#comments { color: #000; }

piątek, 20 stycznia 2017

29.


    Mecze o Puchar Quidditcha zawsze stanowiły niemałą sensację, a tego dnia nie było inaczej. Na trybunach już dawno zdążył zgromadzić się spory tłum, a osoby, które przybyły na boisko na ostatnią chwilę, tłoczyły się gdzieś na brzegach niemal całkowicie zapełnionych ławek albo za rzędem ludzi okupujących barierki. Ben stanął z nosem przytkniętym do szyby, obserwując uczniów bezskutecznie poszukujących miejsc z dobrym widokiem, i podśmiechiwał się cicho. Po kilku chwilach spojrzał  w moją stronę i otworzył usta, tak jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak po chwili rozmyślił się i znów je zamknął. Popatrzyłam na niego kątem oka, a następnie postanowiłam skupić się na czymś o wiele ciekawszym, mianowicie na liście zawodników wraz z numerami ich koszulek. Nie pojawiło się tam zbyt wiele zmian: ktoś zastąpił pałkarza Krukonów, który w tamtym roku skończył szkołę, a i u nas oczywiście Beckett grała zamiast tego idioty Jonesa. Mimo to uczyniłam sobie z tego swoisty rytuał przed każdym meczem - głupio w końcu byłoby zapomnieć w kluczowym momencie nazwisko gracza - a i pomagało mi to uporządkować myśli.
Miles zdawał się jednak nie mieć podobnych rozterek. Westchnęłam ciężko, obserwując, jak Puchon zupełnie ignoruje przyniesioną przez McGonagall na pół godziny przed meczem listę i wciąż gapi się w okno.
- Proponuję ci zapamiętać tych graczy, zaczynamy za pięć minut - powiedziałam ze zrezygnowaniem. Chłopak odwrócił się w moją stronę ze skrzyżowanymi rękami, po czym uniósł brwi.
- Spokojnie, opanowałem to.
- Opanowałeś... kiedy?
- To znaczy, numerków nie pamiętam, nazwiska czasem mi umykają - wyjaśnił, po raz kolejny odwracając się w stronę okna i spoglądając na murawę, na której już zaczęli gromadzić się gracze. Widoczność na szczęście nie była ograniczona przez śnieg, który przestał padać około godzinę temu, a to nam znacząco ułatwiało zadanie. Nie to, że bym sobie nie poradziła - komentowałam w końcu w naprawdę przeróżnych warunkach, ale zawsze milej było, kiedy nie trzeba było się przejmować takimi sprawami, jak pogoda.
Spojrzałam w stronę Bena karcąco, marszcząc brwi; próbował coś powiedzieć,  jednak nieco się zamotał, ja z kolei wciąż nie spuszczałam z niego wzroku. Po kilku chwilach z cichym westchnięciem podszedł do blatu i zabrał z niego listę zawodników.
- Jedynka, Potter, wykrzyknik, kapitan. Dwa, Reeves, pałkarz. Trzy, Beckett, ścigająca... - czytał, a przy ostatnim nazwisku zmrużył oczy, gładząc swoją brodę. - To ta taka blondyneczka, która grała w towarzyskim meczu?
- To moja przyjaciółka - odparłam, ignorując fakt, że jego pytanie wymagało nieco innej odpowiedzi. Uznałam za to, że warto będzie uciąć temat, nie dając się sprowokować.
- No, to chyba dam jej fory, co?
- Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo będzie ci wdzięczna.
- Daj spokój, na tym towarzyskim była taka sobie - rzucił niedbale, zerkając najpierw na mnie, a potem na listę, a ja zmarszczyłam brwi z irytacją.  - O, Villon, kojarzę ją. Szkoda, że już na siódmym roku, bo jest taka całkiem, no...
- No, wspaniała - mruknęłam pod nosem, zajmując się kartkowaniem "Quidditcha przez wieki". Miles westchnął, po czym znów zanurzył nos w liście zawodników - tym razem w milczeniu.
***
- Zawodnicy właśnie zgromadzili się na murawie, już za parę minut będziemy świadkami pierwszego meczu Gryffindoru w sezonie! - zaczęłam, wychylając się na krześle do przodu, by lepiej widzieć boisko. Na trybunach wrzało, bowiem wszyscy niecierpliwie czekali na gwizdek rozpoczynający mecz.
- Jak niektórzy wiedzą, obie te drużyny miały okazję spotkać się na meczu towarzyskim jakiś czas temu, jednak czy wynik się powtórzy? - dodał Ben. Chociaż póki co nie zdążył niczego zepsuć, a i McGonagall stała za nami, żeby kontrolować sposób, w jaki komentujemy (oraz po to, żeby mieć lepszy widok), i tak byłam pełna obaw. Nie miałam pojęcia, jak będzie mi się z Milesem komentowało. Próby podczas treningów nigdy nie są w stanie oddać atmosfery meczu, dlatego to wciąż nie była jasna kwesta. Nie mogłam jednak tego wszystkiego okazać - nie było odwrotu, dlatego trzeba było już to jakoś pociągąć.
- Ostatnio to Gryffindor wyszedł zwycięsko z tego starcia, jak jednak będzie tym razem? - odezwałam się po raz kolejny, obserwując, jak publiczność zamiera, a Hooch podlatuje do środka boiska. - Gracze już wznoszą się w powietrze, ustawiają naprzeciwko siebie...
- ...Villon zdaje się jakby nienawistnie spoglądać w stronę ustawionej naprzeciwko Beckett, czyżby...
- ...Czyżby Benjamin Miles miał urojenia, które każą mu szukać spisku w każdej możliwej sprawie?
Chłopak spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a jego twarz przepełniało oburzenie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, jednak kiedy usłyszał śmiech na trybunach, sam również nieco się rozchmurzył.
- Cóż, Annie, po prostu odnoszę wrażenie, że coś wisi w powietrzu. I nie chodzi o graczy, ha-ha! - zaśmiał się, a po kilku chwilach spoważniał i, odchrząknowszy, powiedział do megafonu niskim głosem: - Może jakieś niewypowiedziane frustracje?
- Przezabawne - powiedziałam obojętnym tonem, nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że to żart na poziomie Syriuszowego znikacza, z którego Beckett śmiała się za każdym razem (szczególnie wtedy, gdy opowiadała go sama). - Jeśli mówisz o meczu towarzyskim, jest to wysoce prawdopodobne. Rozlega się gwizdek, kafel przecina powietrze i... Tak! Syriusz Black przejmuje piłkę w akompaniamencie zachwyconych pisków dziewczyn na trybunach!
- Owszem, drużyny te mają dość wyrównany poziom, ale miałem na myśli raczej nie mecz towarzyski, a towarzyskie frustracje - stwierdził tajemniczo, wracając do poprzedniego tematu, po czym dodał: - Villon sunie za Blackiem, próbuje dosięgnąć kafla, jednak...
- Podanie do Beckett! - skwitowałam, słysząc, jak McGonagall z radością klasnęła dłońmi.
- Choć na meczu towarzyskim widać było jeszcze niezgranie drużyny...
- Związane ze zmianą graczy w ostatniej chwili... - wtrąciłam z naciskiem.
- Tak, tak. W każdym razie, choć było nieco widać niezgranie drużyny Gryffindoru, od ostatniego razu chyba poświęcili tej kwestii sporo czasu. Beckett podaje, Will Harvey wyciąga ręce po kafla... Krukoni przejmują piłkę! Villon wreszcie dopięła swego, może nieco się mści? W każdym razie, sunie w stronę obręczy...
- Beckett zaczyna ją gonić, nie ma zamiaru ustąpić... - zaczęłam, a następnie dodałam, nie mogąc się powstrzymać: - Wymieniają jeszcze porozumiewawcze uśmiechy z Blackiem, być może to właśnie te dłuuugie, wspólnie spędzone na treningach godziny wpłynęły na ich niezwykłe zgranie?
Miles zerknął w moją stronę i odsunął od ust megafon, jakby chciał powiedzieć coś tylko do mnie - zerknął jednak w stronę McGonagall, jakby przypominając sobie o jej obecności, i zrezygnował. Zamiast się odzywać, obdarzył mnie pełnym uznania i zarazem zdziwienia spojrzeniem. Lekko kopnęłam go pod stołem w kostkę, a choć widziałam po jego minie, że to poczuł, i tak postanowił mnie zignorować.
- Nie krzyw się tak, Beckett, wszyscy wiedzą, że to prawda. - Ben wrócił do komentowania, rozpoczynając je oczywiście kolejną zaczepką. - Oho, błyskawiczne podanie do Daviesa, Davies podaje do McKinleya...
- Mary Villon dołączyła do nich, szarżują w stronę obręczy i przerzucają kafel między sobą. Davies nie ma nawet chwili, by poprawić swoje zazwyczaj nienagannie ułożone włosy, o których po szkole krążą rozmaite plotki.
- Jakie plotki? - zaciekawił się Ben, po raz kolejny zerkając w moją stronę. Odłożyłam megafon na kilka sekund, które wystarczyły, by zadać mu jedno pytanie:
- A czy plotki nie są domeną brukowców?
- Dlatego zapytałem ciebie - odparł, również odsuwając się od megafonu.
- Uspokójcie się natychmiast - wtrąciła McGonagall, a ja uniosłam głowę, odwracając wzrok od Milesa. "Zignoruj to", myślałam gorączkowo, by nie wybuchnąć. "Robi to celowo, a ty wyślesz mu przecież tę sowę od zrzucania paczek na głowę. I porobisz zdjęcia".
- Dotyczące tego, że drużyna Krukonów sponsorowana jest przez Ulizannę - wyjaśniłam, po czym z satysfakcją spojrzałam w stronę tego idioty, podczas gdy całe trybuny wybuchnęły śmiechem. - Chociaż wtedy Potter chyba nie byłby zachwycony tym, w jakim kierunku idzie rodzinna firma, nie? Mimo że nie wygląda wcale, jakby korzystał z tych produktów, wręcz przeciwnie. I nie obrażaj się, Davies, podsłyszałam ostatnio w toalecie, że dziewczyny są naprawdę zachwycone twoją fryzurą!
- Cóż, mam wrażenie, że to nie do końca...
- MCKINLEY TRACI KAFLA, WILL HARVEY ZAWRACA I RUSZA W STRONĘ PĘTLI RAVENCLAWU! - krzyknęłam, przerywając Benowi, a następnie zmierzyłam go groźnie. Odpowiedział mi jednym ze swoich irytujących uśmiechów - najwidoczniej zadowolony nie tylko z prób dalszego dogadywania graczom, ale i z faktu, że mnie to zdenerwowało. Nie czekając zbyt długo, odezwał się po raz kolejny:
- Kafel dotąd nie utrzymywał się zbyt długo u żadnej z drużyn, teraz jednak Harvey nie pozwala go sobie odebrać, przemierzył już niemal pół boiska...
- Podaje do Syriusza, ten podaje do Beckett, Harvey pojawia się przy polu bramkowym Ravenclawu tak szybko, jakby się tam aportował... - Wstałam z krzesła, wychylając się do przodu, by móc lepiej widzieć. - Obrońca Krukonów próbuje wyczuć, w którą obręcz Will chce trafić, tylko czy mu się uda... GOL!
Z satysfakcją machnęłam prawą ręką, tym samym odsuwając megafon od ust - dzięki temu nikt na trybunach nie usłyszał moich niezbyt obiektywnych pisków radości. Spojrzałam w stronę McGonagall, która z całych sił starała się ukryć swój entuzjazm, jednak wyraz jej twarzy skutecznie ją zdradzał. Zignorowałam Bena, który teatralnie przewrócił oczami, po czym popatrzył na mnie z udawaną irytacją, a następnie usiadłam na krześle. Odgarnęłam włosy z twarzy i wzięłam głęboki wdech, żeby znów brzmieć profesjonalnie.
- Pierwsze punkty na tym meczu wędrują do drużyny Gryffindoru, która - jak widać - rozpoczęła sezon doskonałą bramką!
- Mecz jednak toczy się dalej - powiedział Ben, robiąc pauzę na kilka sekund. - Eric Reeves i Charlie Greese lecą w pobliżu Beckett, nie widać jednak tłuczka. Czyżby mieli jakieś przeczucie?
Na boisku rozległ się odgłos uderzenia pałki o metalowy tłuczek, który następnie zawrócił i poszybował stronę jednego z Krukonów, a następnie zniknął mi z oczu. Był już zbyt daleko.
- Jeśli to tylko wynik intuicji, można im jej pozazdrościć - stwierdziłam, wstając z krzesła i podchodząc do pustej szyby, bowiem chciałam zlokalizować obu szukających. Megafon przełożyłam na bok twarzy, by móc ewentualnie dopowiedzieć coś do komentarza Bena, a kiedy przysunęłam nos do szyby, nagle usłyszałam głośny brzęk tłuczonego szkła. W jednej chwili McGonagall odciągnęła mnie na bok. Upadłam, podpierając się ręką, w której trzymałam megafon; trzasnął z impetem o podłogę, a następnie potoczył się gdzieś pod blat.
- Immobilus! - Ben odłożył swój własny megafon i rzucił zaklęcie na tłuczek, kiedy ten zaczął toczyć się w moją stronę. Spojrzałam najpierw na piłkę, która zostawiła dziurę w deskach, a następnie na zbitą szybę w oknie. Mroźne powietrze dostało się do środka, a ja zaczęłam przyglądać się płatkom śniegu wlatującym do pomieszczenia i topniejącym w locie. Wydawało mi się, że ta chwila trwa niezwykle długo - tak jakby czas całkowicie zamarł, pozostawiając w ruchu jedynie biały puch.
- Ann? - Usłyszałam nagle zniecierpliwiony i pełen zmartwienia głos McGonagall, tak jakby mówiła do mnie już któryś raz. Podtrzymywała mnie, ja jednak nie wstawałam, pozostając w pozycji półleżącej. Profesor podniosła moją rękę, a ja spojrzałam na nią z zaciekawieniem; dopiero na widok spływającej po nadgarstku krwi i wbitego w wewnętrzną część dłoni kawałka szkła poczułam ból. Postanowiłam tego nie okazywać, więc zacisnęłam zęby.
Ben ogłosił przez megafon, że z uwagi na utraconą piłkę zarządzono dodatkową przerwę dla obu drużyn, a następnie kucnął obok mnie.
- Dostałaś? - spytał, a ja najpierw patrzyłam przez dłuższą chwilę na jego szeroko otwarte, zielonkawe oczy. "Zielonkawe oczy, zielonkawe plamki, długi nos", przemykało mi przez głowę, mimo że z całych sił starałam się zrozumieć skierowane do mnie pytanie i jakoś na nie odpowiedzieć. - Nie no, przecież miałabyś całą twarz we krwi.
- Benjamin - zganiła go profesor, opatulając moją rękę jakąś chusteczką i zostawiając szkło w ranie. Następnie zwróciła się do mnie. - Ann, chodź. Pomogę ci wstać i pójdziemy do skrzydła.
Zaczęłam się podnosić, podczas gdy McGonagall mnie asekurowała; odruchowo chciałam się podeprzeć na prawej dłoni, jednak zapomniałam o szkle, które z niej wystawało. Zachwiałam się, a wtedy Ben szybko chwycił moje ramię, pomagając mi utrzymać równowagę. Kiedy już udało mi się wstać, zakręciło mi się w głowie, wzięłam więc głęboki oddech i zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, spojrzałam w stronę chłopaka, spodziewając się jakiegoś głupiego komentarza.
Ben jednak milczał.


    Kiedyś cały szum wokół szkolnego pucharu Quidditcha wydawał mi się o wiele mniejszy.
James i Syriusz przed meczem ostrzegali mnie, jak to wygląda, ja jednak nie wzięłam tego na poważnie. Zresztą, oni i tak mieli to na co dzień, prawda? Kiedy jednak wróciliśmy do wieży Gryffindoru, odprowadzeni przez chyba wszystkich Gryfonów w szkole, moje zdanie zaczęło się diametralnie zmieniać.
Pokój wspólny od dawna nie był tak przepełniony gwarem, jak po naszym powrocie ze zwycięskiego meczu. Chciałam przedyskutować z chłopakami naszą grę, ale musieliśmy umówić się na spotkanie innego dnia: przez kilka minut, podczas których przebieraliśmy się w szatni, zdążyliśmy jedynie ponarzekać na małą różnicę wyników, przez którą w rankingu dostaliśmy jedynie podstawowe dwa punkty - później nie mieliśmy już choćby chwili dla siebie.
Rozmowy. Gratulacje. Poklepywanie po plecach. Przytulanie z radości.
Nie to, że mi się nie podobało - całe to zbiorowe podniecenie i tak opadało na tyle szybko, że nawet nie można było zdążyć się tym zmęczyć. Byłam szczęśliwa, ale po prostu wciąż nie docierało do mnie, że jestem częścią tego całego wydarzenia. Że jestem w drużynie już oficjalnie i na stałe.
Co chwilę uczniowie podchodzili do nas, gratulując nam wszystkim gry, a mi dobrego debiutu; chyba w ciągu godziny zdążyłam zamienić parę słów z większą ilością osób, niż przez całe sześć lat nauki w Hogwarcie.
Opadłam na sofę, którą młodsi uczniowie zwolnili na sam nasz widok, uprzednio wychwalając mecz. Jeśli tak się czuli Huncwoci na co dzień, to przestawałam się dziwić tym wszystkim żartom, które robili specjalnie dla publiczności.
- I jak, Lil? - spytał Syriusz, uśmiechając się do mnie. Mimo tego, że różnica punktów była tak samo minimalna, jak na meczu towarzyskim, ostatecznie chłopak wydawał się dość zadowolony. Zresztą, widziałam minę Mary, kiedy James złapał znicz - to zdecydowanie musiało poprawić Blackowi humor.
Nie miałam pojęcia, od czego zacząć, bo było mnóstwo rzeczy, o których chciałam mu powiedzieć. O tym, że przed meczem nieco się bałam, bo nie mam zbyt dużego doświadczenia i nie chciałam przypadkiem czegoś popsuć. Że wspaniale mi się z nimi grało. Że chyba nigdy nie zdarzyło się, by tłuczek wpadł do pokoju komentatorów - więc mój pierwszy mecz był jeszcze bardziej wyjątkowy (chociaż fakt, że nie pozwolili nam zejść z boiska, nieco mnie zaniepokoił). I że jestem wdzięczna, że razem z Willem uśmiechali się do mnie pokrzepiająco nawet wtedy, kiedy raz schrzaniłam podanie.
- Syriusz! - zawołała jakaś dziewczyna, kiedy już miałam zamiar zebrać się w sobie i opowiedzieć mu o tym wszystkim. Gryfonka przecisnęła się przez jedną z licznych grupek uczniów, które postanowiły wspólnie z całym domem świętować nasze pierwsze zwycięstwo w sezonie, a następnie uśmiechnęła się szeroko, wpatrzona w mojego przyjaciela. - Heej!
- Cześć, Maya - odparł chłopak, uprzednio rzucając mi pełne zaskoczenia spojrzenie, a wtedy dziewczyna rzuciła się w jego stronę i ścisnęła mocno za szyję.
- Tak się cieszę, byłeś wspaniały! - pisnęła do jego ucha, a że znalazła się dokładnie pomiędzy nami, jej radość odbiła się również na moich bębenkach usznych. Spojrzałam w stronę Jamesa, który wydawał się równie zdziwiony, co ja; prychnął z rozbawieniem, obserwując swojego przyjaciela, jednak jemu chyba nie było wcale do śmiechu.
- Dzięki, ale... - wymamrotał, z trudem nabierając powietrze, a wtedy dziewczyna nieco poluzowała uścisk. Syriusz zaczerwienił się nieco na twarzy, oddychając ciężko, a dziewczyna wcisnęła się pomiędzy nas, spychając mnie na Jamesa.
- Wyluzuj, bo nie dożyje do kolejnego meczu - rzuciłam, a James wyszczerzył się na tyle szeroko, na ile pozwalał mu przyciśnięty do mojego ramienia policzek. Maya spojrzała na mnie sponad swoich okularów o bardzo grubych, czarnych oprawkach, tak jakby dopiero wtedy zdała sobie sprawę z mojej obecności.
- Ach, to ty - powiedziała cicho, glosem zupełnie pozbawionym emocji, a następnie odwróciła się w stronę Syriusza. - A wiesz, że...
- Lily, tu jesteś! - usłyszałam, a nagle przede mną stanęła Ann. Chwyciła mnie za rękę; spostrzegłam, że ma wokół niej owinięty bandaż, więc spojrzałam na dziewczynę badawczo, ona jednak to zignorowała. - Chodź szybko, to ważne.
Wstałam od razu i podążyłam za przyjaciółką, zastanawiając się nad tym, co mogło się stać. Kiedy odwróciłam się, by posłać chłopakom przepraszające spojrzenie, dostrzegłam pełen satysfakcji uśmiech Mayi, która rozsiadła się wygodnie na moim miejscu.


    Zamknęłam za nami drzwi dormitorium, a Ann stanęła na środku i spojrzała na mnie i Katie z poważną miną.
- Mamy coś odnośnie Huncwotów - zaczęła, zbierając włosy z ramion i wiążąc je w niedbałego kucyka. - Tylko musimy się szybko uwinąć, zanim ktoś z dołu zacznie cię szukać - dodała, spoglądając na mnie, a ja skinęłam głową.
Wtedy zza otwartych drzwi szafy wychyliła się Evans, a my spojrzałyśmy na siebie z Katie, nieco spanikowane. Ruda spojrzała na nas, zaciskając usta, po czym skrzyżowała ręce. Między palcami trzymała czysty, złożony kilkukrotnie pergamin, jednak wtedy nie przyglądałam się mu zbytnio - skupiłam się na twarzy dziewczyny i jej zielonych oczach, z których trudno było mi wtedy wyczytać cokolwiek.
- Skąd wiem? Po prostu nietrudno wyczuć, że coś jest nie tak. Knujecie dokładnie tak samo, jak Huncwoci - stwierdziła, unosząc kącik ust, jednak po chwili opuściła ręce wzdłuż ciała ze zrezygnowanym westchnięciem. - Nie, nie mam zamiaru niczego utrudniać, jeśli o to wam chodzi.
Podeszłam do Evans, a kiedy ona patrzyła na mnie pytająco, ja ją po prostu przytuliłam. Podczas gdy ona mówiła, poczułam się okropnie winna - w końcu rzeczywiście ukryłyśmy to przed nią z myślą, że może nam przeszkodzić swoim ogromnym poszanowaniem zasad, bo w końcu była prefektem. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie tylko nie podążała ślepo za regulaminami, jak nam się dotąd wydawało, ale i to, że również dla niej Remus był ważny. Martwiła się o niego i podejrzewała coś - tak samo jak my.
- Przepraszam - wydukałam, opierając głowę o jej ramię, a kiedy chciałam powiedzieć coś więcej, Lily objęła mnie rękami. Katie i Ann podeszły do nas, a wkrótce stałyśmy w trójkę, razem ściskając rudą, aż w końcu dziewczyna zaczęła symulować, że się dusi.
- Już, wystarczy - wymamrotała, łapiąc z trudem oddech, a my odsunęłyśmy się od niej. Evans wydawała się o wiele radośniejsza, niż wcześniej, kiedy była jakby zbyt poważna i sprawiała wrażenie, że coś ją trapi. - Tak jak mówiła Ann, weźmy się do roboty, zanim ktoś zacznie cię szukać.
- Dobrze - mruknęłam, patrząc na rudą wyczekująco. Owszem, miałyśmy wziąć się do pracy, ale ja i Katie wciąż nie miałyśmy pojęcia, na czym ona właściwie miałaby polegać.
W ślad za Lily usiadłyśmy na podłodze, a dziewczyna położyła przed sobą pergamin, który wcześniej wyjęła z szafy.
- Co to? - spytała Katie, a Evans podniosła na nią wzrok.
- Mapa Huncwotów - odparła podniośle, a na jej twarzy czaił się łagodny uśmiech. Spojrzałyśmy po sobie z zaskoczeniem, bo po raz pierwszy słyszałyśmy o czymś takim; najwidoczniej chłopcy mieli przed nami o wiele więcej tajemnic, niż nam się wydawało.
- Skąd to masz? - spytała Ann. Myślałam, że Lily powiedziała jej więcej, niż nam, ale najwidoczniej wspomniała jej tylko o tym, że coś ma, natomiast ze szczegółami czekała na nas.
- Bycie prefektem ma swoje  przywileje - rzekła tajemniczo, a na widok naszych zdezorientowanych min roześmiała się perliście. - Wczoraj podsłuchałam ich rozmowę. Mówili, że Filch zarekwirował ich mapę, ale na szczęście była dezaktywowana.
- Wykradłaś ją Filchowi - powiedziała Katie z uznaniem i zaskoczeniem jednocześnie; sześć lat znajomości z Evans nie wystarczyło nam najwidoczniej, by ją całkowicie poznać.
- No cóż, myślałam, że przypadkiem jakiś pusty pergamin dostał się do szafki z zarekwirowanymi rzeczami uczniów, skąd mogłam wiedzieć... - uśmiechnęła się niewinnie.
- Czyli pozostaje nam dowiedzenie się, jak to odblokować? - spytałam, starając się przejść do rzeczy, jednak wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało.
Cholera, Lily Evans wykradła mapę z szafki Filcha. Lily Evans.
- Tak, ale spójrz. - Wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w mapę. - Aperacjum.
Pergamin zaczął pokrywać się literami; z początku myślałam, że już po wszystkim, jednak tusz nie zaczął układać się w mapę. Evans wzięła ją do rąk, odchrząknęła, po czym zaczęła czytać:
- "Pan Lunatyk pragnie wyrazić zaskoczenie, że panna Prefekt zdołała dopuścić się tak perfidnej kradzieży cudzego mienia. Pan Rogacz..." - zrobiła pauzę.
- Pan Rogacz? - spytałam.
- Pan Rogacz nic nie mówi - powiedziała, a ja wzięłam od niej mapę; napisy ułożyły się od nowa.
- To by tłumaczyło te ich przezwiska - rzuciła Katie. - Może wymyślili je na potrzeby mapy, chociaż dalej nie wiem, skąd je wytrzasnęli...
Przyglądałam się mapie, śledząc przezwiska, które się na niej pojawiły; moją uwagę przykuł jeden z kolejnych wersów.
- "Pan Łapa zastanawia się ze wszystkich sił, czy Lilyanne Beckett byłaby w stanie dosięgnąć szuflady, w której schowano ten pergamin" - przeczytałam na głos, po czym spojrzałam na dziewczyny. - To Syriusz, gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości.
- Mapa była w najniższej szufladzie - stwierdziła Evans.
- O to pewnie mu chodziło.
- Pokaż, też chcę zobaczyć! - Katie wzięła mi mapę z rąk, a literki po raz kolejny się zmieniły. - To dziwne, Evans, u mnie Rogacz się odzywa. Pyta, czy ptak, który zrobił gniazdo na mojej głowie, już złożył jaja.
- Co za kretyni - prychnęła ruda z irytacją.
- Pójdę po szczotkę - rzuciła Katie z rozbawieniem i podniosła się z podłogi, zdejmując gumkę z jednego ze swoich wysoko upiętych koczków. Mapę podała Ann, która z zaciekawieniem przyglądała się tuszowi wykwitającemu na powierzchni pergaminu, układając się po raz kolejny w zdania.
- "Pan Glizdogon pragnie zauważyć, że jeżeli eliksir wybuchnie w twarz, to trzeba iść do skrzydła szpitalnego. To się samo nie naprawiło, Ann". Ej!
- A właśnie, Ann - odezwałam się, kiedy nagle przyszło mi coś do głowy, przez co przerwałam nadchodzący wykład na temat tego, jacy Huncwoci są wredni oraz rodzaju zemst, jakich na nich dokona. - Słyszałam, jak ludzie mówili o tym, jak komentowaliście na meczu. Wszyscy są zachwyceni.
Dziewczyna skrzywiła się lekko, podając mapę do Evans.
- Ben już zdążył mnie wygryźć?
Spojrzałam na nią pytająco, nie rozumiałam bowiem, o co jej chodzi.
- Dlaczego?
- No, przecież McGonagall zabrała mnie do skrzydła z tą ręką, więc potem...
- To znaczy, potem już nie było komentarza - odparłam. - Ale dopóki był, wszystkim się podobało. Chciałam w ogóle iść do ciebie, kiedy zarządzili nam przerwę, ale nie mogłam...
- Spokojnie, tylko zraniłam się szkłem, poza tym lekko mnie zamroczyło - wymamrotała, chcąc jak najszybciej skończyć temat. Domyślałam się, o co mogło chodzić, chociaż niewiele osób o tym wiedziało: kiedyś Ann była na eliminacjach do drużyny. Właściwie to radziła sobie na miotle genialnie, ale tylko do pierwszego upadku - spowodowanego właśnie tłuczkiem. Świetnie znała się na quidditchu, więc pozostała przy komentowaniu, jednak lęk zakorzenił się w niej na tyle, że już nigdy nie wsiadła na miotłę. Nie lubiła jednak, kiedy ktoś o tym wiedział lub - co gorsza - rozczulał się nad nią, dlatego zawsze od razu zmieniała temat. Tak jak wtedy, kiedy odezwała się po raz kolejny:
 - Jak to, Ben nie komentował dalej sam?
- Nie - odparła Katie, rozczesując włosy.
- Chyba cię nie uderzyło, co? - spytała Evans, stukając o powierzchnię mapy różdżką; Ann przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
- Jeju no, nic mi nie jest, dajcie spokój - zirytowała się, a my jedynie spojrzałyśmy po sobie i nie poruszałyśmy dalej tego tematu.
- Jak z mapą? - zagaiłam, a Evans podniosła na mnie wzrok i zmarszczyła brwi.
- Pan Rogacz milczy, nurtuje mnie to. Nie wiem, czy to się popsuło, czy...
- Jasne, James przecież nie powiedziałby ci, że na przykład masz gniazdo na głowie - rzuciła Katie, uśmiechając się.
Nagle drzwi do naszego dormitorium otworzyły się; wszystkie w jednej chwili spojrzałyśmy w ich stronę, a Evans przycisnęła pergamin do piersi.
- Eee, co tu się...? - zaczął Syriusz, rozglądając się po naszych twarzach ze zdziwieniem, jednak po chwili wzruszył ramionami, po czym spojrzał w moją stronę. - Nieważne. Beckett, chodź, szukają cię. Mówią, że z dziewczyną z drużyny Gryffindoru jeszcze nie mieli okazji się napić.
Zza jego pleców wyłonił się James, rozglądając się po pokoju, a kiedy wreszcie zawiesił wzrok na naszych twarzach, wyszczerzył się szeroko. Evans schowała mapę pod połami swetra, uśmiechając się niewinnie.
- Też chodźcie, będziecie tak same siedzieć? - spytał, a kiedy spojrzał na Ann, zmarszczył brwi niby to groźnie. - A i wiesz co, Rusell? Zabiję cię za tę Ulizannę.

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. A więc tak, moja droga.
      Ty wiesz, co ja myślę o Benie. On nie jest zły, za to ty jesteś zła. Bo mogłabym go sobie nie lubić tak o, ale przez ciebie teraz go lubię trochę. To znaczy ja wiem, że ty teraz coś z nim odwalisz i że bd zła na pewno na Milesa, ale teraz po przemyśleniu sprawy ja juz wiem, ze on ma dobre serducho. To jak sie od razu Annie do ponocy rzucił, to, że mimo jej przewidywan nie odezwal sie na koniec, to ze sie spytal czy dostala (oczywiscie, późniejszej uwagi nie mogl sb darowac xdd) i ogolnie byl tu fajny. I dobrze im sie razem komentowało mecz. Tak. Ja to wiem, ty to wiesz, Annie to wie, zwłaszcza ze Lily poinformowala ja ze Ben potem juz nie komentowal meczu bez naszej Aneczki.
      A ty jesteś zua, bo niedlugo dowalisz cos Benowi i wszyscy sie pewnie odwroca przeciwko niemu, a prawda jest taka ze mimo ze zdarza sie mu byc po prostu wrednym, jest dobrym chlopakiem.
      Tylko taki ma sposob bycia. Tak.
      ,,- Ostatnio to Gryffindor wyszedł zwycięsko z tego starcia, jak jednak będzie tym razem? - odezwałam się po raz kolejny, obserwując, jak publiczność zamiera, a Hooch podlatuje do środka boiska. - Gracze już wznoszą się w powietrze, ustawiają naprzeciwko siebie...
      - ...Villon zdaje się jakby nienawistnie spoglądać w stronę ustawionej naprzeciwko Beckett, czyżby...
      - ...Czyżby Benjamin Miles miał urojenia, które każą mu szukać spisku w każdej możliwej sprawie?
      Chłopak spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami, a jego twarz przepełniało oburzenie. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, jednak kiedy usłyszał śmiech na trybunach, sam również nieco się rozchmurzył.
      - Cóż, Annie, po prostu odnoszę wrażenie, że coś wisi w powietrzu. I nie chodzi o graczy, ha-ha! - zaśmiał się, a po kilku chwilach spoważniał i, odchrząknowszy, powiedział do megafonu niskim głosem: - Może jakieś niewypowiedziane frustracje?
      - Przezabawne - powiedziałam obojętnym tonem, nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że to żart na poziomie Syriuszowego znikacza, z którego Beckett śmiała się za każdym razem (szczególnie wtedy, gdy opowiadała go sama). - Jeśli mówisz o meczu towarzyskim, jest to wysoce prawdopodobne. Rozlega się gwizdek, kafel przecina powietrze i... Tak! Syriusz Black przejmuje piłkę w akompaniamencie zachwyconych pisków dziewczyn na trybunach!
      - Owszem, drużyny te mają dość wyrównany poziom, ale miałem na myśli raczej nie mecz towarzyski, a towarzyskie frustracje - stwierdził tajemniczo, wracając do poprzedniego tematu, po czym dodał: - Villon sunie za Blackiem, próbuje dosięgnąć kafla, jednak..." - tak, wklejam tutaj tak dlugi fragment bo jest cudowny <3 Jak Aneczka wyjechała z urojeniami, a potem Ben o tych graczach w powietrzu xddd Kocham <3
      ,,- Beckett zaczyna ją gonić, nie ma zamiaru ustąpić... - zaczęłam, a następnie dodałam, nie mogąc się powstrzymać: - Wymieniają jeszcze porozumiewawcze uśmiechy z Blackiem, być może to właśnie te dłuuugie, wspólnie spędzone na treningach godziny wpłynęły na ich niezwykłe zgranie?" - żarty z Siriusly zawsze kochane <3
      ,,- Dotyczące tego, że drużyna Krukonów sponsorowana jest przez Ulizannę - wyjaśniłam, po czym z satysfakcją spojrzałam w stronę tego idioty, podczas gdy całe trybuny wybuchnęły śmiechem. - Chociaż wtedy Potter chyba nie byłby zachwycony tym, w jakim kierunku idzie rodzinna firma, nie? Mimo że nie wygląda wcale, jakby korzystał z tych produktów, wręcz przeciwnie. I nie obrażaj się, Davies, podsłyszałam ostatnio w toalecie, że dziewczyny są naprawdę zachwycone twoją fryzurą!" - cudowne. CU-DO. Jezu uwielbiam ten fragment po prostu, jest idealny.

      Usuń
    2. ,,Zachwiałam się, a wtedy Ben szybko chwycił moje ramię, pomagając mi utrzymać równowagę. Kiedy już udało mi się wstać, zakręciło mi się w głowie, wzięłam więc głęboki oddech i zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, spojrzałam w stronę chłopaka, spodziewając się jakiegoś głupiego komentarza.
      Ben jednak milczał." - o tym właśnie mówiłam na początku. Ben sb może mowić co chce moze byc wredny jak chce, Annie moze sb o nim sadzic co jej sie żywnie podoba, ale to nie zmieni faktu ze w Milesie siedzi cos dobrego. To jak sie o nia zatroszczyl... <3
      A jeszcze niedawno mg go spokojnie nie lubić.
      Lilka nasza staje się sławna xD wśród całego hogwartu!!!! w koncu fakt, ze dostali kanape sb ot tak nie moze zostac obojetnie pominiety. To jest wg mnie wlasnie wyznacznik slawy w takich miejscach. Jesli zajmujesz najwieksza kanape w dniu, kiedy jest pelno ludzi, oznacza to ze jestes naprawde wazna osobistoscia.
      Ale, ale... CO NA TEJ KANAPIE ROBI MAY?! ONA NIE JEST WAŻNĄ OSOBISTOŚCIĄ.
      Nie dość że przerwała Lily i Syriuszowi rozmowę podczas ktorej Beckett miala sie uzewnetrznic, opowiedziec Blackowi jak sie czuje po pierwszym meczu, to jeszcze ta okropna dziołcha prawie udusiła syriusza i kleiła się do niego jak jakis lep na muchy (adekwatne porównanie). Jezu kolejna baba na M której nie trawię. Niech spada.
      ,,- Wyluzuj, bo nie dożyje do kolejnego meczu - rzuciłam, a James wyszczerzył się na tyle szeroko, na ile pozwalał mu przyciśnięty do mojego ramienia policzek." - taką Lilke uwielbiam <3
      Nie no May jest po prostu żałosna. To jak uznała za swoja wygrana ze Lily poszla z przyaciolkami a ona zostala z Jamesem i Syriuszem, a raczej dla niej Syriuszem i Jamesem no po prostu wzbudzilo we mnie politowanie. Taka glupia rywalizacja, ale Lily nie bierze w niej udzialu tylko olewa ta glupia dziołchę. No i dobrze bo nic ona nie znaczy. Black nie lubi lepów na muchy.
      Oooooooo... w końcu evans bd troszke mniej wyalienowana od dziewczyn... w koncu juz razem poznaja tajemnice huncwotow... I to jak się przytuliły <3
      Ale czekaj... LILY EVANS UKRADŁA FILCHOWI MAPĘ Z JEGO WŁASNEGO GABINETU.
      TAK.
      To po prostu trzeba bylo zaznaczyc bo to jest krok w strone swietnej przemiany Lily. Juz nie bd tak restrykcyjna jesli chodzi o przestrzeganie regulaminow... zmienia sie na lepsze nam ta dziewczyna!
      Komentarze z mapy rozbawiły mnie do łez. Płakałam jak czytałam, cudeńko po prostu. Chce tego wiecej i wiecej i wiecej... <3 i o wzroscie lilki i o wlosach katie i o eliksirze i skutkach jego wybuchu u Annie... <3 lupin jak zawsze najbardziej uprzejmy xD No i pan Rogacz który powstrzymał się od wypowiedzi na temat Lily E xD
      No i mamy historię Annie! Biedna... Mogla byc swietnym graczem pewnie, a tutaj taka trauma... naprawde mi przykro przez to...
      no i dziewczyny zbliżają się do odkrycia tajemnicy huncwotów! Yep yep! Tak tak! Ja wiem to bardzo dobrze! Haaaa! I juz sie nie mg doczekac momentu kiedy opublikujesz TEN rozdział! <3
      Na koniec jeszcze dwa cudowne fragmenciki:
      ,,Beckett, chodź, szukają cię. Mówią, że z dziewczyną z drużyny Gryffindoru jeszcze nie mieli okazji się napić."
      ,,- Też chodźcie, będziecie tak same siedzieć? - spytał, a kiedy spojrzał na Ann, zmarszczył brwi niby to groźnie. - A i wiesz co, Rusell? Zabiję cię za tę Ulizannę."
      Czyżbym czasem nie nadużyła w tym komentarzu słów cudowne i kocham? XD
      Rozdział jak zawsze idealny wręcz.
      Czekam, więc pisz i dodawaj szybko.
      Pozdrowionka,
      Bianka <3

      Usuń
    3. A no i nie napisałam, bo zapomniałam, że przecież pisanie z perspektywy komentatora było świetnym pomysłem, ale o tym chyba wiesz xd dzieki temu akcja nabrała dynamiczności i duuuużo humoru! Poza tym duża oryginalność!
      <3

      Usuń
  2. Przybywam niczym ekspres Londyn-Hogwart wieczorową porą! W sensie, jestem tak podekscytowana faktem, że jestem gdzieś z komentarzem na czas, że aż zasługiwało to na odpowiednią oprawę xD
    Techniczna strona komentatorstwa jak zwykle bardzo mi się podobała - może nie jakoś superekstradynamiczny wątek, ale za to bardzo oryginalny, a to zawsze się ceni.
    Wzmianki o znaczeniu meczu trochę pomieszały mi w głowie. Najpierw dowiadujemy się, że to mecz o puchar, później, że to pierwszy mecz Gryfonów w sezonie. Jest tu jakaś niespójność, bo nie każdy mecz w sezonie to zarazem mecz o puchar - ten ostatni to chyba raczej taki finałowy, pomiędzy dwoma najlepszymi drużynami. Jak będzie tutaj? Domyślam się, że to chyba raczej początek sezonu.
    Samo komentowanie meczu było bardzo ciekawe. Trzeba było się naprawdę skupić, żeby przebić się przez warstwę złośliwości i plotek obojga komentujących, ale mecz był dynamiczny i na pewno nie monotonny. Nie za bardzo rozumiałam, dlaczego niektórzy zawodnicy zawsze określani są nazwiskami, a inni imionami (taki Syriusz to zawsze Syriusz, a Lily to zawsze Beckett), ale może to kwestia narracji.
    Profesor McGonagall była taaaka słodka w tym swoim zaangażowaniu! To dopiero prawdziwy kibic :D
    Jak to zwykłam mawiać, taka rana w Hogwarcie to nie rana, ale zawsze daje jakieś pole do rozwinięcia się towarzyskich relacji i cieszy mnie widok troski Bena :) Wiedziałam, że to dobry chłopak!
    Fakt, że mecz nie był idealny, był oczywiście idealny i do teraz rozpamiętuję wątpliwości Lily :)
    Kradzięż LILY EVANS przez Mapę była przecudna! I to eleganckie obrażanie! Czy naprawdę nikt już tego nie pamięta?! W każdym razie sytuacja wspisała się idealnie, brawo :) To było takie cudownie huncwockie, że brak słów! Ja chcę więcej tej Evansówny, która zawróciła w głowie Potterowi...!
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, rzeczywiście szybko xD
      Syriusz nie był cały czas wymieniany tylko z imienia, raczej było imię i nazwisko. Beckett to Beckett, tak im szybciej mówić, z kolei samo imię (Syriusza) wypowiadane było przez Ann, co jest raczej kwestią przyzwyczajenia, a to wychodzi w czymś tak dynamicznym, jak komentarz sportowy.
      rozgrywka pierwsza w sezonie (w domyśle: pierwsza rozgrywka należąca do walki o puchar) i rozgrywka o puchar to to samo - sezon zaczął się dzień po meczu towarzyskim, gdzie grała inna drużyna. Mecze są rozłożone tak, że nie zawsze wszyscy grają od początku sezonu, czyli okolic października/listopada - na to nie ma rady. tutaj każdy jest o puchar poza towarzyskimi, bo za każdy poza towarzyskimi naliczane są punkty rankingowe. może gdzieś tak nie jest, u mnie takie są zasady :)
      hahahaha, tak sobie wyobrażam kanoniczną McGonagall - w końcu sama kiedyś grała i myślę, że zaangażowanie jej nigdy nie minęło. może jedynie starała się je ukrywać - i to nieudolnie xd
      ja z kolei uważam, że magia nie jest w stanie naprawić wszystkiego, a im prędzej przychodzi leczenie - tym lepiej. gdyby tak nie było, rodzice Jamesa nie umarliby na smoczą ospę - a choć magiczny świat miał swoją publiczną służbę zdrowia, z pewnością byłoby ich stać na magicznych prywaciarzy, gdyby była szansa, że uda się coś z tym zrobić.
      no i z magią czy bez - ja bym nie chciała chodzić ze szkłem w ręce xD
      Evans wkracza u mnie stopniowo, ale cieszę się, że póki co się podoba. ;)
      dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Hej!
    Zazwyczaj nie komentuję, choć jako, że kiedyś sama pisałam bloga i doskonale wiem, jak cieszy każdy, nawet najkrótszy komentarz, chyba powinnam częściej się za to zabierać. Twojego bloga odkryłam całkiem niedawno i zupełnie przez przypadek. Wyleciałam bowiem już trochę z obiegu jeśli chodzi o blogi o tematyce potterowskiej. Przeczytałam go, choć właściwie powinnam napisać, że pochłonęłam za jednym zamachem.
    Na początku, jako mały wstęp, napiszę że masz niesamowity talent!!
    Każda z wykreowanych przez ciebie postaci jest prawdziwa. Często, gdy na początku nowego akapitu zaczynałaś opisywać którąś z nich, sama domyślałam się o kogo chodzi, mimo, że nie podałaś jeszcze jej imienia i to chyba mówi samo przez się. Wszyscy bohaterowie mają swoje pasje, wady, zalety. Podoba mi się to, że każdego z nich traktujesz jako bohatera pierwszoplanowego (no może poza Evans, ale skoro mówisz, że będzie pojawiać się stopniowo, to mogę ci to wybaczyć ;) ). Bardzo często w blogach o Huncwotach nacisk kładzie się przede wszystkim na Jamesie i Syriuszu, a Peter i nawet Remus traktowani są tak trochę po macoszemu. U ciebie jednak mają swój charakter, mają to coś.
    Tym jednak, co podoba mi się chyba jednak najbardziej jest to jak zinterpretowałaś Hogwart. Nie poprzestałaś na tym, żeby przekalkować to co było w książce nakładając na to innych bohaterów, ale rozszerzyłaś ten świat pokazując nam jak wiele ma do zaoferowania. Szkolna gazetka, bal... to tylko kilka przykładów.
    Żałuję teraz trochę, że nie napisałam tego komentarza wcześniej, zaraz po tym, gdy skończyłam czytać. Na świeżo może mogłabym powiedzieć więcej. Teraz jednak zostaje mi skupić się na ostatnim rozdziale.
    Podobał mi się opis meczu, szybki i dynamiczny, czyli taki jaki powinien być prawdziwy mecz Quidditcha. Przekomarzanki między Ann i Benem ciekawe i zmuszające do refleksji ;) Cytat "Kto się czubi, ten się lubi." byłby chyba w tym przypadku najlepszy.
    Zgadzam się też trochę z moją przedmówczyniom. Z początku wydawało mi się niejasne, dlaczego nazywasz to meczem o puchar, skoro był to pierwszy nietowarzyski mecz, rozgrywany przez Gryfonów w tym sezonie.
    Nadal czekam i pewnie nie jestem w tym sama, na dalszy rozwój sytuacji między Syriuszem a Lily. Wspólna gra w drużynie na pewno będzie pierwszym krokiem do naprawienia ich relacji, czekam jednak na poważną rozmowę, jaką w końcu będą zapewne musieli odbyć, choć znając twoją Beckett i Blacka trochę to może potrwać. Tak coś mi się wydaje, że dziewczyny zdążą wcześniej odkryć ich tajemnicę. Pytanie tylko jak na nią zareagują?
    Cały ostatni fragment był przeuroczy. Od reakcji dziewczyn na wejście Lily i uścisk, który mam nadzieję był początkiem, zachętą, która trochę zbliży ją do reszty. Nie ukrywam, że było mi jej czasem szkoda. Jakoś tak zawsze wydawała mi się być gdzieś sama na uboczu, a jako postać ma przecież dużo do zaoferowanie. Większość opisuje ją jako sztywną panią Prefekt, co nie do końca mi do niej pasuje. Spójrzmy prawdzie w oczy, czy gdyby rzeczywiście taka była, taki Huncwot jak James Potter zwróciłby na nią uwagę? Ba... poprosił o rękę i założył z nią rodzinę. Jestem więc ciekawa, jak ty ją przedstawisz.
    Niemiłe komentarze mapy - to było tak huncwockie, że bardziej nie mogło być. I to, że pan Rogacz zamilkł przy Evans. Perfect!
    Pozdrawiam i zdecydowanie życzę weny. Trochę ci posłodziłam, nie ma co ;) Więc, żeby nie było tak wspaniale napiszę, że nowe rozdziały pojawiają się zdecydowanie za rzadko. Czy to wystarczy, jako jedyny negatywny komentarz?
    Alicja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      okej, właściwie to trochę mnie speszył ten komentarz, ale naprawdę dziękuję! chciałam, żeby postacie były jak to ujęłaś "żywe", rzeczywiste, ale żeby też samym stylem narracji można było dość trafnie określić, czyja to narracja, zanim właściwie pojawi się ta informacja. wszystko jest kwestią detali, o które starałam się troszczyć, dlatego też naprawdę jestem szczęśliwa, że to nie tylko zostało zauważone, ale i uznane za udane. dziękuję pięknie po raz kolejny <3
      Remus i Peter rzeczywiście są często pomijani, ale chyba Peter w szczególności. trudno jest się wyzbyć niechęci do niego, traktowania go jak tło, gdy znamy jego przyszłość, ale jestem zdania, że skoro przedstawiamy akurat czasy huncwotów, należy się jakoś do tego zmusić. on był ich przyjacielem - niezależnie od tego, co zrobił później, wcześniej był jednym z nich. i to pełnoprawnie, nie na doczepkę. Staram się to ująć.
      co do Hogwartu - po raz kolejny muszę podziękować. staram się, żeby nie było jak się nudzić, zresztą niektóre postacie proszą się wręcz o niektóre zagrania z mojej strony :)
      Tutaj każdy mecz w sezonie jest o puchar - liczy się ilość punktów, każda drużyna rozgrywa trzy mecze niezależnie od wyników, wygrywa największa ilość. tak najprościej. napiszę to od razu, może ktoś z wątpliwościami zerknie do tego komentarza. niby mogłabym dodać do "zanim przeczytasz", ale paradoksalnie mało osób je czyta xD przemyślę to jeszcze i jakoś tę informację podkreślę.
      No cóż, szczególnie ostatni akapit tutaj wskazuje, że odkrycie tajemnicy tuż za rogiem :) wszystko się okaże, włącznie z tym, jak się potoczą losy Siriusly, ale wiele zdradzać nie mogę...
      Jak już chyba niżej napisałam, bodajże w odpowiedzi do Changesun, sama czekałam na ten fragment, kiedy Evans się do nich zbliży. mieszkały razem w dormitorium, Lily miała swoje sprawy, osobnych znajomych, trochę zadawała się z dziewczynami, ale w gruncie rzeczy nie do końca do nich należała. to się zmienia, ale do pewnych spraw wszyscy musieli dojrzeć, niektóre rzeczy dziewczyny musiały sobie uświadomić.
      tak jak na przykład wspomniany przez Ciebie fakt, że nie była ona "sztywną panią Prefekt". z drugiej strony, Hermiona też nie była jedynie wkurzającą kujonką, a na początku takie mieli o niej zdanie, prawda? Evans jednak przyjaźniła się ze Snapem, co dopiero w piątej klasie wiosną ostatecznie się rozpadło. Szósty rok jest chyba odpowiednim momentem na to, by je do siebie zbliżyć :)
      Co do Jamesa, to się z tobą zgadzam - w Evans musiało być coś wyjątkowego, a ja jeszcze zobaczę, co da się w jej przypadku zrobić, poza wykradaniem skonfiskowanej mapy w imię przyjaźni i wyższego dobra.
      Komentarze mapy musiałam wykorzystać, w końcu to zbyt genialny pomysł na ochronę sekretu mapy, że aż szkoda go nie wykorzystać!
      Co do jedynego negatywnego komentarza - niestety, ostatnio trochę miałam do roboty, a i rozpoczęcie kolejnego rozdziału przysparza mi drobnych problemów. akurat Twój komentarz zamyka serię odpisywania pod rozdziałem, więc za chwilę zabieram się za próby pisania!
      dziękuję po raz kolejny za komentarz, taka ogromna dawka motywacji jest zawsze nieoceniona. nie wiem co jeszcze dodać, po prostu dziękuję <3

      Usuń
  4. Przybywam z komentarzem!
    Mecz Quidditcha jak zawsze pełen emocji! Podejście Bena do bycia komentatorem meczu tak bardzo kontrastuje z podejściem Ann — on podchodzi do tego lekceważąco, jakby od niechcenia (ciekawi mnie z czego to wynika), natomiast ona jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu! McGonagall tak bardzo bezstronna…. Hahah, kochane na swój sposób!
    I czym by była rozmowa Bena i Ann bez malutkiej sprzeczki? Podoba mi się w ich relacji ta „zaczepność”… Ale! Ale! Ben rzucający zaklęcie, aby obronić Ann i jego chwilowa troska — „Dostałaś?”… Jednak ma serce ten okrutnie docinający chłopak! I jeszcze, jeszcze ten moment gdy Ann zwraca uwagę na szczegóły jego twarzy… asdfghjkl (bo nic nie odda lepiej moich uczuć gdy o tym czytałam).
    Kolejny fragment rozdziału… Tak dużo interakcji Lily — Syriusz, nawet takich malutkich, ukrytych… I Maya. Cisnął mi się same przekleństwa na usta od momentu, gdy rzuciła się biednemu Blackowi na szyje, a za zajęcie miejsca Lily na sofie z jakąś chorą satysfakcją, mam ochotę ją udusić :)) Nie wiem co ma na celu jej zachowanie, ale wzbudza we mnie agresję.
    Dalej pozwolę sobie zacytować słowa: „Cholera, Lily Evans wykradła mapę z szafki Filcha. Lily Evans.”. Tak! Cholera, zrobiła to! I, cholera, dziewczyny są coraz bliżej prawdy!
    Komentarze mapy — genialna dawka poczucia humoru huncwotów. Zbiorowy uścisk pokazał zażyłość i bliską relację między dziewczynami. Było to tak samo słodkie jak i ta czysta oczywistość, że James nie powiedziałby złego słowa Lily!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału — wierzę w Ciebie i trzymam kciuki by pojawił się jak najszybciej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! <3
      Ben, cóż - nieprzenikniony jak zawsze xD Ann za to po prostu ma tak, że albo robi coś zupełnie od niechcenia, albo daje z siebie sto procent. w tym przypadku wiadomo jak jest, w końcu to jedna z jej pasji w gruncie rzeczy.
      Dobre określenie troski - "chwilowa" - bo to bardzo dobrze oddaje stan rzeczy :D co do szczegółów twarzy, mózg jej chwilowo nie pozwolił na nic wymagającego, tak wyszło...
      Już teraz Maya wkurza, a może być gorzej! w prawdziwym świecie wcale nie brakuje do takich postaci inspiracji, wręcz przeciwnie...
      właściwie to sama nie mogłam doczekać się momentu takiego... wtórnego pojednania dziewczyn? niby nie było między nimi kłótni, niby spędzały razem we 4 czas, ale to nie do końca było to, co między Beckett, Ann i Katie - do teraz.
      z czasem pojawienia się rozdziału może być różnie, ale powoli się za niego zabieram. dziękuję! <3

      Usuń
  5. Hej hej hej :) To jaaaa. Jestem i tu (bez miesięcznego opóźnienia się nawet udało) :P
    Ben hmm... intrygująca postać. Coś czuję, że nie mogę go rozgryźć xD Ale podoba mi się komentowanie meczy przez Niego i Ann. Zabawni są :) Tą wypowiedź sponsorowała firma Ulizanna xD
    Maya. Jedyne co chciałabym napisać to - NA STOS Z NIĄ!! Wrrr nie znoszę dziewuchy! Co ona sobie myśli? Że niby uda jej się zająć miejsce Lily obok Syriusza? No niedoczekanie jej!
    Ah i na koniec najlepsze! Lily Evans, TA Lily Evans kradnąca świadomie własność Huncwotów z gabinetu Filcha! Świat się kończy! Rogacz się zakocha po raz drugi jak się już dowie xD A i mam nadzieję, że szybko nie odkryją jak "uruchomić" mapę bo komentarze mapy są genialne :) Uśmiałam się do łez :D
    Czekam na kolejne dawki emocji :*
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Luelko!
      Właściwie to miło mi to czytać - Ben ogólnie nie miał być osobą, którą łatwo przejrzeć, a jeśli mi się to udało, to przecudownie! dziękuję <3
      wobec różnych postaci niektórzy tutaj mieli różne odczucia, ale wygląda na to, że Maya jest tu widziana tylko w jeden sposób :D ale co zrobić, no nawet ja muszę przyznać, że dziewczę irytujące.
      "Rogacz się zakocha po raz drugi jak się już dowie" hahahahahha genialnie ujęte, idealne podsumowanie po prostu xD zobaczymy, jak szybko odkryją, ale jeśli przyjdzie mi do głowy więcej tych komentarzy, to specjalnie dla Ciebie je umieszczę albo jakoś przemycę!
      skoro tak, to odpiszę jeszcze tutaj na komentarze i zabieram się za pisanie, żeby jak najszybciej Ci ich dostarczyć. dzięki za komentarz! <3

      Usuń
    2. Myśl o mapie... myśl o mapie... myśl o mapie :) Pomagam w wymyślaniu komentarzy? xD
      Przesyłam Ci mnóstwo pozytywnej energii, którą dziś mam i czekam na nowiutki rozdział :*
      Twoja wierna Luella <3

      Usuń
    3. jasne, że pomogło, nawet parę komentarzy się znalazło!
      dziękuję bardzo Luelko, już niedługo uporam się z resztą obowiązków tego semestru i będę się brała mocno do roboty w związku z rozdziałem!
      <3

      Usuń
    4. Cześć i czołem to znowu ja :) Jak Ci idzie? Semestr zamknięty? Rozdział skończony? :p
      Luella :D

      Usuń
    5. Hej! <3
      Idzie do przodu! Semestr zamknięty, właściwie to już trwa kolejny. A czy rozdział skończony... ekhm, no. pisze się. Tyle to trwa, bo miałam małą przerwę literacką no i wyjazdy, ale od paru dni pracuję nad tym dość intensywnie. Rozdział zbliża się coraz bardziej :D
      to kochane, że wpadasz co jakiś czas i poganiasz - aż chce się pisać! <3

      Usuń
    6. Wpadam tu codziennie, czasem dwa razy dziennie :) Ot takie uzależnienie :) Więc pisz, pisz bo czuje się jak Syriusz bez Ognistej <3
      Luella

      Usuń
    7. Hahahahha, mam nadzieję, że jednak nie jest z niego taki alkoholik xD cóż, zamieszczam czasem o dziwnych godzinach i ogólnie różnie z tym bywa, więc przy takim zaglądaniu pewnie niemal od razu zauważysz nowości :)
      <3

      Usuń