#comments { color: #000; }

sobota, 10 grudnia 2016

27.

Hej! Ostatnio zapomniałam wspomnieć o tym, że imiona rodziców Jamesa pożyczyłam od Bianki - bardziej mi pasowały do postaci. Chciałam też podziękować za komentarze pod poprzednimi rozdziałami - chociaż ich ilość niestety znacząco się zmniejszyła, co jest nieco smutne, i tak doceniam te, które się pojawiły <3 nie przedłużając, zapraszam do czytania!
a, i co do sylwestra - postanowiłam teraz go pominąć, za to najpewniej pojawi się on jeszcze na blogu, ale raczej w formie miniaturki :)

    Powrót do szkoły po świętach nigdy nie był czymś przyjemnym, jednak w tym roku wyjątkowo nie chciało mi się wyjeżdżać. Nie zdążyłam nawet odpocząć po sylwestrze, który zaczął się u mnie w domu, a zakończył na domówce z Rhysem, a już musiałam znowu pakować kufer. Na dodatek tęsknota za domem zaczęła mi doskwierać nieco bardziej niż zwykle - już siedząc przy śniadaniu uderzyła mnie świadomość, że po raz kolejny zobaczę wszystkich dopiero w wakacje. Poza tym Suze była tego dnia smutna od samego rana, nie chciała bowiem, żebym znowu wyjeżdżała - humor jednak poprawiły jej nieco moje zapewnienia na dworcu, że już we wrześniu zabieram ją ze sobą.
Po powrocie całe poniedziałkowe i wtorkowe popołudnia poświęciłam na poszukiwania godnej następczyni dla naszej poprzedniej redakcji, jednak im dłużej krążyłam po zamku, tym bardziej traciłam nadzieję. W większości były to sale, na które natknęłam się kiedyś, ale za każdym razem coś było z nimi nie tak - albo nie były wystarczającej wielkości, albo znajdowały się przy głównych korytarzach. W świetle ostatnich wydarzeń szczególnie ta druga cecha stała się decydująca - w końcu dość logicznym z mojej strony było postanowienie, że lokalizacja redakcji powinna zostać tajemnicą dla wszystkich, którzy nie byli związani z tworzeniem "Echa Hogwartu". Po co zresztą ktokolwiek miałby to wiedzieć? I tak nikt nie składał kwiatów pod drzwiami.
W środę huncwoci przypomnieli mi jednak o naszej rozmowie - jeszcze przed świętami umówiliśmy się, że jeśli sama nie wybiorę miejsca, oni je dla mnie znajdą. Mimo że znając ich głupie pomysły byłam pełna obaw, nie miałam wyjścia; po pierwsze, obietnica to obietnica, a po drugie, sama ostatecznie i tak nic nie znalazłam. Z tego też powodu umówiłam się z nimi od razu po lekcjach. Kiedy zakończyły się już ostatnie zajęcia, od razu podeszłam do Beckett, Katie i Evans i opowiedziałam im o całej sprawie, a po kilku minutach wędrowałyśmy plątaniną korytarzy za huncwotami, którzy szli pospiesznie z tajemniczymi uśmiechami na twarzach.
Zamek o tej porze zwykle pełen był przemieszczających się z klasy do klasy uczniów, jednak im dłużej szliśmy, tym mniej osób nas mijało; w pewnym momencie korytarz był zupełnie pusty, a poza gwarem dobiegającym gdzieś z dalszej części szkoły, wokół było cicho. Nie odzywaliśmy się, a ja starałam się zapamiętać drogę, spoglądając na mijane przez nas obrazy i przyglądając im się dokładnie. W pewnym momencie znajdujący się na jednym z dzieł rycerz w czarnej zbroi spojrzał na mnie groźnie zza płótna, po czym spytał z pretensją w głosie, dlaczego się na niego tak gapię, a wtedy chłopcy skręcili nagle w prawo. Dogoniłam ich, pozostawiając pytanie bez odpowiedzi, a po chwili zatrzymałam się gwałtownie.
- Tadam! - zawołał Peter, a Syriusz z namaszczeniem wskazał rękami na pustą ścianę przed nami, szczerząc się szeroko. Spojrzałam pytająco w stronę dziewczyn; wyglądały na dokładnie tak samo zmieszane, jak ja.
- Wszystko z wami w porządku? - spytała Beckett, unosząc brew i rozglądając się po twarzach huncwotów, którzy - bez względu na słowa dziewczyny - wyglądali na wyjątkowo zadowolonych z siebie. Spojrzałam w stronę Remusa, uznając, że jeśli to jakiś głupi żart, to na pewno od niego dowiem się prawdy, jednak on uparcie szczerzył się razem z nimi.
- Jak najbardziej, dziękujemy - odparł Lupin uprzejmie.
- Może mi ktoś wyjaśnić... - zaczęłam, a wtedy James podszedł do mnie i pociągnął mnie za rękę, żebym stanęła pod tą pustą ścianą razem z nimi.
- Myśl o tym, jakiego pokoju potrzebujesz - powiedział James, a z jego twarzy wciąż nie znikał łobuzerski uśmiech - i przejdź pod tą ścianą trzy razy.
Chłopak skinął głową, jakby chciał mnie pospieszyć, a ja nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Ej, chłopaki, to nie jest zabawne - powiedziałam, kiedy się wreszcie uspokoiłam, mimo że moja reakcja wskazywała na coś zupełnie innego. - Mówcie, gdzie jest ta redakcja.
Spojrzałam w stronę dziewczyn, które z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach przyglądały się tej sytuacji, a chłopcy wciąż milczeli. Kiedy po raz kolejny zwróciłam się w ich stronę, ich miny były już całkiem poważne. Przewróciłam oczami.
- Przecież to niedorzeczne.
- No ale spróbuj - powiedział Syriusz ze zniecierpliwieniem. - Nie będziemy chyba tu sterczeć przez kolejną godzinę, co?
Westchnęłam, po czym podeszłam do ściany i zamknęłam oczy, jakby to miało sprawić, że będę się czuła mniej zażenowana. "Dobra, przynajmniej szybciej to się skończy".
Wyobraziłam sobie redakcję od nowa, a chociaż wiedziałam, że chłopcy zaczną zaraz się ze mnie nabijać, i tak zaczęłam dodawać do tego obrazu coraz to nowe elementy. Dotknęłam ręką ściany i szłam powoli wzdłuż ściany z zamkniętymi oczami, wciąż nie wyrzucając z myśli wspomnianego wyobrażenia. Peter zawołał do mnie, żebym już zawróciła, więc od razu obróciłam się na pięcie i ruszyłam po raz kolejny, przyspieszając kroku; kiedy poprosił mnie o to po raz kolejny, pobiegłam truchtem wzdłuż ściany i po kilku sekundach zatrzymałam się, otwierając oczy.
- Jak...? - zaczęła Katie ze zdziwieniem, jednak nie dokończyła, a ja wtedy obejrzałam się przez ramię i zamarłam.
Spodziewałam się ujrzeć jedynie pustą ścianę, jednak moim oczom ukazały się zdobione, drewniane drzwi. Od razu do nich dobiegłam, a dziewczyny w jednej chwili znalazły się tuż za mną.
Nacisnęłam klamkę ostrożnie, najpierw wciskając głowę pomiędzy drzwi a framugę, a dopiero potem wchodząc do pomieszczenia. Zaczęłam rozglądać się wokół, otwierając usta ze zdziwienia; wszystko wyglądało dokładnie tak, jak sobie to wyobraziłam: ciemna posadzka, kremowe ściany, ogromne, bordowe sofy i fotele, sprzęty drukarskie po lewej stronie pomieszczenia, a w oknach ciężkie zasłony, pasujące kolorem do mebli.
- Jak wy to zrobiliście? - spytała Evans, rozglądając się wokół z zaciekawieniem. Odgarnęła rudy kosmyk z czoła i z rozchylonymi ze zdziwienia ustami spoglądała na malowidło nad kominkiem, które było dokładnie takie samo, jak to namalowane przez Katie w poprzedniej redakcji.
- My? Nie jesteśmy aż tak zdolni - odezwał się Remus, opadając na jeden z foteli. Poduszki zapadły się pod jego ciężarem, a chłopak przymknął oczy, opierając ręce na podłokietnikach.
- Więc co to za miejsce? O co tu chodzi? - Beckett skrzyżowała ręce i spojrzała groźnie na chłopaków, domagając się wyjaśnień. Pewnie ja powinnam to robić, ale szczerze mówiąc wciąż byłam zbyt zszokowana, żeby odezwać się choćby słowem; myślałam o tym, jakie to dziwne, że mogłam oglądać swoje wyobrażenie w urzeczywistnionej formie. W końcu tego przed chwilą jeszcze nie było - tylko pusta ściana. Podeszłam do zasłon i sprawdziłam w palcach ich materiał - wytłaczany wzór był dokładnie taki, jaki bym sobie wymarzyła, gdybym znała wcześniej możliwości tego... czegoś. Tak jakby ten pokój po części sam wiedział, czego oczekiwałam.
- Pokój Życzeń, moje drogie panie - powiedział James, wyraźnie z siebie zadowolony.
- Czyli to nie jest tylko ten pokój? - spytała Katie, nie odwracając wzroku od swojego malowidła umieszczonego ponad gzymsem kominka.
- To może być cokolwiek - wtrącił się Syriusz. - Potrzebujesz toalety? Dostajesz toaletę. Potrzebujesz chwili spokoju, dostajesz przyjemny pokoik. Potrzebujesz redakcji, dostajesz redakcję.
- I to wszystko może być tu równocześnie? - spytałam, kiedy wreszcie wróciła mi umiejętność mówienia, a chłopcy pokręcili głowami równocześnie.
- Nie. To znaczy, jak już wyjdziemy, a potem będziemy chcieli wrócić, nic się nie zmieni, a po drodze można zrobić sobie obojętnie jaki pokój. Ale teraz nikt nieproszony nie ma tu dostępu, bo kiedy weszliśmy, drzwi zniknęły z tamtej strony. Sprawdzaliśmy. - Syriusz podniósł głowę dumnie, a wtedy odezwała się Beckett:
- A gdybym chciała zrobić tutaj na przykład pracownię z eliksirami, to...
- Nic nie stoi na przeszkodzie - uzupełnił Black z uśmiechem, po czym dodał pod nosem: - Szajbuska.
Już prawie zaczęli się kłócić, jednak wtedy udało mi się im przerwać, bo odwróciłam uwagę Syriusza rzuceniem mu się na szyję. Przyciągnęłam jeszcze do siebie Jamesa i Petera, którzy stali tuż obok, a kiedy Remus wstał z fotela, złapałam go wolną ręką i już po chwili tuliłam do siebie całą czwórkę huncwotów.
- Dziękuję - szepnęłam, ściskając ich wszystkich jeszcze mocniej.


    Mimo że święta już minęły, błonia Hogwartu wciąż wyglądały dokładnie tak, jak tuż przed naszym powrotem do domu - śnieg wciąż nie przestawał padać, a w dodatku ktoś w oddali śpiewał kolędy nie zważając na to, że był już styczeń. Ponadto Hagrid wciąż nie zdjął świątecznych ozdób z drzewka rosnącego tuż obok jego domu; błyszczące bombki i mieniące się różnymi kolorami światełka robiły ogromne wrażenie nawet wtedy, kiedy na dworze dopiero zaczynało się ściemniać. Szłam, przyglądając się im nieprzerwanie, aż w końcu potknęłam się i poleciałam do przodu, pokracznie wyciągając ręce na boki i przeskakując z nogi na nogę, żeby się nie przewrócić.
- Uch, na Merlina - mruknęłam do siebie, kiedy już udało mi się złapać równowagę, po czym rozejrzałam się wokół, by upewnić się, że nikt tego nie widział. Na szczęście w pobliżu nikogo nie było, mimo to ruszyłam do przodu pospiesznie, jakby chcąc z tamtego miejsca jak najszybciej uciec; dzięki temu w ciągu kilku minut znalazłam się na boisku. Przeszłam się powoli po jeszcze niewydeptanej, przysypanej białym puchem murawie, ciesząc się chrzęstem śniegu zapadającego się pod stopami - wcale bowiem nie spieszyło mi się, aby wejść na wieżyczkę komentatorów. Zadarłam głowę; w środku już paliło się światło, a to znaczyło, że McGonagall z pewnością już na mnie czekała.
Nie miałam pojęcia, po co mnie wezwała - i dlaczego nie mogła po prostu kazać mi przyjść do swojego gabinetu, zamiast tego ciągając mnie po błoniach - ale miałam złe przeczucia, bo nigdy coś takiego się nie zdarzało, dlatego wolałam to nieco odwlec.
Opieszale stawiałam stopy na drewnianych schodkach, na dodatek postanawiając po drodze bardzo dokładnie otrzepać buty ze śniegu. W pewnym momencie dotarło do mnie, że im dłużej nie wiem, o co chodzi, tym bardziej większy odczuwam niepokój, dlatego w jednej chwili ruszyłam prędko na górę, przeskakując co drugi stopień i trzymając się poręczy mocno, żeby przypadkiem się nie poślizgnąć.
Stanęłam wreszcie przed drzwiami pomieszczenia komentatorów, wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę, zanim przez głowę zdążyła mi choćby przemknąć myśl o tym, żeby jednak zawrócić.
- Dzień dobry, pani profesor - przywitałam się uprzejmie z McGonagall, która siedziała na jednym z krzeseł i podniosła na mnie wzrok znad egzemplarza "Quidditcha przez wieki", który zazwyczaj leżał gdzieś w pobliżu megafonów.
- Dzień dobry - odparła, zatrzaskując książkę i kładąc ją na blacie, po czym dodała bez zbędnej gadaniny: - Znalazłam ci drugiego komentatora.
Spojrzała w bok, a ja dopiero wtedy zauważyłam chłopaka, który opierał się bokiem o ścianę i spoglądał przez okno w stronę widocznego stamtąd fragmentu błoni. Zwrócił głowę w stronę profesor, a następnie jego szeroko otwarte, ciemne oczy powędrowały w moją stronę; brwi uniesione w niemym zdumieniu i lekko uchylone usta przywodziły na myśl kogoś, kto nie uważał podczas lekcji i nagle został wyrwany do odpowiedzi. Po chwili odwrócił się przodem w naszą stronę, a ja zerkałam w jego stronę nieufnie; zwróciłam uwagę na jego poluzowany, czarno-żółty krawat, a wtedy dopiero dotarło do mnie, że w ogóle nie kojarzę tego Puchona. Mieliśmy zajęcia z Hufflepuffem, czasem też zaglądałam do ich pokoju wspólnego, kiedy razem z dziewczynami szłyśmy posiedzieć u Amandy albo Cynthii, ale miałam wrażenie, że nigdy nie spotkałam go nawet na korytarzu.
- Mam nadzieję, że już sama wprowadzisz Milesa we wszelkie niuanse, tymczasem mnie wzywają już obowiązki - odezwała się McGonagall, podnosząc się z krzesła i przygładzając idealnie dopasowaną szatę, jakby chciała oczyścić ją z niewidzialnych pyłków.
- Pani profesor, a czy lista nie  była zamknięta pod koniec września? - spytałam, nim ugryzłam się w język; surowy wzrok profesor spoczął na mnie, a Miles prychnął z rozbawieniem, co zatuszował napadem kaszlu, zasłaniając twarz dłonią.
- Tak, Rusell, ale sprawiedliwie jest dać szansę tym, którzy nie mieli okazji wpisać się wtedy na listę.
- Ale jak to...
- Jeżeli chce pani o tym ze mną porozmawiać, zapraszam później do mojego gabinetu - ucięła, a choć jej ton był spokojny, uznałam, że teraz rozmowa nie ma sensu. - Do widzenia.
McGonagall wyszła, a ja westchnęłam ciężko, zapominając o obecności tego całego Milesa. W końcu naprawdę nie chciałam komentować meczy z kimś jeszcze - wcale mi to nie było potrzebne, bo sama radziłam sobie genialnie - a i ostatnim razem, kiedy musiałam z kimś dzielić to stanowisko... Cóż, delikatnie mówiąc, nie pracowało nam się zbyt dobrze. Właściwie to po meczu zaczął się ze mną wykłócać o coś, co powiedziałam, mimo że nawet McGonagall mnie później pochwaliła.
- Coś nie tak, Annie? - odezwał się wreszcie chłopak, a ja niemal wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Spojrzałam w jego stronę i zmarszczyłam brwi, zanim udało mi się nad tym zapanować; zdrobnienie, którego użył, w jakiś sposób mnie zirytowało.
- Ann - powiedziałam z naciskiem, podając mu rękę - Rusell. 
- Ben Miles - przedstawił się, a na jego twarz wstąpił szeroki uśmiech, tak niepasujący do tej sytuacji. - To co, zaczniemy, czy potrzebujesz czasu, żeby mnie tu zaakceptować?
Uśmiechnęłam się sztucznie, ciesząc się przy okazji z tego, że różdżkę miałam schowaną w kieszeni bluzy, bo nie mogłam przez to zbyt łatwo do niej sięgnąć.
- Tak, zaczniemy - mruknęłam, rozpinając kurtkę, uznałam bowiem, że to może chwilę potrwać; odwiesiłam ją na wieszak na ścianie, zdjęłam szalik i czapkę i odłożyłam je gdzieś na bok, po czym usiadłam na blacie tak, by móc objąć wzrokiem całe pomieszczenie. Westchnęłam, przeczesując włosy palcami i postanowiłam spróbować mimo wszystko podejść do sprawy profesjonalnie: ani nie mogłam go stąd wyrzucić, ani się go pozbyć, nie miałam więc większego wyboru. Poza tym, może rzeczywiście nie jest taki zły i uda nam się jakoś przez to przebrnąć bez większego problemu?
- Właściwie to nie wiem, co tu można tłumaczyć. Ta książka, którą McGonagall przeglądała, to jeden z kilku sztuk "Quidditcha przez wieki", którymi można sobie pomóc w trakcie meczu.
- Jasne - wtrącił Ben zdawkowo, spacerując po pomieszczeniu z rękami w kieszeniach i rozglądając się wokół.
- Megafon mamy tu jeden, ale chyba powinny być jeszcze w tej szafce, może nawet znajdziesz jakiś w ładnym kolorze - dodałam, jednak zanim skończyłam to zdanie, Puchon zdążył dorwać się do wspomnianej szafki i wyjął z niej spore pudło. Usiadł na podłodze po turecku, jakby zabierał się za otwieranie prezentów pod choinką, i zaczął grzebać w środku.
- Może chcesz sobie wymienić? Patrz, pasuje do ciebie - powiedział, wyciągając w górę jaskrawoczerwony megafon, który pulsował co chwilę jak rozżarzony węgiel, po czym zaśmiał się cicho.
- To miało być zabawne? - zmarszczyłam brwi, uznając, że jednak nie da się tutaj zachować profesjonalizmu, po czym skrzyżowałam ręce z irytacją.
- Było, ja się śmiałem - odparł radośnie, a kiedy spojrzał w moją stronę, dodał z tym irytującym uśmieszkiem na twarzy: - Już, Annie, nie stresuj się tak.
"Ja ci zaraz, kretynie, dam powód do stresu".
- Ann - poprawiłam go odruchowo. - Dobra, młody, teraz przejdziemy do...
- Ale wiesz co, Aneczko? - przerwał mi chłopak, nie patrząc w moją stronę, bowiem nadal przeglądał megafony. - Ja już komentowałem mecze, dajmy sobie spokój. A i jesteś w moim wieku, nie żeby coś.
- To po co w ogóle chciałeś, żebym mówiła? - spytałam, czując, jak ten chłopak z każdą chwilą coraz bardziej mnie drażni. - Czekaj, co? Przecież od paru lat nikt poza mną nie...
- Na Merlina, przecież nie tutaj... - Miles przewrócił oczami z irytacją. - W Ilvermorny.
- Jak to w Ilvermorny?
- No, przepisałem się tu z Ilvermorny - wyjaśnił powoli, jakby mówił do niezbyt rozumnego dziecka.
- I tam już komentowałeś mecze - bardziej stwierdziłam niż spytałam, zeskakując z blatu. Ben w tym czasie wybrał jeden z megafonów i przyglądał mu się z rozczarowaniem.
- Wiesz, u nas były ładniejsze - stwierdził, wyciągając różdżkę - ale jakoś sobie z tym poradzę.
Mruknął pod nosem jakieś zaklęcie, a powierzchnia megafonu zalśniła lekko, po czym zmieniła kolor na granatowy.
- Spójrz. Od razu lepiej, nie? Może też chcesz taki? - powiedział, pokazując mi efekt swojej pracy; spakował niedbale pudło i włożył z powrotem do szafki, a swój megafon położył z namaszczeniem na blacie, zatrzymując się obok mnie. Nie odpowiedziałam; chłopak sięgnął po swoją kurtkę, którą narzucił na siebie w pośpiechu, a następnie naciągnął czapkę na swoje puszyste, nieco pokręcone włosy. Ciemny blond pod światło wyglądał na nieco rudawy, a ja wolałam się skupić na tym fakcie, niż patrzeć choćby przez chwilę dłużej na jego głupawy uśmiech.
- Właściwie jak to jest możliwe, że cię nigdy nie zauważyłam, skoro od początku roku chodzisz z nami do szkoły? - spytałam, kiedy chłopak odwracał się już i szedł w stronę wyjścia; kiedy mnie usłyszał, zatrzymał się, odwrócił głowę i uśmiechnął się po raz kolejny.
- Dobrze się kryłem, jak widać - odparł, po czym po raz kolejny ruszył do przodu. Kiedy położył rękę na klamce zamarł na chwilę, jakby po raz kolejny się nad czymś zastanawiał, po czym znów spojrzał w moją stronę i dodał: - Wiesz, Annie, nie chciałbym trafić do plotkarskiej kolumny tego twojego brukowca.
Wyszedł tak szybko, że moja drętwota zdążyła uderzyć jedynie w zamykające się za nim drzwi.


    Ann trzasnęła drzwiami dormitorium, po czym stanęła na środku i westchnęła ciężko. Całe ubranie miała pokryte płatkami śniegu, a jej twarz była zaczerwieniona - trudno jednak było stwierdzić, czy to od zimna, czy ze złości. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Katie i z Evans, a następnie wszystkie zwróciłyśmy się w stronę Rusell.
- Co się stało, Annie? - spytałam, a dziewczyna rozpięła kurtkę i zawiesiła ją na drzwiach uchylonej szafy za kaptur, po czym spojrzała na mnie z rezygnacją w oczach. Odłożyłam na swoją szafkę słoik z walerianą, którą rozdrabniałam podczas rozmowy z dziewczynami, by móc w pełni skupić się na Ann.
- Błagam, tylko nie Annie - mruknęła, podchodząc do swojego łóżka, i rzuciła się na nie ciężko. Podniosła nogi otulone swoimi zimowymi, ośnieżonymi butami, po raz kolejny westchnęła, a następnie zabrała się za rozwiązywanie sznurowadeł.
- Jakieś problemy z tym komentowaniem? - spytała ruda i machnęła różdżką, a mokra od śniegu podłoga momentalnie stała się czysta.
- I to jakie - odparła krótko.
- Chcesz trochę gorącej czekolady? - spytała Katie, sięgając do swojej szafki po kubek. Ann skinęła głową, po czym wzięła go w dłonie, mówiąc ciche "dziękuję".
- A dokładniej? - naciskałam, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, o co chodzi.
- Ten idiota, po prostu... uch - burknęła, przewracając oczami. - Dobra, do rzeczy, McGonagall pozwoliła jakiemuś kretynowi z Ilvermorny komentować ze mną mecze.
- Benjamin Miles, to ten? - spytała Evans, a my spojrzałyśmy na nią równocześnie. Ann zrobiła wielkie oczy, a dziewczyna odgarnęła swoje rude włosy na plecy, jakby speszona uwagą, która nagle skupiła się na niej. - Mary Macdonald mi o nim mówiła. Chodzi tu od października, a poza tym bardzo jej się spodobał, więc chyba też mam go trochę dosyć. Już zdążyłam się nasłuchać o jego "wspaniałych, rudawych włosach, głębokich oczach i wspaniałym, amerykańskim akcencie" - zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Ciesz się, że nie musiałaś z nim rozmawiać - odparła Ann, po czym upiła kilka sporych łyków z kubka. - Wiecie przecież, że sama perspektywa komentowania meczu z kimś jeszcze niezbyt mi się mogła spodobać. Dobra, na początku sama byłam nieco opryskliwa, przyznaję! Ale potem starałam się podejść do niego jakoś przyjaźniej.
- W końcu nowy, może było mu trudno - wtrąciła Evans, a Ann wskazała na nią palcem i przytaknęła, tak jakby właśnie to miała na myśli.
- Tak, ale on oczywiście musiał zacząć być... nie wiem, sobą. Cholera, szkoda, że zdążył wyjść, zanim go to moje zaklęcie trafiło...
- Aż tak? - zdziwiła się Katie, opierając się bokiem o kolumienkę łóżka; zauważyłam, że Evans zmarszczyła nieco brwi, jednak nic nie powiedziała. Ann spojrzała w bok i zacisnęła usta, jakby zastanawiała się nad wypowiedzeniem kolejnych słów.
- Nazwał "Echo" brukowcem! - wybuchnęła w końcu z pretensją w głosie. - B r u k o w c e m.
Nie odzywałyśmy się, jednak wszystkie zdawałyśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo Ann musiała być z tego powodu wściekła.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda, więc się nie przejmuj - powiedziałam po długiej chwili ciszy, a ruda skinęła głową.
- Właśnie. Nawet Dumbledore to pochwalił, pamiętasz? - dodała, jednak do Ann nie do końca dotarł ten argument, bo uśmiechnęła się niemrawo w odpowiedzi.
- Chodźmy może do chłopaków, oni na pewno będą w stanie poprawić ci humor - zaproponowała Katie, a ja skinęłam głową. Ann również wydawała się przekonana, jedynie Lily wyraźnie nie spodobał się ten pomysł.
- Wybaczcie, ale ja raczej pójdę do Mary - powiedziała przepraszającym tonem. - Niezbyt mam ochootę patrzeć na Jamesa po tym sylwestrze.
Już wcześniej opowiadała nam o tym, jak Potter popsuł jej znajomość z jakimś chłopakiem, którego poznała u Rhysa. Wydawał się podobno całkiem sympatyczny, ale James przyszedł i zaczął go tak zamęczać, że bardzo szybko się ulotnił.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedziała Ann już nieco mniej markotnie, po czym wciągnęła na stopy swoje wielkie, puchate kapcie, które dostała od Katie na gwiazdkę. - Dobrze, idziemy.
***
Ann zapukała do dormitorium huncwotów, po czym nacisnęła klamkę i weszła do środka.
- Hej, chłopa... - zaczęła, po czym dokończyła już cicho i bez wcześniejszego entuzjazmu: - ...ki.
Weszłyśmy za nią, a naszym oczom ukazało się całkowicie puste dormitorium. Łóżka były idealnie pościelone, jednak nie rzucało się to aż tak bardzo w oczy, bo mnóstwo ubrań i książek rozrzucone zostało na podłodze. Pomijając te równo ułożone kołdry, zazwyczaj ich pokój wyglądał tak wtedy, gdy wstali za wcześnie i pakowali się w pośpiechu, żeby zdążyć na śniadanie.
- Cholera, cudownie - mruknęła Ann, krzyżując ręce. - Zapomniałam o tym.
- No i zniknęli - stwierdziłam pogodnym tonem, nie odzwierciedlał on jednak wcale mojego nastroju. Wręcz przeciwnie - nie dość, że byłam rozczarowana, to w dodatku sfrustrowana faktem, iż nie zdążyłyśmy ich na wspomnianym znikaniu przyłapać.
- Myślicie, że nie posprzątali tego od rana, czy po prostu teraz się tak bardzo spieszyli? - spytała Katie, a my spojrzałyśmy na nią z zaciekawieniem; zadane przez nią pytanie sprawiło, że zamiast dalej się denerwować, postanowiłam przemyśleć tę sprawę.
- Właśnie, powoli - odparła Ann, a ja zauważyłam, że na jej twarz wstąpił ten charakterystyczny wyraz skupienia, który najczęściej oznaczał, że pracuje nad jakąś bardzo ważną kwestią w swoim artykule i próbuje zdobyć nowe informacje. - Właściwie to jest to dobry moment, żeby się czegoś dowiedzieć.
To nam wszystkim poprawiło humor, jednak zgodnie uznałyśmy, że nie powinnyśmy przeszukiwać chłopakom każdego możliwego zakamarka, dlatego skupiłyśmy się głównie na rzeczach, które leżały na wierzchu.
- Tylko musimy się pospieszyć, bo jeśli jednak wrócą, to się z tego nie wytłumaczymy - stwierdziłam, a dziewczyny skinęły głowami i zabrały się do poszukiwań. W ubraniach na podłodze nie było niczego ciekawego, ponadto wszystkie miałyśmy pewne opory co do tego, czy nie są one przypadkiem jakimś prototypem broni biologicznej, dlatego postanowiłyśmy je zignorować na rzecz czegoś ciekawszego.
Próbowałam podejść do szafki nocnej Syriusza, potknęłam się jednak o coś, co leżało na podłodze; spojrzałam w dół, a moim oczom ukazał się stos książek.
- O cholera, Black chyba zaczął wreszcie się uczyć - skwitowałam z rozbawieniem, siadając na podłodze i wyciągając spod jego łóżka jakieś dziesięć książek, głównie o współczesnych odkryciach w dziedzinie zaklęć i eliksirów.
- Co tam masz? - spytała Katie, zaglądając mi przez ramię, po czym pokiwała głową z uznaniem, gdy wskazałam jej tytuły.
- Tę nawet chciałam wypożyczyć, ale od dawna jej nie było w bibliotece - poskarżyłam się, wskazując na egzemplarz "Eliksirów nowych", wydania z ubiegłego roku. Następnie po kolei zaczęłam kartkować każdą ze znalezionych książek, jednak nic nie przykuło mojej uwagi.
- Lily, mam jakąś fiolkę - powiedziała Ann, od razu mi ją podając, tak jakby miała eksplodować jej w rękach. - Stała na szafce Remusa.
Wyciągnęłam korek, by sprawdzić zapach eliksiru, a następnie przyjrzałam się resztkom osadzonym na dnie.
- Eliksir słodkiego snu - stwierdziłam, coś jednak mnie nurtowało. - I to raczej mocny, sądząc po zapachu.
- Jesteś pewna? - spytała Katie, wyłapując mój niepewny ton; usiadła na łóżku Petera i zerknęła na plakat Sex Pistols wiszący na ścianie.
- Jasne - prychnęłam urażona, zamykając fiolkę. - Ale wiecie, to dziwne. Coś jest nie tak z tym eliksirem, jakby któryś składnik był w innych proporcjach. Nie wiem który, ale coś w tym zapachu jest innego.
- Może ktoś źle to uwarzył? - podsunęła Ann, podchodząc bliżej ale ja pokręciłam głową. Nawet po tych resztkach mogłam stwierdzić, że konsystencja eliksiru była odpowiednia, a te zmiany w składzie wydawały się celowe.
- Nie, ale nie wiem też, czy ten eliksir nie ma jakiegoś efektu ubocznego, który ktoś chciał uzyskać. Ale to eliksir słodkiego snu, nie ma innej opcji. Poza tym... - urwałam, bo Ann uderzyła mnie mocno w ramię, po czym wskazała na drzwi; wymownie położyła palec na ustach. Pospiesznie wepchnęłam wyjęte wcześniej książki pod łóżko, a następnie podałam Katie fiolkę, żeby odstawiła ją na miejsce.
Zza drzwi dobiegał odgłos kroków i rozmów, który z każdą chwilą stawał się coraz intensywniejszy; zamarłyśmy na kilka sekund, patrząc na siebie z szeroko otwartymi oczami. Poczułam ucisk w żołądku spowodowany nerwami, jednak zwalczyłam w sobie uczucie paniki, bowiem trzeba było działać od razu.
- Jakby co, to dopiero tu weszłyśmy i akurat chciałyśmy wyjść, bo ich nie było - powiedziałam szybko, a dziewczyny skinęły głowami i razem podeszłyśmy do drzwi, czuwając. Kiedy głosy za ścianą stały się tak intensywne, jakby huncwoci stali tuż obok nas, Ann położyła rękę na klamce, gotowa do wykorzystania naszej wymyślonej naprędce wymówki; wymieniłyśmy jeszcze raz znaczące spojrzenia i dziewczyna otworzyła drzwi, a wtedy wszystkie trzy wypadłyśmy na korytarz - byle jak najszybciej wydostać się z dormitorium chłopaków.
Ann już zamierzała się odezwać, jednak z lekko uchylonych ust nie wydobyło się żadne słowo, a jej twarz zastygła w wyrazie szczerego zdziwienia.
Minęła nas grupka jakichś chłopaków z sąsiedniego dormitorium, którzy wcale nie zwrócili na nas uwagi, a my w ciszy odprowadziłyśmy ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli za drzwiami swojego pokoju.
- Dobra, udało się, ale teraz stąd idziemy - zarządziła Katie, a my nie zamierzałyśmy się sprzeciwiać, więc momentalnie pobiegłyśmy w stronę schodów.

10 komentarzy:

  1. hi, hi, hello!
    Jestem sobie u babci, więc mam chwilkę czasu, to skomentuję.
    NO TO TAK. Rozdział pełny Aneczki! Jupijaj! Bo ja ją tak lubię (a której z dziewczyn nie lubisz, pewnie zapytasz XD Mary...).
    Wiesz, od czego zacznę?
    My dear, my dear, jakbyś jeszcze się nie domyśliła.
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    SIRIUSLY!
    ,,- A gdybym chciała zrobić tutaj na przykład pracownię z eliksirami, to...
    - Nic nie stoi na przeszkodzie - uzupełnił Black z uśmiechem, po czym dodał pod nosem: - Szajbuska.
    Już prawie zaczęli się kłócić, jednak wtedy udało mi się im przerwać, bo odwróciłam uwagę Syriusza rzuceniem mu się na szyję."
    Piękne. Oni razem sa po prostu idealni.
    W ogóle to cudowne, że huncwoci pokazali Aneczce pokój życzeń. Piękny gest. Widać że Annie od razu się rozweseliła, przestała martwić lokalizacją redakcji, bo ta była przecież IDEALNA. Poza tym jest tu obraz Katie. CZEGO CHCIEĆ WIĘCEJ?
    Piknie. I zachowanie dziewczyn po prostu rozwalające. Jak im nie wierzyły XD Pewnie sama też popukałabym się w czoło i sobie stamtąd poszła. A tu taka niespodzianka.
    A teraz przejdźmy do mniej pozytywnej części. Oczywiście nie chodzi o to, że fragment był zły, co to to nie (opis zimy, drzewka Hagrida i małej wywrotki Ann cudowny), a o osobę, która się pojawiła. Benjamin Miles. NO NIE LUBIĘ GO. Po pierwsze: jak mógł nazwać Echo BRUKOWCEM? NO JAK? No dlaczego to zrobił? Okropny po prostu jest. Nie trawię gościa. Po drugie: to, że cały czas nazywał Aneczkę Annie, a widział ją po raz pierwszy w życiu, też irytujące. I ten moment z magnetofonem... To trzasnęłabym go drętwotą. NIECH SPŁYWA. SPADAJOS NA DRZEWOS, AMIGO.
    ,,- Wiesz, u nas były ładniejsze - stwierdził, wyciągając różdżkę - ale jakoś sobie z tym poradzę." - super, ale hogwart i tak jest najlepszy.
    Ale swoją drogą od razu super zarysowanie postaci.
    Piękne, cudowne, zachowanie dziewczyn. Od razu pytania co się stało, dlaczego jest wściekła i czy chce gorącą czekoladę (Katie jest taka kochana!). Oczywiście Evans, która zawsze wszystko wie xD
    Wizyta w pokoju chłopaków... Dziewczyny są coraz bliżej odkrycia tajemnicy Remusa!!! ŁUHUHU! Syriusz, który warzy te wszystkie eliksiry, jak o nich czyta, jak wspaniałym przyjacielem jest... Aż się łezka w oczku kręci. Uwielbiam go. I Lily, spec od eliksirów, prawdziwa fanatyczka, która w wolnym czasie coś tam sobie rozdrabnia w moździerzu (to była waleriana?), oczywiście poczuła, że coś jest nie tak. Niedługo dojdzie do tego, co się za tym kryje,ja jestem pewna, że to ona rozpozna eliksir, bo to w końcu nasza Lileńka. Na pewno wyczuje.
    ,,Próbowałam podejść do szafki nocnej Syriusza, potknęłam się jednak o coś, co leżało na podłodze; spojrzałam w dół, a moim oczom ukazał się stos książek." - Lily pierwsze co zrobiła to poszła do Syriusza części pokoju. Przypadek? Nie sądzę.
    ,,- Tę nawet chciałam wypożyczyć, ale od dawna jej nie było w bibliotece - poskarżyłam się, wskazując na egzemplarz "Eliksirów nowych", wydania z ubiegłego roku." - to tak bardzo do niej pasuje xD tak bardzo XD
    Dobra, kończę, bo mama już mówi, że późno XD
    Rozdział jak zawsze cud, miód, malina i ciasteczka.
    Pozdrowionka,
    Bianka! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już zabrałam się za odpisy pod tym rozdziałem, więc Ciebie również nie mogę ominąć (zawsze odpisuję od dołu xd).
      tak, Siriusly, jak zawsze musiało być na samym początku xD
      tak właśnie uznałam, że zwykle w opowiadaniach jeśli jakaś postać nie wie o pokoju życzeń, to potem jakoś zbyt łatwo w niego wierzy. szczególnie w Katie i Ann, które do 11 roku życia nie wiedziały o magii, musiała pozostać jakaś nuta sceptycyzmu xd
      hahahha, wiedziałam, że nie polubisz Bena za te teksty do Ann i w ogóle za całokształt xD w każdym razie dziękuję, starałam się go pokazac dość wyraźnie xd
      będzie ją chyba musiało olśnić, jeśli tak ma być, bo buteleczka została u chłopaków, ale zobaczymy jeszcze, co się będzie działo w tej kwestii xd
      nie mogę z tego Siriusly z tym podejściem do części pokoju Syriusza XDDD ja go nie widziałam, pisząc, ale ty jak zawsze wyłapałaś <3
      dobrze, trzeba słuchać mamy!
      dziękuję ci bardzo <3

      Usuń
  2. Pokój Życzeń - genialny pomysł huncwotów! Ale tego można było się po nich spodziewać! Oby nowa lokalizacja była początkiem dobrej passy dla redakcji.
    Nowy bohater - Benjamin Miles, mimo podanych informacji, pozostaje tajemniczą postacią budząca ciekawość. I nie wiem dlaczego, ale go polubiłam… Mam tylko nadzieję, że to dobry znak… A Ann niech się nie wścieka - złość piękności szkodzi! Znajomość tej dwójki zapowiada się interesująco i życzę im owocnej współpracy, hihi.
    Tajemnica powoli wychodzi na wierzch… Pytanie tylko kiedy ostatecznie ujrzy światło dzienne?
    W każdym bądź razie, nie mogę się doczekać! Czekam na 28 rozdział.♥

    Ps: Wybacz, że dzisiaj tak krótko... Następnym razem postaram się bardziej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Zobaczymy, co będzie z tą redakcją, ale pokój życzeń wydał mi się dobrą lokalizacją. w końcu odpada problem ludzi, którzy mogą sobie wchodzić ot tak albo choćby natknąć się na redakcję przypadkiem.
      "złość piękności szkodzi" - to chyba również jest coś, co Ben by jej powiedział, może nawet w którymś momencie powie xD
      tajemnica już niedługo może przestać być tajemnicą, wszystko ku temu zmierza.
      dziękuję za komentarz, przynajmniej obietnica spełniona (bo oczywiście z opóźnieniem odpisuję) <3

      Usuń
  3. Okyrieeleison, naprawdę spóźniłam się aż tak, że mam do nadrobienia więcej niż jeden rozdział!!! Wstyd mi i hańba. Wybacz! Niniejszym otwieram w pracy okienko incognito i łapczywie zabieram się za czytanie :D
    Pokój Życzeń jak zawsze niezawodny. Poodbnie jak Huncwoci, jak to dobrze się z nimi kumplować!
    Profesor McGonagall i jej "znalazłam ci drugiego komentatora" zabrzmiało tak słodko znajomo i podobnie do "znalazłam ci szukającego", że aż miło się zrobiło :) Zwłaszcza że chwilę wcześniej niepokoiłam się, o co może chodzić.
    Nie wiem, co oprócz zranionej dumy sprawiło, że Ann tak od razu "znielubiła" Milesa, bo wydaje się bardzo pozytywny i na miejscu. Wesoły, pewny siebie, wygadany, czegóż więcej oczekiwać od dobrego komentatora? A może to zwierzęcy magnetyzm i Ann podświadomie zaczęła się bronić? :D Poza tym, McGonagall wyraźnie zdaje się go lubić, a ona jest dla mnie wyrocznią, koniec kropka. Czyli że iskrzy między nimi pozytywnie, okej, dobrze, że sama to sobie wytłumaczyłam xD Myślę, że Ann powinna jakoś przetestować Milesa przed meczem, mimo że już komentował w swojej poprzedniej szkole. Nie wiem, może powinien przy niej komentować czyjś trening, żeby oboje mogli się przekonać jak wypada i czy można coś poprawić? Ja bym tak zrobiła.
    Ach, amerykański akcent, wiedziałam, że skądś już kojarzę nazwę Ilvermorny :)
    To prawda, że argument o tym, że "Echo" spodobało się Dumbledore'owi, był raczej słaby. Gość, który ma obsesję na punkcie cytrynowych dropsów i wełnianych skarpet z całą pewnością mógłby zaczytywać się w brukowcach.
    Tyci wzmianka o Sex Pistols - super :) Uwielbiam takie smaczki.
    Niewiele zrozumiałam ze sceny w dormitorium chłopaków oprócz tego, że Huncwoci jak zwykle coś knują, a dziewczyny wiedzą, że coś knują, ale nie wiedzą, co dokładnie, dlatego pewnie też będą knuły, żeby się tego dowiedzieć, o! Tyle wiem :D
    Rozdział był całkiem spokojny i zabawny, ciekawa jestem, co wydarzy się teraz, więc lecę czytać dalej, bo jest to z pewnością pozytywny skutek uboczny mojego haniebnego spóźnienia.
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej!
      spokojnie, zdąży go przetestować, dokladnie to mialam zamiar zrobic, jednak na to jest jeszcze czas. jej również nie wystarcza ta informacja, tyle tylko, że od razu nie było tego jak zrobić - nikt nie miał wtedy treningu.
      Cóż, Ann ma swoje powody, by nie lubić Bena :)
      Dumbledore miał wśród uczniów dość spory autorytet, niezależnie od tych skarpet i dropsów xd
      I cóż - dziewczyny również tyle samo wiedzą i tyle samo rozumieją z ich zachowania xd
      a co do Sex Pistols - bywało już wcześniej xd
      dziękuję za komentarz <3

      Usuń
    2. ,,To prawda, że argument o tym, że "Echo" spodobało się Dumbledore'owi, był raczej słaby. Gość, który ma obsesję na punkcie cytrynowych dropsów i wełnianych skarpet z całą pewnością mógłby zaczytywać się w brukowcach."
      Ja tam myslę jednak, że czarodziej, który wraz z Nicolasem odkrył tajemnicę nieśmiertelności, pokonał siejacego postrach Gridelwarda, jednego z najpotezniejszych czarodziei, był kawalerem orderu Merlina I klasy, najwyzsza szycha miedzynarodowej org czarodziejow (nie wiem od kiedy wiec nie jestem pewna czy to te czasy), Mag Naczelny Wizengamotu i dyrektor szkoły jednak miał szacunek wśród uczniów i warta dla nich byłaich opinia. I myślę, że fakt lubienia skarpetek i mugolskich dropsów wcale tego nie przelreslało :))) choćby opinia Percy'ego już w późniejszych czasach. Że Dumbledore ma niepoukładane trochę w głowie, ale jesnak jest geniuszem ;)))) Zwłaszcza że potem wielu uczniów Hogwartu powierzała Dumbledore'owi swoje zycie, dołączając do Zakonu Feniksa, i ufało mu bezgranicznie. Także raczej liczyla sie opinia dyrektora.
      Poza tym ja też lubię dropsy i skarpetki xD a brukowcow raczej nie xD
      A ja na przykład uważam, że Ben się po prostu zachowywał bezczelnie, jeśli popatzeć na cała sytuację. Owszem był pewny siebie, dla ludzi postronnych mógł być zabawny, ale nie zmienia to faktu, że nadal okropnie bezczelny. I niemiły.
      A i wzmianka o Sex Pistols też uważam, że świetna! to Syriusz miał ich plakat?

      Usuń
  4. Będzie krótko, bo jadę autobusem i zostało mi kilka przystanków (to ostatnio jedyny moment kiedy mam wolną chwilę :')
    Rozdział świetny, jak zwykle! Było kilka(naście?) momentów, na których (co najmniej) się uśmiechnęłam i oczywiście cudowne Siriusly, którego Bianka nie omieszkała wypisać ��
    Ha, byłam pewna, że chodzi o Pokój Życzeń! XD Super, że Huncwoci zadbali o Aneczkę ❤ Chociaż myślę, że na jej miejscu też byłabym podejrzliwa xd
    Grrr, ten Miles mnie wkurza! Teoretycznie nie prowokował aż tak bardzo, ale jednak ma taki styl bycia, że prosi się o kopa XD Rządzi się jak u siebie i jeszcze obraża "Echo"! Absolutnie rozumiem złość Ann :D Z drugiej strony, mój zmysł shippera (tak to się pisze? XD) od razu podsuwa mi parring Mann/Aniles/whatever (wiem, że ma na imię Ben, ale po nazwisku to po pysku XD), bo uwielbiam wszelkie opowieści typu " od nienawości do miłości" w ff (np. Scorose! ❤) xd
    Akcja pocieszeniowa dziewczyn była naprawdę kochana! Narobiłaś mi smaka na czekoladę ��
    Co do szperania w dormitorium - czuję, że są tuż, tuż odkrycia problemu Remusa. Sądzę, że chłopak nie ma się o co martwić, na pewno go zaakceptują.
    Btw, początkowo nie skojarzyłam, że chłopacy maja te książki, żeby pomóc Lupinowi i myślałam, że Syriusz podświadomie skupił się na nauce eliksirów, bo są pasją Lily xddd
    Pozdrawiam i życzę weny! ;*
    Z niecierpliwością czekam na moment, kiedy będę mogła przeczytać kolejny rozdział :'D
    ~Arya
    PS Tak naprawdę komentarz zaczęłam wczoraj w autobusie i dopiero dziś po szkole kończę, ale przynajmniej jest hahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, teraz mi się jeszcze jedno przypomniało XD Evans bardzo skojarzyła mi się z samą mną, kiedy wyszło, że tyle wie o Milesie. Ze mną jest identycznie ( i to wcale nie tak, że stalkuję ludzi! XD) Po prostu bardzo często, kiedy wejdę na czyjś profil na fejsie, to automatycznie zapamiętuję dużo o tej osobie i kiedy ktoś wspomni to nazwisko, to od razu sobie przypominam :P Więc bardzo często jest coś w stylu:
      " Lusia, a kto to XYZ?", a ja opowiadam wszystko co wiem i wychodzi na to że jestem chodzącą ludzką fejsbukopedią i stalkerką w jednym xddd
      Wybacz to "wywnętrzanie", ale nie mogłam się powstrzymać :D :D

      Usuń