Kolejne tajemnicze zniknięcia
Scotland Yard zmaga się z serią niewytłumaczalnych zniknięć mugoli. Jak podaje mugolska prasa, w ich domach nie odnaleziono śladów walki, nie zniknęły też żadne rzeczy - brak również konkretnych podejrzanych albo chociażby świadków. Choć dla mugolskiego świata sytuacja zdaje się całkowicie niejasna, podejrzenia świata magicznego padają na Śmierciożerców - grupę zwolenników...
Przygryzłam koniuszek pióra, zastanawiając się przez dłuższą chwilę. Ogień w kominku powoli dogasał, chwyciłam więc różdżkę i mruknąwszy pod nosem "Wingardium Leviosa", zaczęłam w zamyśleniu przekładać nadpalone szczapy drewna w palenisku.
Nadal nie wiedziałam, czy dobrym pomysłem było pisanie tego artykułu. Z jednej strony było to coś, co niemal każdy podejrzewał, jednak czy nie opisywanie tego w ten sposób nie było zbyt niebezpieczne?
"Hogwart przecież jest bezpieczny", przeszło mi przez głowę w końcu, gdy rzuciłam kawałek drewna na środek paleniska, a ten zaczął powoli zajmować się ogniem. "Jeśli jest miejsce na to, by o tym napisać, to właśnie gazeta w Hogwarcie".
...Voldemorta. Zaginione osoby tylko w okresie od 26 listopada do 6 grudnia to Martha Carrasco, Cecilia i Erack Madisonowie, Stephen Tyler, Judith Cooper, Ronnie McNerney, Paul Sherman, Octavia Stanley.
Wypisałam nazwiska i wypuściłam powietrze z płuc powoli, myśląc o tym, ile pracy kosztowało załatwienie ich tak, by nie mieć w związku z tym żadnych problemów - ani żeby nie miał ich nikt, kto mi pomógł. Ostatecznie postawiłam na mugolską prasę wydawaną przez ostatnie dwa tygodnie - im więcej informacji podawano publicznie, tym bezpieczniejsze było opisanie ich na łamach "Echa". Za to "Prorok Codzienny", który podobno uchodzić ma za prasę bezstronną i rzetelną, nie wspomniał o mugolach nawet słowem.
Z drugiej strony nie mogłam się temu dziwić. W końcu to dość poważne oskarżenie, na które raczej nie mogła sobie pozwolić gazeta tego formatu. Mimo że wszyscy mniej lub bardziej czuli, że to właśnie oni za tym stoją, ilość dowodów i teorii była ogromna i ludzie nie byli ślepi na to, co się dzieje, Ministerstwo miało związane ręce albo po prostu nie chciało się w to mieszać. No, ewentualnie ktoś miał korzyści z milczenia. Nie mogłam stwierdzić, o co chodziło dokładnie, bo i skąd miałam wiedzieć, ale jedno było pewne: nie było to nic dobrego.
Nagle usłyszałam ciche kroki, odwróciłam się więc i rozejrzałam po pokoju wspólnym. Nikogo za mną nie było, a jedyne co dostrzegłam, to płomienie dogasające w pozostałych kominkach oraz sofy i fotele, których nikt już nie zajmował.
- Annie, słońce, masz zamiar jeszcze dzisiaj położyć się spać? - spytała Lily, stając na najniższym stopniu schodów prowadzących do sypialni i wychylając się nagle, a ja prawie podskoczyłam. Oparła się bokiem o ścianę i patrzyła na mnie ze skrzyżowanymi rękami, a koszulka do spania wisiała jej na ramionach i sięgała kolan. Katie zeszła tuż za nią i zeskoczywszy ze schodów, zaczęła zmierzać w moją stronę z rękami w kieszeniach różowych spodni od piżamy.
- Co tam masz? - chwyciła oburącz oparcie sofy i pochyliła się nad moim ramieniem, zaglądając do kartki. Zakryłam ją odruchowo, jednak zrobiłam to zbyt późno i Katie zdążyła przeczytać kawałek.
- Pewnie artykuł, co? - spytała Beckett, nie opuszczając zajętego przez siebie wcześniej miejsca przy schodach. Katie skinęła głową w jej stronę, po czym wróciła do zaglądania mi przez ramię.
W tamtym momencie usłyszałyśmy, że otwiera się przejście pod portretem Grubej Damy i wszystkie zamilkłyśmy, spoglądając w tamtą stronę wyczekująco. Syriusz przeszedł flegmatycznie przez dziurę, trzymając ręce w kieszeniach bluzy i od razu skierował się w stronę dormitoriów chłopców z miną co najmniej zirytowaną; wydawał się też zbyt zamyślony, by w ogóle nas zauważyć. Katie chrząknęła, a chłopak podniósł wzrok dotychczas wlepiony w podłogę i spojrzał w naszą stronę. Zerknęłam w stronę Lily, która stała ze skrzyżowanymi rękami i przyglądała się chłopakowi badawczo, marszcząc brwi.
- Hej - mruknął, a my odpowiedziałyśmy i to było na tyle, jeśli chodzi o naszą rozmowę. Syriusz od razu powędrował w stronę schodów i zaczął się po nich wspinać, przeskakując co drugi stopień, a my odprowadziłyśmy go wzrokiem w milczeniu.
Kiedy w końcu chłopak zniknął nam z pola widzenia, uwaga Katie i Lily znów skierowała się na mnie. Uśmiechnęłam się niewinnie, ale one chyba nie zamierzały mi odpuścić.
- Ciekawe, co z tym Syriuszem, nie? Widziałyście jego minę? - zagaiłam. - Normalnie by z nami pogadał, coś jest nie tak.
- Pogadamy na górze, hm? - Katie stanęła naprzeciwko mnie, ignorując moje próby zmiany tematu, a ja wyszczerzyłam się do niej szeroko.
- Dziewczyny, proszę, jeszcze moment - przysunęłam pergamin do piersi zapisaną stroną, nie chcąc, by ktoś czytał tekst przed ukazaniem się kolejnego numeru "Echa". - Tylko to dokończę i idę.
- Nie ma mowy - odparła Lily pogodnie i podeszła bliżej tylko po to, by siłą ściągnąć mnie z sofy i razem z Katie pociągnęły mnie w stronę dormitorium. Protestowałam, ale nie dały się przekonać, więc tylko pospiesznie zgarnęłam z sofy moje rzeczy i poszłam razem z nimi.
Nie mogłem zasnąć.
Kiedy zamykałem na chwilę oczy, niemal natychmiast same się otwierały, a nawet gdy jakimś cudem udało mi się przysnąć na parę minut, akurat wtedy James musiał zacząć pochrapywać głośniej niż zwykle. W końcu uznałem, że to i tak nie ma sensu. Wstałem i podszedłem do okna, przyglądając się niebu, które tamtej nocy nie było zbytnio zachmurzone i nawet było widać parę gwiazd. Ośnieżone błonia i wirujące w powietrzu płatki śniegu było doskonale widać, było bowiem wyjątkowo jasno - księżyca ubywało, jednak wciąż był on jasny i widoczny. Z jednej strony ten widok przyniósł mi ulgę: w końcu było już po pełni, a choć nadal byłem zmęczony i nie mogłem dojść do siebie, cieszyłem się, że już po wszystkim. Mimo to świadomość, że już niedługo czeka mnie to samo powodowała nieprzyjemny ucisk w żołądku. Oparłem się rękami o parapet, nie mając siły utrzymać się w pionie samodzielnie, a wtedy usłyszałem jak drzwi do dormitorium skrzypią cicho. Odwróciłem się; w progu stanął Syriusz, przyświecając sobie drogę różdżką, a jego twarz wyglądała na zirytowaną.
- Ty jeszcze nie śpisz? - spytał, podchodząc do swojej szafki nocnej, a ja wzruszyłem ramionami. Chłopak usiadł na materacu, a ja zacząłem iść w jego stronę, chwytając się każdej kolumienki łóżka, którą mijałem po drodze.
- Dobrze się czujesz?
Skinąłem głową, Black jednak nie wyglądał na przekonanego. Usiadłem naprzeciwko niego na łóżku i popatrzyłem na jego twarz. Chłopak mruknął pod nosem "Nox", a światełko zgasło; dopóki nie przyzwyczaiłem się do ciemności, zamiast jego twarzy widziałem tylko wielką, czarną plamę.
- Musisz iść do skrzydła szpitalnego.
- Nigdzie nie idę, daj spokój. Przejdzie mi.
- Jutro masz iść. Ta rana na ramieniu w ogóle jest chociaż zabandażowana?
Westchnąłem. Doceniałem to, że się o mnie martwili, ale miałem wrażenie, że jestem ciężarem. Czasami myślałem, że wolałbym, by jednak o niczym nie wiedzieli. By myśleli, że chodzi o chorą matkę i odwiedzanie jej, nie o... "mały, futerkowy problem". Nie to, że nie byłem wdzięczny, po prostu...
- Powiedz lepiej, co się stało - odparłem, zmieniając temat, mimo wszystko jednak uznałem, że skrzydło szpitalne w tym przypadku to nie był wcale taki zły pomysł, szczególnie ze względu na ranę. W końcu może niedokładnie to oczyściliśmy? Zresztą tym razem byłem o wiele bardziej osłabiony, niż zazwyczaj, nie mogłem nawet pomóc Ann z dekoracjami na bal. Peter został wtedy ze mną - nie chciałem nawet myśleć o tym, jakie wymówki będzie trzeba wymyślić, żeby dziewczyny nie nabrały żadnych podejrzeń ani nie były na nas złe.
Syriusz westchnął, zapewne domyślając się, że wiercenie mi dziury w brzuchu nie przyniesie zbyt wiele pożytku - a jego mina wskazywała, że przypomniał sobie to, co go wcześniej trapiło.
- Pokłóciłem się z Mary. To znaczy, zapomniałem, że się umówiliśmy, a przecież cały wieczór pomagaliśmy dziewczynom. I się wkurzyła, zaczęła mi robić wyrzuty. Wziąłem różdżkę, poszedłem, to tyle.
Prychnąłem z rozbawieniem, nim zdążyłem się powstrzymać, a Syriusz popatrzył na mnie pytająco, marszcząc brwi. Chrząknąłem, robiąc poważną minę.
- I co, nie jesteście już ze sobą? Zerwałeś? Ona zerwała?
Syriusz wzruszył ramionami.
- A skąd ja mam wiedzieć? Jak jej przejdzie to dobrze, jak nie to...
"Też dobrze", dokończyłem za niego w myślach.
- Dziewczyny coś mówiły o tym, że mnie i Petera nie było? - spytałem, kiedy między nami zapadła cisza i byłem pewien, że Syriusz już nie miał zamiaru nic więcej mówić na temat Mary. Zresztą, zazwyczaj też niewiele o niej wspominał.
- Nie mówiły. Ale mimo wszystko, Remus, chyba już najwyższy czas, żeby...
- Koniec - urwałem, unosząc wzrok ku sufitowi i biorąc głęboki wdech. Znowu się zaczynało.
Od początku roku słyszałem to co jakiś czas od któregoś z chłopaków. "Powiedz dziewczynom". "Trzeba powiedzieć dziewczynom". "Są naszymi przyjaciółkami, muszą przecież wiedzieć".
Na Merlina, jakby to było takie proste. Naprawdę, bardzo bym chciał powiedzieć, serio, trudno zrozumieć, że to niemożliwe?
- Remus, ja wiem, że to trudne, ale zobacz, ile nieporozumień z tego wynika.
- Wyjdzie jeszcze większe, jeśli któraś z nich się dowie.
- My to przyjęliśmy normalnie, dlaczego one miałyby inaczej?
Zamikłem na chwilę, patrząc na chłopaka, a choć nie odezwałem się wtedy ani słowem, w duchu przyznałem mu rację. Po chwili jednak ujrzałem oczyma wyobraźni pełne obrzydzenia twarze Katie, Ann, Evans i Beckett i uznałem, że jednak nie ma szans, żebym to zrobił.
- Przecież wreszcie zaczniemy się kłócić między sobą, jeśli ciągle będziemy coś kręcić. Albo im powiesz, albo po prostu stracimy z nimi kontakt.
- Ja stracę, na was to nie wpływa.
- Wpływa.
Popatrzyłem na Syriusza, mrużąc oczy. Zdałem sobie nagle sprawę z tego, co miał na myśli, a poczucie winy, które odczuwałem na co dzień nagle uderzyło we mnie o wiele mocniej. Zamrugałem oczami i przesunąłem dłonią po twarzy.
- Syriusz, nie mogę im powiedzieć, ale jeśli to za duży problem to możecie po prostu...
- Jak to za duży problem to możecie blablabla - przedrzeźnił mnie Syriusz ze zirytowaniem, po czym spojrzał na mnie. - No już się zamknij - odparł opryskliwie, jednak to w jakiś sposób podniosło mnie na duchu. Zmuszałem ich do okłamywania przyjaciół, tracili przeze mnie parę nocy w miesiącu, a i tak nie chcieli dać sobie spokoju z kryciem mnie i pomaganiem.
Nie odzywałem się przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym, dlaczego oni wciąż to robią.
- Jak z Lily? - spytałem nagle, a Syriusz uniósł głowę powoli, by po chwili znów ją opuścić i wlepić wzrok w dywan.
- ...co?
- Nie rozmawiacie.
- Rozmawiamy, czasem.
Ton Syriusza jakby spochmurniał, a ja zastanawiałem się, jak można to wszystko naprawić bez mówienia dziewczynom o mojej likantropii. Musiał być jakiś sposób. Miałem ochotę zapytać, czy to moja wina, ale bałem się usłyszeć, że tak, więc nie powiedziałem na ten temat nic.
- Może zaproś ją na bal? - spytałem w końcu, a Black odchylił się momentalnie do tyłu, jakby zaskoczyło go to, co powiedziałem.
- Co? - powtórzył, a ja wziąłem głęboki wdech.
- No głuchy jesteś? Zaproś ją - powiedziałem nieco zdenerwowany, bo nienawidziłem się powtarzać. - Coś wymyślisz, porozmawiacie, wszystko wróci do normy.
- Nie wiem - mruknął chłopak, ale po chwili spojrzał gdzieś w przestrzeń i pokiwał głową, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Mam ją zaprosić, tak o? - spytał, patrząc na mnie, a ja skinąłem głową. - A Mary...?
- Co Mary?
Syriusz popatrzył na mnie przez moment, po czym skinął głową. Moje pytanie musiało mu się wydać o wiele bardziej wymowne, niż było w zamierzeniu, bo po chwili odparł jedynie:
- Racja.
Nachyliliśmy się do Jamesa, który rozejrzał się po naszych twarzach z miną pełną determinacji.
- Panowie, dzisiaj nastał dzień, który przejdzie do historii tej szkoły - ogłosił konspiracyjnym szeptem, a Remus uniósł brwi i uśmiechnął się.
- Lily Evans wreszcie nie będzie w stanie kulturalnie cię spławiać i trzaśnie w ciebie Drętwotą? - spytał Remus, a ja i Peter śmialiśmy się do momentu, w którym James nie wepchnął nam łokci w żebra z całej siły. Mimo to spojrzenia większości uczniów znajdujących się w pokoju wspólnym Gryfonów ciągle kierowały się ku nam, tak jakby wszyscy zastanawiali się, z czego się śmiejemy.
- Proszę o spokój odpowiedni dla tej podniosłej chwili - skarcił nas poważnym tonem, po czym wziął głęboki oddech. - Dobra, jednak nie dam rady - dodał po dłuższej chwili, a jego głos zamiast patosu przepełniała panika.
- Daj spokój, pamiętasz, jak zapraszałeś ją w tamtym roku na randkę? Świetnie ci poszło - stwierdził Peter, próbując podnieść chłopaka na duchu.
- Odmówiła - odparł James, ukrywając twarz w dłoniach.
- Bo była zajęta, przecież normalnie by się zgodziła! - wtrąciłem. - A kiedy zapraszałeś ją ostatnio na trening? - dodałem, patrząc na Petera, a następnie na Remusa porozumiewawczo. Wszyscy wiedzieliśmy, że nie będzie lekko.
- Nie zaprosiłem przecież, cały czas kręci się z tym pajacem.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, a James nagle zauważył, jak przez dziurę pod portretem Grubej Damy przechodzi Evans, a za nią Philip White, który bez przerwy coś do niej gadał. Usiedli niedaleko nas, a James momentalnie przesunął się na skraj sofy i wychylił się na podłokietniku jak najdalej, by słyszeć ich rozmowę, dla niepoznaki zgarniając z torby Petera książkę i otwierając ją na losowej stronie.
***
Na Merlina, jaki ten idiota był nudny.
Z całej siły próbowałem wsłuchiwać się w to, co do niej mówi, ale nie dało się tego wytrzymać. Zanudzał ją opowieściami o tym, co wspaniałego zrobił na ostatnich kilku lekcjach OPCM, a ja byłem rozdarty pomiędzy chęcią opowiedzenia mu, co my robimy na szlabanie u Gainsborougha w ciągu tylko jednej godziny, a pragnieniem wbicia mu różdżki w oko.
- Patrz, to o to chodzi z tymi "dryfującymi plumpkami" Beckett, kojarzysz? - Peter wskazał palcem na stronę w podręczniku, której nie przewróciłem od jakichś dziesięciu minut, a ja zamrugałem szybko, wyrwany z zamyślenia.
- Co za dryfujące plumpki? - Syriusz wyciągnął szyję jak najbardziej mógł i zerknął w podręcznik, a gdy przeczytał opis, wrócił na swoje miejsce. - Nigdy nie wiedziałem, o co jej chodziło, moje życie stało się teraz lepsze.
- Bądźcie cicho, nic nie słyszę - syknąłem, a oni zamilkli, a po kilku chwilach znów zaczęli rozmawiać - tym razem jednak tak, żeby mi nie przeszkadzać.
- Całkiem nieźle, mi też chwilę zajęło nauczenie się tego zaklęcia - powiedziała Lily uprzejmie i uśmiechnęła się do Philipa, a we mnie się zagotowało. Może już wtedy bym coś zrobił, gdyby nie to, że dziewczyna wcale nie była jakoś szczególnie przejęta jego słowami.
- Wiesz, w ogóle zastanawiam się nad tym balem. Umiesz tańczyć? Bo ja wyglądam wtedy tak, jakby ktoś rzucił na mnie Tarantallegrę...
Zerwałem się momentalnie z sofy, a książka upadła na podłogę.
- Evans! - podszedłem do niej, a jej wzrok sprawił, że mój żołądek zawiązał się w supełek.
- Potter...? - mruknęła, a ja spojrzałem kątem oka w stronę chłopaków. Syriusz właśnie podnosił książkę z podłogi, posyłając mi spojrzenie, które mówiło coś w stylu "nie radzę". Uznałem jednak, że teraz już nieco za późno na doradzanie, więc postanowiłem kontynuować. Nie byłby to w końcu ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy robię z siebie przed nią idiotę.
- Przerwałeś nam dość ważną rozmowę, James - wtrącił się Philip, próbując mnie spławić, a choć jego ton był całkiem spokojny, odebrałem to jako atak.
- Tak, o tym jak niekontrolowanie pląsasz tańcząc, wspaniale - odparłem cicho, nawet na niego nie patrząc. Gdy chłopak nie odpowiedział, a do moich uszu przestał docierać gwar, jaki zwykle panował w pokoju wspólnym, zorientowałem się, że coś było nie tak. Cieszyłem się, że nie powiedziałem tego całkiem głośno, bo Evans nie byłaby szczęśliwa, gdybym delikatnie ośmieszył jej kolegę przed ponad połową uczniów Gryffindoru.
- Halo, ludzie, pora chyba wrócić do swoich spraw, co? - Syriusz wstał i zwrócił się do wszystkich, którzy nagle jakby otrząsnęli się z transu i powrócili do porzuconych uprzednio rozmów, prac domowych i szachów, chociaż nieco się ociągali.
Przełknąłem ślinę, a White postanowił odezwać się po raz kolejny.
- Dobra, więc...
- O co chodzi? - spytała dziewczyna beznamiętnie, przerywając Philipowi, który odgarnął swoje jasne włosy z irytacją. Chyba nie byłem szczególnie mile widziany. Zresztą fakt, że ta jego Karen, za którą się niegdyś uganiał próbowała pewnego razu się ze mną umówić (i to w jego obecności), raczej nie zwiększał jego sympatii wobec mnie.
- Możemy porozmawiać na osobności? - spytałem. Zauważyłem, że White już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, więc postanowiłem go uprzedzić. - Nie możemy? Świetnie, porozmawiamy tutaj.
Popatrzyłem na Lily, która wydawała się całkiem skołowana tą sytuacją. Patrzyła raz na niego, raz na mnie, nie wiedząc, co się dzieje. Poczułem ucisk w żołądku, ale uznałem, że już nieco za późno na odwrót.
- Evans - zacząłem, a dziewczyna spojrzała na mnie swoimi pięknymi, zielonymi oczami w taki sposób, że musiałem wziąć głęboki oddech, zanim dokończyłem zdanie. - Pójdziesz ze mną na bal?
Dziewczyna odgarnęła swoje rude włosy na plecy, wciąż na mnie patrząc, a ja przełknąłem ślinę.
Zacznę od końca.
OdpowiedzUsuńZgiń.
Strać się.
Spłoń.
Umrzyj.
Nienawidzę cię.
Jak. Mogłaś. Skończyć. W. Takim. Momencie. Merlinie. Na. Dryfujące. Plumpki.
Dlaczego to zrobiłaś?! Co ja teraz mam z sobą począć?! Masz dodać rozdział kolejny w mniej niż 5 dni, bo inaczej cię znajdę w tym twoim lesie i dorwę!!
No naprawdę!! Jak mogłaś?!
Poza tym jeszcze postawiłaś go w takiej sytuacji... Jak mu odmówi to tWhite bedzie sie z niego nabijal... Jesli nie odmówi... Będzie świetnie bo White bd smutny xd
A teraz przejdźmy do części, za którą po prostu cię kocham.
I kocham tutaj Remusa. Naprawdę wyszedł ci tak Remusowato, jak inni mg tylko pomarzyć. Poza tym to ,,Mary co?"... No uwielbiam ten fragment!!!! I tak samo ten ,,Jak jej przejdzie to dobrze, jak nie to...
Też dobrze" kocham ten fragment. Tak samo jak ,,I co nie jesteście już ze sobą?" - jakym siebie słyszała. I co zerwą ze sobą w kolejnym rozdziale? Xd
Dobra, Remus, wiadomo, że dziewczyny się nie zezłoszczą ani nie bd patrzyły na cb z obrzydzeniem, poza tym jak im nie powiesz, to one same się dowiedzą, bo Kasieńka już się zaczyna domyślać, więc mowy nie ma, żeby się nie dowiedziały. Lepiej bd jak im sam powiesz. Poza tym Syriusz szybciej naprawi relacje z Lily!
Annie taka przepracowana... I jeszcze o takich sprawach pisze... Ale cóż – takie mają czasy, zbliża się wojna. To w sumie straszne :/ nie chciałbym żyć w takich czasach, choć u nas na świecie też nie jest teraz bardzo kolorowo. No, do Polski jeszcze nie doszło, ale...
Ale zabaczam z tematu xd
Miło ze strony dziewczyn że tak się o Aneczkę troszczą. Żeby o takiej porze zwlec się z łóżka to wyczyn xddd
Syriusz zaprosi Lily! Nie może się rozmyslić. Nie może. Zapamiętaj to sb. Jesli się rozmyśli to zginiesz. Trafi cię pocisk, a ty nawet nie bd wiedziała co się dzieje. Pamiętaj o tym.
Nie, to nie jest groźba. Ja ci tylko mówię, czym bym ci groziła, gdybym ci mogła grozić xd
Rozdział cudowny, zwłaszcza ten moment z Remusem. Z jednej strony ten poważny temat likantropii z drugiej ,,Mary co?" I wyszło cudownie.
Pozdrowionka,
Bianka <3
Ej no nie wiem jak będzie z tymi pięcioma dniami, ale postaram się jak najszybciej. teraz i tak dwa tygodnie to całkiem niezły wynik, zwłaszcza że miałam matury!
Usuńale jeśli mnie dorwiesz w moim lesie i zrobisz mi krzywdę to już nigdy się nie dowiesz, ha! więc twoje corozdziałowe groźby nie mogą być realne c:
oj, James już niejedną odmowę w swoim krótkim życiu zaliczył, co mu zaszkodzi kolejna...
Co do Remusa, to nie spodziewałam się, że aż tak dobrze zostanie odebrany, dziękuję <3 Remus shipuje razem z tobą XD
no, nie wiadomo, może się nie dowiedzą? ale jeśli, to Remus niestety ma swoje obawy. w końcu ludzie różnie reagowali na likantropie, bali się, wiadomo. lekko nie ma.
Ale i tak domyślił się, co było powodem ich kłótni i jak widac stara się robić co może c:
to prawda, ciężkie czasy, a Ann z natury jest raczej... aktywna społecznie. dla niej to obowiązek, choć życie w takich czasach rzeczywiście do przyjemnych nie należy. na obecną sytuację polityki w Europie wolę nie wkraczać xD
troszczą się, bo inaczej chyba w ogóle by nie spała i nie jadła xD
jak już mówiłam: mnie trafi pocisk i nie będę wiedziała co się dzieje, ty z kolei nie będziesz wiedziała co się dzieje w reszcie Asphodelusa. i co teraz, ha? 8D
no, zobaczymy, czy się rozmyśli, zastanowię się jeszcze...
dziękuję po raz nie wiem który, postaram się napisać jak najszybciej <3
I tutaj masz na mnie haczyk... Dlaczego tak jest?!?! Ale pogrozić zawsze można, to daje troszkę frajdy xd
UsuńDużo zaszkodzi. Bo będzie to odmowa przy Whitecie.
I właśnie za to kocham Remusa xd
No bali się, bali, ale to nie zmienia faktu, że dziewczyny się nie będą bały xd Tak sobie myślę. Ale Remus tak sobie nie myśli...
I co teraz? I co teraz... Sama bym sobie w mojej wypbraźni dokończyła Asphodelusa!
Nie rozmyśli.
Hej! Tym razem to ja jestem pierwsza :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w szkolnej gazetce pracują właściwe osoby, które rozumieją, czym jest dziennikarstwo. W tzw. "ciekawych czasach" od razu widać po mediach, że coś się dzieje, nawet - a może raczej zwłaszcza - kiedy wymownie milczą jak Prorok Codzienny. To niebezpieczna praca, ale takie właśnie jest prawdziwe dziennikarstwo, prawda powinna być jego sercem i duszą, bez względu na konsekwencje.
Przez chwilę zaintrygowało mnie zachowanie Syriusza, jakoś nie skojarzyłam, że między tym a poprzednim rozdziałem minęło tak mało czasu. W ogóle Syriusz w tym rozdziale bardzo mi się podobał, ale to, co w nim było być może nie do końca syriuszowatego, to przekonywanie Remusa, żeby powiedział prawdę dziewczynom. Po tym jak sami odkryli jego tajemnicę i stali się dla niego animagami, jakoś nie pasuje mi perspektywa późniejszego męczenia Remusa, żeby wpadł do dziewczyn na herbatę i wszystko im opowiedział. To zresztą nie dotyczy tylko Syriusza, ale też pozostałych Huncwotów. Ja wiem, wiem, że wszyscy tu się przyjaźnią i tak dalej, ale jakoś mi to zgrzytnęło, chociaż to oczywiście tylko moja prywatna opinia, bo nie wiem przecież jak było naprawdę.
Spontaniczność Jamesa była cuuu-dow-na. Pasuje do moich wyobrażeń o nim :) Inna sprawa, że nadal zwraca się do Lily po nazwisku, a to w sytuacji romantycznej i w obecności rywala nie rokuje zbyt dobrze... Kocham cię, James, i bardzo chcę, żebyś poszedł z Lily Evans na bal, tak jak Lily Beckett pójdzie z Syriuszem, ale czarno to widzę :p Mam wielką nadzieję, że się mylę!
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Hej!
Usuńa widzisz, tym razem ci się udało! a dzień przed tym jak dodałaś komentarz zaczęłam u ciebie czytać, tylko że to było o pierwszej w nocy, a musiałam akurat się wyspać na maturę. xD
dziękuję, ogólnie uważam że taka gazeta jest istotna szczególnie w takich czasach. a że Ann ma takie zapędy... no, tym lepiej.
cóż, może niektórym zgrzyta coś takiego, ale ja uważam, że huncwoci mimo wszystko potrafią oddzielić błahe sprawy od tych poważniejszych, nawet przy tej ogólnie przyjętej w ff beztrosce (czasem prowadzącej nawet do umyslowosci ameby, ale mniejsza o to xd). nie naciskaliby, gdyby nie widzieli, ile utrzymanie tego w sekrecie kosztuje nie tylko ich, ale w szczególności samego Remusa. a to niestety nie jest osoba, która sama o siebie zadba...
obstawiam, że zarówno James, jak i Lily byli tak przyzwyczajeni do tego "Evans", że zupełnie nikt nie zwrócił na to uwagi c:
dziękuję, niedługo też do ciebie zajrzę i dokończę rozdział c:
Aaaa, dlaczego przerwałaś w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńNiech Evans się zgodzi! Inaczej James będzie smutny... xD Chociaż znając życie, Lily (Evans) się wkurzy na Pottera, pewnie na White'a też i koniec końców zaprosi Remusa :D
Z drugiej strony, zdziwiłam się, że James był taki nieśmiały, no ale cóż...Evans nie można lekceważyć xD Ale to było słodkie :D i ta spontaniczność...
Niech Syriusz zostawi Mary, nie męczy siebie i jej i niech zaprosi Lily! Znowu to piszę: nie mogę doczekać się balu!!! ;D
Pozdrawiam i życzę weny ;)
~Arya
PS Nurtuje mnie to od pewnego czasu: jak jest z postaciami na szablonie? Chłopaków mogę rozpoznać , ale dziewczyny? Jest tam np. Ann? Proszę, wytłumacz mi, gdyż nie ogarniam (najlepiej kto gdzie stoi itd. :D )
Heeej <3
Usuńhahahahaha, to by było bardzo w jej stylu xD ale nie potwierdzam i nie zaprzeczam!
James i nieśmiałość to rzeczywiście dziwne połączenie, ale to wynika stąd, że na co dzień raczej nie myśli o tym, co robi. gdy jednak chodzi o Evans... cóż, sprawy mają się zupełnie inaczej xd
bal już niedługo, cierpliwości!
co do szablonu, niestety są tam tylko huncwoci :c nie był on robloga bezpośrednio dla mojego bloga, właściwie to nie mogłam znaleźć nic bardziej dopasowanego więc musiał być ten. szkoda że nie umiem sama zrobić, nawet miałabym pomysł na nagłówek, ale do tego potrzebuje jeszcze rysownika z tabletem... niestety, musi być jak jest, nawet jeśli szablon się popsuł :c na szczęście ważniejsza jest treść!
dziękuję za komentarz <3
Najprędzej to bym chyba dopasowała tak: ta ruda-Evans, czarna-Katie, blondynka-Lily albo Ann. Ale brakuje jednej...Za to nie jestem pewna czy Glizdogon to ten za Remusem, czy ten po prawej...
OdpowiedzUsuńw sumie gdyby nie te rudawe włosy to Katie mogłaby być tą drugą od prawej. a pierwsza Ann, chociaż jej włosy są bardziej w odcieniu takiego... słomkowego blondu, a nie tak jak tu xD no i ona nie ma takiej skóry, raczej taką brzoskwiniową (matko jakie szczegóły mam opracowane xd). Peter raczej po prawej (był zawsze opisywany jako niski), a ta za Remusem wygląda trochę jak Sara albo Rosalie, ale to postacie które by się tam na pewno nie znalazły więc słaby trop xD ech, jednak potrzeba posiadania tematycznego szablonu is strong. szkoda, szkoda xd
Usuń