#comments { color: #000; }

poniedziałek, 3 października 2016

25.

Wyciągnęłam się wygodnie na kanapie w pociągu i, odchyliwszy głowę do tyłu, wzięłam głęboki oddech. Nawet na chwilę nie przestawałam trzymać dłoni na opartym o ścianę kufrze z miotłą, z którą nie chciałam się rozstawać. Syriusz oczywiście zdążył to wyśmiać jeszcze w zamku, mina jednak zrzedła mu, gdy zaproponował mi pomoc z niesieniem bagażu - a ten okazał się o wiele cięższy, niż mu się wydawało.
Dopiero wtedy, kiedy gwar rozmów wypełniał nie tylko nasz przedział, ale i cały pociąg, a krajobraz w szybkim tempie przemieszczał się za oknem i raz migotał ośnieżonymi polami, innym razem zaś błyszczał promieniami słońca odbitymi w zamarzniętych taflach jezior, moje myśli zaczęły podążać w stronę wydarzeń minionego tygodnia.
Mimowolnie sięgnęłam do kieszeni swetra, w której nosiłam zmiętą karteczkę znalezioną pod tabliczką z numerem klasy, w której znajdowała się redakcja; zacisnęłam na niej dłoń, jakby chcąc się upewnić, że nikt nie będzie w stanie jej zobaczyć. Nie rozstawałam się z nią nawet na chwilę w obawie, że ktoś mógłby ją znaleźć, a gdy sobie o niej przypominałam, za każdym razem napadała mnie paranoja, że ktoś może się o niej dowiedzieć.
"Wybacz".
Dlaczego, na Merlina, w ogóle to było zaadresowane do mnie? Jeśli to się odnosi do zniszczenia redakcji to niestety, ale nie wybaczę. I czym było to b.s.r.b. - podpisem, skrótem od czegoś? I skoro liścik skierowany był do mnie, to dlaczego nie byłam w stanie się tego domyślić?
Po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się, co mogło to oznaczać, jednak im usilniej szukałam odpowiedzi, tym większa pustka pojawiała się w mojej głowie. Dręczyła mnie przy tym myśl, że powinnam była już dawno to pojąć i coś zrobić, co skutkowało narastającym poczuciem winy.
Przed oczami stanął mi obraz zdemolowanej redakcji, a następnie krwawy napis "szlama" na malunku Katie - przeczuwałam, że wcale nie było to skierowane do Ann (która zresztą była półkrwi i przez to unikała raczej podobnych obelg), a do dziewczyny, która właśnie siedziała na kolanach Michaela i śmiała się razem z wszystkimi z wygłupów Jamesa i Syriusza, jakby nie pamiętając o całej sprawie. Tylko skąd ktokolwiek miałby wiedzieć o tym, że ona to przeczyta - ba, że w ogóle jest jakkolwiek z tym związana! - skoro nie figurowała nigdzie w nazwiskach, które można było znaleźć w "Echu"?
Choć umysł nie podsuwał mi żadnych logicznych odpowiedzi, myśl o znalezionej karteczce wciąż mnie dręczyła.
- Halo, Beckett - odezwał się Remus, a gdy spojrzałam w jego stronę nieco nieprzytomnie, przyglądał mi się wyczekująco, tak jakby jego próby przemówienia do mnie trwały nieco dłużej, niż udało mi się wychwycić. Chłopak obracał w palcach pięciokątną kartę z czekoladowych żab, a gdy zerknęłam w jej stronę, chcąc zobaczyć znajdujący się na niej portret, zobaczyłam jedynie puste miejsce.
- Hmm? - mruknęłam niezbyt bystrze, a wtedy wcisnął mi kartę do ręki.
- Paracelsus. Była w pudełku, które znalazłem w prezencie od ciebie, więc... - urwał, uśmiechając się, a ja popatrzyłam na jego pogodną twarz i miodowe, łagodne oczy, które przyglądały mi się z dziwną troską. Pomyślałam, że pewnie moja mina musiała odzwierciedlać zmartwienia, które mnie męczyły, a choć doceniałam zachowanie Remusa, nieuzasadnione poczucie winy sprawiło, że chciałam to jak najbardziej ukryć.
- Ojej, dziękuję! - ucieszyłam się, oglądając kartę z dwóch stron, jednak Paracelsus ani myślał o powrocie na miejsce. Westchnęłam, chowając ją do kieszeni torby, która leżała na podłodze tuż obok mojej stopy, po czym zerknęłam jeszcze raz na Remusa, który bacznie mi się przyglądał, wyłączając z rozmowy pozostałych na temat świąt.
- Wszystko w porządku? - spytał przyciszonym głosem, nie chcąc zwracać na mnie uwagi pozostałych. - Wydajesz się być smutna.
Zamrugałam oczami szybko, po czym uśmiechnęłam się szeroko, czując przyjemne ciepło w okolicy żołądka - mieszało się to jednak z poczuciem winy, bowiem wciąż bolała mnie myśl, że w jakiś sposób okłamuję swoich przyjaciół. Na twarzy Lupina pojawił się lekki grymas, kiedy obserwował moją minę; blizna na jego policzku pogłębiła się lekko wraz z drżeniem kącika ust.
- Tak, w porządku - odparłam w końcu, zastanawiając się gorączkowo nad tym, co mogłabym dodać. - Po prostu... mam wrażenie, że zostawiłam jedną z książek w szkole, a chciałam podczas ferii uwarzyć taki eliksir...
- ...Jeśli chodzi ci o "Eliksiry stulecia", to spakowałam ją za ciebie - odezwała się Lily, zaplatając swoje rude włosy w luźny warkocz. - Włożyłam ci ją do kufra, jak sprawdzałaś, czy na pewno miotła jest w futerale.
Evans popatrzyła w moją stronę; uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, w duchu ciesząc się również z tego, że moja wymówka dzięki dziewczynie zabrzmiała bardzo realistycznie. Następnie skarciłam się w myślach za to, że przez ostatnie dni byłam aż tak rozkojarzona.
- Po raz szósty z rzędu w ciągu piętnastu minut - wtrącił Syriusz konspiracyjnym szeptem, stając na środku przedziału. Peter przesunął się w prawo, chcąc zrobić wolne miejsce obok mnie, a wtedy chłopak zajął je i wyciągnął się na nim wygodnie, zakładając ręce na głowę i zamknął na chwilę oczy z łagodnym uśmiechem.
No właśnie, jeszcze Black.
Spojrzałam w stronę okna, zakłopotana.
Nasze kontakty po balu niemalże wróciły do normalności, a i może nawet byłyby nieco lepsze niż kiedyś, gdyby nie wszystkie niewypowiedziane żale i pytania, na które nie chcieliśmy sobie nawzajem odpowiadać. Po znalezieniu tej karteczki unikałam chłopaka jak tylko się dało, by przypadkiem nie wrócił do tego tematu; wciąż pamiętałam wyraz jego twarzy, gdy rozmawialiśmy przed klasą - on doskonale wiedział, że coś się dzieje, a ja bałam się, że ktoś może się o tym od niego dowiedzieć. Zresztą i tak byłam pewna, że prędzej czy później powie o tym Jamesowi, a myśl, że nie mogłam nic na to poradzić, po raz kolejny wzbudziła we mnie lęk.
- Ej, karzełku, mówię coś do ciebie! - Syriusz dźgnął mnie palcem w ramię, a ja wzdrygnęłam się, przestraszona. Kiedy się odwróciłam, od razu napotkałam jego szare oczy; zmrużył je nieco podejrzliwie, a ja uśmiechnęłam się do niego szeroko, krzyżując ręce na piersi i garbiąc się lekko.
- Wybacz, zamyśliłam się - mruknęłam pogodnie. - Co mówiłeś?
Zerknęłam kątem oka na krajobraz za oknem, chcąc sprawdzić, czy jeszcze dużo drogi zostało do Londynu - nie byłam jednak w stanie tego rozpoznać, bo ziemię przykryła gruba warstwa śniegu i wszystkie miejsca wyglądały niemalże tak samo. Z drugiej strony, uznałam, że ta informacja i tak nie była mi aż tak potrzebna. W tamtej chwili nawet dziesięć minut drogi wydawało się być wiecznością.


Mama przytuliła mnie już chyba po raz setny od momentu, kiedy wraz z tatą odebrali mnie z dworca King's Cross.
- Tak tęskniliśmy, kochanie - szepnęła mi do ucha, a ja znad jej ramienia rozejrzałam się po korytarzu, który ozdobiony był świątecznymi stroikami i kolorowymi lampkami.
- Ja też - odpowiedziałam, przymykając oczy i obejmując ją mocno rękami. - A gdzie jest Petunia? - dodałam po chwili, kiedy już się odsunęłam od mamy. Tata spojrzał na mnie bezradnie, by zaraz znowu wrócić do prób zdjęcia buta z mocno splątanymi sznurowadłami, ja natomiast westchnęłam i, odwiesiwszy kurtkę na wieszak, przeszłam do salonu.
Na dworze było już ciemno, bo pociąg z Hogwartu jechał prawie cały dzień, a i zimą zmierzch zapadał o wiele szybciej. Światło było zgaszone, jednak w kominku wciąż palił się ogień, rzucając drżące, pomarańczowe smugi na drewnianą podłogę; od razu podeszłam bliżej i usiadłam wygodnie w jednym z foteli, wyciągając zmarznięte nogi do płomieni. Siedziałam tak przez kilka długich chwil, przymykając oczy i rozkoszując się domem, którego mi tak brakowało - niezależnie od tego, jak dobrze czułam się w Hogwarcie, tam nie mogłam doświadczyć spokoju, który mógł wiązać się tylko z tymczasowym wyrwaniem się ze świata magii. Żadnych zniszczonych redakcji, żadnego odczuwalnego niebezpieczeństwa. Zamiast tego miałam możliwość słuchania rad, które mama dawała tacie na temat sznurowadeł - rozcięcie ich nożyczkami, "bo zanim zdejmiesz te buty, Lily zdąży z powrotem pojechać do szkoły".
Nagle usłyszałam głośne kroki na schodach, a po kilku sekundach nad moją głową rozbłysnęło światło żyrandola. Otworzyłam oczy leniwie, powoli przyzwyczajając się do światła, a gdy rozejrzałam się wokół, dostrzegłam Petunię, która stanęła na ostatnim stopniu i patrzyła w moją stronę z mieszanką irytacji i smutku na twarzy.
- Hej, Tuniu! - Wstałam, idąc powoli w stronę siostry, ona jednak nie ruszyła się z miejsca nawet o centymetr.
- Cześć - powiedziała zdawkowo, odgarniając nerwowym ruchem kosmyki z czoła. - Akurat wychodziłam z domu.
- Nic nie mówiłaś, kochanie - odezwał się do niej tata, wchodząc do salonu; najwidoczniej udało mu się wreszcie pozbyć butów, z czego wydawał się być bardzo zadowolony, mama jednak przemknęła obok niego z pobłażliwym wyrazem twarzy. - Poza tym, mieliśmy ubrać wszyscy razem choinkę. Przecież specjalnie czekaliśmy na twoją siostrę, więc obawiam się, Tuniu, że...
- Jasne, nie ma problemu, nigdzie nie idę - stwierdziła pogodnym tonem i machnęła ręką, po czym pospiesznie pomknęła z powrotem na górę, mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem.
Czyli jak zwykle postanowiła mnie unikać, zamykając się w swoim pokoju.
Mama wychyliła się ze schowka, niosąc w rękach karton opatrzony z boku napisem "bombki" i postawiła go tuż obok choinki, po czym spojrzała na schody, na których przed chwilą jeszcze stała Petunia.
- Nie przejmuj się, Lily, przejdzie jej.
Wróciłam na fotel, który wcześniej zajmowałam, jednak poprzednie uczucie zrelaksowania zastąpiło przygnębienie, które powracało wraz z każdym przyjazdem do domu, niezależnie od moich starań.
- Po prostu jest zazdrosna o twoje zdolności, ale przecież z tego wyrośnie... - uzupełnił tata, a już po chwili wraz z mamą zasypali mnie pytaniami dotyczącymi szkoły i zaklęć. Odpowiadałam zdawkowo, przy okazji przypominając im, że wciąż nie wolno mi czarować poza szkołą, więc nie jestem w stanie zrobić nieplączących się sznurowadeł dla taty, moje myśli wcale jednak nie krążyły wokół tej rozmowy.
Starałam się ignorować zachowanie Petunii, próbowałam z nią o tym rozmawiać, a choć już dawno przestała nazywać mnie dziwadłem, wiedziałam, że wciąż myśli o mnie tak samo. To, że starała się ukrywać swoje odczucia za maską zdawkowych, niby przyjaznych rozmów i ogólnego ignorowania mnie, nie było w stanie mnie w żaden sposób oszukać.
- Pójdę na górę, dobrze? - powiedziałam w końcu, podczas gdy tata poszedł zagotować wodę na herbatę, po czym wstałam i szybko skierowałam się w stronę schodów, a następnie do pokoju siostry. Kiedy jednak stanęłam przed drzwiami, zawahałam się na krótką chwilę; przeszło mi przez głowę, że być może nie powinnam próbować na siłę jakoś do niej dotrzeć, skoro ona wyraźnie sobie tego nie życzyła. W końcu to trwało ponad sześć lat, a jej zachowanie niewiele się zmieniało.
"Ale to twoja siostra", kłóciłam się w myślach sama ze sobą, ignorując logiczne argumenty podsuwane mi przez zdrowy rozsądek. "Musisz spróbować".
Zapukałam do drzwi, wzdychając ciężko.
- Proszę - odezwał się głos zza drzwi, a gdy nacisnęłam klamkę i wychyliłam głowę do środka, ujrzałam Petunię. Siedziała na łóżku po turecku, z beztroską miną przewracając stronę jakiegoś grubego tomu spoczywającego na jej kolanach.
- Co czytasz? - spytałam, a dziewczyna jakby dopiero wtedy zorientowała się, że to ja, bo jej wzrok od razu stał się chłodny; milczała przez dłuższą chwilę, po czym przewróciła oczami, westchnęła i popatrzyła na mnie po raz kolejny.
- Uczę się na historię, bo mi niezbyt idzie. Pewnie w tej twojej... szkole - urwała, ostatnie słowo akcentując w dziwny sposób, tak jakby w tej samej chwili strząsała z ramienia jakiegoś obrzydliwego pająka - nie masz takich zmartwień.
Poczułam ucisk w żołądku, bo w tamtej chwili zdałam sobie sprawę z faktu, że tak naprawdę niewiele już wiem o swojej własnej siostrze. W końcu nie miałam pojęcia, że ma problemy z historią, a poza tym nie wiedziałam, co lubi robić po szkole, czy znalazła sobie może chłopaka, czy ma jakieś problemy... Zresztą, nawet jeśli ja byłam tym zainteresowana, ona wcale nie chciała się niczym ze mną dzielić.
- Właściwie to mamy - odparłam, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi pospiesznie - jakby w obawie, że Petunia zaraz mnie stamtąd wyrzuci, a te czynności w jakiś sposób mnie przed tym ochronią. - I większość uczniów na historii przysypia.
Uznałam, że powiedzenie Petunii pełnej nazwy przedmiotu nie jest dobrym pomysłem, bo jakakolwiek wzmianka o magii w jej obecności skutkowała reakcją, której przyczyny można by określić jako głęboką awersję.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko, zatrzaskując książkę; popatrzyłam na nią niepewnie, zastanawiając się, jak zareaguje za chwilę, bowiem w jej przypadku było to coś niecodziennego. Petunia zerwała się z łóżka i po chwili stanęła obok mnie, otwierając drzwi na oścież.
- Chodźmy pomóc z choinką - stwierdziła, kiedy wychodziłyśmy z pokoju, po czym wymamrotała pod nosem, myśląc, że nie słyszę: - W końcu co oni by zrobili bez swojej ukochanej córeczki?


Babcia stanęła po przeciwnej stronie kuchennego stołu; zaczęła przyglądać się badawczo rzędowi probówek, które umieściłam wcześniej w specjalnym stojaku, a następnie uniosła wysoko brew.
- Czy to właśnie dlatego przez cały wieczór gotowałaś liście kapusty? - spytała, oparłszy się pięściami o blat, a nieco za duże okulary zjechały jej na czubek nosa. Wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami; śnieżnobiałe włosy, których nie miała w zwyczaju wiązać w klasyczny, babciny kok, opadały jej luźno na szczupłe ramiona.
Nie odpowiedziałam, zajęta przenoszeniem pipetą do probówki jedną z wcześniej rozrobionych w wodzie substancji. Kiedy ta zmieniła kolor na ciemnozielony, przyglądałam się jej w skupieniu przez dłuższą chwilę, a następnie posłałam babci szeroki uśmiech.
- Zobacz, wyszło! - ucieszyłam się, jednak mina babci wciąż wskazywała na coś pomiędzy zażenowaniem a rozbawieniem.
- Dostałaś zestaw małego chemika - powiedziała powoli, jakby przyswajała sobie tę informację, po czym wybuchnęła śmiechem tak głośnym, że aż dziadek przyszedł z salonu i - wychyliwszy się zza framugi - popukał się wymownie w czoło, po czym zniknął w dalszej części korytarza.
Uśmiechnęłam się na ten widok, kiedy jednak znów przeniosłam wzrok na babcię, która akurat ocierała załzawione ze śmiechu oczy, zrobiłam urażoną minę.
- No już, Lilek, spokojnie - powiedziała beztrosko, po czym okrążyła stół i roztrzepała mi włosy. Usiadła na krześle obok mnie, zerkając na statyw do probówek.
- Wiesz, co to znaczy? - spytała, stukając palcem o szkło naczynia z zieloną cieczą, a ja sięgnęłam po instrukcję zestawu; przejrzałam ją całą kilka razy, jednak niczego nie znalazłam, mimo że to doświadczenie było tam opisane. Spojrzałam na nią bezradnie, a podparła głowę rękami.
- Chodzi na pewno o to, że ma jakiś... odczyn? Tak, odczyn - bardziej spytałam niż stwierdziłam, odkładając bezużyteczną w tamtej chwili instrukcję na drugi kraniec stołu. - A to nie jest w sumie coś podobnego do odczynnika, który zrobiłam, żeby sprawdzić rodzaj krwi...
- Na Merlina, jaką znowu krew ty sprawdzałaś? - usłyszałam znajomy głos zza uchylonych drzwi kuchni. Spojrzałam w stronę babci, której mina była równie zaskoczona, co moja; zerwałam się na równe nogi i prędko wybiegłam z pomieszczenia, omal nie zderzając się z mamą w drzwiach. Przytuliłam się do niej mocno, ignorując chłód bijący z jej grubej, ośnieżonej kurtki.
***
Przyglądałam się szklanemu dzbankowi z owocową herbatą, w środku którego cukrowe płatki śniegu raz unosiły się, a raz opadały na dno, mieszając się z leżącymi na dnie fusami. Cała nasza czwórka siedziała w milczeniu, a ja nalałam sobie napoju do kubka; upiłam łyk, a zapach malin i pomarańczy uderzył prosto w moje nozdrza, sprawiając, że wreszcie całkowicie poczułam atmosferę świąt.
Być może to dziwne, ale mimo domu przystrojonego w kolorowe lampki, jemioły porozwieszanej pod sufitem i ośnieżonej, ubranej w świecące bombki choince, to właśnie ten zapach najbardziej kojarzył mi się ze świętami. Po moim corocznym przyjeździe ze szkoły na ferie to właśnie ona, wraz z kraciastym, niebieskim obrusem i kubkami z poruszającymi się zwierzątkami w elfich czapkach, wprowadzała mnie w typowo świąteczny nastrój.
Tego roku nie wszystko jednak było zgodne z tą małą tradycją, bowiem zazwyczaj ten czas spędzaliśmy we trójkę - z babcią i dziadkiem.
Mama siedziała obok mnie przy stole, a jej ciemne, sięgające ramion włosy wciąż były mokre od śniegu. Obracała w palcach kubek, a znajdujący się na nim kot kręcił się wokół jego ścianki jak na karuzeli, wybałuszając oczy.
- Myślałam, że znowu nie uda mi się wyrwać - zaczęła, zerkając na mnie, a ja spojrzałam w jej ciemne, zmęczone oczy. - Znowu było jakieś zawirowanie przy Loch Ness i oczywiście na kogo musiało paść, żeby to naprawiać? - powiedziała, po czym z wymowną miną wskazała na siebie, odstawiwszy uprzednio kubek.
Mama pracowała w biurze dezinformacji, przy czym przypadała jej głównie praca terenowa - a z uwagi na nawał pracy praktycznie w ogóle nie było jej w domu. Nawet na święta.
- Ale ci się udało - odparłam, przytulając się do niej; ścisnęła mnie mocno, tak, że przez chwilę nie mogłam zaczerpnąć tchu, jednak niezbyt mi to przeszkadzało. Cieszyłam się po prostu, że mogę ją znowu zobaczyć - zwłaszcza, że na co dzień nie miałyśmy zbyt wiele kontaktu, a listy wysyłała mi raczej rzadko ze względu na pracę.
- I zostajesz, mam nadzieję, do nowego roku, prawda? - spytał dziadek, a wtedy twarz mamy nieco spochmurniała; odsunęła się do mnie, po czym chwyciła kubek w obie dłonie i oparła jego krawędź o dolną wargę. Kiedy upiła łyk, odstawiła naczynie na stół.
- Muszę wracać pojutrze - odparła bezbarwnym tonem, a po jej minie widziałam, że to ostatnia rzecz, o której chciała rozmawiać. - Powiedz mi lepiej, córcia, o co chodziło z tym odczynnikiem do krwi. W coś ty się znowu wpakowała? - spytała, a choć uśmiechnęła się do mnie, jej głos wcale tego nie odzwierciedlał.
Znowu przypomniałam sobie o tym liściku, który znalazłam pod tabliczką, jednak starałam się szybko wyrzucić go z pamięci, skupiając się na pozostałych wydarzeniach. Uznałam, że dzielenie się tą wiadomością z mamą i dziadkami też nie jest dobrym pomysłem.
- Ann założyła w szkole gazetę, pisałam ci o niej - zaczęłam, a mama skinęła głową. - Ktoś... ktoś zdemolował redakcję, rozrzucił wszystkie stare numery, poprzewracał meble, a poza tym napisał na ścianie "szlama" właśnie krwią. Dlatego pomyśleliśmy, że trzeba ją sprawdzić, żeby może znaleźć dzięki niej jakieś wskazówki.
Mama zasłoniła usta dłonią, patrząc na mnie z przejęciem.
- To była krew salamandry - wyjaśniłam, żeby przypadkiem nie dopowiadała sobie niczego więcej, jednak to wcale nie sprawiło, że jej mina stała się mniej pochmurna.
- I co zrobiliście? - spytała. - Wiecie już, kto to? Może ten chłopak od Blacków zrobił z nim porządek, jak wtedy, kiedy byłaś w czwartej klasie i...
- Mamo, proszę - przerwałam, nie chcąc dopuścić do rozpamiętywania sytuacji, w której Syriusz rozprawił się z moim byłym chłopakiem, bowiem sama myśl wprawiała mnie w zażenowanie. Zresztą, zapewne i tak moje policzki w tamtym momencie nieco poróżowiały. - Wypuściliśmy kolejny numer, a co z samą redakcją, jeszcze nie wiadomo. Ann nie zdecydowała.
- Przecież ona powinna to zawiesić - stwierdziła mama, nerwowo bawiąc się palcami. - Poza tym, przecież wszyscy będziecie w to wplątani, skoro...
- Wiem, ale jej nie zostawimy z tym samej - stwierdziłam, patrząc jej w oczy. Mama westchnęła, wiedząc, że i tak nie odpuszczę, jednak nie sprawiało to, że jej obawy zniknęły. Znów zaczęła kręcić kubkiem na blacie, sprawiając, że znajdujący się na nim kot stracił elfią czapkę i zaczepił pazurami o ściankę, by nie wirować wraz z każdym ruchem naczynia.
- Lilyanne, nie powinnaś się w to mieszać - powiedziała, po czym przewróciła oczami, napotkawszy moje pełne determinacji spojrzenie. - Po prostu uważaj na siebie. Wszyscy uważajcie.

10 komentarzy:

  1. Pierwsza. Jeszcze w tej samej minucie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu się za to zabrałam. W końcu jest weekend, który przynajmniej częściowo spędzam w domu!
      Zacznę od takiego miłego akcentu, jakim jest oczywiście (uwaga, uwaga, bo nikt na pewno się jeszcze nie domyślił) siriusly!
      ,,kufrze z miotłą, z którą nie chciałam się rozstawać. Syriusz oczywiście zdążył to wyśmiać jeszcze w zamku, mina jednak zrzedła mu, gdy zaproponował mi pomoc z niesieniem bagażu - a ten okazał się o wiele cięższy, niż mu się wydawało." - już na początku rozdziału taka piękna relacja między Lilką a Syriuszem, no po prostu kocham xd
      Jezusie, Remus jest tak wspaniałym przyjacielem. Ja go tak bardzo lubię, on i taktowny, i zauważy, kiedy jest komuś smutno, i podaruje kartę z czekoladowych żab (uwielbiam go za to, nie wiem czemu, ale to wydało mi się takie kochane) Ta rozmowa z nim była tak przyjemna, ja go naprawdę tak bardzo lubię echh... Oczywiście jako przyjaciół ich widzę, żeby sobie ktoś czegoś nie pomyślał. Siriusly forever.
      ,,- Po raz szósty z rzędu w ciągu piętnastu minut - wtrącił Syriusz konspiracyjnym szeptem, stając na środku przedziału." - i właśnie dlatego go kocham xd A raczej ich xd
      Karzełek, karzełek, karzełek, kocham to! Jezu, to jest takie słodkie określenie...
      Wiem, że już ci to mówiłam, ale opis domu Evans, atmosfery tam panującej, tego ciepła, tych świąt – no po prostu idealnie. Poczułam się, jakby naprawdę już był śnieg za oknem, a nie błoto, jakby już niedługo miała być wigilia i jakbym zaraz miała usiąść przy stole i zacząć dbać o swoją linię, która powinna być oczywiście gruba i zaokrąglona xD (sałatka jarzynowa zawsze za bardzo kusi xd ten majonez...).
      Ale rozmarzyłam się. Ale to chyba dobrze świadczy o opisie, co nie?
      "bo zanim zdejmiesz te buty, Lily zdąży z powrotem pojechać do szkoły" - kocham to xd Kocham ich rodziców. Tak samo jak babcię i dziadka Lily B, ale może o nich troszkę później.
      W końcu czytam opowiadanie, w którym relacja Lily i Petunii jest bardziej rozwinięta niż nazywanie Evans dziwolągiem. Oczywiście, nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że posunęłabyś się do takiego drastycznego czynu (xD), ale muszę o tym wspomnieć, bo wbrew pozorom, w potterowskich fanfikach, wcale ich rozwinięte relacje nie znajdują się na porządku dziennym. I bardzo mnie to smuci... :( smutna twarz.
      Ale beznadziejność i płytkość niektórych fików to temat na osobny komentarz, post, rozmowę, więc nie tutaj xd
      No i przechodzimy do babci i dziadka Lily xd
      ,,popukał się wymownie w czoło, po czym zniknął w dalszej części korytarza" - jujuniu oni są cudowni. Trochę przypominają mi moich babcię i dziadzia. Nawet bardzo. Babcia, która zawsze coś dziadziowi dopowiedziała, coś mu zawsze wyrzuciła, zawsze się droczyli, dziadziu zawsze, jak graliśmy w taką super grę rummikub (nie wiem czy znasz, w każdym razie polecam), podglądał babci klocki, kiedy nie widziała, jak zawsze ,,dowodził" jak to babcia mówiła... No po prostu tacy sami są xd
      Kubek z kotem jest bezcenny <3
      Mama Lily taka troskliwa. Tak bardzo się o nią martwi, w sumie to się jej nie dziwię, bo takie zniszczenie redakcji to poważna sprawa.
      No o tutaj ocZywiście też super opis. Całkiem inny trzeba przyznać. W tym momencie poczułam się raczej jak u babci w kuchni, czyli jeszcze przed świątecznym obiadem, jak sobie wyglądałam przed okno, a potem jak byłam mała nosiłam sztućce, bo talerze były za ciężkie xd i właśnie tam w tej kuchni był taki obrus super, który mi się skojarzył z tym kraciastym od Lily xd
      Smutne, że mama Lily nie zostaje na długo :( Pewnie Lily bd brakowało mamy, ale oczywiście mama robi to dla ich dobra, bo przecież z czegoś trza żyć. Ni ma tak łatwo.
      Rozdział miał tak przyjemną atmosferę, naprawdę. Już czuję te święta, mimo że jeszcze dwa miesiące... Ja chcę już Wigilię!
      Dobra. Przez ciebie bd teraz użalać się, że nie ma jeszcze śniegu ozdób świątecznych i że jest październik, a ja chcę grudzień, i w ogóle to gdzie są te święta? I to pyszne jedzenie? XD ja chcę już.
      Przynajmniej przez chwilkę mogłam się poczuć, jak na wigilię <3
      Pozdrowionka,
      Bianka! <3

      Usuń
    2. Hej! już odpiszę jednym rzutem na wszystkie komentarze, bo już i tak bardzo dawno powinnam to zrobić xD
      matko, kocham w twoich komentarzach to zestawienie cytatów xD okej, głównie są związane z siriusly, ale przynajmniej widzę, które motywy czy zdania się spodobały i cudnie się to czyta, kiedy opatrzone jest komentarzem!
      z tego fragmentu o Remusie jestem zadowolona, wg mnie dobrze pokazuje jego charakter - troskę i tak. No a jeśli chodzi o kartę... to jedna z tych, których Lily szukała w pociągu do Hogwartu jadąc na pierwszy rok, czyli wreszcie ją dostała! Po sześciu latach, no ale co zrobisz xD
      ogólnie dziękuję za wszystkie komplementy dotyczące klimatu opisów, bo ciężko mi się po kolei do tego odnosić, ale mogę powiedzieć tyle, że się starałam, żeby to było tak odbierane xD mnie z kolei skusił twój opis sałatki jarzynowej i majonezu XD jeju, zjadłabym
      o relacji Lily i Petunii już chyba musiałabym napisać trzeci raz tutaj xD widze że wszystkim brakuje w ff Petunii, która nie jest niezrównoważona, więc udało mi się wstrzelić xD
      nie znam tej gry, ale cieszę się, że w tak niewielkim skrawku udało mi się oddać relację, która kojarzy ci się z taką rzeczywistą - bo wychodzi na to, że dobrze to oddałam! ha!
      <3

      Usuń
  2. Ej, już na starcie mam pretensję! Czemu tak krótko? Bez względu na to jak ciekawy i poruszający będzie ten rozdział, zgłaszam sprzeciw wobec jego skandalicznej długości :D Chcę długie rozdziały! Co tydzień! No. Chwilowo to koniec moich żądań.
    Bardzo zgrabnie podsumowałaś tajemnicę zdemolowanej redakcji i udziału Lily w całej tej sprawie. Wciąż nie rozumiem, dlaczego nie chciała podzielić się informacją o tajemniczej karteczce ze swoimi przyjaciółmi, no ale skoro już nie chciała, to rozumiem jej poczucie winy i lekką paranoję na tym punkcie.
    Fajnie, że pojawiło się więcej "drugiej Lily" :) Odetchnęłam z ulgą, widząc Twój opis relacji między siostrami. Naprawdę, rzadko zdarza się, żeby ktoś piszący fanfick ruszył głową i nie przedstawiał Petunii nieustannie wrzeszczącej "Dziwadło! Nienawidzę cię!" bez względu na wiek, okoliczności i całą resztę. No halo, tu musi być coś więcej i u Ciebie było! Wcale nie wyszło cukierkowo ani - w drugą stronę - histerycznie, więc brawo, brawo.
    Akcent świąteczno-rodzinny w tym rozdziale był wyraźny i przyjemny. Co prawda nie działo się w nim zbyt wiele, ale czytało się wspaniale i chętnie poczytałabym jeszcze... Zwłaszcza że słowa mamy Lily zabrzmiały tak złowrogo, że aż zachęcająco :D
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej!
      przeprasazam i obiecuję poprawę, bo (tak jak już napisałam poniżej w którejś odpowiedzi) obecnie nieskonczony rozdzial ma o dwie strony więcej od tego!
      cóż, nie zawsze psychika działa na zasadzie czarne-białe, a Lil uznała najwidoczniej, że skoro to jest związane z nią, to nie chce być obwiniana.
      A dziękuję! Petunia już na pewno zdążyła przecież wyrosnąć z pewnych rzeczy, a opieranie jej postaci tylko na "dziwadło, dziwadło" to okropnie nudna kalka :(
      no, nie w każdym rozdziale musi się coś dziać, a że to jeden z tych przejściowych - cieszę się, że nie zanudziłam :D
      dzięki! <3

      Usuń
  3. Szkoda że tak krótko :(
    Hmmm, mój komentarz też nie będzie zbyt długi ze względu na długość rozdziału. Nie traktuj tego jako szantaż! xD Chociaż przydałoby sie bardziej rozpisać xD
    Fajnie, że między Lily i Petunią nie jest AŻ tak źle. Co prawda to nie bajka, ale przecież bywało gorzej...
    Dziadek pukający się w głowę wygrał! xD
    Szkoda, ze Lily tak mało przebywa z mamą.
    Ach, wyobraziłam sobie Blacka rozprawiajacego sie z chłopakaiem Lily w czwartej klasie xD Już wtedy czuć było nadchodzące Siriusly! <3
    Z niecierpliwością czekam na następny (i dłuższy xD) rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    ~Arya :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Jeśli chodzi o długość, to już teraz mogę powiedzieć, że będzie lepiej - napisałam jedynie dwa na trzy akapity, a już teraz tekst ma o dwie strony więcej, ponadto trzeci powinien być raczej dość rozległy.
      Petunia jednak w mojej opinii z pewnych rzeczy wyrosła - nie zniweluje to frustracji i żalu, jasne, ale nie można przeginać w drugą stronę.
      hahaha, też go lubię xD
      Jeśli chodzi o Blacka i byłego chłopaka Beckett, to nawet mam wstępną miniaturkę o tym. Pewnie kiedy skończę Asphodelusa, umieszczę wszelkie tego typu teksty...
      niedługo powinnaś się doczekać, ale jeśli chodzi o cierpliwość, to na pewno wystawiłam ją na próbę :D
      dziękuję! <3

      Usuń
  4. Hej:)
    Kiedy następny rozdział? :) Bo już nie mogę się doczekać :)
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Akurat jak ktoś mnie pyta w komentarzu o rozdział, to ja tego samego dnia piszę xD macie wyczucie!
      Większość rozdziału jest już napisana, z godzinę temu skończyłam drugi akapit. Został jeszcze jeden, ale nie wiem, kiedy go dopiszę - ale na pewno w tym tygodniu. Bardzo chciałabym dzisiaj, ale nie wiem, czy się uda :( w każdym razie niedługo się pojawi!

      Usuń
    2. Juuupi <3
      Luella

      Usuń