio do choćby krótkiego spacerku po błoniach, a co dopiero do treningu, jednak nasza siódemka była albo bardzo zdeterminowana, albo pozbawiona zdrowego rozsądku.
- Hej, Lil! - usłyszałam, jak ktoś woła za moimi plecami, a gdy się odwróciłam, ujrzałam Erica podążającego pośpiesznie w moją stronę. Jego długie, jasnobrązowe włosy były luźno związane, nie zasłaniały więc kolczyka w kształcie kła kołyszącego się w jego uchu delikatnie.
- No cześć - przywitałam się, wciąż nieco zaskoczona. - Gdzieś ty się podziewał?
- Chyba ja powinienem cię o to zapytać - odparł nieco urażony. - Szukałem cię wczoraj pół dnia. Ciemiernik, pamiętasz? Poza tym zasadziłem dwie doniczki tamtego...
- Wybaczcie, że przerywam tę fascynującą dyskusję o kwiatkach - przerwał mu Black, pojawiając się przy nas znikąd - ale zaczynamy już trening. Potter czeka.
Spojrzałam w stronę Jamesa, który z zaciekawieniem spoglądał w naszą stronę. Najwyraźniej postanowił nie powstrzymywać Syriusza, który - jak widać - nie marnował żadnej okazji, żeby mi dogryźć.
"Dobra, nie daj się sprowokować", pomyślałam, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się do Syriusza szeroko.
- Dobra, pogadamy później w takim razie - rzucił Eric pogodnie, a ja odparłam tylko "jasne". Chłopak zaczął iść w stronę Jamesa i reszty drużyny, a gdy już zamierzałam pójść za nim, poczułam uścisk na swojej dłoni.
Zatrzymałam się i spojrzałam na Syriusza. Od razu puścił moją rękę, utkwiwszy wzrok gdzieś w okolicy moich butów.
- Gadałem z Jamesem. Mówił, że mam trenować z tobą.
- A Will? - spytałam, krzyżując ręce i próbując w ten sposób ukryć zakłopotanie. Miotła wypadła mi wtedy z ręki.
- Nie będzie go dzisiaj - odparł, zręcznie i jakby od niechcenia łapiąc moją miotłę w powietrzu, nim zdążyła choćby musnąć trawę boiska. - Oferma - mruknął pod nosem niby do siebie, ale tak, żebym usłyszała.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego morderczym wzrokiem. Mimo to ciepły ton jego głosu podczas mówienia tego słowa sprawił, że tak naprawdę nie odebrałam tego za coś strasznego. Co najwyżej droczenie się, jak zwykle.
- Oferma? - prychnęłam z niedowierzaniem, udając obrażoną. - Mówisz to jako ktoś, kto kiedyś przypadkiem wylał na mnie całą szklankę soku dyniowego?
- Po pierwsze, byliśmy wtedy w drugiej klasie, mogłabyś już mi odpuścić. Po drugie, to wcale nie było przypadkiem - odparł z rozbrajającym uśmiechem z rodzaju tych, którymi zdobywał niewieście serca.
- Ty kupo smoczego łajna. - Szturchnęłam go łokciem w żebro całkiem mocno, ale nawet nie silił się na udawanie, że w jakikolwiek sposób się tym przejął.
- Przepraszam za przerwanie fascynującej dyskusji o napojach - usłyszeliśmy z góry rozbawiony głos Erica - ale zaczynamy trening. Potter czeka!
Podnieśliśmy głowę, a naszym oczom ukazał się Reeves z szerokim uśmiechem na twarzy. Pomachał do nas radośnie, hamując na miotle i trzymając pałkę pod pachą. Ja i Syriusz spojrzeliśmy na siebie i w jednym momencie zaczęliśmy się śmiać. Chłopak oddał mi moją Kometę 180, a sam powędrował do kufra z piłkami, żeby wziąć z niego kafel.
***
- Black, no zaczekaj! - krzyczała za mną Lily. Obejrzałem się, przyspieszyłem, by ją zmylić i wyhamowałem gwałtownie. Gdyby dziewczyna nie miała tyle refleksu, wpadłaby prosto na mnie, jednak udało jej się skręcić i zatrzymała się parę metrów przede mną.
- Cholerny grat - mruknęła pod nosem, po czym zatoczyła kółko i znów znalazła się obok mnie. - Widziałeś? Nie chciała wyhamować.
- Musisz uważać, jak widać Kometa nie zareaguje od razu przy takiej prędkości - odparłem, przyglądając się trzonkowi miotły Beckett, na którym widać było odpryskujący lakier. - Będziesz musiała ją wyczuć.
Dziewczyna westchnęła, grzebiąc w kieszeni.
- Parę tygodni temu musiałam znowu kupić parę składników, więc znowu nie mam prawie nic na miotłę - poskarżyła się, grzebiąc w kieszeni przylegających, ciemnych spodni. - Wtedy nie miałabym takich problemów.
Poczułem się nieswojo, słysząc jak mówi o tych "paru tygodniach" - w końcu nigdy wcześniej nie zdarzało się, żebyśmy nie rozmawiali o czymś takim dłużej niż przez dwa dni. No, albo raczej żebyśmy nie rozmawiali w ogóle. Sporo się jednak pozmieniało.
No, oczywiście poza tym, że gdy Lily udało się zgromadzić parę galeonów na miotłę, niemal od razu pojawiał się jakiś pilny wydatek, który niweczył całkowicie jej starania.
- To co będziemy robić dzisiaj? - zapytała, wyjmując gumkę do włosów.
"Mary by się to nie spodobało", przemknęło mi przez głowę, kiedy przyglądałem się Lily. Dziewczyna zajęła się przeczesywaniem palcami swoich długich, jasnych włosów, a następnie przeciąganiem ich przez gumkę; odgarnęła z oczu parę kosmyków, zakładając je za ucho. Wspominałem kiedyś o mojej słabości do długich włosów? Nie żeby coś - to tylko moja przyjaciółka, a poza tym i tak byłem z Villon. Tylko jakoś...
"Mary by się to nie spodobało? Zabiłaby mnie".
- No już, już, moment - Lily popatrzyła na mnie, moje spojrzenie odbierając najwidoczniej jako pośpieszanie jej.
- No to dalej, ile można się stroić - bardziej stwierdziłem niż spytałem, a obojętny ton, jaki przybrałem mógł tylko utwierdzić dziewczynę w przekonaniu, że właśnie o to mi chodziło.
- To co w końcu? - zapytała, patrząc na mnie wyczekująco, a ja spojrzałem na nią i zamrugałem szybko, wyrwany z zamyślenia.
- Syriusz, trening. Zadałam ci pytanie.
- Aaa - mruknąłem niezbyt bystrze. - Tak, tak. Zanim położyli cię do skrzydła, mieliśmy trenować chyba jastrzębia?
Dziewczyna zmrużyła oczy, patrząc na mnie, a ja dopiero wtedy zorientowałem się, co takiego palnąłem. No, było już tak dobrze, więc ja oczywiście musiałem jej przypomnieć o tym, dlaczego od miesiąca ze sobą nie gadamy - bo sądząc po jej wcześniejszym zachowaniu, chyba na chwilę zapomniała.
- Tak, ale z Willem, bez niego nie da rady - odparła beznamiętnym tonem, a ja od razu wyczułem, że coś jest znowu nie tak jak powinno. Brawo, Black, wspaniale potrafisz postępować z kobietami.
- Jakie w ogóle miało być ustawienie? - spytałem, mimo że dobrze znałem odpowiedź. Po prostu usiłowałem jakoś przerwać ciszę, która zapadła między nami na dłuższy moment i sprawiała, że czułem się nieswojo. Podczas gdy mówiła, że ja mam być na środku, Will z lewej strony, a ona po prawej, gorączkowo zastanawiałem się nad tym, co dalej zrobić.
- Ale za to we dwoje możemy przećwiczyć przerzutkę. Wiesz o co chodzi? - spytałem, uznając, że skoro już atmosfera się zepsuła, to pora wziąć się do roboty, zamiast siedzieć na miotłach w powietrzu i urządzać sobie pogaduszki.
- Tak nie za bardzo - odparła Lily po chwili namysłu, patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- No, na przykład ja będę nad tobą, a ty z dołu musisz podać do mnie kafla.
- A, to! - ożywiła się nagle, jakby dopiero sobie przypomniała, o czym mówię. - Już wiem. Pokażesz mi najpierw? Tak dla przypomnienia.
Zerknąłem w jej stronę, kiwając głową, po czym obniżyłem pułap o parę metrów.
- Patrz, to nie jest takie trudne. Grunt to się zgrać, żeby ta osoba wyżej odebrała, poza tym musimy dostosować odległość do tego, jak wysoko jesteśmy w stanie wyrzucić. No, i oczywiście popracować nad odpowiednią siłą rzutu.
Przełożyłem kafel do prawej ręki, po czym cisnąłem nim z całej siły do tyłu - ale tak, by poleciał jak najwyżej. Spojrzałem w stronę dziewczyny i spostrzegłem, że złapała piłkę w wysoko wyciągnięte ręce.
- Za mocno - zawołała, odrzucając kafla do mnie, a ja po raz kolejny przełożyłem go w prawą rękę. - Ale to strasznie fajne.
- Zobacz, tak powinnaś go złapać. I możesz rzucać dwoma rękami, ale najlepiej jest jedną. Tyle tylko, że trzeba to wyćwiczyć. - mówiłem, czując się tak, jakbym nawet jej w jakiś sposób imponował. Może nie do końca tak, jak na przykład dziewczynom, które robiły wokół mnie kółko podczas gdy grałem na gitarze na błoniach, ale mimo to czułem się całkiem usatysfakcjonowany. No, przynajmniej do momentu, kiedy Lily nie odezwała się po raz kolejny krótkim, zdawkowym zdaniem:
- Wiem, Eric mi o tym opowiadał.
"Może niech Eric lepiej zajmie się swoimi chwastami", pomyślałem i może nawet powiedziałbym to na głos, gdybym nie uznał, że rozsądniej będzie ugryźć się w język.


    Mój zegarek wskazywał dokładnie siedemnastą pięćdziesiąt osiem, kiedy Lily, Annie i ja weszłyśmy do gabinetu opiekunki domu lwa. Za nami podążali huncwoci i Michael, którzy musieli powstrzymywać rozbawienie (nie wiem czym spowodowane) - mi za to nie było zbytnio do śmiechu. Kolejne popołudnie zmarnowane na szorowaniu jakichś półek czy układaniu starych wypracowań nazwiskami naprawdę było w stanie skutecznie popsuć humor.
McGonagall stała za biurkiem, a jej mina wydawała się jeszcze bardziej surowa, niż na co dzień. Na ten widok nawet huncwoci nieco spoważnieli. Nasze "dzień dobry" brzmiało raczej jak ponure burknięcie, aniżeli przywitanie, jednak profesor nie zwróciła na to zbytniej uwagi - odpowiedziała na nam, zerknąwszy na nas przelotnie i kontynuując monolog traktujący o tym, kto co będzie sprzątał tego popołudnia. Byłam nieco zbyt zniecierpliwiona, żeby tego słuchać, skupiłam się więc na obrazie wiszącym za plecami McGonagall. Zastanawiałam się akurat nad tym, czy - sugerując się ilością i grubością warstw farby - malarz nie chciał przypadkiem stworzyć płaskorzeźby, gdy wielki, stary zegar stojący tuż obok półki na książki wybił godzinę osiemnastą. Dokładnie w tym samym momencie drzwi do gabinetu otwarły się z hukiem i stanął w nich Gainsborough. Gdy zamknął je za sobą, wszyscy wpatrywali się w niego.
- Ciekawe, czy jest tak punktualny, czy po prostu sterczał pod drzwiami i nasłuchiwał, dopóki zegar nie wybił godziny - szepnęła do nas Lily i wszyscy musieliśmy powstrzymywać się, by nie wybuchnąć śmiechem. Prawie nam się udało, tyle tylko, że wszyscy mieliśmy dziwne miny.
- Jest aż tak punktualny, Beckett - odparł Gains zwyczajnym tonem, pozbawionym cienia irytacji czy złośliwości. Lily otwarła usta ze zdumienia i popatrzyła na nas wszystkich pytająco. - Witaj, Minervo.
Kobieta poprawiła okulary na nosie, również zaskoczona - i to na tyle, że zapomniała o reprymendzie dla naszej grupki.
- Dobrze, że jesteś, Anthony. Nie przydzieliłam im zadań, zostawiam ich tobie.
- W porządku. Idziemy.
Zauważyłam, że Ślizgoni zaczęli między sobą szeptać i śmiać się cicho mimo upomnień McGonagall. James i Syriusz pokazywali im dyskretnie gesty uznawane powszechnie za wulgarne i niestosowne, a ja - wymieniwszy uprzednio porozumiewawcze spojrzenia z dziewczynami - podeszłam do profesora i wyjęłam z kieszeni różdżkę, po czym mu ją podałam.
- Nie oddajecie mi różdżek, Greese - powiedział takim tonem, jakby musiał tłumaczyć mi coś najbardziej oczywistego na świecie, a ja po raz kolejny tego dnia patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Szlaban z różdżkami? Może miał po prostu zamiar nas torturować i wiedział, że i tak w niczym nam nie pomogą, czy coś?
Ślizgonom chyba jednak nic aż tak negatywnego nie przyszło do głowy - wręcz przeciwnie, bo miny im tak jakoś dziwnie zrzedły. Skierowałam się do drzwi, nim jednak wyszłam, odwróciłam się i pokazałam im język.
- Ktoś z was pójdzie do woźnego po wiadra, mopy i ścierki, reszta w tym czasie zabierze się za te papiery - usłyszeliśmy jeszcze zza zamkniętych drzwi głos McGonagall, zanim zdążyliśmy dogonić Gainsborougha, który prowadził nas dokądś korytarzem.
***
- Wyjmijcie różdżki. Ty też, Beckett.
Spojrzałam w stronę Gainsborouga, marszcząc brwi. Różdżka zawieruszyła mi się gdzieś w kieszeni swetra, więc trochę się ociągałam, jasne. Ale czy to powód, żeby od razu mnie wywoływać?
Dla Gainsa - najprawdopodobniej każdy powód był dobry, żeby się do kogoś przyczepić.
Wyciągnęłam różdżkę przed siebie, jakby wyczekując ataku ze strony profesora - tak jak wtedy, gdy na lekcji prawie podpalił mnie, Katie, naszą ławkę i książkę, którą zwinęłam z biblioteki.
Rozejrzałam się po klasie. Choć niektóre rzeczy były dokładnie takie same, jak podczas lekcji OPCM, wiele się pozmieniało. Wszystkie ławki gdzieś zniknęły, a biurko dosunięto do ściany, na której umieszczono ogromny, stary gobelin. Pejzaż, który na nim widniał, bynajmniej nie pasował do naszego szlabanu z tą swoją sielską atmosferą.
Właściwie, to ten "szlaban" wciąż nie był dla nas jasny. Podczas gdy Ślizgoni najprawdopodobniej szorowali wszystko na błysk w gabinecie McGonagall, my staliśmy w tej klasie z różdżkami wyciągniętymi przed sobą, bez słowa wyjaśnienia.
Gainsborough odchrząknął.
- Zastanawiacie się pewnie, dlaczego wasz szlaban został przeniesiony do mnie. Otóż była to moja inicjatywa - zaczął, a ja i Katie wymieniłyśmy między sobą zdziwione spojrzenia. - A wasze zadanie to przypomnienie sobie minuta po minucie, dlaczego odrabiacie najdłuższy szlaban w historii szkoły.
- Serio, najdłuższy? - szepnął Syriusz do Jamesa z nutą dumy w głosie i wyszczerzył się.
- Black - Gainsborough odezwał się chłodno, a chłopak od razu spoważniał i popatrzył na niego wyczekująco, spodziewając się kłopotów.
- Zaczęło się ode mnie - odezwała się Katie, zapewne ratując tyłek Blackowi, bo Gainsborough od razu zwrócił się ku niej i patrzył na nią z zaciekawieniem. - Zabrałam różdżkę Greengrassowi.
- Zabrałaś różdżkę Greengrassowi.
- Aha, czyli mamy opowiedzieć co się działo i to tyle na dziś? - spytał James głosem pełnym nadziei, a wtedy profesor machnął różdżką jakby od niechcenia i różdżka chłopaka znalazła się w jego dłoni.
- W ten sposób? - zapytał, ignorując Jamesa i patrząc w stronę Katie.
- Nie niewerbalnie - odpowiedziała szybko - ale mniej więcej tak.
Zacisnęłam różdżkę w palcach, kierując ją w stronę Gainsborougha i mrużąc oczy w skupieniu. Nie umknęło to jego uwadze; patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając, po czym machnął różdżką.
- Protego! - krzyknęłam nie tylko ja, ale jak się okazało również Michael, który stał obok mnie. Tarcza wyrosła przed nami, jednak okazało się, że żadne zaklęcia nie były wymierzone w naszą stronę.
- I to był powód, który sprawił, że zaczęliście wszyscy demolować korytarz?
- Jakie jest nasze zadanie? - zapytał James ponownie, próbując się dowiedzieć czegoś konkretnego. Gainsborough spojrzał na niego chłodno.
- Odtworzyć tamto zajście, Potter, zaklęcie po zaklęciu.
Gainsborough machnął różdżką, a za nami pojawił się rząd manekinów.
***
- Nieźle, co? Incarcerous. Całkiem kreatywni bywają ci zieloni. - Gainsborough zacmokał jakby zaintrygowany, stając obok Syriusza. -  Musisz zrobić w powietrzu taką pętelkę, dopiero potem skierować ją w stronę przeciwnika. Wbrew pozorom po czymś takim łatwiej jest tym zaklęciem wycelować.
Pokazał różdżką ruch w powietrzu i skorygował błędy Blacka, tłumacząc je naprędce.
- W każdym razie oszałamiacze sobie daruj. Już wtedy szły ci całkiem dobrze - odezwał się profesor po raz kolejny, a chłopak popatrzył na niego wielkimi oczami.
- Skąd pan wie? - spytał, opuszczając różdżkę.
- Kiedy akurat przyszedłem was rozdzielać, widziałem jak sobie radzisz - odparł sucho i podszedł do Katie, zostawiając go całkowicie zaskoczonego.
Można by zapytać, dlaczego nie rzucałam zaklęć na manekiny razem z wszystkimi. Tak, to bardzo ciekawa kwestia. W końcu sama byłam tego ciekawa. Siedziałam na biurku, machając nogami i przyglądając się poczynaniom pozostałych z czymś pomiędzy zazdrością a niepokojem. No bo dlaczego miałam robić coś innego? Może znowu podpadłam? Może chciał się zemścić za ten tekst u McGonagall?
W końcu Gainsborough podszedł do mnie, a ja zeskoczyłam z biurka, stając przed profesorem z niepewną miną. Chciałam się wreszcie dowiedzieć, o co chodzi, byle tylko nie musieć już tego znosić.
- Oberwałaś najmocniej - stwierdził, tak jakby czytał mi w myślach - dlatego poćwiczysz ze mną.
- No dobra, wiem, nie powinnam tam stawać, to było głupie...
- Owszem - przerwał mi profesor beznamiętnym tonem. Powstrzymałam się przed wbiciem mu różdżki w oko i kontynuowałam.
- ...ale wtedy chciałam obronić Katie.
- Martwa nikogo nie będziesz w stanie obronić, więc może nie baw się we wzór rycerskości następnym razem - odparł, a ja zamrugałam szybko. Właściwie to Gainsborough miał rację, bo niepotrzebnie wystawiłam się wtedy tak, że bez problemu można było mnie trafić. Niby wiedziałam o tym wcześniej, ale gdy usłyszałam to od niego, poczułam się co najmniej nieswojo. Zwłaszcza, że nie dbał raczej o to, by jego przekaz był delikatny.
Wpatrzyłam się w czubki swoich butów, marząc o tym, by stamtąd zniknąć.
- Słyszałaś kiedyś o silniejszym zaklęciu tarczy?
Uniosłam wzrok niepewnie, po czym skinęłam głową.
- Tak, ale nie...
- Dobrze, spójrz.
Mężczyzna chrząknął, wyciągając różdżkę i wyciągnął ją w stronę manekinów. Staliśmy dobrych parę metrów za plecami wszystkich. Każdy zajęty był rzucaniem zaklęć, nie zwrócono więc na nas uwagi.
Gainsborough machnął różdżką, a pomiędzy resztą grupy a manekinami wyrosła ogromna, jasna tarcza. Zaklęcia odbiły się od niej, a promienie światła rozproszyły się w powietrzu.
Wszyscy odwrócili się, patrząc na nas pytająco.
- Na co się gapicie? Do roboty - powiedział Gainsborough cierpko, a gdy wszyscy wrócili do rzucania zaklęć, znowu spojrzał na mnie. Albo mi się wydawało, albo jego wzrok nieco złagodniał.
- Protego Maxima - szepnął, a ja skinęłam głową, czekając na coś więcej. Jakieś wyjaśnienia, cokolwiek. Profesor zmrużył oczy ze zniecierpliwieniem. - No i na co czekasz?
Wyciągnęłam różdżkę przed siebie niepewnie, machając różdżką i mówiąc zaklęcie po cichu, jednak tarcza była taka, jak przy zwykłym Protego. Spojrzałam w stronę Gainsborougha.
- Dobrze jak na początek - powiedział, a jego ton nie był ani trochę ironiczny. Spojrzałam na niego niemalże zszokowana. - Spróbuj jeszcze raz. Musisz skoncentrować się na tym, co chcesz obronić.
Wzięłam głęboki wdech, po raz kolejny wyciągając różdżkę przed siebie.
Już chyba łatwiej byłoby szorować puchary w Izbie Pamięci.

6 komentarzy:

  1. Hej, hej!
    HahahahhahahahahhahahahahhahahahahhahahahahahhahahahahahahahhahahahahahahahahahhahahahahahahhahahahahahahhahahahahhahahahahhahahahhahahahahahhahahahahahahhahahahhahahahhahahahahhahahahahahhahahahahahhahahahahhahahahahhahahahahhahahahhahahahhahahahhahahahahhahahahahhahahahahhahahahahahahhahahahahaHahahahahahhahahahahahahahahhahahahahahhahahahahhahahahahahahahhahahahahahhahahahahhahahahahahahhahahahahahahahhahahahhahahahahahhahahahhahahahahahhahahahhaha. Ha. Ha. Nie. Czemu ten idiota , na Merlina, znowu wszystko zepsuł?! Tyle do powiedzenia w temacie Syriusza i Lily. Także ten. No. Masz ich naprawić xd
    Ale na serio już było tak pięknie! Już się razem droczyli, żartowali, a tutaj musiał wypalić z takim tekstem... Co nie zmienia faktu, że ostatnia uwaga Syriusza była bezcenna :)
    Ha! James jest zazdrosny o Lily! A Lily musi gadać z jakimś idiotą siedzącym z nią w ławce... Bo czemu by nie miała zdenerwować Jamesa?! Czemu? Przecież to jest takie fajne zajęcie, prawda? A może byś tak zamiast z żartów twojego kolegi z lawki, smialabys sie z zartow Jamesa, co? Zrobilabys mi te jedna przysluge?!
    No, Jily forever!
    Co do samego treningu to jestem po prostu w niebowzieta! Nie ominelas go krotkimi ,,podcagali sie na miotlach, zrobili pare kolek wokol boiska, postrzelali do bramek" i na tym koniec. Jestem udobruchana i ogolnie jest mi tak milo bo mg sb poczytac o czyms więcej, o manewrach, o technikach! Jupijajajajaja!
    A tak w ogole pierwsza sytuacja z karykatura nauczyciela, ktorego nazwiaska nie potrafie zapamietac, byla bezcenna xd
    Co my tam dalej mamy? Co my tam dalej mamy? Co my tam dalej... Aha! Szlaban, o którym mi nie chcesz nic więcej powiedzieć! Czyżby facet się na Lily naszą biedną uwziął? Ale na koniec był troszkę milszy! Tyle przynajmniej! W każdym razie, jak już napisałam, jestem ciekawa, po co to wszystko... No. Tak.
    Także ten. Mary niech sobie idzie. Ma krótkie włosy. Syriusz lubi długie. To chyba sprawę mamy jasną.
    ,,Mary by się to nie spodobało" :)))))))))))) i dobrze!
    Rozdział był po prostu cudowny! Kocham go i ubistwiam, ale pamiętaj, że Syriusz i Lily muszą być razem! Pamiętaj! To przeznaczenie!
    Będę cię pospieszała z kolejnym rozdziałem! Nie bd tak łatwo!
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co zrobisz, tak jakoś chłopak nie przemyślał, co mówi! Co do naprawy to wiesz, zobaczymy...
      Syriusz ogólnie jakos tak lubi komentować niektórych znajomych Beckett. naprawdę nie wiem dlaczego.
      James jak zwykle musi mieć pod górkę, nie? ale trudno, rude to wredne podobno, sam sobie wybrał. 8D
      co do quidditcha to wiesz. skoro mamy książkę o tym, wypisana historię, manewry, faule, zasady, to dlaczego nie korzystać? zwłaszcza, że w magicznym świecie to było ważne i wszyscy sledzili rozgrywki. dlatego też cieszę się, że ktoś zwraca na to uwagę! zresztą lubię opisywać treningi i mecze, chociaż normalnie jakos mnie do sportu nie ciągnie.
      Uwziął się, nie uwziął, kto wie? 8D Gains ma swoje dziwactwa i pewna logikę, ale kto ją może znać poza nim samym?
      no i co rozdział, to musi być wjazd na Mary. bez tego asphodelus chyba się nie kręci xD biedna dziewczyna, po co włosy ścięła? teraz istnieje kolejny pretekst, by nie shipować jej z Syriuszem XDD
      dziękuję bardzo za komplemenciki! co do kolejnego rozdziału to pospieszaj, bo naprawdę za rzadko są rozdzialy. coś z tym trzeba zrobić...
      <3

      Usuń
  2. Aaaah! Kolejny świetny rozdział!
    Uwielbiam Syriusza, ale czy on nie może czasem przystopować z tymi komentarzami?! Niech wrócę dawne stosunki z Lily (albo może i więcej? xD). Chłopcze, daj sobie spokój z Villon! Człowieku, ona ma krótkie włosy!
    Szkoda, że nie ma dużo Jily! Ale zazdrość Jamesa i tak jest słodka! Lily na treningu quidditcha? No nie wiem czy by chciała (Evans).
    Ha! Dobrze tym paskudnym Ślizgonom! Muszą szorować podłogi, a reszta uczy się nowych zaklęć!
    Czyżby Gainsborough (dobrze napisałam?) to wstęp do Zakonu Feniksa?
    Jeszcze raz: wspaniały rozdział!
    Kiedy następny? :D
    Pozdrawiam,
    ~Arya
    PS A i jeszcze bardzo dobrze, że opisujesz tak dokładnie treningi i mecze!
    Też za nimi przepadam, a niestety rzadko można się spotkać z rozbudowanymi opisami :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      No cóż, Syriuszowi zazwyczaj coś się musi wymknąć. taki już jego urok :D
      nawet nie myślałam, że te jej krótkie włosy aż tak zapadna w pamięć, ale wiadomo - zawsze jakiś pretekst xD
      No, z drugiej strony Evans ostatnio zaciekawiło parę rzeczy zwiazanych z quidditchem i tu mogę zdradzić, że James kierował się tą logiką. skoro pyta o faule, to czemu jej nie pokazać na żywo? i przy okazji można pobajerować! xD
      Co do Gainsiego to ja nic nie wiem, wszystko się okaże...
      co do treningów i tak dalej: już pisałam wyżej w komentarzu, ale się powtórzę. skoro mamy całą książkę o quidditchu do dyspozycji, to dlaczego by z niej nie skorzystać? :D
      no, w każdym razie dziękuję bardzo za miłe słowa! <3
      co do tego, kiedy kolejny rozdział: dzisiaj napisałam plan dla 16, więc bardzo możliwe, że szybciej niż po miesiącu. postaram sie jak najszybciej!
      dziękuję jeszcze raz <3

      Usuń
  3. W zdaniu: "Zastanawiałam się akurat nad tym, czy - sugerując się ilością i grubością warstw farby - malarz nie chciał przypadkiem stworzyć płaskorzeźby, gdy wielki, stary zegar stojący tuż obok półki na książki wybił godzinę siedemnastą." powinno być "osiemnastą", bo wcześniej było "Mój zegarek wskazywał dokładnie siedemnastą pięćdziesiąt osiem, kiedy Lily, Annie i ja weszłyśmy do gabinetu opiekunki domu lwa." ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, tak właśnie miało być! dzięki, poprawiam :)

      Usuń