Dobrze, wreszcie nadeszła ta chwila - mamy bal! Rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj, poza tym podzieliłam go na dwie części, bo w jednej niestety nie miałam szans się zmieścić - jest zatem co czytać c:
Dyrektor rozglądał się po zgromadzonych w sali uczniach, ubranych w magiczne odpowiedniki garniturów i balowe sukienki, a na jego twarzy gościł łagodny uśmiech.
- Kochani - zaczął, wyciągając ręce na boki, tak jakby chciał objąć nimi całą salę. - Cudownie widzieć was zgromadzonych tutaj, ubranych tak odświętnie, uśmiechniętych i zadowolonych. W końcu zbliżają się święta, prawda? Ten bal jednak...
Obejrzałam się za siebie nerwowo, zerkając w stronę niewielkiej sceny ustawionej w rogu pomieszczenia. Zespół właśnie kończył rozstawianie instrumentów, a ja przyglądałam się temu przez dłuższą chwilę, przypominając sobie, ile problemów było z załatwieniem oprawy muzycznej. Pierwsza grupa nagle wycofała się bez powodu, w drugiej wokalista się potwornie rozchorował... Jeśli chodzi o trzeci zespół: wtedy nie zanosiło się na to, że stanie się coś złego. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Spojrzałam w stronę stołów uginających się pod ciężarem jedzenia. "Granatowe i srebrne serwetki, białe obrusy, srebrne półmiski", wyliczyłam w myślach, a gdy upewniłam się, że wszystko na stołach było perfekcyjne, zerknęłam na choinkę ustawioną po prawej stronie sali. Choć dekoracje, które na niej wisiały, niespecjalnie wpasowywały się w granatowo-srebrny wystrój reszty sali, i tak była imponująca. Jej czubek przystrojony w złotą, połyskującą gwiazdę dotykał sufitu, a gałązki poruszały się delikatnie, wprawiając w lekkie kołysanie różnokolorowe bombki oraz łańcuchy i strzepując śnieg spadający z atramentowego, gwieździstego sklepienia Wielkiej Sali dzięki zaklęciu Remusa. Po dłuższej chwili przeniosłam wzrok na udekorowane przez nas na ostatnią chwilę stoły nauczycieli, już nieco uspokojona co do tego, że na pewno wszystko jest w porządku - gdy spojrzałam wyżej, na udrapowane ponad nimi girlandy, wstrzymałam oddech.
- Katie - pociągnęłam ją za rękę. - Girlandy.
Dziewczyna przyglądała się im przez dłuższą chwilę, a następnie popatrzyła na mnie pytająco.
- No przekrzywiła się, nie widzisz?
Katie pokręciła głową i uniosła wzrok ku sufitowi w geście dezaprobaty. Po dłuższej chwili zastanowienia uznałam, że być może miała rację. W końcu już przed kolacją siedzieliśmy wszyscy w Wielkiej Sali, a kiedy na jakąś godzinę stoły zwolniły się z pustych już talerzy i półmisków, wszystkie robiłyśmy fryzury i makijaż gdzieś pomiędzy zawiązywaniem wstążek na szyjach kanarków a próbami naprawienia zaklęcia na śnieg z sufitu, który dolatywał do samej podłogi, tworząc na niej istną ślizgawkę.
- ...Uważam jednak, że moja i tak już przydługa przemowa jest mniej ważna, niż parę słów od osób, które pracowały ciężko na to, by ten bal się odbył.
Dyrektor zszedł z mównicy i popatrzył w moją stronę, a ja zamarłam. Beckett wypchnęła mnie do przodu, a gdybym nie uniosła nogi w odpowiedniej chwili, potknęłabym się o wysoki podest i runęła jak długa.
- Proszę, Ann, to w końcu twoja zasługa - odezwał się do mnie Dumbledore przyciszonym głosem, a ja rozejrzałam się po sali, spanikowana.
"Ann Rusell i trema, jasne", pomyślałaby większość osób, które znają mnie ze szkoły. Pewnie, przez gdzieś połowę swojej edukacji w Hogwarcie komentowałam mecze. Czternastka graczy na boisku i rozszalały tłum na trybunach nie mogły jednak równać się z tą salą, jeśli chodzi o poziom stresu, jakiego mi dostarczały.
Dziesiątki ludzi. Nie, setki. Setki par oczu wpatrujących się we mnie z zaciekawieniem, wyczekujących na to, co powiem, a ja czułam, jakby ktoś zaciskał mój żołądek w garściach i nie chciał wypuścić.
Wzięłam głęboki oddech, kiedy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, a stanął w nich Hagrid, starając się następnie dyskretnie wtopić w tłum - a przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe przy jego wzroście. To wydarzenie na parę chwil odwróciło ode mnie uwagę zebranych, za co mogłam być tylko Hagridowi wdzięczna. Gdy tylko mnie zauważył, pomachał w moją stronę, a ja uśmiechnęłam się.
- Annie, rusz się - popędzała mnie Beckett, a ja spojrzałam na nią w dół, posyłając jej pełne paniki spojrzenie. Odetchnęłam po raz kolejny i skierowałam różdżkę w stronę krtani, mówiąc szeptem zaklęcie.
- Dobrze, zatem... - odezwałam się, a uwaga wszystkich na powrót skierowała się na mnie. - Z tego miejsca chciałabym podziękować każdemu, kto podsunął mi pomysł na bal zimowy - a takich osób było sporo. Tym, którzy pomagali mi z wystrojem i wszelkimi sprawami technicznymi...
Urwałam na moment, patrząc w stronę huncwotów oraz Katie i Lily.
- ...oraz wszystkim, którzy postanowili dzisiaj przyjść. Bez was ten bal nie mógłby się odbyć. Dziękuję.
Zdjęłam zaklęcie, a - ku mojemu zaskoczeniu - cała sala zaczęła klaskać, z dyrektorem na czele. Już miałam zamiar zejść stamtąd, unikając wzroku wszystkich i zrobić obchód w celu sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku, kiedy James i Syriusz wskoczyli na podest i stanęli po moich bokach, szczerząc się szeroko. Nagłośnili różdżkami swoje głosy, rozejrzeli się po tłumie, w którym spora część uczniów (w szczególności ta żeńska) stała się nagle o wiele bardziej zainteresowana oficjalnym rozpoczęciem balu, a wtedy Syriusz oparł się nonszalancko bokiem o mównicę. Remus i Peter wkroczyli za nimi, a ja wciągnęłam Beckett, Katie i Lily do siebie, uznając, że może dzięki temu będzie nam wszystkim jakoś raźniej. Albo chociaż mi, a im przecież i tak to nie mogło zaszkodzić.
- Dobrze, skoro już niedługo odbędzie się oficjalne otwarcie balu, mamy do was jeszcze jedną, maleńką prośbę - odezwał się Syriusz, a wszyscy wpatrywali się w niego z zaciekawieniem. Po chwili odezwał się James, szczerząc się szeroko.
- Prosimy osoby, które stoją blisko środka sali... tak, obok tego zabawnego, okrągłego pudełka! O odsunięcie się od niego na co najmniej metr. Względy bezpieczeństwa, nie ma co się obrażać.
Cała czwórka huncwotów wymieniła między sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym uniosła do góry różdżki.
- No to na trzy, panowie! - szepnął Remus, uśmiechając się.
- Trzy! - zawołał Syriusz niemal od razu, najwidoczniej zbyt zniecierpliwiony, by czekać dodatkowe dwie sekundy.
Machnęli różdżkami, a z pudła wyfrunęły najpierw złote kanarki, trzymające w dziobach małe gałązki jemioły i rozpierzchły się po całej sali. Nie wszyscy zdążyli dostrzec, co wyleciało z pudełka, rozglądali się więc na boki i szukali ich wzrokiem; huncwoci wykorzystali ten moment, by zaskoczyć ich kolejną częścią pokazu. Z pudła wystrzeliły fajerwerki - ze świstem sunęły ku sufitowi i tuż pod nim rozpryskiwały się w kolorowe kształty, a następnie zmieniały się w białe płatki, które mieszały się ze śniegiem spadającym z zaczarowanego sklepienia. Gwar jaki zaczął panować w sali wyraźnie ucieszył chłopaków, którzy rozglądali się wokół z szerokimi uśmiechami na twarzach.
- A i jeszcze jedno! - odezwał się Syriusz, kiedy fajerwerki się skończyły, na sali rozległy się brawa po raz kolejny, a pudełko zniknęło ze środka przygotowanego parkietu (choć i tak większość omijała to miejsce z daleka jeszcze przez jakiś czas). - Żaden bal odbywający się w okolicy świąt nie mógłby istnieć bez jemioły! Kanarki, które trzymają w dziobach jej gałązki, mają za zadanie pilnować przestrzegania tradycji z nią związanej.
- Wyglądają niepozornie, ale ja nie radziłbym próbować jej uniknąć, szczerze mówiąc - dodał James. Katie pokazała im wyciągnięte w górę kciuki i wszyscy zeszliśmy z podestu, kierując się w stonę środka sali, gdzie ustawiały się już pary przygotowujące się do pierwszego tańca na balu. Chwyciłam Remusa pod ramię, a gdy znaleźliśmy się na miejscu i stanęliśmy naprzeciwko siebie, gotowi do walca, odetchnęłam głęboko.
- Co, nie było chyba tak źle? - spytałam, a Remus zmrużył oczy.
- Żartujesz? - spytał, kiedy dźwięki walca rozbrzmiały na całą salę, a my zrobiliśmy pierwszy obrót. - Było koszmarnie.
Miałam zamiar udawać obrażoną, jednak zrezygnowałam - zamiast tego po prostu przydepnęłam mu palce. Przypadkiem.
Wziąłem głęboki wdech, stając naprzeciwko Lily i wpatrując się tępo w jeden z jej rudych loków, które wypuszczone były z tego misternego czegoś, którego nie potrafiłem nawet nazwać.
Właściwie, to trochę dziwne.
Nie to oczywiście, że Lily Evans wyglądała pięknie w tych upiętych włosach.
Ani nie to, że ciemnozielona sukienka, która odsłaniała jej ramiona i obojczyki, sięgała kolan i przylegała w talii i biodrach, podkreślała wyraźnie jej pozbawioną najmniejszej choćby wady figurę.
Dziwne było to, że po tylu latach przyjaźni z trzema dziewczynami i uganianiu się za czwartą wciąż nie miałem pojęcia o splataniu tych wszystkich rzeczy z włosów, spinkach, gumkach, wstążkach...
Uznałem, że to dobry temat na rozmyślania - albo przynajmniej nieco lepszy, niż denerwowanie się z powodu bliskości Evans, więc starałem się nie zmieniać go jak najdłużej. Kiedy jednak rozbrzmiały pierwsze takty muzyki dobiegającej ze sceny, obudziłem się z tego zamyślenia i spojrzałem w stronę Evans już o wiele przytomniej.
- Nie umiem tańczyć więc wybacz, jeśli podepczę ci stopy - szepnąłem, kładąc rękę na jej talii ostrożnie, tak jakbym spodziewał się, że za chwilę mnie odepchnie i strzeli mi w twarz.
Nic takiego jednak się nie stało, a dziewczyna ułożyła dłoń na moim ramieniu. Zamarłem w bezruchu, nieco spięty, a ona pociągnęła mnie, zmuszając do rozpoczęcia tańca.
- Dobrze, ale skup się - mruknęła, kiedy w ciągu kilku sekund od rozpoczęcia poplątały mi się nogi i tylko cud sprawił, że nie upadłem na podłogę, ciągnąc Evans za sobą.
Milczeliśmy, a ja myślałem o tym jak to możliwe, że gdy Katie uczyła mnie tego cholernego walca, wszystko było w porządku. W pewnym momencie umiałem nawet zatańczyć cały bez jakichś zauważalnych pomyłek, a to w moim przypadku spory sukces!
Zerknąłem w bok, patrząc, jak dziewczyna wiruje w tańcu razem z Michaelem, a po chwili Beckett i Eric przemknęli obok nas na ułamek sekundy. Automatycznie zacząłem szukać Syriusza wzrokiem, a gdy z mojej lewej strony przeszli Ann z Remusem, a następnie Cynthia i Charlie, zauważyłem, jak Black siedzi przy stole, opierając się o niego łokciem i rozmawia z Hagridem, nie patrząc nawet w stronę tańczących. Mary siedziała obok niego.
- Cieszę się, że ze mną poszłaś, Evans - szepnąłem, wciąż patrząc w bok, nie miałem bowiem odwagi na nią w tamtej chwili spojrzeć. Gdy jednak to zrobiłem, jej mina nie wyglądała na zbyt radosną.
- Pamiętasz naszą rozmowę, prawda? - spytała, a jej ton wydał mi się wyjątkowo oschły. Spojrzałem na nią, niemalże przerywając taniec dokładnie w tamtym momencie, a tylko moja siła woli sprawiła, że nie stanąłem na środku parkietu jak spetryfikowany.
***
James utkwił wzrok w podłodze, a kiedy kręciliśmy kolejny piruet na środku parkietu uznałam, że chyba wreszcie dotarło do niego to, o czym próbowałam mu powiedzieć ostatnio. Po kilku chwilach poczułam jednak, jak jego ruchy stały się o wiele bardziej wymuszone. Kolejny nasz obrót przypominał raczej ruchy Ann, której kazałyśmy przymierzać piątą sukienkę z rzędu, nie pełen wdzięku taniec. Mina Pottera jednak nie wskazywała, że w jakikolwiek sposób się tym przejmuje; właściwie, to nie wyrażała wtedy niczego.
I nie odzywał się.
To stwierdzenie samo w sobie wydawało się dziwnie nie na miejscu, kto bowiem widział Pottera, który nie gadałby jak najęty o wszystkim, co mu ślina przyniesie na język? Zazwyczaj doceniałam momenty, w których mogłam nacieszyć się ciszą pozbawioną jego paplaniny, wtedy jednak było to o wiele bardziej uciążliwe, niż mogłam się spodziewać.
Muzyka ucichła, a wtedy chłopak zatrzymał się tak gwałtownie, jakby ktoś trzasnął w niego zaklęciem. Zdjął rękę z mojej talii, a kiedy wszyscy bili brawa, ja zerkałam w stronę chłopaka niepewnie i rozglądałam się na boki, szukając jak najszybszej drogi ucieczki. Nagle towarzystwo Jamesa z całkiem neutralnego stało się dla mnie tak niezręczne, jak to tylko możliwe.
Brawa dobiegające z każdej strony zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam wiele znajomych twarzy, wszyscy jednak zdawali się być o wiele bardziej zadowoleni z sytuacji, niż my. Michael właśnie unosił rękę Katie, a dziewczyna okręciła się pod nią, prawie tracąc równowagę. Chłopak złapał ją w talii i oboje roześmiali się cicho, jakby zapominając, że znajdują się w samym środku oficjalnego otwarcia balu. Ann stała obok Remusa i kiwnęła do niego porozumiewawczo, jakby chciała powiedzieć coś w stylu "dobra robota". Kiedy spojrzałam w stronę Lily, wymieniłyśmy się spojrzeniami. Razem z Ericiem od razu zauważyli, że coś jest nie tak, bo popatrzyli pytająco najpierw na mnie, a gdy wzruszyłam w odpowiedzi ramionami - na siebie nawzajem.
- Wiesz, Lily - odezwał się wreszcie James, biorąc mnie pod rękę. Zadrżałam, zaskoczona jego dotykiem, on jednak zdawał sobie nic z tego nie robić, ciągnąc mnie w stronę stołów. Dopiero wtedy zauważyłam, że wszyscy schodzą z parkietu.
- Hm?
- Jeśli nie chciałaś ze mną iść na bal, trzeba było się po prostu nie zgadzać. White by się ucieszył, ty chyba też.
- Słuchaj - zaczęłam, biorąc głęboki wdech. Wciąż nie byłam pewna, czy rzeczywiście dobrze usłyszałam. - Po prostu...
- Jasne, mam sobie zbyt wiele nie wyobrażać. Mogłaś sobie to napisać na czole, żeby nie musieć strzępić języka.
Zbliżyliśmy się do stołów, a chłopak jak gdyby nigdy nic odsunął mi krzesło i dosunął je z powrotem, gdy tylko zajęłam miejsce. James usiadł obok, nakładając sobie jedzenie na talerz bez słowa, a ja wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami.
Potter potrafił zaskakiwać, to prawda. To była jednak jedna z tych rzeczy, których nie spodziewałabym się po nim w żadnym wypadku, coś równie prawdopodobnego jak to, że Philip będzie z Karen Davies.
Nie spodziewałam się jednak również swojej reakcji: tego, że choć początkowo byłam z siebie zadowolona, wtedy czułam ogromny wstyd, objawiający się zaciśniętym żołądkiem i wlepianiem wzroku w czubki moich wysokich, czarnych butów.
Tak jakby McGonagall wyrażała głębokie rozczarowanie moją oceną z ostatniego eseju, jednak o wiele gorzej.
- Kochani, ktoś życzy sobie ponczu? Bo akurat idę. - Ann stanęła za nami i wyszczerzyła się szeroko, chwytając oparcia naszych krzeseł. Rola gospodarza imprezy nad wyraz jej odpowiadała. - Nie jest bezalkoholowy, nie przejmujcie się - dodała konspiracyjnym szeptem, rozglądając się uprzednio na boki, jak gdyby spodziewała się znaleźć jakiegoś nauczyciela tuż obok.
- Ja poproszę - mruknęłam, podając jej swoją szklankę, a wszyscy, którzy to słyszeli, wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem.
Podbiegłam do stołu uczniów na tyle szybko, na ile pozwoliły mi wysokie buty, podając uprzednio Evans szklankę ponczu - choć czułam, że przyczyniam się przez to do jej skrajnej demoralizacji. Najpierw picie alkoholu w szkole, a co potem? Brak pracy domowej?
- Hagrid! - zawołałam, kiedy półolbrzym akurat podnosił się z trzech krzeseł odwróconych tyłem do stołu i wpuszczał trójkę uczniów na miejsca, które im zajął. Zatrzymałam się przed nim, o mało na niego nie wpadając, a Hagrid uśmiechnął się.
- No, Annie, jak sowa od ciebie przyleciała z zaproszeniem, to żem się nieźle zdziwił. Gdzieś ty czas znalazła jeszcze na to, co? - zagaił, a ja przyjrzałam się jego żółtemu krawatowi w pomarańczowe kropki, który mógłby robić za całkiem pokaźną serwetę na stół.
- Sama nie dałabym rady, dziewczyny i huncwoci mi pomagali. I jeszcze Cynthia, kuzynka Beckett, może jej nie znasz - odparłam, uznając, że pochwała zdecydowanie należy się również im. Nawet Evans przyszła, porzucając robienie się na bóstwo przez kilka godzin i wraz z Remusem poprawiała zaklęciami ostatnie niedociągnięcia.
Hagrid rozejrzał się wokół z wyraźnym podziwem, chwytając swoimi wielkimi dłońmi boki brązowej marynarki.
Nagle obok nas znaleźli się prawie wszyscy, o których wspominałam dosłownie przed kilkoma chwilami. Katie szła pod rękę z Michaelem, Peter z Amandą, Remus, James i Evans, a na końcu dowlókł się do nas Syriusz razem z Mary.
- O, Hagrid, nawet się uczesałeś! - zawołała Beckett z zaskoczeniem, popijając alkoholowy poncz. - I w ogóle bardzo elegancko wyglądasz - dodała, uznając być może, że nie zabrzmiała zbyt miło, a zdecydowanie nie miała tego na celu.
- Miło cię widzieć! - dodała Katie, a Evans i James zawtórowali jej.
- Cholibka, na taką okazję to trzeba! - odparł Hagrid przygładzając brodę, najwidoczniej niezrażony w żaden sposób komentarzem dziewczyny. - Poza tym, wy też nieźle żeście się odstrzelili.
- No, jak pingwiny - dodał Syriusz, przyklepując swoją marynarkę, a jego ponury ton nie powstrzymał wybuchu śmiechu Beckett, która - w przeciwieństwie do niego - zdawała się być w świetnym humorze. Wkrótce reszta również zaczęła się śmiać.
***
Nalałem sobie trzecią szklankę ponczu i usiadłem obok Mary, która nie mówiła zbyt wiele - zajęta była bowiem obserwowaniem bawiącego się na parkiecie tłumu, ponad którym wirował Prawie Bezgłowy Nick wraz z duchem jakiejś kobiety w krynolinie. Ja z kolei zabrałem się za przykładanie różdżki do blatu stołu i strzelanie z niej tak, jak to zwykle się robi, gdy chce się niepostrzeżenie katapultować dodatkowego gumochłona do eliksiru którejś z nadmiernie kujonowatych dziewczyn.
- Uważaj, bo ją złamiesz - mruknęła Mary, zerkając w moją stronę, po czym wstała od stołu, a ja jedynie wzruszyłem ramionami w odpowiedzi. Dziewczyna już nic nie powiedziała, za to oddaliła się w stronę misy z ponczem. Jakiś chłopak nawet obejrzał się za nią, przyglądając się jej przylegającej, czarnej sukience do kolan, a ja przeniosłem wzrok na ludzi bawiących się na parkiecie. Zespół grał akurat piosenkę Mandragory, rockowej grupy, która zadebiutowała rok wcześniej - a i wokalista całkiem nieźle radził sobie z naśladowaniem tego charakterystycznego, nieco wrzaskliwego sposobu śpiewania. W tamtej chwili dałbym wszystko, żeby dołączyć do nich, ale niestety nie miałem takiej możliwości.
I to od ponad dwóch godzin. Dwóch godzin, w ciągu których impreza zdążyła się rozkręcić, a ja tylko siedziałem i piłem.
Zazdrośnie spoglądałem w stronę tłumu, gdzie dostrzegłem Franka Longbottoma tańczącego z Alice, do której bał się zagadać przez dwa lata. Nawet jemu się udało, a ja nie mogłem normalnie porozmawiać z przyjaciółką, co już zdecydowanie przestawało być zabawne.
I nawet McGonagall wirowała na parkiecie z Dumbledorem, jakoś dziwnie rozchichotana.
- Kim w ogóle jest ta dziewczyna, z którą przyszedł Peter? - spytała Mary, nagle pojawiając się obok i tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Krukonka zajęła miejsce, popijając poncz, a ja spojrzałem po raz kolejny w stronę parkietu, poszukując chłopaka wzrokiem.
- Amanda, taka nasza koleżanka. Puchonka.
Zapadła cisza; nie wiedziałem, co jeszcze mogłem dodać, z kolei Mary sprawiała wrażenie, jakby wcale jej moja odpowiedź nie interesowała. Dziewczyna chyba powoli wyczerpywała i tak mocno ograniczoną pulę tematów; milczeliśmy przez dłuższy czas, a ja postanowiłem dolać sobie jeszcze więcej ponczu, uznając alkohol za jedyny sposób na przetrwanie tej nocy.
Kiedy jednak podniosłem się z miejsca, poczułem, że chyba nieco za bardzo rozpędziłem się z tym ponczem. Zakręciło mi się w głowie, złapałem się więc oparcia krzesła i starałem się przyzwyczaić do sytuacji, kiedy Mary spojrzała na mnie karcąco.
- Wszystko w porządku? - spytała tonem zwiastującym wykład na temat mojego braku kontroli nad ilością alkoholu, który wypiłem; skinąłem głową i delikatnie chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę misy, która aktualnie była oblegana przez kilka piątoklasistek.
- Cześć, Syriusz! - odezwała się jedna z nich, szczerząc się do mnie szeroko i odgarniając długie, brązowe włosy na plecy. Właściwie to ledwie zwróciłem na nią uwagę, skupiłem się bowiem na dolewaniu sobie do szklanki napoju - brak przywitania byłby jednak chyba niezbyt kulturalny, uniosłem więc brodę i skinąłem głową lekko.
- Super fajerwerki wam wyszły, może zatańczymy? - spytała, a nawet mimo swojego stanu, byłem w stanie zauważyć to, jak szybko dziewczyna umiała przejść od jednej sprawy do drugiej. Uznałem jednak, że naprawdę nie mam ochoty na jakieś gadki o niczym z dziewczynami, które widzę pierwszy raz na oczy, ani tym bardziej na taniec z którąś z nich. Niezbyt taktownie udałem więc, że przez głośną muzykę niczego nie usłyszałem i uśmiechnąwszy się głupio powędrowałem w stronę mojego krzesła. Nie udało mi się jednak przemierzyć nawet połowy drogi, bo ktoś wpadł na mnie, a ja prawie wylałem poncz. Na szczęście napój jedynie zakołysał się niebezpiecznie w szklance.
- Black, jest sprawa!
James potrącił po drodze jakąś parkę tańczącą wolnego mimo muzyki dalece odbiegającej od ballad i wyszczerzył się szeroko, przejeżdżając ręką po włosach.
- No słucham - powiedziałem niby od niechcenia, jednak w tamtym momencie nabrałem nadziei na to, że cokolwiek ciekawego wreszcie się wydarzy. Jasne, Mary uprzedzała mnie, że nie przepada za tańcem, jednak nie spodziewałem się, że w rzeczywistości chodzi o awersję uniemożliwiającą choćby zbliżenie się do parkietu przez całą imprezę. I o zachowanie, które wskazuje na to, że chyba wcale nie miała zamiaru ze mną spędzać czasu w jakikolwiek sposób.
- Potem pogadamy, teraz chodź!
I popchnął mnie w stronę sceny, a już po chwili przeciskaliśmy się przez tłum tańczących uczniów.
Pobiegłam wzdłuż stołów, rozglądając się na boki.
Ani śladu Remusa.
Przemierzyłam cały parkiet wzdłuż i wszerz, dopchałam się pod samą scenę i stamtąd na drugi koniec sali, przemknęłam niepostrzeżenie tuż obok stołów nauczycieli i przy okazji podolewałam ponczu do mis zaklęciem, a gdy w końcu dotarałam do szwedzkiego stołu, chłopak stał tam razem z Peterem i Amandą.
- Na Merlina, gdzieś ty był? - spytałam, oddychając ciężko i kładąc ręce na biodrach. - Złaziłam całą salę, a ty...
- Byłem cały czas tutaj - odparł Remus pogodnie, bawiąc się guzikiem marynarki, a ja spojrzałam w sufit i próbowałam się nie denerwować.
- Słuchaj, jest problem z misami na poncz. Miały napełniać się same, ale przed chwilą musiałam uzupełniać, powiedz mi jak to zrobić bo mnie chyba szlag trafi. Nie mogę co pięć minut robić obchodu wokół mis, mam tyle spraw do upilnowania, że...
Remus podumał chwilę, a ja w tym czasie spojrzałam w stronę Petera i Amandy, którzy stali tuż obok i nie odzywali się podczas naszej krótkiej rozmowy.
- No i jak się bawicie, moi drodzy? - spytałam pogodnie, patrząc na nich, a Puchonka odgarnęła swoje długie, brązowe loki na plecy i uśmiechnęła się. Oboje wyglądali na zmęczonych; zapewne dopiero co zeszli z parkietu, aby nieco ochłonąć i czegoś się napić.
- Nie mogło być lepiej, Annie - odparła, a ja wyszczerzyłam się szeroko. Kiedy jednak spojrzałam na Petera, ten miał raczej niewyraźną minę. Spojrzałam na niego porozumiewawczo i uniosłam kilkukrotnie brwi, a on zmarszczył czoło i pokręcił głową przecząco.
Co prawda oficjalnie szli ze sobą jako przyjaciele, tak jak ja i Remus, ale może Peter coś jednak do niej czuł? Choć jego rumieniec mógł wydać się dość sugestywny, wiedziałam, że on miał tak często, więc nie był to żaden dowód. Zresztą, Amanda i tak podejrzanie często wspominała o Syriuszu...
Nie znaczyło to jednak, że nie mogłam się trochę z nim podroczyć.
- Jak wy ślicznie razem wyglądacie - zaszczebiotałam, a nawet pomimo półmroku panującego w sali twarz Petera wyraźnie stała się czerwieńsza.
- Ann, przecież my... - zaczęła Amanda spokojnym tonem.
- ...Jasne, jasne - przerwałam, uśmiechając się, a ona zerknęła na Petera i chyba dopiero załapała, o co mi chodzi, bo chłopak akurat zawzięcie bawił się guzikiem garnituru, patrząc w dół, a jego twarz stała się soczyście purpurowa.
- Chyba wiem jak to zrobić, Ann - wtrącił się Remus, który dotychczas przeglądał swój podręczny notatnik z zaklęciami. Choć na co dzień zapisywanie takich rzeczy wydawało mi się dziwne, w tamtym momencie byłam mu wdzięczna jak nigdy.
- Cudnie! - zawołałam, dając Amandzie i Peterowi spokój i po raz kolejny skupiając się na sprawach balu. - Co mam zrobić?
Po minie Remusa wywnioskowałam, że to może być nieco trudniejsze, niż myślałam.
***
Stół opustoszał, wszyscy bowiem już dawno skierowali się w stronę parkietu.
No, albo prawie wszyscy - ja przecież wciąż siedziałam przy stole, sącząc alkoholowy poncz i rozglądając się wokół ze znudzeniem właściwym dla kogoś, kto spędzał na balu kolejną nudną godzinę, w dodatku od pewnego czasu nie mając nawet towarzystwa.
Niedaleko mnie przy misie z ponczem Ann Rusell razem z Remusem, kolegą Syriusza, próbowali rzucać jakieś zaklęcia, jednak poza tym nic szczególnego się nie działo. Właśnie dlatego kiedy rudowłosa dziewczyna w zielonej sukience usiadła dwa miejsca dalej i podparła głowę rękami, zwróciłam na nią uwagę i przyglądałam się jej przez dłuższą chwilę.
- Hej, nie idziesz tańczyć? - zagadała do niej Ann, która najwidoczniej skończyła rzucanie zaklęć na poncz i przechodziła wraz z Remusem obok jej krzesła. Dziewczyna pokręciła głową, nie odzywając się, a ja pomyślałam, że może zbyt wiele wypiła - kiedy jednak wspomniana dwójka odeszła, dziewczyna uniosła głowę i rozejrzała się wokół całkiem przytomnie. Zaczęła dłubać widelcem w sałacie, którą udekorowany był talerz, a jej mina nie była zbyt radosna.
"Dobra, już daj spokój", pomyślałam, kiedy do głowy przyszedł mi pomysł, by do niej zagadać, skoro jesteśmy w podobnej sytuacji. "Pewnie i tak zaraz ktoś po nią przyjdzie i znowu wróci na parkiet". Czas jednak mijał, zespół zdążył zagrać jeszcze dwie piosenki, a ja w trakcie trzeciej uznałam, że i tak nie mam nic do stracenia. Wstałam więc od stołu i podeszłam bliżej dziewczyny, a kiedy spojrzała na mnie z zaciekawieniem, zachwiałam się lekko i zajęłam krzesło obok niej.
- Cześć - odezwałam się do niej. - Mary.
- Lily - odparła, wyciągając rękę w moją stronę, a ja stwierdziłam, że alkohol czynił wszystko o wiele łatwiejszym. - Jak leci?
- Jak krew z nosa - odparłam zgodnie z prawdą. - A u ciebie?
- Daj spokój, popsułam wszystko - mruknęła, a ja popatrzyłam na nią z zaciekawieniem.
- Zamieniam się w słuch.
Dziewczyna milczała przez dłuższą chwilę, jakby zastanawiając się, czy powinna zaczynać temat. W końcu westchnęła ciężko, upiła spory łyk ponczu i zerknęła w moją stronę.
- Najpierw powiedz, czemu ty siedzisz tu, a Syriusz majstruje przy łajnobombach z Jamesem obok choinki, zamiast być z tobą.
Kiedy tak siedziałam i się nudziłam, byłam w stanie o tym nawet nie myśleć, ale kiedy Lily zapytała mnie wprost, poczułam, jak ogarnia mnie uczucie złości.
- Na Merlina, miał iść tylko po poncz, a kiedy tylko James przylazł, od razu poszedł - wybuchnęłam, a mój ton pełen był pretensji. - Bez słowa.
- Cholera, co za burak - mruknęła dziewczyna, a jej głos brzmiał naprawdę szczerze.
- Przecież mówiłam mu, że nie lubię tańczyć, czego on się spodziewał? - kontynuowałam, czując, że mogę się tej dziewczynie wygadać.
- No ja rozumiem, że ostatnio się pokłóciliśmy i może nie jest do końca tak, jak powinno, zresztą wiedziałam o tym, że on nie potrafi siedzieć w miejscu przez cały czas, ale i tak...
- Wiem, rozumiem - przerwała mi Evans, czując najwidoczniej, że powoli zaczynam się motać w tym, co mówię. Nawet byłam jej za to wdzięczna. - Jesteście w ogóle ze sobą, czy nie?
- Ja... w sumie to nie wiem - odpowiedziałam nieco speszona. - Najwidoczniej nie.
Poczułam się tak zażenowana, że nie mogłam tego dłużej wytrzymać, postanowiłam zmienić więc temat.
- Twoja kolej.
- Po prostu... James mnie zaprosił, a że nic do niego nie czuję, po prostu przesadziłam z... przypominaniem mu o tym? - zaczęła, wpatrując się w swoje kolana. - Wkurzył się. I to mocno, dlatego imprezę spędza w towarzystwie twojego chłopaka.
- To już chyba nie jest zbyt trafne określenie - sprostowałam.
- Racja, może to bardziej chłopak Jamesa - odparła, a ja wtedy zaśmiałam się głośno. Kilka osób, które przechodziły niedaleko spojrzały na mnie z charakterystycznym politowaniem, z jakim patrzy się na ludzi, którzy stanowczo przesadzili z alkoholem. Całkowicie to zignorowałam, a już po chwili śmiałyśmy się z tego obie.
- Słuchaj, Mar - odezwała się wreszcie Lily, kiedy mnie już bolał ze śmiechu brzuch, a jej udało się złapać oddech. - Co ja w ogóle powinnam zrobić?
Choć parę sekund wcześniej nie mogła powstrzymać śmiechu, wtedy nagle zrobiła się dziwnie poważna.
- Pogadać z nim i traktować go normalnie, bez tej całej otoczki "tylko przyjaciele" - odparłam bez zastanowienia. - Przecież jeśli tak naprawdę jest, nic innego się nie wydarzy.
Między nami zapadła długa cisza, a ruda siedziała ze skrzyżowanymi rękami i wpatrywała się w jeden punkt, głęboko zamyślona.
- Chyba masz rację... - stwierdziła w końcu, podnosząc się z krzesła. - A ty?
- A ja co? - spytałam, nieco zbita z tropu.
- Co z Syriuszem?
Rozejrzałam się wokół, próbując znaleźć go wzrokiem, jednak nie było go nigdzie w pobliżu.
- Dzisiaj chyba już nic - mruknęłam smutno, a wtedy dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła mocno, żebym wstała. Patrzyłam na nią pytająco, a ona zaczęła ciągnąć mnie w stronę sceny, pod którą zgromadziła się chyba połowa szkoły.
- Ej, ja nienawidzę tańczyć, nigdzie nie idę - szarpnęłam ręką, ale ruda okazała się silniejsza, więc nie miałam wyboru.
Chyba z godzinę siedzieliśmy wraz z Jamesem nad projektem fajerwerków, które nie podpaliłyby dekoracji sali, stołów ani czyichś ubrań. Jedną trzecią butelki ognistej później stwierdziliśmy jednak, że nie ma sensu się teraz nad tym męczyć, a że akurat wtedy zespół zrobił sobie przerwę, postanowiliśmy się do niego przejść.
Przeciskaliśmy się przez stopniowo rozrzedzający się tłum i gdy wreszcie wszedłem po schodkach na scenę, odwróciłem się za siebie i wtedy dopiero spostrzegłem, że Jamesa wcale za mną nie ma. Wzruszyłem ramionami, uznając, że pewnie zaraz się znajdzie, po czym wlazłem na podwyższenie, rozglądając się po prawie zupełnie opustoszałym parkiecie. Większość zajęła miejsca przy stołach, postanawiając wykorzystać tę przerwę na jedzenie, niektórzy jednak postanowili zostać i tańczyć do muzyki puszczonej z magicznych głośników ustawionych na scenie.
Do moich uszu dotarły delikatne dźwięki gitary; rozejrzałem się wokół i dostrzegłem, jak gitarzysta Tarantallegry - tego zespołu, który Ann znalazła na ostatnią chwilę - siedział na jednym z wysokich krzesełek i grał coś, co brzmiało jak ćwiczenie skal.
- Hej, a tak właściwie to ty grałeś wcześniej na pianinie? - usłyszałem głos Lily i zamrugałem gwałtownie. Dopiero wtedy ją zauważyłem - siedziała na krzesełku obok, bawiąc się jednym ze swoich długich, pofalowanych kosmyków. Jej granatowa, długa sukienka rozszerzała się w talii i sięgała ziemi, a ja wlepiłem wzrok w jej odkryte plecy z zaskoczeniem, bo nie spodziewałem się, że tam będzie.
- Tak, ja. Spodobało się? - chłopak wyszczerzył się szeroko, najwidoczniej zadowolony z komplementu. Po chwili zauważył mnie, spojrzał więc w moją stronę pytająco; podszedłem bliżej lekko chwiejnym krokiem, uznając, że skoro już tam jestem, to nie będę stał przy schodach i gapił się na nich jak jakiś psychopata.
- O, cześć! - odezwała się Beckett, uśmiechając się, a ja stanąłem obok niej.
- Cześć - odparłem, po czym spojrzałem podejrzliwie w stronę chłopaka. Przejechał ręką po swoich krótko ostrzyżonych, rozczochranych włosach, po czym wyciągnął rękę w moją stronę. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Rhys Atton - przedstawił się, a ja mocno uścisnąłem jego dłoń.
- Syriusz Black - odparłem, spodziewając się grymasu na sam dźwięk mojego nazwiska, które nie było kojarzone zbyt dobrze - nic takiego jednak się nie wydarzyło, a chłopak jak gdyby nigdy nic powrócił do gry. Wtedy zerknąłem jeszcze raz w stronę Lily; dziewczyna wpatrywała się w gitarę, a ja na ten widok zmarszczyłem brwi z irytacją. Przecież dobrze wiedziała, że to tylko C-dur, więc o co chodziło? Wtedy też zauważyłem, że jej sukienka była wycięta na dekolcie dokładnie w ten sam sposób, co na plecach. To było co prawda trudne, postarałem się jednak nie zwracać na to uwagi - nieco niechętnie przeniosłem więc wzrok na gitarę elektryczną Rhysa.
- Mogę zagrać? - spytałem, a chłopak bez słowa podał mi instrument, który przewiesiłem sobie przez ramię. Z kieszonki na poszetkę wygrzebałem kostkę i przejechałem nią delikatnie po strunach, po czym pokręciłem ostrożnie jednym z kluczy. Kolejne szarpnięcie wydobyło z gitary już czystszy dźwięk, ułożyłem więc palce na gryfie i zagrałem pierwsze dźwięki, jakie mi się przypomniały. G-dur, F-dur, E-mol, D-dur, C-dur. Powtórzyłem dwukrotnie te dźwięki, stwierdzając w myślach, że wyszło całkiem nieźle - nawet jak na ilość alkoholu, którą wypiłem.
- O cholera, Sex Pistols? - spytał Rhys, patrząc na mnie z niedowierzaniem. - Nieźle.
- Dzięki - odparłem zdawkowo, a choć ten mugolski zespół nie miał wcale zbyt wielu fanów, nie skupiłem się w tamtej chwili na tym, że poznałem właśnie jednego z nich. Zerknąłem za to w stronę Lily, w głębi duszy mając nadzieję, że teraz to na mnie będzie patrzeć z podziwem, jednak nieco się przeliczyłem; dziewczyna siedziała odwrócona i patrzyła w stronę schodków prowadzących na scenę. Oddałem Rhysowi gitarę, spoglądając w tę samą stronę, co Beckett i zobaczyłem Katie, która stała tuż przy schodach, otulając się ramionami.
- Lily, możemy pogadać? - spytała cicho, a dziewczyna od razu zerwała się z miejsca.
- Jasne, już idę - zwróciła się do niej, po czym odwróciła się do Rhysa i posłała mu szeroki uśmiech. - Miło było poznać.
I razem z Katie zeszły po schodkach, a ja zacząłem iść za nimi, uznając, że nie mam wcale zamiaru zostawiać ich samych.
- Ej, Black - odezwał się nagle chłopak, kiedy dziewczyny się nieco oddaliły, a ja odwróciłem się i posłałem mu pytające spojrzenie. - To twoja dziewczyna? Bo jak tak... no wiesz, nie wiedziałem.
- Nie ma problemu - odparłem wymijająco, nie miałem bowiem potrzeby tłumaczenia mu, jak było naprawdę. Mimo to uznałem, że cały ten Rhys naprawdę był w porządku. - To co, zgadamy się potem, nie?
Wyciągnąłem rękę w jego stronę, a on przybił mi piątkę, szczerząc zęby.
- Jasne.
Podniosłem rękę, żegnając się z nim w ten sposób i zbiegłem ze sceny, chcąc dogonić dziewczyny.
***
- Co się stało, słońce? - spytałam, kiedy razem z Katie stanęłyśmy niedaleko wyjścia z Wielkiej Sali. Zauważyłam, że choć dziewczyna stara się niczego po sobie nie pokazywać, jej pomalowane bordową szminką wargi drżały.
- Ja...
Spojrzała w lewo, unikając mojego wzroku, jednak już po kilku chwilach rzuciła mi się na szyję, a ja usłyszałam, jak pociąga nosem i wtula się we mnie. Objęłam ją ramionami mocno, kołysząc się z nią delikatnie i czekając, aż będzie w stanie powiedzieć coś więcej.
- Chodź, usiądźmy gdzieś, hm? - zaproponowałam, a ona odsunęła się i chwyciwszy mnie za rękę, pociągnęła mnie w stronę kilku wolnych krzeseł. Parę chwil wcześniej zespół zakończył przerwę i wszyscy powoli zaczęli wracać na parkiet, dlatego mogłyśmy w spokoju porozmawiać. Złapałam ją za rękę i siedziałyśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, a dziewczyna pochlipywała cicho i pociągała nosem.
- Chodzi o to, że... - wydukała, po czym wybuchnęła płaczem, który na szczęście zagłuszyła głośna muzyka. Dziewczyna przytuliła się do mnie, a ja pogładziłam ją po głowie ostrożnie, by nie popsuć jej włosów, które układałyśmy jeszcze w dormitorium. Postanowiłam jej nie popędzać, cierpliwie czekałam więc na to, co powie, ale w głębi duszy nie mogłam wytrzymać tej niepewności. Katie nie była osobą, którą można było łatwo doprowadzić do takiego stanu, a więc wiedziałam o tym, że sprawa musiała być naprawdę poważna.
W końcu Katie uspokoiła się na tyle, że mogła normalnie mówić. Łzy spływały po jej twarzy, a makijaż nie rozmazał jej się chyba tylko dzięki magicznym kosmetykom.
- Bo on... miał iść na chwilę - zaczęła, oddychając głęboko, żeby przypadkiem znów się nie rozpłakać. - Zrobić zdjęcia dla Echa razem z Ann.
- I co się stało? - spytałam szybko, mimo że nie chciałam okazywać zniecierpliwienia. Powoli intuicja zaczęła mi podpowiadać, co mogło się wydarzyć.
- I jakoś długo nie wracał, poszłam go szukać i...
Głos jej się załamał; ukryła twarz w dłoniach, a ja słyszałam, jak znowu płacze.
- Stał przy szwedzkim stole z jakąś... nie wiem, jakąś piątoklasistką - wydusiła z siebie w końcu, wciąż zasłaniając twarz rękoma. - Taka szatynka, wysoka. I przed chwilą poszli tańczyć i...
- Gdzie on jest? - spytał ktoś chłodno. Równocześnie uniosłyśmy głowy; Syriusz oparł się bokiem o filar ze skrzyżowanymi rękoma, a James stał obok i wpatrywał się w nas tępo, tak jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
Wtedy razem z Cynthią podszedł do nas Charlie, który z początku wydawał się całkiem radosny, gdy jednak zobaczył, w jakim stanie jest Katie, na jego twarzy pojawiła się chęć mordu. W ciągu kilku sekund znalazł się obok nas i kucnął naprzeciwko niej.
- Co się stało? - spytał chłodno, rozglądając się po naszych twarzach, jednak jedyne, co usłyszał w odpowiedzi, to ciche pochlipywanie jego kuzynki.
Ej no, czegoś tu nie rozumiem. Nie miałaś szans się zmieścić? Wczym zmieścić, jak zmieścić? Przeca nam żadne długości nie straszne! :p Przynajmniej mnie. Im więcej czytania, tym więcej radości.
OdpowiedzUsuńNo, ale muszę Ci wybaczyć to drobne nieporozumienie, bo ta część rozdziału jest faktycznie dłuższa niż zwykle, więc to plus na samym starcie.
Podobał mi się opis początku balu z perspektywy Ann. W końcu zupełnie inaczej patrzy na to wszystko osoba, która dała z siebie tak wiele, żeby bal wyglądał jak powinien, prawda? Zdaje się, że nie spotkałam się wcześniej z taką perspektywą, a że lubię wszystko, co niestandardowe, to efekt był naprawdę pozytywny.
Ech, ten Syriusz. Czekanie dwóch (dwóch!) sekund więcej jakoś go chyba przerosło. I nie tylko to, mam wrażenie :p Podobał mi sie pomysł z kanarkami, uroczy.
Ale nawet nie w połowie tak uroczy jak James i jego abstrakcyjne myśli w obecności Lily! Świetnie to uchwyciłaś - przynajmniej ja też tak mam, że kiedy się denerwuję, zauważam o wiele więcej zbędnych szczegółów i myślę o bzdurach, jakby faktycznie było o czym.
James był biedny i kochany, więc cieszę się bardzo, że Lily zrobiło się głupio. Nie zrobił przy tym żadnej sceny, ba, nawet na sekundę nie przestał być gentlemanem, więc zwycięstwo kompletne.
Szkoda mi było również Mary. To nie jej wina, że Syriusz podkochuje się w innej, a mimo wszystko jest takim palantem, żeby przyjść z nią na bal i być dla niej niemiłym. Nie zmienia to jednak faktu, że wcale nie zgrzytało mi to przy autodestrukcyjnej osobowości Syriusza - tak tylko mówię, że to nieeelegancko :)
Fajny pomysł z notatnikiem Remusa. Pasuje do niego i jest oryginalne.
No proszę, jak wspólne problemy a facetami potrafią zbliżyć! Rozmowa Lily i Mary jak najbardziej na plus.
Napięcie między Syriuszem i Lily przyjemne (dla mnie, haha), spodziewam się kulimancji w dalszej części.
Nie bardzo rozumiem końcówkę. No bo co z tego, że Michael stał przy stole i gadał z jakąś piątoklasistką? Nie dociera to do mnie za bardzo, ale może to dlatego, że jestem po pracy i moje synapsy nie współpracują xD Zresztą nigdy nie byłam dobra w tych wszystkich towarzyskich intrygach.
Tak czy inaczej, opis balu był ciekawy, szczegółowy i barwny. Czekam na ciąg dalszy!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Cóż, ja właśnie obawiam się, że niektórym jednak mogą być straszne xD ale jest dłuższy niż zwykle i kolejny też taki będzie, więc nie ma tragedii.
UsuńUznałam, że trzeba jakoś uhonorować inicjatywę Anki, a skoro ona jest urodzona organizatorką, to musiało się tak skończyć c:
a co jeszcze go przerosło w tamtej chwili, hmmm? 8D
cieszę się, że podobał ci się ten fragment - między innymi dlatego, że długo nie mogłam się zabrac za jego pisanie. James pewnie mógł pewnie być niemiły, ale już był na tyle zrezygnowany, że nie miał siły. wyszło na dobre w każdym razie xd
Że nieelegancko - fakt, niemniej muszę go trochę obronić, bo u niego znudzenie w połączeniu z alkoholem w sporych ilościach mogło spowodować, że stał się nieco... bezmyślny.
Co do Katie - ona naprawdę nie ma w zwyczaju dramatyzowania bez powodu, kluczem są więc rzeczy, których nie była w stanie wyartykułować. przerwała mówienie w kluczowej części, a co zobaczyła pozostawiam dla wyobraźni czytelnika. może to przez te prace xd
dziękuję bardzo za miłe słowa <3 staram się!
Ooo, jak ja lubię długie notki!!! Ale to jest część pierwsza rozdziału, tak? Czyli kiedy można się spodziewać kolejnej? :D
OdpowiedzUsuńA to szuja z tego Michaela!!! (notabene, uwielbiam to słowo[wiem, jestem dziwna xD]) Nie było opisane, ale podejrzewam, że to nie była po prostu rozmowa z tą piątoklasistką...Całowali się, tańczyli w bardzo hmm, jednoznaczny sposób? Coś w tym stylu, prawda?
Biedna Katie... Zdecydowanie znielubiłam Michaela. (tak, to kropka nienawiści xD)
Podobała mi się reakcja Charliego i reszty przyjaciół na wiadomość o Michaelu.
Fajnie, że organizacja balu udała się Ann, ale naprawdę się zdziwiłam, że miała tremę. Ann Russel i trema? Serio, chyba zbliża się koniec świata :D
A, no i wyjaśnił się tajmeniczy partner na balu ;) Jakoś nie wpadłam na to, że będzie to Luniaczek :D
Kim jest ta Amanda? Występowała już wcześniej? Jeśli tak, to przepraszam, ale zupełnie o niej zapomniałam. Glizdek coś do niej czuje? W sumie, jeśli dostanie kosza, nic się nie stanie, bo nie darzę go jakąś szczególną sympatią.
Oj, Syriusz, mogłeś już nie zapraszać Mary i nie męczyć jej i siebie... Współczuję obydwojgu. Może nawet bardziej Mary, bo Łapa w końcu gdzieś tam się szlajał i popijał, a Mary siedziała sam. Podobała mi się jej rozmowa z Lily,pozornie obce, ale powiedziały sobie, co leży im na sercu, co chyba (przynajmniej trochę) pomogło.
Znowu się powtarzam, ale powiem to: biedny James... Współczułam mu, naprawdę. Dobrze, że Evans miała te wyrzuty sumienia, to trochę zrekompensowało jego rozczarowanie. Cały czas miałam nadzieję, że spędzą romantyczny wieczór. :D
Ten gitarzysta Tarantallegry wydawał się całkiem spoko, ale Lily ma być z Łapą! xD
Szkoda, że nie opisałaś bardziej reszty sukienek... Lubię takie rzeczy, wtedy łatwiej mi wyobrazić sobie sceny. (ale nie opisuj całej zawartości szaf jak w jakimś blogasku, bardzo proszę! :D xD)
Czekam na następny!!!
Pozdrawaiam i życzę weny! :)
~Arya
Hej!
UsuńAno biedna, dla niektórych jak widać bal nie mógł się całkowicie dobrze skończyć...
Co mogę dodać, Charlie swego czasu jasno wyraził swoje zdanie co do tego co zrobi Michasiowi, jeśli Katie spadnie choćby włos z głowy. niezbyt kolorowo będzie, jeśli dotrzyma słowa...
hahaha, dokładnie! ale uważam, że to nerwy związane z organizacją wszystkiego tak na nią podziałały. w końcu jeśli coś się posypie to kto będzie obarczany odpowiedzialnością? no właśnie xd
tak, Amanda się już pojawiła w jednym z rozdziałów, gdzie wyrażała dość otwarcie podziw dla umiejętności warzenia eliksirow Lily i nieco subtelniej - lekkie zauroczenie w panu Blacku. xd
on nie musi nic czuć, żeby się czerwienić, więc to kwestia niejasna - niemniej brak sympatii do jego postaci absolutnie mnie nie dziwi xd
no, to prawda, popełnił błąd w tej kwestii. niestety Mary nie wyjaśniła mu, że Syriusz naprawdę sobie nie potańczy z nią na tym balu, ani trochę.
zresztą, Mary też trochę sobie popiła c:
uznałam, że skoro mają podobny problem, to łatwiej znajdą wspólny język - szczególnie, że obcej osobie czasem łatwiej się wygadać.
no, James jest biedny, ale wyszedł z tego z twarzą. swoją drogą, on też nie spędził z Lily czasu, ale wszyscy tylko obwiniają Blacka :CCC
Przyznam, że z postaci Rhysa jestem zadowolona xd ale jak widać nic nie może pokonać Siriusly!
sukienki staram się opisywać subtelnie, przy okazji, więc jeszcze trochę tego będzie w następnym rozdziale. gdybyś jednak miała wątpliwości nawet po przeczytaniu kolejnej części balu to mów, wszystko ci opiszę najdokładniej jak się da c: co do blogaskowych opisów, chyba nie pomyślałaś, że mogłabym napisać coś takiego? :c
dziękuję bardzo, a co do tego kiedy kolejna: szczerze to nie mam pojęcia, muszę chwilę odpocząć po napisaniu tej, żeby nie była wymuszona. ale po maturach mam sporo wolnego czasu więc na pewno długo to nie potrwa!
<3
Jestem na ciebie zła.
OdpowiedzUsuńSerio.
Nie dość, że okropnie skrzywdziłaś Katie, a ja tak bardzo ich razem lubię, że Syriusz poszedł na bal z Mary, a nie z Lily, to jeszcze zniszczyłaś podryw na gitarę?!?!?!
Jak mogłaś, ty kupko smoczego łajna?!?!?
Aggghhhrrrr...
Ale zacznijmy od Katie. Ja wiem, że to się dobrze skończy, bo ty ich razem bardzo lubisz. Ja mam tylko nadzieję, że Charlie da mimo wszystko popalić Michealowi, żeby miał nauczkę na przyszłość.
Jak mogliście (ty i Micheal) doprowadzić moją biedną, kochaną Katie do takiego stanu?!?!?! Jak mogliście doprowadzić ją do płaczu?!?!?!
Dobra. Uspokój się.
Swoją drogą piekne zachowanie Syriusza, Jamesa, Charliego i reszty. Piękne.
Teraz orzejdźmy do siriusly.
Taaaaaaaaaaaak.
To było takie tak, które oznaczało, że ci coś zrobię.
Jak mogłaś im i mi to zrobić?!?! Dobra, zdzierżyłam to, że nie poszli ze sobą na bal. Ale z tym to już przesadziłaś...
Jak mogłaś zniszczyć taki piękny podryw Syriusza?!?! Ty... Zagrał na gitarze. I jeszcze taką muzykę świetną. A ona się odwróciła. A na tego Rhysa sie gapiła... On ma szczęście, że na końcu przeprosił Balcka, bo tak to byłby mój wróg number two zaraz po Mary.
Mary, właśnie. Patrz jak płynnie przecjodzę od tematu do tematu.
Mary tutaj taka podzkodowana orzez Syriusza, ale jakoś nie jest mi jej żal xd Niby niemiło, bo ją zostawił, niby ona w sumie normalna dziewczyna jest, tylko zakochała się nie w tym co trzeba, ale po prostu nie jest mi jej żal ani trochę.
Co innego Lily. Oj, jej to jest mi żal. Ja myślę Potter, że ty sobie grabisz, kochany. Jak ty ją chcesz niby na randkę zaprosić, gdziekolwiek wyrwać, skoro jak raz się zgodziła, to ją zostawiasz na pastwę Mary?!
Nie ładnie, James...
Swoją drogą, Lily też byś się zastanowiła czasem, co? Biedny chłopak... Ty też jestseś winna! Nie dziwię się, że sie obraził!
Ale swoją drogą, ta rozmowa Lily i Mary była bardzo fajna. W sensie tak się fajnie rozumiały i Lily zabrała Villon na scenę... I tutaj było mi jej może troszkę żal... Przyznaję...
Annie. Ten fragment był po prostu świetny. Aneczka była tak bardzo zaaferowana całym balem, który musiała zorganizować, że to było takie Aneczkowate i w ogóle... No rozumiesz, prawda? Xd i przepiękny opis wielkiej sali xd
A swoją drogą powracamy do Jamesa i koka Lily xd uwielbiam ten fragment xd
Remus jak zawsze opanowany i gotowy pomóc Aneczce :) Jego notesik z zaklęciami <3
Hm, hm, mam nadzieję, że o wszystkim napisałam, bo nie mogę zbytnio jechać do góry, bo mi się komentarz usunie xd
Ale na koniec zadam ci jeszcze jedno pytanie... Jak mogłaś zepsuć podryw na gitarę Syriusza?!?!?!? Wytłumacz mi tylko tą jedną jedyną rzecz.
W takim razie chyba będę konczyć!
Pozdrowionka,
Bianka!
<3
Heeeej!
UsuńCharlie już mu kiedyś groził, co na pewno pamiętasz, więc zobaczymy, zobaczymy...
cóż, ich zachowanie jest raczej takie... naturalne. w końcu Katie dla huncwotów to taka przyszywana siostra, jak mogliby pozwolić na to, żeby działa się jej krzywda?
hm, a może na Syriusza też się gapiła? tylko że zanim nią nią spojrzał. może podryw wyszedł, tylko Lily to ukryła? nigdy się nie dowiemy... xd
ale Rhys jest spoko ziomeczkiem, co Syriusz trochę wykorzystał, ale cicho xd
Mary też nie uświadomila go do końca, jak bardzo nienawidzi tańczyć. i że nie będzie. a on przecież na tyłku nie usiedzi, upił się, co zrobić? ale cóż, mi też nie żal. zresztą, Mary sobie sama potrafi świetnie radzić xd
no, Jamesowi w końcu puściły nerwy, to poszedł się odstresować przy fajerwerkach. ale Lily nie była bez winy, cóż począć.
no tak, towarzyszka niedoli zrozumie najlepiej - zwłaszcza, że umówily się akurat z Syriuszem i Jamesem xD
wow, było ci żal Mary! co się stało! zapiszę to w kalendarzu chyba xd
Aneczka jak to Aneczka, musiała wszystkiego pilnować. cieszę się, że się spodobało bo starałam się, żeby porządnie to wyszło xd
i jeszcze raz co do podrywu: to czy jest popsuty zależy od tego, co sobie dopowiesz! a w kwestii siriusly na pewno umiesz dopowiedzieć sobie dużo xD
dziękuję <3
Czekam, czekam i doczekać się nie mogę kontynuacji! Na kiedy jest przewidziany kolejny rozdział? Mam nadzieję, że pojawi się jak najszybciej! :) ps. uwielbiam jak piszesz (czyli nic się nie zmieniło) więc błagam nie męcz mnie i wrzuć kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńcześć! dziękuję bardzo za miłe słowa, bardzo to doceniam - zwłaszcza, że aktualnie mam drobny zastój i ciężko mi idzie ruszenie rozdziału do przodu. staram się, żeby to rzeczywiście nastąpiło "jak najszybciej", ale cóż, idzie jak idzie :c no, gdyby to nie był anonim zaoferowalabym poinformowanie o kolejnym rozdziale, ale nie za bardzo mogę, więc po prostu podziękuję jeszcze raz z nadzieją, że po prostu uda ci się wejść od razu kiedy dodam rozdział <3
UsuńZe względu na to, że zaglądam tu codziennie nie ma żadnych wątpliwości, że przeczytam nowy rozdział chwilę po dodaniu :D Osobiście uważam, że masz wielki talent do pisania więc owy "drobny zastój" jest pewnie wynikiem braku pomysłów lub zdecydowania, jak pociągnąć wszystko dalej?! o.0 Wiedz jednak, że wierzę w twoją wyobraźnię i jestem pewna że dostaniesz olśnienia i jeszcze nas wszystkich zaskoczysz obrotem wydarzeń! (Ja na przykład już zawno bym nie wytrzymała i zesfatała Lil z Syriuszem, co położyłoby już całą fabułę, bo o czym tu dalej pisać jak wszyscy są szczęśliwi? Ty jednak zgrabnie ciągniesz wszystko ku prawdziwemu rozwojowi wydarzeń nie opierając całej opowieści na relacjach tych dwojga. Bardzo mi się to podoba :) ) życzę Ci wielkiej weny w najbliższych dniach, bo jak tak dalej pójdzie to jajko zniosę, przysięgam!
Usuńjejku, dziękuję bardzo ;_; <3
Usuńwygląda to tak, że mam pomysły, tylko jakoś ciężko przychodzi mi ujęcie ich w tekście tak, żeby nie wyglądało na wymuszone i takie jakby... płaskie, ramowe. uzupełniam to na bieżąco, wczoraj napisałam akapit (i potem odzyskałam go po tym jak wyłączyli mi prąd!) i dzisiaj go poprawiam. mam też problem z długością, bo ustalone przeze mnie wcześniej 5 akapitów wydaje mi się teraz jakas okropnie mała ilością, zbyt mała, by to wszystko zmieścić. a jak zwieksze ich ilość, to myślę, że będzie ich za dużo xD ach, dylematy.
w każdym razie dziękuję, że we mnie wierzysz, myślę że potrzebowałam kopa w postaci takich słów. w ogóle cudownie jest słyszeć, że moje starania dotyczące prowadzenia fabuły bez konieczności opierania jej na siriusly naprawdę coś dały i asphodelus nie jest uznawany za romansidło.
staram się jak mogę, chciałabym dodać to najpóźniej do środy, ale nie wiem jak wyjdzie. dzisiaj planuje napisać jakiś spory kawałek, trzymaj kciuki <3
Hmm, skoro tak to rzeczywiście najważniejszą sprawą jest to, żebyś się nie spieszyła, bo racja, jak ktos chce napisac wszystko na raz i nie skupia się na dokładnym rozwinięciu jednego wątku i juz biegnie do następnego, to wszystko później zalatuje tandetą :/ dlatego też ważne jest poukładanie sobie wszystkiego co ma się w głowie i dopiero przelewanie tego na papier :) Co do długości (pewnie wszyscy się ze mną zgodzą) nigdy rozdział nie jest za dłougi, może być tylko za krótki xD ... Właśnie to, co ujeło mnie w twoim opowiadaniu to fakt, że nie skupiasz się na miłosnych opowieściach, choć są one ładnie wkąponowane w całość, to potrafisz pisać o innych sprawach. Tak naprawdę każdy potrafiłby napisać krótkie, ładne i przyjemne romansidło, ale mało kto podejmuje wyzwanie opisania sytuacji w szkole, nauczycieli i innych spraw (voldek) bo tutaj właśnie zaczynają się naprawdę wysokie schody. Za to właśnie między innymi cię podziwiam, że się nie ograniczasz. Trzymam kciuki jak tylko mocno mogę! :)
OdpowiedzUsuńwszystko co piszesz jest takie kochane, ale nie myślałam, że ktoś będzie miał taką opinie o asphodelusie i moich umiejętnościach. w każdym razie to wspaniałe uczucie c: cóż, kiedy zaczynałam pisać chciałam właśnie taki obraz tego opowiadania wytworzyć - czyli wielowątkowość, a nie czyste romansidło, więc muszę przyznać, że naprawdę bardzo sie cieszę z Twoich komentarzy! i chyba nadużywam słowa "cieszę" ale trudno.
Usuńdzisiaj Bianka pomimo tego, że zostało mi jakieś 5 akapitów do końca, ustaliła mi deadline do jutra. nie wiem czy to wypali, ale będę się mocno starać - mam w głowie zarys, więc może się uda, ale zgodnie z Twoją radą nie będę się spieszyć, jeśli jednak się okaże, że to miałoby być na siłę. tak czy siak planuje to skończyć dość szybko, więc wypatruj rozdziału dalej!
swoją droga: to co mówisz jest dość... wnikliwe, stąd moje pytanie: też coś piszesz, czy po prostu jesteś bardzo uważnym czytelnikiem? :D
Muszę więc po części Biance podziękować, bo widzę że cię dość skutecznie pospiesza haha :) Zaglądam tu co jakiś czas więc spokojnie, jak przeczytam nowy rozdział to też zostawie pod nim parę słów :) Obecnie nie piszę, ale staram się być "uważnym czytelnikiem" :D Z drugiej stony ja też się bardzo cieszę, że ty cieszysz się z moich komentarzy, fajnie że na nie w ogóle odpowiadasz :D Bardzo mi miło :3
OdpowiedzUsuńNie piszesz "obecnie", ale może w przyszłości będziesz? Jak coś to wiesz, komu podsyłać rozdziały! :D
Usuńano odpowiadam, w końcu jak mogłabym nie odpowiedzieć? szczególnie na takie miłe komentarze!
swoją drogą, rozdział będzie albo za jakąś godzinę, albo rano. miałam pracowity dzień!
i uwierz, mi jest milej. :D
<3