Zdaje się, że wyszło nieco krócej, niż zwykle, ewentualnie to takie wrażenie po (pięcioakapitowym balu), w każdym razie ważne, że jest! Wreszcie udało mi się skończyć...
Nie wiem, czy jakieś błędy jeszcze mi umknęły, ale chwilowo nie mam na to czasu. Cóż, miejmy nadzieję, że jednak nie xd
Hogsmeade wyglądało zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy byliśmy tam poprzednim razem. Choć w witrynach błyszczały czerwono-złote dekoracje świąteczne, a kukiełkowe bahanki w strojach elfów Mikołaja obijały się o okna i przeszklone drzwi sklepów w poszukiwaniu wyjścia, brak jakichkolwiek przechodniów czynił otoczenie dziwnie spokojnym i sennym - mimo że było już zupełnie jasno. Gruba warstwa śniegu, która w nocy pokryła ulice, nie była naznaczona prawie żadnymi śladami butów; choć sklepy były już pootwierane, klientów raczej brakowało.
Kiedy razem z Ann, Jamesem, Syriuszem i Charliem przedzieraliśmy się przez mocno ośnieżoną główną ulicę w milczeniu, zaczęłam zastanawiać się, czy bahanki zostały ożywione zaklęciem podobnym do tego, którego użyliśmy na moich kanarkach, jednak trudno było mi zebrać myśli. Nic zresztą dziwnego, bal zakończył się bowiem gdzieś około godziny czwartej - nie dość, że po ledwie kilku godzinach snu nikt nie był zbyt rozmowny, to i skupienie się przychodziło z trudem.
- Jest ósma trzydzieści siedem - oznajmił Charlie pochmurnym tonem, a jego głos ledwie było słychać spod grubej warstwy wełnianego szalika, którym szczelnie owinął sobie prawie całą twarz. Co prawda zgodził się nam pomóc, kiedy wpadliśmy rano do jego dormitorium i pospiesznie wyłuszczyliśmy sprawę (nie miałam serca, żeby w tym celu obudzić Michaela), jednak nie znaczyło to, że mu się to podobało. Wszyscy jednak zignorowaliśmy narzekania mojego kuzyna i szliśmy dalej, rozglądając się wokół.
W pewnym momencie spojrzałam w stronę Syriusza, który szedł tuż obok i patrzył przed siebie w zamyśleniu. Jego oczy były podkrążone i co jakiś czas ziewał, nie wysilając się nawet, by zasłonić ręką usta.
- Tak w ogóle to co z Beckett? - zapytał od niechcenia, odchylając głowę do tyłu; podczas gdy chłopak przyglądał się ośnieżonym dachom, ja wymieniłam z Ann porozumiewawcze uśmiechy. W końcu wczoraj obie widziałyśmy tę dwójkę razem, a że zachowywali się prawie tak jak ja z Michaelem... no, może poza całowaniem. W każdym razie jak już poszli razem na parkiet, to zbyt szybko z niego nie zniknęli. Poza tym: dawno nie widziałam ani Beckett, ani Blacka w tak dobrym humorze jak wtedy - chociaż Syriusz uparcie twierdził, że wypił za dużo eliksiru euforii wraz z ponczem.
Chłopak po dłuższej chwili, w ciągu której nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, spojrzał w naszą stronę z zaciekawieniem; kiedy zobaczył nasze miny, zmrużył nieco oczy.
- To chyba ty powinieneś wiedzieć, Black? - odparła wreszcie Ann, naciągając na uszy swoją wielką, pomarańczową czapkę i wciąż się uśmiechając, a wtedy Syriusz westchnął ciężko i przewrócił oczami. James popatrzył na niego z zaciekawieniem, jednak chłopak zdawał się tego nie zauważać.
- Poprosiłyśmy Evans, żeby znalazła jej jakieś zajęcie na czas, kiedy nas nie będzie - wtrąciłam się, postanawiając nie tylko udzielić odpowiedzi na jego pytanie, ale i zmienić temat. - Powiedziała nawet, że i tak Lily przyda się gdzieś indziej, więc nie będzie problemu.
- Ciekawe, co wymyśliła - mruknął James, który po niecałych trzech godzinach snu wtrącał się do rozmowy tylko wtedy, kiedy była mowa o rudej. Kiedy na niego spojrzałam, szedł z na wpół zamkniętymi oczami, a jego włosy były rozczochrane nawet bardziej niż wtedy, gdy rzeczywiście się o to starał.
Niestety ani ja, ani Ann nie miałyśmy pojęcia, co Evans wymyśliła, więc nie mogłyśmy mu nic szczegółowego powiedzieć i dalej przemierzaliśmy Hogsmeade w ciszy.
- Ósma trzydzieści dziewięć - wymamrotał Charlie, najwidoczniej nie mając najmniejszego zamiaru wnikać w nasze rozmowy - uznał za to sprawdzanie zegarka i marudzenie na brak snu za swój cel na dzisiejszy poranek.
- Oj, ktoś tu ominął minutę - odparłam może nieco zbyt pogodnie jak na kilka godzin snu i okropny ból głowy, ale ględzenie mojego kuzyna w jakiś pokrętny sposób poprawiało mi humor.
- Wisisz mi ogromną przysługę. Albo z pięć.
Wzruszyłam ramionami.
- Lepiej pilnuj godziny, w końcu nikt w całym Hogsmeade poza tobą nie ma zegarka.
- Ósma czterdzieści, nie ma za co.
- Gdzie Potter i Black? - spytała Ann nagle, przerywając naszą i tak bezsensowną rozmowę, a ja obejrzałam się za siebie i dostrzegłam, jak wspomniana dwójka idzie kilka metrów za nami i rozmawia przyciszonymi głosami. James miał dziwnie zrezygnowaną minę, tak jakby nie miał siły na dalszą dyskusję, z kolei Syriusz szedł z rękami schowanymi w kieszeniach kurtki i wzrokiem wlepionym w ziemię. Pociągnęłam Charliego za ramię, żeby się zatrzymał i poczekaliśmy chwilę, żeby zdążyli nas dogonić.
- Hej, skoro Remusa i Petera nie dało się obudzić, to chociaż wy się nie zgubcie, co? - powiedziała Ann, jednak ani James, ani Syriusz jej nie odpowiedzieli, a ich miny dziwnie spochmurniały. Popatrzyłam pytająco najpierw na nich, a następnie na Rusell, która jedynie wzruszyła ramionami. Ja jednak odniosłam wrażenie, że coś się stało, a gdy zaczęłam dłużej się nad tym zastanawiać, doszłam do wniosku, że całe to wcześniejsze zamyślenie Blacka nie było wywołane jedynie zmęczeniem, sennością czy bólem głowy.
Mijaliśmy właśnie dwie kamienice, które oddzielała wąska wnęka; zdziwiło mnie, że tak to wybudowano, bo przecież zwykle między takimi budynkami nie zostawia się przerw. Inni najwidoczniej nie mieli podobnych rozterek, bo po uprzednim rozejrzeniu się wokół i stwierdzeniu, że wciąż jest tak pusto, jak było dotąd, wmaszerowali prosto pomiędzy budynki i gdyby James nie pociągnął mnie za ramię, zapewne zostałabym w tyle.
- Okej, tutaj chyba będzie dobrze. - Charlie rozejrzał się, a następnie uniósł głowę i obrócił się, patrząc na ceglane ściany pozbawione okien. - Co sądzicie?
- To ty masz skończony kurs, nie my - odparłam, a chłopak machnął ręką.
- Złapcie się mnie mocno. No, poza tym nie radzę się od siebie odsuwać, bo albo wylądujecie w Kanadzie, albo urwie wam którąś z kończyn. Albo to i to.
- Pocieszające - mruknął Syriusz, kiedy wszyscy chwytaliśmy się pod ramię. Kiedy już stanęliśmy w kółku, przyciśnięci do siebie, Charlie popatrzył na mnie nieprzytomnie.
- Gdzie chcieliście się aportować? - spytał, zaciskając palce na różdżce.
- Na Pokątnej - odparłam, patrząc na niego i unosząc brwi.
Chłopak skinął głową, po chwili jednak odetchnął ciężko, a obłoczek pary wydobył się spod jego szalika.
- Naprawdę nie znajdziemy dla niej prezentu w Hogsmeade? Nie wspominając o tym, że do świąt zostało jeszcze kilka dni i naprawdę nie było trze...
- Nie ma szans.
Wtedy Charlie przekręcił się w miejscu lekko, a wokół rozległ się cichy trzask i widok ceglanej ściany zaułka rozmył się i zawirował, ustępując miejsca zniekształconym obrazom i migoczącymi przed oczami światłami.
Zostałam obudzona przez Evans, która - potrząsając moimi ramionami - powtarzała w kółko "Beckett, spóźnisz się na eliksiry!" do momentu, w którym otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z łóżka. Dopiero po jakiejś minucie pospiesznego wciągania na siebie mundurka uzmysłowiłam sobie, że od balu minęło zaledwie kilka godzin, a tak w ogóle to była sobota; już miałam zamiar wracać z powrotem do łóżka, ale ruda nie pozwoliła mi iść znowu spać. Zaczęłam przebierać się w zwykłe ubrania, marudząc na nią pod nosem, jednak ona zdawała się tym w ogóle nie przejmować.
Cóż, przynajmniej całkowitym kłamstwem nie były te eliksiry, o których mówiła - Lily Evans zaciągnęła mnie bowiem do wieży Krukonów, żebym warzyła eliksir na kaca.
Wiem, brzmi absurdalnie i pewnie większość postukałaby się w czoło i odwróciła na drugi bok, ale ja po szybkim przemyśleniu sprawy postanowiłam ruszyć się z miejsca. Poza tym, Evans wcale nie miała zamiaru odpuścić, więc dla świętego spokoju uznałam, że skoro nawet po dużej ilości alkoholu wypitej poprzedniego wieczoru jedynie pobolewał mnie brzuch, mogę ewentualnie ruszyć się z pokoju.
Właściwie to nawet po tak małej ilości snu nie było ze mną tak źle - dopiero kiedy dotarłyśmy na miejsce i rozstawiłyśmy wszystkie potrzebne rzeczy, zaczęłam robić się senna. Oparłam się o ścianę, krusząc w moździerzu bezoar i na początku wpatrywałam się jedynie w płomień wydobywający się z palnika ustawionego pod kociołkiem, jednak było to zbyt nużące zajęcie i po jakimś czasie oczy zaczęły mi się same zamykać. Zaczęłam rozglądać się po całym dormitorium Krukonek z siódmego roku, żeby zająć czymś myśli (tym samym nie zasypiając z twarzą w kotle pełnym parującej wody miodowej).
Już w chwili, gdy przekroczyłam próg, zauważyłam, że w pomieszczeniu panował nieskazitelny porządek. Nie to, że ja, Ann, Katie czy Evans mamy w dormitorium bałagan, po prostu u Krukonek na próżno można było szukać rzuconej w pośpiechu książki na parapet, wystającego spod łóżka kufra czy swetra przewieszonego niedbale przez oparcie krzesła. Na granatowych ścianach wisiały głównie notatki dotyczące lekcji wypisane drobnym, czytelnym pismem; zostały przyklejone do ściany idealnie równo, żadna nie była choćby lekko przekrzywiona (ani ciekawa, jeśli chodzi o moją opinię). Nawet zasłonki przy kolumienkach łóżka, dopasowane kolorem do ścian, zwisały idealnie równo z każdej strony i zostały przewiązane srebrnym sznurkiem dokładnie na tej samej wysokości.
Zerknęłam do moździerza, sprawdzając, czy bezoar już nadaje się do rozdrobnienia; Evans, która dotąd siedziała na krześle i z głową opartą o dłoń przyglądała się temu, co robię, zaczęła szukać czegoś w pudle, które wspólnie przytargałyśmy z dormitorium.
- Co to w ogóle za eliksir? Bo jakoś... - spytała cicho Evans, przeglądając ze zdziwieniem składniki w pudełku. Po chwili odnalazła w nim kamienny moździerz i postawiła go ostrożnie na podłodze, następnie oddając się poszukiwaniom brakującego tłuczka.
- Ten na trucizny, tylko nieco zmodyfikowany - odparłam, a ruda skinęła głową, nie odwracając wzroku od pudła, w którym pobrzękiwały cicho słoiczki ze składnikami.
Przyglądałam się dziewczynie przez dłuższą chwilę; poza delikatnymi cieniami pod oczami nic nie wskazywało na to, że zaledwie kilka godzin temu bawiła się na balu, pijąc alkoholowy poncz i tańcząc. Resztka mojego eliksiru na trucizny, którym poczęstowała się rano, gdy spałam, najwidoczniej sprawdziła się całkiem dobrze.
Odwróciłam wzrok od Lily, postanawiając przesypać pokruszony bezoar z moździerza wysokiego do płytkiego, a gdy spojrzałam na nią po raz kolejny, akurat wyciągała moją zgubę z pudełka.
- Trzymaj, Beckett - odezwała się ruda, podając mi kamienny tłuczek. - Wtoczył się jakoś pod ten wielki słój z liśćmi mandragory.
- Dzięki - mruknęłam, wyciągając po niego rękę. Nie udało mi się dobrze chwycić go w palcach; upadł na podłogę, wywołując spory huk i potoczył się kawałek dalej po ciemnej, drewnianej podłodze.
W tamtej chwili na łóżku najbliżej mnie kołdra poruszyła się, a spod niej wydobył się głośny pomruk.
- Na Merlina, wyłączcie ten hałas - wymamrotała jedna z dziewczyn mocno zachrypniętym głosem, a dopiero gdy spojrzałam w jej stronę i zobaczyłam, jak jej głowa wychyla się spod kołdry, rozpoznałam w niej Mary. Twarz przesłoniętą miała rozczochranymi kosmykami włosów, a gdy je odgarnęła, zobaczyłam jej rozmazany makijaż i zmęczony wyraz twarzy.
Podniosłam się opieszale z podłogi i przeszłam na kolanach kawałek dalej; wyciągnęłam rękę po tłuczek i kiedy już wytarłam go pobieżnie o spódnicę, zaczęłam ucierać bezoar.
- Przepraszam - odezwałam się beztrosko, a Krukonka machnęła ręką, zwlekając się z łóżka. Podeszła do mnie bliżej, chwiejąc się, po czym usiadła obok na podłodze. Długa, kwiecista koszula nocna, przypominająca odrobinę te ze skrzydła szpitalnego, zwisała jej z ramienia.
- Daj spokój, to i tak wystarczająco poniżające - mruknęła dziewczyna, obejmując brzuch rękami, a ja spojrzałam na nią kątem oka. - Co wy sobie musicie teraz o mnie myśleć...
Uśmiechnęłam się do Evans porozumiewawczo. W końcu sama podobno nie wyglądała i nie czuła się o wiele lepiej rano, o czym być może bym wspomniała, gdyby ruda nie skrzyżowała rąk, spoglądając na mnie groźnie.
Wzruszyłam ramionami, przesypując bezoar do kociołka.
- Każdemu się może zdarzyć - odparłam. - Żebyś ty widziała czasem Jamesa... Albo Syriusza! Na Merlina, od razu poczułabyś się lepiej...
Zamieszałam w kociołku, obserwując, jak drobinki bezoaru pływają w wodzie miodowej; rozkręciłam palnik, żeby zwiększyć temperaturę i zerknęłam w stronę Villon, która nic nie powiedziała, za to przyglądała się z ogromnym zainteresowaniem sufitowi.
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że przecież Mary poszła na bal z Syriuszem, a prawie za każdym razem, kiedy się na niego natknęłam, Krukonki nie było w pobliżu. Nie miałam pojęcia, czy oni w ogóle jeszcze ze sobą byli (odniosłam wrażenie, że jednak nie), ale i tak poczułam się okropnie zakłopotana - i nie miało to najmniejszego związku z tym, że akurat wtedy musiało mi się przypomnieć, jak po balu wracaliśmy do wieży i przez całą drogę tańczyłam z Syriuszem i obracałam się, śpiewając wraz z nim piosenki Celestyny Warbeck o jakichś tam kociołkach, a postacie na obrazach ględziły, że za ich czasów młodzież nie była taka rozwydrzona.
Spojrzałam w stronę Evans, która przyglądała się właśnie jednemu z mniejszych słoiczków i potrząsała nim, próbując rozpoznać roślinkę znajdującą się w środku. Gdy poczuła mój wzrok na sobie, spojrzała mi w oczy i skrzywiła się, delikatnie wzruszając ramionami.
W porządku, czyli popsułam sprawę na tyle, że nawet ruda nie wiedziała, co zrobić.
- Wrzosiec - odezwałam się, próbując przerwać ciszę, która między nami zapadła. Miałam nadzieję, że któraś z pozostałych Krukonek się obudzi i zacznie jakiś temat, ale one jakby na złość spały jak zabite. - Nie ma w podręczniku, ale...
- ...Wiem, pewnie jest w książce twojej babci - uzupełniła Evans, odkładając słoiczek do kartonu. - Muszę w końcu sobie tę książkę kupić.
- Na Merlina, to twoja babcia? - odezwała się Mary, a ja spojrzałam na nią, zaskoczona. - Ta od książki "Krótki przewodnik po eliksirach"? O tej mówicie?
Pokiwałam głową.
- Znasz? - spytałam, szczerze zdziwiona, bo ta książka nigdy nie była szczególnie popularna, a Villon pokiwała głową energicznie; po chwili pożałowała tego, złapała się bowiem za czoło i jęknęła.
- Tak, nawet mam swój egzemplarz! Tylko... cóż, nie znam wielu z tych składników, które podaje. I nie mogę znaleźć o nich informacji w żadnej innej książce. Ale to, jak mają wpływać na eliksir... aż trudno uwierzyć w to, że naprawdę działa.
- Działa - odparłam szybko i chyba nieco zbyt nerwowo, bo Mary popatrzyła na mnie niepewnie, po czym spuściła wzrok na podłogę. - Po prostu to bardzo rozszerza poziom podręcznika szkolnego. I uzupełnia.
- Tu się zgodzę, ale ja nie jestem zbyt dobra z eliksirów. Dla mnie rozszerza aż za bardzo, więc...
Mary nie dokończyła, a ja się nie odezwałam, więc kolejne kilka minut spędziłyśmy w milczeniu. Evans odnalazła na półce książkę, o której rozmawiałyśmy; przeglądając ją, mamrotała pod nosem o tym, jak "krótki" przewodnik może mieć blisko tysiąc pięćset stron. Ja w tym czasie sięgnęłam po słój z liśćmi mandragory i zaczęłam dodawać je pojedynczo do eliksiru. Ciszę przerywało w tamtej chwili jedynie bulgotanie eliksiru i chrapanie wydobywające się spod jednej z kołder.
- Co do Syriusza... - odezwała się po jakimś czasie Mary, zerkając do kociołka, w którym akurat mieszałam.
- ...Głupio wyszło, wiem - przerwałam jej szybko, zastanawiając się, dlaczego dziewczyna w ogóle porusza ten temat. Skoro i tak nie jest dla niej wygodny, to dlaczego do niego wróciła?
- Nieee, nie o to mi chodzi - zaoponowała szybko, a ja spojrzałam na Evans z zaskoczeniem. Jej mina wskazywała na to, że również nic z tego nie rozumiała.
- To o co?
Wlepiłam wzrok w kociołek, zastanawiając się, czego się spodziewać. No, poza tym, co mi do tego wszystkiego? Ja tylko podeszłam do Syriusza, kiedy był sam.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie jestem zła ani nic jeśli chodzi o to, co działo się wczoraj. Nie na ciebie.
- A na kogo...? - spytałam, skołowana. Poza tym, dlaczego miałaby być zła na kogokolwiek?
- Na Syriusza - wtrąciła się Evans, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, a ja spojrzałam na nią, a następnie na Mary.
Nie, nie miałam pojęcia, o co chodzi. Ja tylko widziałam, że po jakimś czasie się rozdzielili, ale czy jak zwykle Syriusz musiał coś odwalić?
- Jeśli mogę spytać, to jak to w ogóle między wami teraz wygląda? - spytałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Mary wzruszyła ramionami.
- Chwilowo chyba raczej nie wygląda - odparła dziewczyna bezbarwnym tonem, machając ręką. - Swoją drogą dzięki, że ratujesz mi tym tyłek - zmieniła temat, skinieniem głowy wskazując na kociołek, nad którym unosiła się para.
Pokonywaliśmy akurat schody prowadzące na drugie piętro, kiedy te nagle zaczęły przesuwać się i obniżać; Joel zaklął pod nosem, łapiąc się szybko poręczy, a ja roześmiałam się głośno, widząc, jak mój brat ledwie łapie równowagę. Kiedy spojrzał na mnie morderczym wzrokiem, zatkałam usta dłonią, jednak na niewiele się to zdało, jeśli chodzi o załagodzenie sytuacji w choćby najmniejszym stopniu.
- Ciesz się, Maddison, że to nie drugie piętro wzwyż, bo bym cię już stąd zrzucił.
- "Maddison"? - powtórzyłam, unosząc brew z kpiącym uśmiechem. Moje pełne imię w ustach Joela zwykle brzmiało równie niepokojąco, jak wtedy, kiedy wypowiadali je nasi rodzice "Maddison Multon, porozmawiamy o tym w domu"! - Ojej, jak groźnie...
- Milcz, dzieciaku - mruknął zirytowany, po czym ruszył do przodu, kiedy schody się zatrzymały. Dogoniłam go z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Przypominam, że jestem od ciebie starsza, "dzieciaku". - Uniosłam głowę wysoko, a Joel spojrzał na mnie kątem oka, po czym westchnął ciężko.
- O minutę, więc co za...
- Dokładnie.
- Nie masz zbyt dobrego humoru jak na to, że za parę minut będziemy musieli słuchać wywodu od Ann na temat powagi przedsięwzięcia, jakim jest Echo Hogwartu i o tym, jak bardzo nawaliliśmy? - spytał, przejeżdżając ręką po włosach. Wzruszyłam beztrosko ramionami.
- Nie - odparłam, dźgając palcem twarz jakiejś damulki w krynolinie na obrazie, który właśnie mijaliśmy. - Ponieważ tak się składa, że mam plan.
Kobieta wzniosła wrzask, poprawiając swój pudroworóżowy czepek na głowie, a Joel uśmiechnął się.
Matka powiesiła reprodukcję tego obrazu w salonie naszego domu i oboje go nienawidziliśmy, bo ględził bez przerwy o sukienkach, czepkach i balach - nie wspominając o wtrącaniu się we wszystko, w co tylko się dało i przełażenie z jednego płótna na drugie, by kontrolować to, co dzieje się w całym domu.
- Zamieniam się w słuch - powiedział Joel, któremu wyraźnie poprawił się humor.
- Po pierwsze: artykuł mamy, a nawet dwa, więc będzie zadowolona choćby z tego faktu.
- Są dobre, więc nie sądzę, że będzie chciała nanosić jakąś korektę. Mniej roboty - odparł, skręcając w prawo na kolejne schody, prowadzące tym razem na czwarte piętro. - Chodź szybko, zanim znowu się ruszą.
Przeskakiwaliśmy szybko co drugi stopień, a gdy już wdrapaliśmy się na górę, złapałam się pod boki i wzięłam parę głębokich oddechów. Niby od sześciu lat codziennie musiałam ganiać po tych schodach, ale wcale nie poprawiało to mojej kondycji.
- Poza tym: przedwczoraj był bal, a wczoraj większość musiała go odchorować. Rusell na pewno nie mogła zajmować się wszystkim naraz, nie?
- Myślę, że mogła, ale załóżmy, że tym razem jej to umknęło - stwierdził Joel sceptycznie, wkładając ręce do kieszeni. Złapałam pasek swojej torby, gdy poszliśmy wzdłuż korytarza, a ja przyglądałam się po kolei drzwiom, żeby znaleźć klasę, której szukaliśmy.
- Poza tym, chyba wydruk będzie robiony dopiero dzisiaj, nie? - kontynuowałam, a Joel wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia. - Ja myślę, że tak. I chyba zdążymy przed. Ewentualnie możemy zostawić artykuły na stole i uciec, jeśli jej nie będzie. W sumie jest dopiero jedenasta, więc pewnie jej nie będzie i będziemy mogli tak zrobić. Nie będzie trzeba kombinować.
Joel pociągnął mnie nagle za ramię, a ja zatrzymałam się gwałtownie. Chłopak wskazał mi drzwi, na których widniała tabliczka z numerem 10, a ja uderzyłam się ręką w czoło.
- Uważaj, gdzie leziesz, zamiast gadać - powiedział Joel, a fakt, że mógł się wreszcie do mnie w jakiś sposób przyczepić, napawał go najwidoczniej zadowoleniem. Szturchnęłam go łokciem w bok, a Joel położył rękę na klamce, jednak nie nacisnął jej.
- Dobra, czyli tak. Trudno było zdobyć materiał, poprawialiśmy długo, potem był bal i musieliśmy w nim wziąć udział, ponieważ był to projekt naszej pani redaktor - podsumowałam szybko, a mój brat skinął głową.
- Zgrabnie omijamy odpowiedzi na niekomfortowe pytania, a potem liczymy na to, że jakość naszych artykułów odwróci jej uwagę - uzupełnił.
Popatrzyliśmy na siebie i skinęliśmy głowami równocześnie, a wtedy Joel nacisnął klamkę i - uchyliwszy drzwi - wcisnął głowę pomiędzy nie a framugę. Ruszyłam do przodu, myśląc, że chłopak od razu wśliźnie się do środka, jednak wpadłam na jego plecy; odskoczyłam szybko, posyłając mu zaskoczone spojrzenie i już otwierałam usta, kiedy Joel odezwał się, nawet nie odwracając się w moją stronę.
- Idź po Ann - zarządził Joel, a kiedy popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, otworzył przede mną drzwi klasy na oścież. Stanęłam jak wryta, rozglądając się po pomieszczeniu. - No idź wreszcie, ja tu zostanę - pospieszył mnie po kilku chwilach ze zirytowaniem w głosie. Zdjęłam z ramienia torbę i rzuciłam ją na podłogę, uznając, że nie mam zamiaru biec z nią przez cały zamek.
- A jak ja mam się dostać do wieży Gryfonów? - spytałam, kładąc ręce na biodrach, a chłopak przewrócił oczami.
- Coś wymyślisz - odparł, podnosząc moją torbę i wszedł do klasy, zamykając za sobą drzwi.
Stałam w miejscu jeszcze przez krótką chwilę, po czym pognałam korytarzem w stronę schodów.
Rezerwuję sobie miejsce. Dziękuję, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHEJ, HEJ!
UsuńDLACZEGO USUNĄŁ MI SIĘ KOMENTARZ?! CHYBA ZARAZ MNIE COŚ TRAFI.
I DLACZEGO PRZYCHODZĘ TAK PÓŹNO?!
I DLACZEGO NIE WIEM, CO LILY DOSTANIE W PREZENCIE?! JAK TO SIĘ WSZYSTKO STAŁO?!
,,- Tak w ogóle to co z Beckett? - zapytał od niechcenia, odchylając głowę do tyłu; podczas gdy chłopak przyglądał się ośnieżonym dachom, ja wymieniłam z Ann porozumiewawcze uśmiechy." - tego chyba nie muszę komentować... <3
,,nie miałam serca, żeby w tym celu obudzić Michaela" - to mnie urzekło. Ta krótka wzmianka jest tak słodka jak czekoladki. Ah, te porównania na poziomie BIANKI.
,,Ciekawe, co wymyśliła - mruknął James, który po niecałych trzech godzinach snu wtrącał się do rozmowy tylko wtedy, kiedy była mowa o rudej. " - a tutaj padłam ze śmiechu. Tak bardzo James.
A tymczasem Lily robi przysługę światu i warzy eliksir na kaca! JUPIJAJ! Przy okazji, starając się być jak najbardziej subtelna, wypytuje Mary o jej relacje z Syriuszem. Które teraz są niezbyt udane... I TO MNIE CIESZY! CIESZMY SIĘ I RADUJMY! Jestem z tego powodu tak szczęśliwa, że normalnie śmieję się tak bardzo głośno, a mój śmiech przypomina trochę atak epilepsji, co też jest w gruncie rzeczy bardzo śmieszne, więc śmieję się jeszcze bardziej. Tak!
KOŃCÓWKA JEST TAKA NIEPOKOJĄCA, ŻE ZARAZ UMRĘ.
Jeśli ktoś zniszczył naścienne malowidło Katie, to umrze. Ukręcę mu łeb przy jego czterech literach. Osobiście pofatyguję się do uniwersum asphodelusa i znajdę tego osobnika. Będzie gnił w strachu do końca życia.
CZEKAM NA WYJAŚNIENIA.
Bliźniacy Multon są tacy sympatyczni, że nie da się ich nie lubić. Po prostu to jak się ze sobą sprzeczają... Już ich lubię.
KIEDY KOLEJNY ROZDZIAŁ, CO? SZYBKO, SZYBKO, SZYBKO GO PISZ.
Czekam na więcej Lily i Syriusza...
Pozdrowionka,
Bianka
Hej!
Usuńja też przyszłam późno, także jesteśmy kwita! co więcej, też mi się usunął u ciebie komentarz XDDD
Siriusly na samym początku wyłapane, bez tego nie można ruszyć dalej xD
Związek Katie i Michaela niby dopiero się zaczął, a już tacy słodcy... to co będzie dalej? XD
niezbyt udane, to prawda, ale może to tylko stan przejściowy? każdemu w końcu zdarzają się błędy :)
co do malowidła i tak dalej to nie muszę mówić, bo wszystko już wiesz, ponieważ kolejny rozdział czytałaś xd
też lubię Multonów. staram się dzięki nim łamać ślizgońskie stereotypy!
więcej Lily i Syriusza? bum, załatwione.
<3
JAKI STAN PRZEJŚCIOWY, NA MERLINA?!!! NIE MA ŻADNEGO STANU PRZEJŚCIOWEGO. ONI SĄ W STANIE KOŃCOWYM I KONIEC KROPKA.
UsuńRozdział świetny
OdpowiedzUsuńKrótszy i spokojniejszy od poprzedniego, ale to dobrze, bo nawet czasem czytelnicy muszą odpocząć od natłoku akcji
Czytając rozdział zapomniałam nawet na chwilę o tym, że jestem cała pogryziona przez komary, więc weź to za naprawdę duży komplement :D
Co do ich nastrojów po balu, to w 100% ich rozumiem!
Niestety znowu muszę czekać, ale cóż - trudno. Na te najlepsze trzeba czekać ^^
Ja wracam do drapania się, a tobie życzę weny i sił do pisania ♡
Hej!
Usuńano spokojniejszy, ale musi być jakiś przejściowy raz na jakiś czas xd mam nadzieję tylko, że nie zanudziłam xD
a, komary najlepiej odstrasza lawenda i dym papierosowy, żebyś wiedziała na przyszłość! a póki co, najlepsza jest maść z antybiotykiem, od razu przestaje swedzieć.
kolejny rozdział postaram się dodać o wiele szybciej, muszę tylko parę kwestii przemyśleć i ułożyć sobie w głowie spory kawałek akcji do przodu.
dziękuję bardzo <3
Hej!
OdpowiedzUsuńTak właśnie się zastanawiałam, kiedy coś nowego pojawi sie u Ciebie, a tu niespodzianka.
Merlinie, wzmianka o tym, że James był tak zaspany, że odzywał się tylko przy okazji słów o Lily Evans, była przesłodka. No jak go nie kochać, ja się pytam?
Eliksir na kaca to wspaniał pomysł. Pewnie jeden z pierwszych, zaraz po Felix Felicis, który zrealizowałabym sama, gdybym była czarownicą. Tymczasem mogę sobie co najwyżej poobserwować jak Lily sprytnie wypytuje Mary o relacje z Syriuszem. Niby nie było w tym zbyt wiele gracji, ale ja też nie mam idealnego wyczucia towarzyskiego, więc doskonale ją rozumiem :) Zwłaszcza że Lily Be pewnie od razu chciałaby znać odpowiedź, a nie bawić się w jakieś tam gierki. Nie jestem wprawdzie przekonana, że uzyskane informacje były dla niej w jakiś sposób zadowalające, no ale zawsze coś. Relacje damsko-męskie z założenia są trudne.
Ojeju, o co chodzi z tym zamieszaniem z gazetką szkolną? Ja rozumiem, że rodzeństwo, a już zwłaszcza bliźnięta, wspiera się nawzajem, ale co mogło tak zaniepokoić Joela? Niby w tym rozdziale nie działo się za wiele, ale sama końcówka wzbudza ciekawość, więc mam wielką nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na kontynuację! Zwłaszcza dla tych mniej domyślnych, jak ja :D
Z pozdrowieniami,
Eskaryna
Hej!
Usuńeliksir na kaca wydaje się przy okazji jednym z łatwiejszych dla Beckett, więc nie mogłam przepuścić okazji xD ale rzeczywiście, w życiu by się przydał.
u Lily to nawet nie kwestia wyczucia albo jego braku, ona po prostu... czasem nie umie ugryźć się w język xD no ale dobrze to okreslilas z tymi gierkami, Beckett lubi raczej prosto z mostu. przynajmniej w tej sytuacji xd
co do końcówki, wszystko się okaże, chociaż domyślność niewiele by tu dała chyba xd
Jak zwykle świetny rozdział <33
OdpowiedzUsuńJames reagujący tylko na wspomnienie Lily to najpiękniejsza część rozdziału, nie mogłam się po prostu oprzeć, żeby się nie uśmiechnąć *.*
Beckett nie była zbyt "delikatna" wypytujac Mary i Syriusza (a raczej dla obu nie był to łatwy temat), jednak czego się po niej spodziewać - toż to niecierpliwa osóbka
Czekam na kolejne rozdziały!
hej, dziękuję! <3
Usuńteż lubię ten fragment w sumie. takie to jamesowe xd
no już nie miała cierpliwości na jakieś gierki, to co będzie owijać w bawełnę, nie?
Hm, zwlekałam kilka dni z napisaniem komentarza, ale to tylko dlatego że nie miałam czasu zrobić tego zaraz po przeczytaniu :) Wyszło dość krótko co nieco mnie zmartwiło, bo w końcu trochę się naczekałam od ostatniego rozdziału! 22 należy raczej do tych części które zaczynają nowe wątki i prowadzą do rozwinięcia się konkretniejszej akcji, więc nie jestem na ciebie zła bo takie rozdziały też są potrzebne! :) Szczególnie spodobał mi się ten wątek z ważeniem eliksiru na kaca, haha nieźle to sobie wymyśliłaś jako sprytne zaaranżowanie rozmowy Lili z Marry, jestem wyjątkowo zadowolona że sprawa z Syriuszem idzie do przodu xDD i nie żebym nie lubiła Mar, po prostu uważam że Lil lepiej pasuje do Blacka :D Ah, chciałam też zaznaczyć że zaintrygowałaś mnie zakończeniem, mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie sie sporo działo. Życzę weny i jak zwykle popędzam cię z pisaniem!
OdpowiedzUsuńhej!
Usuńwłaśnie ja też odniosłam wrażenie, że jakieś krótkie to wszystko, mimo że temat wyczerpałam calkiem. tak czy siak uznałam, że lepiej dodać takie, niż rozpisywać się, byle było więcej i przy tym zanudzać.
Siriusly 1 Mariusz 0 XD chociaż no, w tej kwestii wszystko może się wydarzyć jeszcze, Syriusz jest dość zmienna osoba c:
co do zakończenia, wszystko się okaże - tyle tylko że mam teraz mały problem, bo popsuł mi się komputer :))) zobaczymy, co będę w stanie wykombinować w tej kwestii, bo do czwartku planowałam mieć rozdział za sobą.
dziękuję <3
Haha dopiero teraz zdałam sobię sprawę jak głupio brzmi zdanie " zwlekałam kilka dni z napisaniem komentarza" komentarzA no nie xD wybacz mi za to :D co do komputera to znam to aż za dobrze, złośliwość rzeczy martwych ;-; cieszę się że już niedługo pojawi się coś nowego! życzę weny :)
Usuńeee tam, nie zwróciłam nawet uwagi więc luz xD
Usuńw najbliższych dniach powinni mi się udać naprawić i odzyskać może rozdziały itd, ale zobaczymy jak wyjdzie. dziękuję ci bardzo (znowu xd) <3
Świetny rozdział! Porównując do poprzednich-znacznie spokojniejszy, ale i tak ciekawy.
OdpowiedzUsuńNurtuje mnie, co takiego kupili dla Lily na Pokątnej...
Tak, tak, Syriusz, wszyscy wiemy, że twoje pytanie o Lily było zadane ot tak, po prostu :D
Evans, ty podstępna żmijo! xD Nie okłamuje się koleżanek o tak wczesnej porze :D
Właściwie dlaczego przyrządzały ten eliksir u Krukonek na 7. roku? Mary je poprosiła? Czy po prostu Beckett chciała przy okazji wybadać sprawę? ;D
Wyobraziłam sobie Siriusly wracających po balu i śpiewających razem!<3 Celestynę Warbeck xD
Nawet trochę żal mi się zrobiło Mary. Nie żebym jej nie lubiła, ale niech po prostu zakończy ten niepotrzebny związek i znajdzie sobie kogoś dla niej, a Siriusly zrozumie, ze są dla siebie stworzeni xD (Wiem, chyba już to pisałam, ale nie mogłam się powstrzymać :D)
Trochę wstyd przyznać, ale na początku nie wiedziałam kim są Multonowie...Ale nie martw się, to moja skleroza :D
Czemu przerwałaś w takim momencie??? Teraz do następnego rozdziału non-stop będę się zastanawiać, co się stało z siedzibą "Echa..."! Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to że ktoś ją zniszczył. Ale dlaczego?
Przepraszam za ten komentarz, jest taki niespójny i poplątany, ale po prostu dosyć dawno nie komentowałam na blogach z powodu wyjazdów w wakacje i odzwyczaiłam się ;)
Obiecuję, postaram się, żeby następny był lepszy! :D
Z niecierpliwością czekam na następny!
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya ;)
cześć! niedługo wszystko się okaże, w końcu święta tuż tuż!
Usuńno co, nikt nie wierzy w szczerość intencji Syriusza, jeśli chodzi o tę kwestię? jak to możliwe? xD
a tam od razu okłamuje. Evans miała zadanie!
Cóż, Lily Evans po prostu poprzedniego wieczoru trochę się z Mary zakumplowała i wiedziała, jak skończyła na tym balu po zbyt dużej ilości alkoholu... a że dla Beckett trzeba było akurat znaleźć jakieś zajęcie, to taki pomysł aż się prosił o wprowadzenie w życie xD
hm, nie żeby coś, ale mam wrażenie, że wszyscy przejmują się Mary bardziej, niż ona sama się przejmuje xD
a tam, Multonowie i tak pojawili się wcześniej tylko raz bodajże, więc może wylecieć z głowy xd
długo się nie naczekałaś, moja droga, bo rozdział już dodałam, więc nie jest tak źle z tym zakończeniem, prawda?
a tam, od razu niespójny. dobrze jest!
mam nadzieję, że twoja cierpliwość nie ucierpiała za bardzo przez te pięć godzin czekania XD patrz, jaka niespodzianka!
dziękuję bardzo za komentarz, kochana!
<3