#comments { color: #000; }

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

17.

Rozdział po pięciu dniach. P i ę ć. W dodatku jest długi, a napisałam dzisiaj całość.
Jak widać Bianka skutecznie pogania!

    Zaczarowana taśma miernicza szybowała z jednego końca Wielkiej Sali na drugi, mierząc sufit, każdą ścianę z osobna i jeszcze parę innych długości, które nie wiem do czego mogły być potrzebne. Gdy w końcu miarka zaczęła pikować w dół spod samego sufitu, a Ann chwyciła ją w ręce i odczytała poszczególne wyniki, westchnęła ciężko i odłożyła ją na jeden ze stołów, dawno opustoszałych po kolacji.
- Chłopaki, sprawdzicie, czy wystarczy materiału do podwieszenia nad stołami? W suficie są haczyki, a girlandę Katie przygotowała, tylko nie wiem, czy nie będzie za krótka...
- Ależ oczywiście - odparłem nonszalancko, po czym wydarłem się do Jamesa: - Bierz miotłę i chodź, robota jest!
Chłopak wstał od stołu, gdzie towarzyszył Katie przy składaniu czegoś z papieru, po czym podszedł do mnie, minąwszy Cynthię i Lily pracujące nad czymś przy sporym, miedzianym kotle.
Popatrzyłem na nie przez chwilę, a gdy przyszło mi do głowy, co stało się parę dni temu, zrobiło mi się gorąco.
- No Black, na co czekasz? - spytał James, unosząc się w powietrzu na miotle i trzymając w rękach ogromną belę materiału.
Przywołałem miotłę, biorąc płytki wdech i spoglądając jeszcze raz w stronę Lily. Chyba nie wiedziała - sugerując się jej miną, która nie wyrażała ani wściekłości, ani chęci mordu - ale przecież nigdy nie wiadomo, nie?
***
Zawiesiłem róg tkaniny na haczyku, a James przytrzymywał pozostały materiał, by nie spadł przypadkiem komuś na głowę. Swoją drogą, wcale nie wyglądał na lekki.
- No, to powiedz mi teraz, co ty odwaliłeś w ostatnią pełnię - szepnął James, podlatując bliżej kolejnego haczyka, a ja podążyłem za nim i wyciągnąłem kolejny kawałek girlandy. - Gdzieś ty się podziewał tyle czasu? Miałeś tylko sprawdzić, czy jest czysto.
To może się wydawać nieprawdopodobne, ale minęły cztery dni, a ja nadal nie miałem okazji, by mu to wszystko opowiedzieć.
- Lily tam była - odparłem również szeptem, wychylając się zza dzielącego nas materiału, by spojrzeć na Jamesa. Patrzył na mnie wyczekująco, a ja chrząknąłem. - Szukała wrzośca. Mówiła o tym ostatnio Ericowi, więc myślę, że chodziło właśnie o...
- Do rzeczy.
- ...to - dokończyłem, urażony.
- I co dalej?
- Słuchaj, no schowałem się za drzewami. Ręka, albo w sumie łapa, była w strzępach, sam widziałeś. Ale było gorzej, niż myśleliśmy. Zaczęło krwawić, wszędzie na śniegu ślady krwi...
Zamilkłem na chwilę, skupiając się na tym, by dobrze zawiesić materiał na kolejnym haczyku. James milczał, jakby rozmyślając o czymś przez dłuższą chwilę.
- Szedłem, a ona była niedaleko. Usłyszała, że coś szeleści, przestraszyła się, ale jak zaczęła trzaskać zaklęciami, to stamtąd wylazłem. Ogon mi prawie spaliła, wiesz?
- I wtedy cię opatrzyła?
- Tak.
- A nie mówiła czegoś...
- Nie, myślała, że się przybłąkałem.
Właściwie to analizowałem w głowie tę sytuację z tysiąc razy. Czy może zmarszczyła brwi, może mruknęła "cóż, to podejrzane" pod nosem... Nic takiego nie miało jednak miejsca. Nie podejrzewała niczego.
Zerknąłem w dół; spod sufitu wszystko było widać jak na dłoni. Ann próbowała złożyć kolejną, okropnie długą girlandę, Katie porzuciła swoje papierowe figurki, by jej pomóc, a Lily rozmawiała z Cynthią, pochylając się ponad kociołkiem.
No właśnie, Cynthia. Pozostawała jeszcze ta kwestia.
- Chłopaki, wszystko okej? Coś się stało? - krzyknęła z dołu Ann, która jakimś cudem zaplątała się w girlandzie i próbowała wydostać się z niej, kręcąc się wokół własnej osi.
Spojrzeliśmy na siebie z Jamesem, znów zabierając się do pracy.
***
Zajęłam się siekaniem mięty i gdy już całkowicie pochłonęło mnie to zajęcie, poczułam nagle delikatne pociągnięcie za włosy.
Odwróciłam się, nie ujrzałam jednak nikogo za sobą. Gdy już miałam wrócić do pracy, nagle coś zaczęło obijać się o moją twarz jak ćma, przyciągnięta blaskiem z różdżki. Upuściłam na ławkę scyzoryk Lily, następnie próbując odgonić to coś rękami - niestety bez większego skutku.
- Co do... - zaczęła Lily, patrząc w moją stronę i momentalnie doskoczyła do mnie, odrywając się od przygotowywania eliksiru euforii i próbowała mi pomóc.
- Immobilus! - krzyknęła Katie, biegnąc w naszą stronę, a to dziwne coś nagle znieruchomiało i opadło na podłogę. Wtedy okazało się, że był to papierowy kanarek - jeden z tych, które pieczołowicie składała jeszcze kilkanaście minut temu.
- Przepraszam, Cynthia, ale nie wiedziałam, że ot tak zaczną latać! I że będą tak agresywne... Trzeba jeszcze dopracować zaklęcie - wytłumaczyła zakłopotana, po czym obejrzała mnie dokładnie, chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku.
- Nie ma sprawy, wcale nie robi krzywdy - odparłam, uśmiechając się. Katie mimo wszystko przeprosiła mnie jeszcze raz, zabierając ptaka zrobionego ze złotego papieru, z błękitną wstążeczką na szyi i skrzydłami ozdobionymi ręcznie wyciętymi, połyskującymi piórkami.
Spojrzałam w stronę Lily, której mina sugerowała, że próbowała powstrzymać śmiech.
- No bardzo zabawne - mruknęłam, marszcząc brwi.
- Żebyś wiedziała.
Dziewczyna zaczęła mnie przedrzeźniać, wymachując sobie rękami przed twarzą i robiąc dziwne miny. Mimo że to ze mnie się nabijała, i tak w końcu wybuchnęłam śmiechem.
- No na Merlina, ja nie wytrzymam - zawołała Ann z rezygnacją w głosie, a my spojrzałyśmy w jej stronę. - Za krótkie. Co ja mam teraz niby zrobić?
- Nie przejmuj się, naprawimy to jakoś - pocieszała ją Katie, która jeszcze parę sekund wcześniej majstrowała coś przy papierowych kanarkach, a wtedy stała tuż obok Rusell ze skrzyżowanymi rękami i przyglądała się stanowczo za krótkiej girlandzie, która z jednej strony zwisała żałośnie, nie sięgając nawet ściany.
- Do czego właściwie są te ptaki? - szepnęłam, a Lily wróciła do krojenia fig abisyńskich i zgniatania ich ostrzem noża nad eliksirem, wzruszając uprzednio ramionami.
- Nie mam pojęcia.
- Witam panny Beckett - usłyszałam za nami głos Blacka i wtedy odwróciłyśmy się równocześnie. Lily spojrzała na niego ze zdumieniem, a ja wstałam i przeszłam nad ławką pospiesznie.
- Pójdę im pomóc, dasz radę beze mnie? - spytałam i poszłam w stronę Ann i Katie.
- Cynthia! - zawołała za mną Lily, ale udawałam, że nie słyszę.
***
Usiadłem na miejscu Cynthii, przyglądając się Lily, która pochyliła się nad kociołkiem i unikała mojego spojrzenia. Dziewczyna zerkała jeszcze przez chwilę nerwowo w stronę kuzynki, która postanowiła najwidoczniej dać nam porozmawiać na osobności - a Beckett niespecjalnie się to chyba spodobało.
Spojrzałem na rozgniecione skórki fig abisyńskich i pokrojoną drobno miętę, po czym przeniosłem wzrok na dziewczynę nerwowo mieszającą w kociołku.
- Po co nam eliksir euforii na bal? - spytałem, wiedząc, że Ann poprosiła ją o uwarzenie go. Nie miałem jednak pojęcia, dlaczego - a nawet gdybym miał, i tak był to dobry pretekst do rozpoczęcia rozmowy.
- Jak będzie tak, że większość zacznie się robić lekko senna i tak dalej, to podolewamy to do ponczu - odparła beztrosko, uśmiechając się delikatnie.
- Ej, miałem nadzieję, że to my będziemy mogli coś cichaczem podolewać do ponczu - odparłem z rozczarowaniem w głosie, a Lily spojrzała na mnie i uśmiechnęła się na widok mojej miny.
- Będziecie mogli czynić honory.
Nie odpowiedziałem, a wtedy zapadła między nami cisza. Dziewczyna zaczęła nucić coś pod nosem, a ja posiedziałem tak jeszcze przez chwilę, przyglądając się swoim kolanom.
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytałem, a dziewczyna ruchem głowy wskazała mi deskę z miętą.
- Jeśli byłbyś tak miły, to przydałoby się bardziej rozdrobnić miętę.
Zacząłem zakasywać rękawy, jednak gdy dostrzegłem kawałek bandaża owiniętego na mojej ręce, zastygłem w bezruchu i od razu ściągnąłem mankiety koszuli aż po same nadgarstki.
Zerknąłem na dziewczynę, by sprawdzić, czy to widziała i może nabrała podejrzeń, ale nie oderwała wzroku od swojego kociołka.
***
Wstałem i gdy zmierzałem w stronę Jamesa, minęła mnie Cynthia. Złapałem ją lekko za nadgarstek, by się zatrzymała, a gdy spojrzała na mnie pytająco, przybliżyłem się do niej.
- Wie? - spytałem szeptem, a dziewczyna położyła ręce na biodrach, patrząc na mnie.
- Syriusz, dlaczego to takie ważne? - spytała, mrużąc oczy, a jej wzrok był niemal tak przeszywający, jak ten Lily, gdy prawie wyciągnęła ze mnie tajemnicę Remusa tylko patrząc. Mimo wszystko Cynthia nie działała na mnie w taki sposób - być może dlatego, że znałem ją od niedawna. I całe szczęście.
- Ona... będzie się martwić...? - bardziej spytałem niż stwierdziłem, a młodsza Beckett uniosła brwi.
- Ach tak?
- Tak.
Dziewczyna wzięła wdech, odgarniając swoje ciemne, proste włosy na plecy, a ja odezwałem się ponownie:
- To wie czy nie wie?
- Nie wie.
Westchnąłem z ulgą, Puchonka jednak - w przeciwieństwie do mnie - wcale nie wydawała się szczególnie pocieszona.
- Wiesz, w jakiej stawiasz mnie sytuacji, prawda? - powiedziała spokojnie, patrząc na mnie.
Wiedziałem. Przecież jej też musiało być trudno nie mówić całej prawdy swojej kuzynce, kiedy w dodatku domyślała się, że sprawa nie jest zbyt ciekawa.
- Przepraszam, ale to ważne.
- A przyjaciółka nie powinna wiedzieć o ważnycgh rzeczach?
- To skomplikowane - poprawiłem się, po czym spojrzałem na nią z miną, która miała ją udobruchać. - Proszę. Ja... jeszcze jej powiem. Jak przyjdzie czas.
Cynthia westchnęła z rezygnacją, po czym zrobiła parę kroków.
- Oby jak najszybciej - mruknęła, wymijając mnie i posyłając w moją stronę spojrzenie prawdopodobnie typowe dla wszystkich dziewczyn z rodu Beckettów - czyli niecierpiące sprzeciwu.


    Położyłam się na łóżku, przebrana już w fioletowe spodnie od piżamy i koszulkę któregoś z chłopaków, po czym zerknęłam na zegarek stojący na mojej szafce.
- Sporo nam się zeszło - mruknęłam, otulając się kołdrą. - Ale eliksiru masz dzięki mnie zapas na pięć takich imprez, Rusell.
Ann siedziała na łóżku, zaplatając swoje jasne, proste włosy w warkocz i patrząc na mnie z uśmiechem. Wyglądała na zmęczoną, co przy jej niemalże niekończącej się energii wyglądało całkowicie obco i jakby nie na miejscu. Nie ma się jednak jej co dziwić - zaczęliśmy przygotowywać wystrój na bal już po kolacji, a wtedy dochodziła dwunasta. W dodatku wszystko postanowiliśmy zrobić tak jak należy - czyli bez zbytniej ingerencji magii, a Ann musiała wszystko koordynować i martwić się a to atakami kanarków, a to brakiem materiału na girlandy.
- Wiem Beckett, szkoda tylko, że dyrektor się nie zgodzi na pięciodniowy bal.
- A pytałaś?
- Słuchajcie, mam sprawę - przerwała Katie, wskakując nagle na moje łóżko i siadając na nim po turecku. Jej ton był poważny, a gdy spojrzałam na jej minę, od razu wiedziałam, że coś ją trapi. Rozejrzała się wokół, jakby chcąc sprawdzić, czy na pewno jesteśmy same - jednak poza mną, Katie i Ann nie było w pokoju nikogo, jako że Evans poszła na patrol.
- Co jest? - spytałam, patrząc na dziewczynę pytająco. Katie poprawiła swoją koszulkę, po czym popatrzyła na nas jakoś niepewnie.
- Słuchajcie, z chłopakami jest coś nie tak. I nie chodzi mi o ich psychikę, tego się już nie da odratować. Tylko o to, że...
- Znikają? - prychnęłam rozbawiona, przypominając sobie moją rozmowę z Mary. Dziewczyna skinęła głową, uśmiechając się lekko. Najwidoczniej jej to samo przyszło do głowy.
- Mama Remusa jest chora, prawda? - odezwała się Ann. - On ją przecież często odwiedza. Chyba to coś poważnego, skoro nawet dyrektor jest w to zamieszany i wyraża zgodę na takie wyjazdy w trakcie roku szkolnego.
Ann popatrzyła na nas, a my pokiwałyśmy głowami. W końcu to usprawiedliwienie słyszałyśmy dość często.
- Swoją drogą, dzisiaj nie było tylko Remusa i Petera - wtrąciłam.
- Racja, to dziwne, nie? Ale wracając, pozostali nie jeżdżą przecież razem z Remusem, nie? No bo po co? - zauważyła Katie, a ja zmrużyłam oczy podejrzliwie. Ann pokiwała głową gorliwie, po czym odezwała się znowu:
- A nawet jeśli, to powiedzieliby nam o tym. Po co robić z tego tajemnicę?
- Najwidoczniej jest jakiś powód, skoro Mary wypytywała mnie o to, gdzie on znika i dlaczego. Nie wymyślił nawet najgłupszej wymówki.
Ann pokręciła głową pobłażliwie i zacmokała.
- Oj Lil, jemu może na niej jakoś szczególnie nie zależeć. Wiesz, jak to z nim bywa.
- Z nią jest inaczej.
- Nie wydaje mi się.
- Dziewczyny, do rzeczy! - Katie przywołała nas do porządku, a ja mruknęłam pod nosem ciche "no dobra" i oparłam głowę o ramię przyjaciółki. Dziewczyna odchrząknęła, by po raz kolejny zabrać głos.
- Pomyślałam, że możemy kiedyś spróbować... no, zobaczyć, czy naprawdę o to chodzi. Tylko jeszcze nie mam pomysłu.
- Ja chwilowo też nie - odparła Ann, już z o wiele mniejszym zapałem, niż dotychczas. - Ale spróbuję się dowiedzieć czego się da.
Skinęłam głową, zastanawiając się, co możemy zrobić, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- I pomyśleć, że nigdy dotąd nie zauważyłyśmy nic na tyle dziwnego, by jakoś zareagować - skwitowałam, a dziewczyny pokiwały głowami.


    "Kto o nią dba ten ją ma, a kto o nią nie dba ten ją ma".
Spokojny, eteryczny głos rozległ się po korytarzu, który - co warto dodać - był całkowicie opustoszały. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro była już dwunasta, a wszyscy Krukoni leżeli grzecznie w łóżkach i spali, ewentualnie poprawiali swoje wymuskane prace domowe przy bladym świetle różdżki. Normalnie wcale bym nie narzekał, jednak wtedy, kiedy musiałem dostać się do wieży Ravenclawu, wolałbym jednak towarzystwo jakiegoś jajogłowego dzieciaka.
- Nie możemy sobie darować? - spytałem z rezygnacją kołatkę, która strzegła wejścia - ta jednak pozostała niewzruszona na moją prośbę. Wejście nie otworzyło się, a ja nie miałem siły na głupie zagadki.
"Kto o nią dba ten ją ma, a kto o nią nie dba ten ją ma".
- Wyważone drzwi? - mruknąłem opryskliwie, krzyżując ręce na piersi. Wejście jakby odrobinę drgnęło, ale ostatecznie nie otworzyło się. Szkoda tylko, że moja różdżka została właśnie u Mary - zresztą dlatego tam szedłem - bo zapewne tak to by się skończyło.
- Świetnie.
"Kto o nią dba ten ją ma, a kto o nią nie dba ten ją ma".
- Wiesz, która jest godzina?
"Kto o nią dba ten ją ma, a kto o nią nie dba ten ją ma".
- Zamknij się już, na Merlina, dotarło!
Nastała błoga cisza, niezakłócona drażniącym głosem, który powtarzał w kółko jakąś denną zagadkę. Chociaż tyle.
Wziąłem głęboki wdech, próbując się skupić. "Dobra, może teraz coś ruszy".
- Nie wiem, może zagubiona w praniu skarpetka?
Nic.
- Talerz z ciastkami czekoladowo-orzechowymi?
Ani drgnie.
- Twoja matka?
Nic a nic.
Oparłem się o ścianę, uderzając w nią pięścią tuż obok cholernej kołatki.
- Słuchaj no, ja nie mam zamiaru się w to bawić. Po pierwsze, to jestem z Gryffindoru, a nie z Ravenclawu. Jak ma się oczy to można bez problemu zauważyć, że ani nie chodzę w niebieskim krawacie, ani zagadka z rana nie zastępuje mi kawy. Przez prawie siedem godzin siedziałem w cholernej Wielkiej Sali, podwieszając parę kilometrów materiału pod sufitem tylko po to, żeby się okazało, że nie dostaliśmy go wystarczająco dużo. Przyjaciółka ze mną nie gada od ponad miesiąca. Miałem ciężki tydzień, szczególnie na początku, a zakończyłem go dwoma godzinami z Gainsboroughem. Poza tym mam już wystarczająco wiele problemów z pewną wychowanką tego domu, a za chwilę będę mieć więcej. Jesteś tylko gadającym wejściem, więc nie wiesz jak może się czuć człowiek, który cały dzień robił coś bardziej wymagającego niż ścieranie zawiasów, więc może ZROBISZ MI WRESZCIE TĘ JEDNĄ, CHOLERNĄ PRZYSŁUGĘ I MNIE WPUŚCISZ?!
Zapadła cisza, a ja już miałem zamiar się stamtąd ruszyć i odejść, gdy przejście uchyliło się delikatnie. Opierałem się o drzwi, więc wpadłem do środka z impetem - a gdybym nie złapał równowagi w odpowiednim momencie, zapewne leżałbym plackiem na granatowym dywanie w pokoju wspólnym Ravenclawu.
- Udało się - mruknąłem do siebie, zszokowany. Uniosłem wzrok, chcąc skierować się w stronę dormitoriów dziewcząt, kiedy nagle jakby znikąd wyrosła przede mną Mary w długiej koszuli nocnej, ze skrzyżowanymi rękami i groźną miną. Prawie podskoczyłem.
- Gratuluję - odparła, rzucając do mnie moją różdżkę. Złapałem ją zręcznie pomiędzy palce i schowałem do kieszeni.
- No cześć - wyszczerzyłem się, jednak Mary nie podzieliła mojego nieco wymuszonego entuzjazmu. - Wszystko słyszałaś? - spytałem, patrząc na nią nieco zażenowany.
- Tylko tyle, że ktoś się dobija.
Odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że nie słyszała ani słowa z mojego wywodu, jednak wciąż nie sprawiało to, że czułem się dobrze.
- I nie można było otworzyć? - spytałem, marszcząc brwi i patrząc na nią ze zirytowaniem. To ja się męczę, żeby tylko się tam dostać, a ona w spokoju się przygląda? Co ja znowu zrobiłem?
- Byliśmy umówieni - odezwała się Mary obojętnym tonem, jednak jej twarz wyrażała coś zupełnie innego.
Ach tak, a więc TO zrobiłem.
Mimo wszystko nie rozumiałem tej reakcji. Pokazałem nawet odrobinę zaangażowania, przychodząc tam i próbując uniknąć kłopotów.
- Wybacz, musiałem pomóc Ann i Katie z dekoracjami na bal - zacząłem, a twarz Mary jakby złagodniała. - I pomóc Lily z eliksirem - dodałem, a gdy Mary znów zrobiła tę swoją poważną minę, zrozumiałem, że chyba jak zwykle mój niewyparzony jęzor mi zaszkodził.
- Aha.
- No wybacz, że nie miałem jak ci powiedzieć, przepraszam, że czekałaś, co jeszcze mam zrobić?
Mary przewróciła oczami, a następnie jej wzrok spoczął gdzieś na ścianie za mną.
- Może zacząć być wobec mnie szczerym?
Dziewczyna odgarnęła nerwowo swoje krótkie włosy za ucho, a ja prychnąłem, unosząc wzrok ku sufitowi.
- Dobra, wiesz co? Nie wiem, o co chodzi. Serio, nie mam najmniejszego pojęcia. Przepraszam, jasne? Że nie przyszedłem, że mam przyjaciółki, którym chcę pomóc, że ci nie powiedziałem, wybierz sobie co tam chcesz.
I skierowałem się do drzwi.

11 komentarzy:

  1. :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
    To jest najdłuższy uśmiech nienawiści. Pokłócili się. Tak! Tak, tak, tak, tak, tak, tak!
    Tak!
    Poza tym jestem z cb dumna! Pięć dni. Ale teraz to juz na pewno nie pobije teojego rekordu xd
    Przygotowania naprawde fajnie opisane :) Taka przyjemna atmosfera i w końcu bd BAAAAAAAALLLL!! A czy Syriusz pójdzie z Lily? Musi!!!! Taaaak!!!
    Katie i jej kanarki xd I nikt nie wie po co to, ale ważne, że Katie się cieszy, że rb kanarki. Ja ja tak lubię!
    Hahahaha, pomysł z eliksirem naprawdę przemyślany xd No i Syriusz mógł jej pomóc! I przez to Mary się wkurzyła. I w sumie lepiej by było, gdyby to wszystko usłyszała, co nie? No bo przecież wtedy by wiedziala, że Syriusz ma z nią same problemy xd
    ,,Może zacząć być wobec mnie szczerym?" - nie, Syriusz, nie słuchaj takich głupot. Ona się ma na ciebie obrazić, nie ma się z tb godzić. Nie bądź wobec niej szczery xd
    Oho, zaczyna się! Lily, Katie i Ann w końcu odkryją prawdę o Remusie, Lily pogodzi się z Syriuszem, bo już bd wiedziała czemu nic jej nie powiedział i zejdą się i pójdą razem na bal i bedę szczęśliwa!
    Ah i ta koszulka katie ,,I love Lily". Kocham xd
    A i w polskim dajemy takie nawiasy ,,...", a nie takie "..." Tak mi sie przynajmniej wydaje xd
    No życie się toczy. Mary zaraz zerwie z Syriuszem albo na odwrót albo dojda do zgody ze to i tak nie ma sensu xd Dziewvzyny odkryja prawde o zniknięciach huncwotów no i będzie bal! Ale wiesz co ci zrobie jesli syriusz nie pojdzie z lily? Nie zebym ci grozila xd
    Rozdzial cud, miód, malina!
    Naprawdę :)
    <3
    Pozdrowionka,
    Bianka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, jak już sie wziełam za odpisy na komentarze to o Tobie też nie zapomnę, bo muszę przyznać że wcześniej mi to jakoś wyleciało z głowy. zrzucam wszystko na matury, a co mi tam!
      NO TA MARY TAKA BIEDNA, ZNIENAWIDZONA. jak zawsze, trzeba się przyzwyczajać... ale taki uśmiech nienawiści to ja bym na Umbridge posłała a nie :C
      Ano, przygotowania są, miło i rodzinnie niemalże, ale co do balu to wszystko okaże się... no, na balu!
      Mogę powiedzieć, że kanarki *SPOILER ALERT* nawet będą przydatne do czegoś!
      Może i... ale z drugiej strony, słonko, dla ciebie to chyba najlepiej byłoby, gdyby ją wyrzucił przez okno w tej sowiarni, gdzie się poznali xD
      Szczery Syriusz to chyba w tym przypadku nie za dobry pomysł. "O, ścięłaś włosy? Wolę długie". "Weź, oddaj mi po prostu różdżkę, a nie sceny robisz, dwunasta w nocy jest"!
      Ha, sama mam taką koszulkę!
      Co do nawiasów to wiesz już jak jest bo mówiłam. Program mi nie robi, to póki co niech sobie będą. Za dużo ich nie stawiam, a i nie przeszkadza chyba jakoś bardzo, to tam...
      Ja Ci coś ostatnio mówiłam o groźbach. Podesłać Ci odpowiednie artykuły prawne?
      Dziękuję bardzo misia <3

      Usuń
    2. Nie, do Umbridge ja nie posyłam uśmiechów nienawiści... Ona na nie nie zasługuje.
      Ale zaskoczenie! Xd
      Oooooo! Ciekawe do czego!
      Już wtedy bardzo jej nie lubiłam, więc dla mnie byłaby to idealna opcja, z której cieszyłabym się niemiłosiernie.
      W takich wypadkach szerość jest jak najbardziej wskazana xd
      Też taką chcę! Zrobię sobie!
      Obejdzie się bez artykyłów... Xd

      Usuń
  2. Cześć! Jestem, tak jak obiecałam. Kiedyś już tu byłam poznaję nawet szablon i pamiętam, że imię panny Beckett zawsze trochę mnie dekoncentrowało :p Nie zamierzam czepiać się tego zabiegu, to w sumie dość prawdopodobne, że imiona w szkole się powtarzają. Ale dlaczego przerwałam czytanie? Nie mam pojęcia.
    Widzę, że pokombinowałaś trochę z narracją, to ciekawe. Trzeba trochę ruszyć głową, żeby zorientować się, czyja to perspektywa :)
    Lubię Twoich Huncwotów, są tak niedojrzali i beztroscy jak właśnie Huncwoci być powinni. Chociaż nie da się nie zauważyć, że niefrasobliwość Syriusza, który zdaje się wiedzieć i rozumieć równie wiele, co przednudny Jon Snow, wyparowuje w eter w obecności Lily :p Nagle bardzo się wszystkim przejmuje, martwi i staje się słodki zamiast pustogłowy. Ciekawie go było oglądać z obu tych stron w najnowszym rozdziale. Co te baby robią z człowiekiem! Chyba wolę jak jest huncwockim paskudnikiem, ale jednak dobry PR każdemu się przyda od czasu do czasu :)
    Stęskniłam się już trochę za resztą Huncwotów, jest na nich szansa w kolejnej części? Bajdełej, bardzo podoba mi się Twój najnowszy rekord w dodawaniu rozdziałów, to dobrze rokuje :p
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kogo to zasługa? No moja oczywiście! Bo to ja poganiam! Należą mi się gratulacje i brawa!
      Ej, ale czemu nie lubisz Siriusly! Przecież oni są po prostu cudowni! Wystarczy spojrzeń na piękny tekst o paraliżu mięśni twarzy... I jak on się o nią troszczy... No idealni!
      Siriusly forever!

      Usuń
    2. Masz brawa ode mnie!
      Nie no, zaraz, ja nic nie mam do Syriuszowych romansów, po prostu lubię jak Syriusz jest zabawny, a to zwykle nie idzie w parze z romantyczności. Zwykle! Ja też nie wyobrażam dobie, żeby nie było między nimi słodkiego tete-a-tete na balu :))

      Usuń
    3. Kamień z serca xd Już się bałam, że ktoś nie lubi Siriusly xd
      Ale teraz na drodze do pełni szczęścia stoi jeden problem, który należy zlikwidować. MARY VILLON. :)))))))))) uśmiech nienawiści. Jej to się należy pozbyć jak najszybciej, bo co będzie jesli sie jej nie pozbedziemy i Syriusz nie pójdzie z Lily na bal? Co wtedy?!?! Tragedia! Oni się w ogóle muszą w końcu pogodzić! I jak najszybciej pozbyc sie Villon. To podstwa. :)))))))))

      Usuń
    4. Syriusz chyba już się jej pozbył, więc no problemo ;p

      Usuń
    5. Hej!

      No, nie odpisuję przez chwilę, a tu już obrona dokonała się bez mojego udziału xD Bianka, ja wiem że Siriusly górą, ale ta Mary taka biedna, krzywdy nie robi nikomu :C chyba tylko ten paraliż mięśni twarzy wygrał...

      Eskarynko, momentami nie wiem co jest negatywne a co pozytywne w twoim komentarzu, ale już trudno xD
      No już chyba poprzednim razem mówiłam, Lily to Lily, inaczej mi nie pasowało, a że i tak jest jej więcej i są rozgraniczone jeśli obie występują równocześnie, także przy odrobinie skupienia da się ogarnąć. Problem pewnie bardziej leży w tym, że wszyscy są przyzwyczajeni do Evans, ale już nic nie poradzę na to c:
      Co do narracji, to i najpóźniej w kilku pierwszych zdaniach jest określony narrator, po wczytaniu się można sobie poradzić bez problemu. chociaż w sumie nie masz chyba z tym problemu bo tego nie napisałaś więc co ja tam gadam xd
      Cóż, dziękuję za komplement o huncwotach, to jeden z niewielu tych pewnych 8D ale Syriuszka trzeba obronić jednak trochę, bo jednak w tej sytuacji gdzie raczej im niezręcznie ze sobą chłopak się nieco hamuje. no i dobra, może rzeczywiście się bardziej troszczy, nie można mu tego odmówić. ale mimo wszystko nie nazwałabym go pustogłowym, ot takim śmieszkiem raczej!
      mi też ich brakuje, uwierz xD ale jakoś mi się tak złożyły te rozdziały. mam w planach parę watków z nimi, ale zobaczymy jak to ostatecznie wyjdzie.
      No i obawiam się, że ten rekord w dodawaniu rozdziałów ma się chyba nieco bardziej do matury, niż do jakichś długofalowych zmian :C
      dziekuje za komentarz <3 i za walke o Siriusly, Bian xD <3

      Usuń
  3. O! Kolejny rozdział!!!
    Jak zwykle świetny! ;D
    Niech Syriusz wreszcie skończy z Mary i zrozumie, że jego jedyną miłością jest Lily! xD
    Nie mogę doczekać się balu! Coś czuje, że zdaży się sporo interesujących rzeczy :D
    Ciekawe, kiedy w końcu (i jak?) dziewczyny dowiedzą się o "futerkowym problemie" Lupina.
    Pozdrawiam i życzę weny :D
    ~Arya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! <3
      Dziękuję <3
      No, ja naprawdę nie wiem, co będzie z tym Blackiem a Mary. wszystko się okaże, tyle tajemnic 8D
      w sumie to ja też nie mogę się doczekać balu ;_; ale trwam dzielnie, ten moment przyjdzie już niedługo, a tak przy okazji - balowy rozdział będzie sporo dłuższy, bo chcę wszystko zawrzeć w jednym. taki bonus!
      No, i ciekawe czy w ogóle się dowiedzą...
      dziękuję jeszcze raz i do następnego! <3

      Usuń