#comments { color: #000; }

sobota, 27 sierpnia 2016

23.

Równy miesiąc od ostatniego rozdziału!
Dobra, wiem, niezbyt szybko, ale szczerze mówiąc, to Bianka weszła mi na ambicję tym, że dodała nowy rozdział u siebie. Poza tym - przez ostatni miesiąc miałam raczej problemy ze znalezieniem czasu na spokojne dokończenie pisania.
Jak zwykle - czytałam to i nanosiłam poprawki, ale nie oznacza to, że jestem przekonana co do braku błędów. Pewnie będę poprawiać jeszcze później, tymczasem zapraszam do czytania i komentowania!

Gainsborough stanął za naszymi plecami, krzyżując ręce na piersi i obserwując nas z uniesionymi wysoko brwiami; kiedy spojrzał w moją stronę, posyłając mi równocześnie karcące spojrzenie, momentalnie odwróciłam się i udawałam, że nawet na krótką chwilę nie oderwałam się od książki.
- Jak już wspomniałem, Beckett - zaczął, wtrącając moje nazwisko w losowym miejscu - dopóki każdy z kuferków nie będzie miał choćby zadrapania, nikt stąd nie wyjdzie.
- Co znowu zrobiłaś? - szepnął do mnie Peter; ledwie było go słychać, a słowa udało mi się jakoś rozszyfrować chyba tylko dzięki ruchom jego ust. W odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami, pochylając się po raz kolejny nad książką, i zaczęłam szukać jakiegokolwiek zaklęcia, które mogłoby tę idiotyczną skrzynkę otworzyć. Tym razem przynajmniej mogłam robić to samo, co wszyscy, więc wolałam się zbytnio nie wychylać póki co.
Niezbyt mogłam się skupić, rozejrzałam się więc jeszcze po twarzach pozostałych, którym również przyszło męczyć się z tym samym zadaniem: Katie i Ann zaczytały się w swoich egzemplarzach "Podstawowych zaklęć dla tych, którzy nie mają czasu", James, Peter i Michael dźgali kłódki różdżkami w nadziei, że te się dzięki temu otworzą, Syriusz skrzyżował ręce i patrzył na skrzynkę ze zmrużonymi oczami... Remus z kolei wertował książkę szybko, co chwilę szepcąc pod nosem formuły różnych zaklęć, jednak irytacja na jego twarzy sugerowała, że te próby nie zdawały się na zbyt wiele.
Fakt, że nawet Remus miał problemy z tym zadaniem, zdecydowanie nie przysporzył mi zbyt wiele motywacji. Z cichym westchnięciem wróciłam do lektury, ze znudzeniem podpierając głowę dłonią; w końcu zdążyłam zapomnieć, że powinnam szukać konkretnych czarów, a nie jedynie czytać książkę, jednak Gainsborough nie miał jak tego sprawdzić.
Przeczytałam o zaklęciu natychmiastowego oskalpowania i zaczęłam się przyglądać rycinom przedstawiającym skutki tego uroku; wzięłam do ręki ołówek, po czym zaczęłam dorysowywać wąsy znajdującym się na obrazku twarzom, gdy nagle do moich uszu dotarł głośny huk. Odskoczyłam od ławki szybko, podnosząc głowę, wyrwało mnie to bowiem z zamyślenia i nieco przestraszyło. Pozostali również rozglądali się, nieco zdezorientowani, z kolei Gainsborough miał równie niewzruszoną minę, co zwykle. Usłyszałam jeszcze kolejne ciche stuknięcie - mój ołówek, który wypuściłam z ręki, potoczył się po ławce i spadł prosto na podłogę.
- Black - odezwał się w końcu profesor, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że skrzynka chłopaka nie znajdowała się już na ławce - leżała na kamiennej podłodze, wciąż nietknięta. Syriusz przewrócił oczami, idąc za nauczycielem w stronę biurka, a my zaczęliśmy spoglądać za siebie nawzajem, zapominając zupełnie o swoich kuferkach.
- Cudnie - mruknęła Katie, zatrzaskując książkę z hukiem. - Ciekawe, ile teraz będziemy tu siedzieć.
- Co on tak w ogóle zrobił? - spytałam, bo poza tym, że skrzynka grzmotnęła o ziemię, nie widziałam nic. Nikt z pozostałych nie natknął się chyba na zaklęcie, które zrobiłoby coś takiego.
- No, a co mógł zrobić Syriusz? - odpowiedział pytaniem na pytanie Remus, a jego głos był całkiem spokojny - w przeciwieństwie do Katie, dla której perspektywa spędzenia jeszcze kilku minut w tym miejscu była nie do zniesienia.
- Wziął w ręce i trzasnął z impetem o podłogę? - spytałam z ironią, przewracając oczami; wymowne milczenie i spojrzenia pozostałych jedynie potwierdziły moje przypuszczenia. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, po czym oparłam się na krześle i zamknęłam oczy.
Posiedziałam tak jeszcze przez dłuższą chwilę, zastanawiając się nad tym, że może Gainsborough nie jest taki zły, skoro przeniósł nam szlaban z piątkowego wieczoru z uwagi na bal, jednak porzuciłam tę teorię, przypominając sobie, że od godziny dziesiątej rano w niedzielę siedzieliśmy w klasie, próbując otworzyć jakieś durne, zaczarowane skrzynki. Dochodziła dwunasta, a nie zanosiło się na to, że uda nam się wyjść przed obiadem - Anthony najwidoczniej rzucił na nie wszystkie zaklęcia obronne, jakie tylko przyszły mu do głowy. Pewnie przygotowywał je na takie okazje już odkąd go zatrudnili.
Nikt się nie odzywał, więc poza przyciszonymi głosami profesora i Blacka do naszych uszu nie docierały żadne dźwięki; nic więc dziwnego, że gdy usłyszeliśmy dźwięk kroków, szybko spojrzeliśmy w stronę biurka, wyczekując tego, co się stanie. Spojrzałam na pozostałych, którzy chyba myśleli dokładnie o tym samym, co ja - to znaczy o tym, jak bardzo Syriusz sobie nagrabił. Kiedy ten jednak zbliżył się do naszych ławek wraz z Gainsboroughem, jego mina nie wskazywała na nic szczególnego - był może jedynie dziwnie zamyślony.
Profesor machnął różdżką, a kuferki zniknęły z ławek i z podłogi; wstaliśmy szybko, a kolejne machnięcie poustawiało nasze krzesła i ławki na miejsca, w których znajdują się one na co dzień. Następnie Gainsborough podszedł do drzwi.
- Do świąt macie spokój, do widzenia.
Nacisnął na klamkę i z impetem pchnął je na zewnątrz - te jednak nie uderzyły o ścianę z hukiem, jak zwykle, a zostały przez coś zatrzymane.
Coś, co wydobyło z siebie cichy jęk bólu.
Zza drzwi wychyliła się Maddison Multon, patrząc na Gainsborougha z wyrzutem.
- Mogę ukraść Rusell na chwilę? - spytała, nie bawiąc się w żadne formułki grzecznościowe. Profesorowi zdawało się to nie przeszkadzać, bo jedynie wzruszył ramionami i poszedł w stronę biurka, jakby to zupełnie nie była jego sprawa.
- To chyba znaczyło tak - stwierdziła Evans przyciszonym głosem, wychylając się zza ściany.


Ann stanęła przed drzwiami klasy numer 10 i nacisnęła klamkę, jednak zanim pchnęła drzwi, odwróciła się w stronę Maddison i Joela, którego spotkaliśmy w pobliżu redakcji; chłopak pałętał się niespokojnie po korytarzu, trzymając ręce w kieszeniach spodni i rozglądając się nerwowo dookoła.
- Ale nie chodzi chyba o to, że nie macie artykułów na dziś, prawda? - spytała Rusell nagle, tak jakby w tamtym momencie zdała sobie sprawę z powodu dziwnego zachowania bliźniaków. - Od razu po szlabanie miałam zamiar je dodać i uruchomić druk, więc jeśli...
Dziewczyna pchnęła drzwi i weszła do klasy, wciąż patrząc w stronę bliźniaków, gdy jednak znów spojrzała naprzód, zatrzymała się momentalnie na środku klasy. Bliźniaki nigdy nie dowiedziały się, co "jeśli", bo Ann urwała zdanie w połowie. Wszyscy szybko weszliśmy za nią, uprzednio posyłając sobie nawzajem zaniepokojone spojrzenia.
- Uważajcie pod nogi - rzuciła Ann zduszonym głosem, rozglądając się wokół, po czym odchrząknęła. - I na Merlina, czy wy mieszkacie w namiocie? - dodała piskliwym, nerwowym głosem; James, który wszedł do środka ostatni, bez słowa trzasnął drzwiami, ignorując opryskliwy ton dziewczyny, ja z kolei spojrzałam na podłogę, na której wszędzie leżały powyrywane strony poprzednich numerów "Echa". W oczy rzucił mi się artykuł o meczu sędziowanym przez McGonagall - tym, który równocześnie był moim pierwszym meczem, a po którym razem z Syriuszem dostałam reprymendę na temat niezgrania od Pottera; przyglądałam się mu przez chwilę, a kiedy spojrzałam na strony rozrzucone wokół, zauważyłam, że znajdowało się tam jeszcze kilka takich samych. Dopiero wtedy, gdy podniosłam głowę, zwróciłam uwagę na to, że wokół jest dziwnie cicho; wszyscy patrzyli w jedną stronę, nie odzywając się do siebie nawzajem.
Rozejrzałam się wokół szybko, próbując znaleźć to, co tak wszystkich zainteresowało; nie były to jednak ani wyrzucone z półek książki, ani porozdzierane obicia czerwonych, wygodnych foteli. Wszyscy wpatrywali się za to w ścianę nad kominkiem - tę, na której Katie namalowała herb szkoły.
Szybko znalazłam dziewczynę wśród pozostałych - stała przy ścianie naprzeciwko, patrząc na swoje dzieło tępym wzrokiem. Michael trzymał ją za rękę i zaczął mówić jej coś do ucha, jednak nie byłam w stanie wychwycić ani słowa nawet pomimo głuchej ciszy, która panowała w pomieszczeniu. Dziewczyna wyrwała się lekko z uścisku swojego chłopaka, idąc w stronę kominka i przydeptując leżące na podłodze, wyrwane strony. Wyciągnęła dłoń w stronę malowidła, ostrożnie przejeżdżając po nim palcem; pierwsza z liter układających się w ogromny napis "SZLAMA", który przecinał na skos herb Hogwartu, rozmazała się pod wpływem dotyku, pozostawiając na jasnym fragmencie ściany szkarłatną smugę.
Ann złapała się brzegu stolika, opadając ostrożnie na podłogę; usiadła na piętach, kładąc dłonie na kolana i w milczeniu patrzyła w dół.
- To krew? - spytał Syriusz cicho; odruchowo zerknęłam w jego stronę i z zaskoczeniem napotkałam jego szare oczy, wpatrujące się we mnie uporczywie. Zamrugałam szybko, tak jakby wyrwał mnie tym z zamyślenia, w rzeczywistości byłam jednak nieco speszona tym, że z jakiegoś powodu na mnie patrzy.
- Lily - odezwał się chłopak po raz kolejny, przyciszając głos jeszcze bardziej - nie chcę brzmieć jak... nie wiem, jak totalny buc, czy coś? Ale... byłabyś w stanie sprawdzić, co to za krew?
Popatrzyłam na niego jak na kretyna, ale po chwili dotarło do mnie, że to jedna z najrozsądniejszych rzeczy, jakie możemy zrobić. W końcu zawsze mogła to być jakaś wskazówka, prawda?
- Annie, wszystko w porządku? - Lily Evans ukucnęła przy dziewczynie, obejmując ją; Ann nie odpowiedziała, a jedynie wtuliła się w ramię rudej. Momentalnie stłoczyliśmy się wokół nich, siadając na podłodze, a choć nie dokończyłam rozmowy z Syriuszem, nie miałam wtedy odwagi się odezwać.
Ann po kilku chwilach odsunęła się od Evans i wstała, rozpalając zaklęciem w kominku. Dziewczyna usiadła naprzeciwko niego i podkurczyła nogi, po czym zaczęła podnosić za pomocą różdżki drewienka w palenisku i opuszczając je w innych miejscach. Nikt się nie odzywał, więc pomieszczenie wypełniały jedynie dźwięki trzaskającego ognia i sporadycznego pociągania nosem.
Minuty mijały niesamowicie wolno, a ja wpatrywałam się bez przerwy w napis znajdujący się nad kominkiem. Krew najprawdopodobniej była już w tamtej chwili zaschnięta - a skoro Katie udało się ją wcześniej rozmazać, to znaczy, że ten ktoś nie był tu wcale tak dawno. Poczułam nieprzyjemne uczucie w żołądku: co jeśli Ann przyszłaby wcześniej i się z nim spotkała? Co by jej zrobił? Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, próbowałam zatem uspokoić się myślą, że Maddison i Joel są cali i zdrowi, mimo że to oni prawie minęli się z tym kimś.
- Zastanawiam się, dlaczego w ogóle ktoś miałby to robić - odezwał się wreszcie James, który najwidoczniej nie mógł znieść tej ciszy ani chwili dłużej. - Poza Ślizgonami, niewielu osobom mogłoby to przeszkadzać.
- Że co proszę? - odezwali się Maddison i Joel równocześnie, wyraźnie urażeni.
- Chodziło mu pewnie o tych w stylu Snape'a - uzupełnił Remus, tym samym starając się nie dopuścić do powstania jakiejś idiotycznej kłótni.
- Albo braciszka Syriusza - dodał James po chwili zastanowienia, co ostatecznie udowodniło bliźniakom, że chłopak nie miał złych intencji. Po ich minach można było wywnioskować, że nie chowali urazy.
Pierwotny sens pytania Jamesa najwyraźniej zaginął gdzieś w tej małej sprzeczce, bo cisza zapadła po raz kolejny - nie trwała ona jednak długo, bo nagle Ann wstała, odwracając się w naszą stronę; dziewczyna skrzyżowała ręce, uśmiechając się szeroko.
- Dobra, dość tego - zarządziła, machając otwartymi dłońmi, tak jakby chciała tym ruchem podnieść wszystkich z podłogi. - Nie będziemy tak siedzieć jak kretyni, zresztą muszę posprzątać ten bajzel.
- Pomożemy ci przecież - odezwał się Peter, również wstając. - Tylko powiedz nam, co robić.
Dziewczyna rozejrzała się wokół, a kiedy dostrzegła, że wszyscy patrzymy na nią wyczekująco, wyraźnie się rozpromieniła.
***
Syriusz założył swoją skórzaną kurtkę i stanął przy otwartym na oścież oknie, przez które wpadało do klasy mroźne, zimowe powietrze. Na zewnątrz było już ciemno, a pomieszczenie oświetlało jedynie kilka bladych lamp i ogień w kominku.
- Ann, masz coś przeciwko? - spytał, patrząc w moją stronę, i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym lekko nią pomachał.
- Nie, pal sobie - odparłam, wzruszając ramionami. - I tak nie zrobi to większego smrodu, niż te "odczynniki".
Kiedy chłopak podpalał papierosa mugolską, metalową zapalniczką, spojrzał wymownie w stronę Lily, która siedziała na podłodze blisko okna, stukając drżącym palcem w małą, podłużną fiolkę wypełnioną wodą i krwią zdrapaną z napisu nad kominkiem. Przed nią ustawiony był maleńki kociołek, w którym parowała jakaś cuchnąca, bezbarwna ciecz.
- Odczynniki analityczne, jeśli mamy być dokładni - uzupełniła dziewczyna, nie oderwawszy wzroku od fiolki. - Ale nie wiem, czy to potrzebne, bo według mnie to krew salamandry.
- Przecież nie możesz ot tak stwierdzić, że to krew salamandry - żachnął się Syriusz, a z jego ust wydobył się dym z papierosa. Od razu zaciągnął się po raz kolejny, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na dziewczynę, a ona odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła szeroko - mimo to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że w jej zachowaniu było coś sztucznego, tak jakby próbowała usilnie nie okazywać po sobie zdenerwowania.
- Chcesz się założyć?
- A o co?
- O papierosa?
Uznałam jej słowa za ostateczne potwierdzenie mojego podejrzenia, że na Lily całe to zdarzenie wpłynęło nieco bardziej, niż na innych. Chłopak zrobił zaskoczoną minę, jednak mimo to odparł po prostu:
- Stoi.
Spojrzałam porozumiewawczo w stronę pozostałych huncwotów, bliźniaków, Katie, Michaela i Lily Evans, która - sądząc po jej minie - chyba nie była zbyt zadowolona z tego, że Syriusz pali, tym samym łamiąc szkolny regulamin (choć pewnie postanowiła mu odpuścić z racji okoliczności).
- No to zobaczmy.
Lily wlała krew z fiolki do kociołka, znad którego momentalnie buchnęła brunatna para; to chyba oznaczało, że miała rację, bo posłała Syriuszowi pełne satysfakcji spojrzenie.
- Strzelałaś! - Syriusz zaciągnął się papierosem z obrażoną miną.
- Jasne, że tak - odparła dziewczyna pogodnie, wyłączając palnik i wstając; Black z markotną miną podał jej paczkę papierosów.
- Oni tak zawsze? - spytał Joel teatralnym szeptem, a Katie wzruszyła ramionami; trzymała na kolanach stos "Echa", układając po kolei strony w każdym z egzemplarzy.
- Raczej tak - odparł Remus, który układał książki na półce, uprzednio przeglądając je w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu, który mógł zostawić nasz nieproszony gość.
- Może ci pomóc, Remus? - spytałam, próbując wstać, jednak Peter szybko mi to uniemożliwił, chwyciwszy mnie za ramię.
- Nie jadłaś nic od śniadania - powiedział. - Nie po to z Jamesem leźliśmy na sam dół do kuchni, żebyś chodziła głodna cały dzień.
- Chciałam po prostu wam pomóc, to przecież nie jest wasz obowiązek, żeby...
Urwałam, bo Katie, która siedziała po mojej prawej stronie, bezceremonialnie wzięła do ręki jedną z moich kanapek i wepchnęła mi ją do ust. Posłałam jej mordercze spojrzenie, ale zaczęłam jeść, bo zrozumiałam, że bez tego nie pozwolą mi nawet ruszyć się z kanapy. Z braku innego zajęcia zaczęłam przyglądać się pozostałym, którzy zajęci byli sprzątaniem sali albo uporządkowywaniem gazet zebranych z podłogi.
- Ann, teraz ta wajcha? - zawołał James, który stał przy jednej z drukarskich maszyn i wskazywał na dźwignię, która ją uruchamia; chłopak od kilku minut wypytywał mnie po kolei o to, co ma robić, choć powiedziałam mu ze sto razy, że zaraz poradzę sobie z tym sama. Niestety James był zbyt uparty, więc po prostu skinęłam głową ze zrezygnowaniem. Chłopak pociągnął wtedy przełącznik z całej siły, a ze środka maszyny wystrzeliło parę gotowych egzemplarzy "Echa" i przeleciało na drugi kraniec pomieszczenia, układając się w równe stosy na ustawionych pod ścianą biurkach. Chwyciłam jeden z nich w locie i zaczęłam go przeglądać, odstawiwszy talerz z kanapkami na stolik, gdy jednak po kilku chwilach Remus posłał mi mordercze spojrzenie, uśmiechnęłam się niewinnie i znów zaczęłam jeść.
- Swoją drogą, Ann - zaczął Remus, a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem. - Masz jakieś podejrzenia co do tego, kto to zrobił albo jeśli chodzi o powód?
Nie odpowiedziałam na to pytanie od razu, zamyśliłam się bowiem po raz kolejny - tak jak wcześniej, kiedy usiadłam przed kominkiem i przerzucałam w nim szczapy drewna, próbując się uspokoić.
Po raz kolejny podsumowałam wszystkie fakty. "Echo Hogwartu" nie było w żaden sposób inwazyjne, choć - trzeba było przyznać - niektóre mniejsze artykuły mogły wywołać nieco szumu w środowiskach, które popierały Voldemorta. Nie powiedziałam jednak o nim wprost, a jedynie wskazywałam działania, które potencjalnie mogły być sprawką jego popleczników... Pierwszy artykuł, który mówiłby konkretnie o nim, miał ukazać się dopiero w tym numerze. A skąd ktokolwiek miałby się o nim dowiedzieć, skoro nawet nie był opublikowany, a ja nikomu o nim nie mówiłam? Mimo wszystko tamten napis zrobiony przy pomocy krwi salamandry - choć już dawno został usunięty przez Michaela - nadal tkwił mi w pamięci i nie wiem dlaczego, ale dzięki niemu byłam dziwnie przekonana o tym, że rzeczywiście chodziło tutaj o Voldemorta. Poza tym ten napis wskazywał na to, że ten ktoś bardzo dużo wiedział o nas i o tym, co się dzieje w redakcji, według mnie stanowił więc jakiś pokrętny wyraz groźby. Wyraziłam na głos wszystkie te przemyślenia, a pozostali słuchali mnie w skupieniu; gdy skończyłam mówić, na chwilę zapadła cisza.
- Albo mi się wydaje, albo widziałam, jak dodajesz do gotowego numeru stronę z tym artykułem - powiedziała Evans, mrużąc oczy.
- Nie będzie bezpieczniej, jeśli z tego pomysłu zrezygnujesz? - spytała Maddison, a ja popatrzyłam na nią i uśmiechnęłam się.
- Doceniam waszą troskę, naprawdę - stwierdziłam, wciąż się szczerząc - jednak artykuł nie tylko dodałam, ale i mam zamiar dwukrotnie zwiększyć nakład. Zobaczymy, jak zareaguje na wyzwanie.
Wstałam, odkładając wciąż pełen talerz na stolik.
- Jutro przeniosę redakcję gdzieś indziej i od teraz jego położenie będzie tajne - stwierdziłam. - A teraz pozwólcie, że pójdę sprawdzić, czy na korytarzu nie ma jakichś śladów, bo zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- Nie możesz przez kilka minut spokojnie usiąść na tyłku i dokończyć kolację tak, jak pozostali? - zirytowała się Katie, patrząc na mnie.
- Nadal nie wierzę, że nawet nie zakaszlałaś. Jak to możliwe? - dziwił się Syriusz, wychylając się razem z Beckett przez okno; ich jeden papieros najwidoczniej zamienił się w dwa, bo wciąż tam stali, o czymś rozmawiając. - Chociaż w sumie, gdybym na co dzień wdychał takie paskudztwa, jak twój "odczynnik analityczny", pewnie nic by mi już nie przeszkadzało...
Lily Beckett zaśmiała się cicho w odpowiedzi; Katie odwróciła się w ich stronę, a gdy po krótkiej chwili znów popatrzyła na mnie, na jej ustach gościł szeroki uśmiech.
- Beckett, Black, skończcie się truć i idźcie sprawdzić, czy nie ma śladów na korytarzu! - zawołała Katie, po czym posłała mi znaczące spojrzenie.
***
Rozglądaliśmy się po korytarzu od dobrych pięciu minut, jednak poza gumą do żucia przyklejoną od spodu do parapetu nie znaleźliśmy zbyt wiele. Nikłe światło pochodni ledwie oświetlało korytarz, a choć do naszych poszukiwań "czegokolwiek, co wyda nam się dziwne" było wystarczające, nie oświetlało dalszych części korytarza - przez co nie byliśmy pewni, czy dochodzący z oddali głos był dźwiękiem szurania butów Filcha, obchodem prefektów czy może Irytkiem, który kręcił się po okolicy.
Spojrzałam na Syriusza, który przyświecał sobie różdżką parapet i w skupieniu przyglądał się każdemu calowi, mrużąc oczy niczym rasowy detektyw; uśmiechnęłam się na ten widok, jednak po kilku chwilach odwróciłam wzrok i zajęłam się badaniem wiszącego naprzeciwko drzwi do redakcji obrazu, żeby chłopak przypadkiem sobie czegoś nie pomyślał.
Przyglądałam się namalowanej farbami olejnymi misie z owocami; choć nigdy nie byłam szczególną fanką martwej natury, uznałam to za lepsze zajęcie, niż to bezcelowe łażenie po korytarzu. I tak doskonale wiedziałam, że niczego tam nie znajdziemy.
- Beckett, masz coś? - Syriusz szepnął mi nagle do ucha, wyrastając za moimi plecami jakby znikąd, a ja wzdrygnęłam się, zaskoczona.
- Musisz to robić za każdym razem? - fuknęłam, jednak chłopak wciąż się uśmiechał, najwidoczniej niezrażony. - I nie, nie mam.
Dopiero te słowa sprawiły, że jego uśmiech nieco zelżał.
- Pójdę kawałek dalej, dobra? Gdyby nagle wyskoczył mi tam Filch, to po prostu się wydrę, żeby cię ostrzec, bo co będę miał do stracenia? A ty szybko wrócisz redakcji.
I poszedł wgłąb korytarza, nie czekając na odpowiedź; choć wcale nie miałam zamiaru chować się w takiej sytuacji jak tchórz, uznałam jego propozycję za całkiem rycerską.
Postanowiłam w tym czasie sprawdzić drzwi, bo - jak się okazało - cała reszta była całkowitym niewypałem. Przyglądałam się drewnu, poszukując w nim choćby najmniejszej rysy, jednak niczego nie zauważyłam. Klamka również wyglądała na nietkniętą; westchnęłam, zastanawiając się, co ja sobie w ogóle wyobrażałam, a następnie wlepiłam wzrok w złotą tabliczkę z numerem klasy, postanawiając poczekać na Syriusza.
Minęło jednak kilka minut, a chłopak nie wracał; nie było również słychać jego kroków, co nieco mnie zmartwiło.
- Syriusz...? - powiedziałam niezbyt głośno, spoglądając w ciemność w miejscu, w którym zniknął chłopak, nie doczekałam się jednak żadnej odpowiedzi.
"Pewnie nie usłyszał", wytłumaczyłam sobie w myślach, po czym postanowiłam poczekać jeszcze minutkę, a dopiero wtedy pójść go szukać.
Po raz kolejny spojrzałam w stronę numerka na drzwiach; dopiero gdy przyjrzałam jej się uważniej, dostrzegłam, że po na dole i po prawej stronie brakuje gwoździ. Wyciągnęłam palec i odchyliłam tabliczkę paznokciem, a wtedy coś bezszelestnie upadło na podłogę. Spojrzałam pod nogi, jednak niczego nie zobaczyłam; dopiero, gdy się odwróciłam, ujrzałam leżący metr dalej, złożony na pół kawałek pergaminu. Coś było na nim napisane; podniosłam go szybko i dostrzegłam, że na wierzchu napisane jest "L. Beckett". Rozwinęłam go pospiesznie, czując, jakby jakaś wielka, oślizgła ręka zaciskała się na moim żołądku. Małe, koślawe litery głosiły następujący napis:

wybacz
b.s.r.b.

Wpatrywałam się w list, gorączkowo myśląc nad tym, o co mogło chodzić. Kto to w ogóle był ten B.S.R.B. i dlaczego zostawił coś takiego? Byłam pewna, że to dokładnie ta osoba, która była odpowiedzialna za cały ten bałagan w redakcji, jednak nie miałam pojęcia, jaki to ma związek ze mną. W każdym razie sam fakt, że najprawdopodobniej cała ta sprawa miała związek z tym, że śmierciożercom nie spodobały się zbyt dobrze oddające prawdę artykuły,  a co za tym idzie - z Voldemortem, sprawił, że poczułam się dziwnie zagrożona.
- A co ty tam masz, Lilek? - Syriusz wychylił się nad moim ramieniem, uśmiechając się szeroko, a ja momentalnie schowałam ręce do kieszeni i zgniotłam kartkę. - No co? Wołałaś mnie przecież.
- Co? - spytałam, odwracając się do niego z uśmiechem, a głos nieco mi zadrżał; Syriusz spojrzał na mnie podejrzliwie, a jego twarz spochmurniała. - Nic nie mam, ale przeszukałam drzwi. A jak u ciebie?
- Nic nie znalazłem - odparł prędko, a jego mina wciąż wskazywała na to, że mi nie uwierzył. - Co masz w kieszeni?
- Nie mam niczego w kieszeni, o co ci chodzi? - odparłam po krótkiej chwili, starając się brzmieć naturalnie. Syriusz patrzył mi w oczy, a ja przyglądałam się jego szarym tęczówkom, mając wrażenie, że przewiercają mnie one na wylot. Tak jakby wiedział, o czym myślę tylko dzięki temu, że na mnie patrzy.
- Wiesz, ja rozumiem, że miałaś do mnie pretensje, że nie powiedziałem ci wtedy prawdy - odezwał się nagle. - Ale teraz robisz dokładnie to samo. Przecież widziałem, że coś masz.
Popatrzyłam na niego, czując się tak, jakby na dno mojego żołądka opadał ciężki kamień. Nie dość, że widział ten cholerny list, to w dodatku przypomniał o tej kłótni, co dodatkowo mnie zdenerwowało.
W tamtej chwili dotarło dopiero do mnie, co oznaczał fakt, że Syriusz zauważył ten list i poczułam lęk. Co jeśli zacznie mnie o coś podejrzewać? Może przecież powiedzieć o tym pozostałym, a skoro teraz mam przy sobie tę cholerną kartkę, bez problemu mogą ją przy mnie znaleźć. Nie mogę jej też wyrzucić, bo niby gdzie?
Nie odezwałam się ani słowem; położyłam dłoń na klamce, mając zamiar po prostu wejść do klasy, jednak chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął, nie pozwalając mi uciec.
- Cóż, chyba nie powinienem tego mówić - stwierdził sucho; najwidoczniej uznał, że chciałam iść przez to, że się obraziłam, a ja postanowiłam nie wyprowadzać go z błędu.
- Nie powinieneś.
Znowu miałam zamiar wejść do klasy, jednak chłopak wciąż mnie nie puszczał; patrzyłam na niego ze złością w oczach, a on wydawał się aż nazbyt spokojny, co rozjuszało mnie jeszcze bardziej.
Choć próbowałam nie szukać dziury w całym i nie przypominać sobie nawet tej idiotycznej sytuacji (w końcu to było dwa miesiące wcześniej!), wciąż tkwiła ona gdzieś z tyłu mojej świadomości i w irytujący sposób dawała o sobie znać niczym drzazga w palcu, kamyk w bucie albo rodzynki w deserze.
"Być może byłam za bardzo wścibska", przeszło mi przez głowę, kiedy zaciskałam rękę na skrawku papieru schowanym w kieszeni. "Tylko dlaczego nie mógł mi powiedzieć jakiegoś powodu, skoro odmawiał mi pomocy w tak ważnej sprawie? Przecież nie prosiłam o wiele". Staliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu, Syriusz wciąż trzymał mnie za nadgarstek, a ja wpatrywałam się tępo we framugę, czekając, aż wreszcie mnie puści.
"Czy ten jego powód mógł być równie poważny, co mój?", przemknęło mi przez głowę. "A jeśli tak, to czy naprawdę on aż tak bardzo mi nie ufa? Albo raczej nam wszystkim".
Spojrzałam na niego, po czym wlepiłam wzrok w podłogę, kiedy dotarła do mnie pewna myśl.
Przecież sama im teraz nie ufałam, pomimo sześciu lat przyjaźni.
Nie zmieniało to jednak faktu, że postanowiłam zachować to odkrycie dla siebie.
- Przesadziłem, przepraszam - wymamrotał nagle, patrząc w zupełnie inną stronę, a drugie z wypowiedzianych przez niego słów było tak ciche, że niemalże nie dało się go usłyszeć. Popatrzyłam na chłopaka z zaskoczeniem; widziałam, że był smutny, a kiedy zerknął na mnie kątem oka, pociągnęłam rękę, za którą mnie trzymał, i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Chodźmy zapalić - odparłam. - Muszę się odstresować.


Powoli uchyliłam powieki i gdy rozejrzałam się po pomieszczeniu z zaskoczeniem zauważyłam, że wcale nie znajdujemy się w naszym dormitorium - najwidoczniej wszyscy zasnęliśmy w redakcji. Byłam nieco obolała, bo przez całą noc siedziałam w jednej pozycji, wtulona w klatkę piersiową Michaela; ostrożnie więc wydostałam się z uścisku jego ramion, by przypadkiem się nie obudził. Pocałowałam go w policzek i wstałam, by rozprostować nieco kości.
Naprzeciwko nas siedział James, który opierał głowę o ramię Syriusza i chrapał w najlepsze; tuż obok nich z podkurczonymi nogami spała Evans, otulona peleryną Pottera.
- Dobry - odezwał się ktoś cicho, a ja niemal podskoczyłam; kiedy spojrzałam w stronę fotela stojącego naprzeciwko powoli dogasającego już kominka ujrzałam Ann. Dziewczyna uśmiechała się do mnie, a w ręce trzymała wielki kubek kawy. Spojrzałam na zegar wiszący nad maszynami drukarskimi - dochodziła szósta, a do mnie dotarło wtedy dopiero, jak krótko spaliśmy. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek dane nam będzie odespać bal, a gdy przypomniałam sobie, że był poniedziałek i już niedługo będziemy zmuszeni do siedzenia na lekcjach, humor od razu mi się popsuł. Kilka godzin snu i transmutacja z rana, czy istnieje coś lepszego?
- Ty już wstałaś? - spytałam, przecierając oczy i patrząc na Ann, która wydawała się całkowicie rozbudzona; jedynie cienie pod oczami temu zaprzeczały.
- Właściwie to w ogóle się nie kładłam - odparła dziewczyna pogodnie, popijając kawę z kubka, po czym uśmiechnęła się do mnie delikatnie. - Musiałam pilnować, żeby w nocy nikt się tu nie włamał.
Zmarszczyłam brwi.
- Mogłaś nas obudzić! - zirytowałam się. - Podzielilibyśmy się na grupy i mogłabyś się trochę przespać, przecież...
- Ciii - szepnęła, przerywając mi - bo obudzisz resztę.
Zamilkłam, chyba jednak było już za późno, bo zauważyłam, że Beckett otworzyła oczy; spała, wtulona w ramię Joela Multona, a gdy podniosła się i zdała sobie z tego sprawę, zrobiła zdziwioną minę i usiadła prosto.
- Hej - mruknęła, rozmasowując policzek, na którym odbił się ślad po rękawie bluzy Ślizgona.
- Cześć - odpowiedziała jej Ann, po czym spojrzała w moją stronę. - Poza tym, wystarczająco dużo dla mnie zrobiliście wczoraj. Z tą jedną rzeczą mogłam dać sobie radę sama.
Lily podeszła do nas, siadając na podłokietniku fotela Ann, po czym spojrzała w stronę zegara. Jej mina wskazywała na to, że miała taki sam humor, jak ja, bo przewróciła oczami i westchnęła z rezygnacją.
- O co tam wczoraj poszło z Blackiem? - spytała nagle Ann, a Lily popatrzyła nią ze zdziwieniem. Następnie przeniosła wzrok na śpiącego Syriusza, tak jakby obawiała się, że chłopak w tamtej chwili obudzi się i wszystko usłyszy.
- Skąd taki pomysł? - spytała, uśmiechając się, Ann natomiast spojrzała na nią z uniesionymi wysoko brwiami.
- Słyszałam wasze głosy za drzwiami.
Lily spojrzała na Blacka po raz kolejny; przyglądała się przez dłuższą chwilę jego miarowo unoszącej się klatce piersiowej, tak jakby chciała się przekonać, że na pewno śpi, po czym odchrząknęła i zaczęła mówić przyciszonym głosem.
- Przez przypadek zaczęliśmy gadać o tym, co się wtedy stało. No, wtedy, kiedy się pokłóciliśmy.
- I co, powiedział ci coś? - spytałam, a dziewczyna pokręciła głową przecząco.
- To nie w jego stylu - Ann popatrzyła w stronę każdego z huncwotów, tak samo jak Lily kontrolując, czy chłopcy wciąż się nie obudzili. - Musimy sprawdzić, co się dzieje, bo to nie jest normalne. Zresztą, porozmawiamy w dormitorium o tym wszystkim, bo...
- Złaź ze mnie, Potter - zamruczał w półśnie Syriusz, a Rusell momentalnie zamilkła. Cała nasza trójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, po czym zaczęłyśmy wpatrywać się w chłopaka tak, jakby to miało nam pomóc ocenić, czy ten usłyszał cokolwiek z naszej rozmowy.
- To idź się położyć gdzie indziej, zajmujesz mi miejsce - odparł James urażonym głosem, po czym położył się na drugiej stronie, tym razem opierając się na ramieniu Evans.
- Potter, złaź ze mnie - fuknęła nagle ruda, James jednak zdawał się nie słyszeć, tak jakby w ciągu jednej chwili zasnął po raz kolejny. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy chłopak udaje, czy nie, jednak jedno było pewne: nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca, a choć Evans kilkukrotnie próbowała go zepchnąć, niezbyt jej się to udało. W końcu odchyliła się do tyłu ze zrezygnowaniem i westchnęła.
Cały ten hałas sprawił jednak, że pozostali zaczęli się budzić; wkrótce pokój rozbrzmiał odgłosami kłótni Maddison i Joela oraz rozmowami, w których głównie przebijał się głos Lily; dziewczyna kazała Jamesowi z siebie zejść, podczas gdy ten uparcie stwierdził, że "lubi sobie rano jeszcze trochę poleżeć".
- Gdzie "Echo"? - spytał Remus, patrząc w stronę biurek, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że świecą one pustkami, choć jeszcze wieczorem były one całkowicie zapełnione wysokimi pod sufit stosami gazet. Spojrzałam w stronę Rusell z zaciekawieniem, a ta uśmiechnęła się łagodnie.
- Już są w drodze, wysłałam je godzinę temu - wyjaśniła Ann. - Może na śniadaniu coś się wyjaśni.

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Od razu się biorę za pisanie komentarza, co się tam będę obijać.
      Moja droga, widzę, że powracamy do idealnej ilości siriusly na rozdział. Na balu było mnóstwo, teraz tyle tych pięknych momentów...
      ,,- To krew? - spytał Syriusz cicho; odruchowo zerknęłam w jego stronę i z zaskoczeniem napotkałam jego szare oczy, wpatrujące się we mnie uporczywie. Zamrugałam szybko, tak jakby wyrwał mnie tym z zamyślenia, w rzeczywistości byłam jednak nieco speszona tym, że z jakiegoś powodu na mnie patrzy." - piękny moment, tak wiem, że wysyłałam ci go już wcześniej, ale jest cudowny.
      Tak samo jak te:
      ,,- Strzelałaś! - Syriusz zaciągnął się papierosem z obrażoną miną.
      - Jasne, że tak - odparła dziewczyna pogodnie, wyłączając palnik i wstając; Black z markotną miną podał jej paczkę papierosów.
      - Oni tak zawsze? "
      ,,- Nadal nie wierzę, że nawet nie zakaszlałaś. Jak to możliwe? - dziwił się Syriusz, wychylając się razem z Beckett przez okno; ich jeden papieros najwidoczniej zamienił się w dwa, bo wciąż tam stali, o czymś rozmawiając. - Chociaż w sumie, gdybym na co dzień wdychał takie paskudztwa, jak twój "odczynnik analityczny", pewnie nic by mi już nie przeszkadzało...
      Lily Beckett zaśmiała się cicho w odpowiedzi; Katie odwróciła się w ich stronę, a gdy po krótkiej chwili znów popatrzyła na mnie, na jej ustach gościł szeroki uśmiech.
      - Beckett, Black, skończcie się truć i idźcie sprawdzić, czy nie ma śladów na korytarzu! - zawołała Katie, po czym posłała mi znaczące spojrzenie."
      ,,Spojrzałam na Syriusza, który przyświecał sobie różdżką parapet i w skupieniu przyglądał się każdemu calowi, mrużąc oczy niczym rasowy detektyw; uśmiechnęłam się na ten widok, jednak po kilku chwilach odwróciłam wzrok i zajęłam się badaniem wiszącego naprzeciwko drzwi do redakcji obrazu, żeby chłopak przypadkiem sobie czegoś nie pomyślał."
      ,,- Beckett, masz coś? - Syriusz szepnął mi nagle do ucha, wyrastając za moimi plecami jakby znikąd, a ja wzdrygnęłam się, zaskoczona.
      - Musisz to robić za każdym razem? - fuknęłam, jednak chłopak wciąż się uśmiechał, najwidoczniej niezrażony."
      ,,Minęło jednak kilka minut, a chłopak nie wracał; nie było również słychać jego kroków, co nieco mnie zmartwiło.” - ah ta troska Lily!
      ,,- A co ty tam masz, Lilek? - Syriusz wychylił się nad moim ramieniem, uśmiechając się szeroko, a ja momentalnie schowałam ręce do kieszeni i zgniotłam kartkę. - No co? Wołałaś mnie przecież.” - tutaj jeszcze było wszystko cudownie. Syriusz powiedział do Lily zdrobniale, ale co, na Merlina? Ktoś musiał to zniszczyć. A wszystko przez tajemnice! COraz więcej ich dochodzi! Jakby Lily mu to pokazała to by było znacznie łatwiej… Ehhh…

      ,,Urwałam, bo Katie, która siedziała po mojej prawej stronie, bezceremonialnie wzięła do ręki jedną z moich kanapek i wepchnęła mi ją do ust. " - i jak tu nie kochać Katie? A Aneczka nie powinna się tak przemęczać. Całą noc nie spała matko boska, uparta z niej dziewucha. Nawet jeść nie chce. Ale to jest po prostu takie dla Annie typowe… Przyjaciele muszą jej mocno pilnować, bo by się przecież przepracowała biedna. Dobrze, że ma wokół siebie takich wspaniałych ludzi, którzy nie opuścili jej w potrzebie.

      Usuń
    2. ,,- Złaź ze mnie, Potter - zamruczał w półśnie Syriusz, a Rusell momentalnie zamilkła. Cała nasza trójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia, po czym zaczęłyśmy wpatrywać się w chłopaka tak, jakby to miało nam pomóc ocenić, czy ten usłyszał cokolwiek z naszej rozmowy.
      - To idź się położyć gdzie indziej, zajmujesz mi miejsce - odparł James urażonym głosem, po czym położył się na drugiej stronie, tym razem opierając się na ramieniu Evans.
      - Potter, złaź ze mnie - fuknęła nagle ruda, James jednak zdawał się nie słyszeć, tak jakby w ciągu jednej chwili zasnął po raz kolejny. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy chłopak udaje, czy nie, jednak jedno było pewne: nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca, a choć Evans kilkukrotnie próbowała go zepchnąć, niezbyt jej się to udało. W końcu odchyliła się do tyłu ze zrezygnowaniem i westchnęła.” - Ha, tutaj tyle Jily i przyjaźni Syriusza i Jamesa i Lily. Bo to wygląda tak jakby się Syriusz z Lily zgrali po prostu. Biedny Potter, który leżał na środku nie mógł się na nikim oprzeć, bo i Evans, i Black kazali mu z siebie złazić. Jakoś urzekła mnie ta sytuacja…

      A, ciekawi mnie, co Syriusz powiedział Gainsboroughowi, że pozwolił im wyjść. Jakoś męczy mnie to i męczy.

      Ah, tak. Nie wiem, kto mógł napisać ,,SZLAMA” na herbie, który narysowała Katie, ale zemeszczę się na nim. Nie przeżyje naszego spotkania. I G mnie będzie obchodziło, że ten napis zszedł (cieszę się z tego), ten osobnik pożałuje, że się urodził. Nie pozwolę bezkarnie bezcześcić pracy Katie, Annie, Lily, Huncwotów, bliźniaków i reszty redakcji. Nie ma tak łatwo.
      W ogóle to bardzo niepokojąca sytuacja. Dobrze, że Joel, Madison lub Annie nie pojawili się tam wcześniej, kiedy ci bezczelni idioci zniszczyli całą salę nr 10. Jeszcze by im coś zrobili…
      A ten list do Lily B? Kto to mógł być? Jest mu przykro, że sala została zdewastowana? Chce, żeby mu wybaczyła, czyli brał w tym udział? Ale kto to mógł być, komu by zależało na tym, żeby Lily nie była na niego wściekła? Jeśli list byłby do Lily E. to od razu pomyślałabym o Snapie, ale Beckett? Hmmmm… NIE WIEM. CZEKAM NA WYJAŚNIENIA.
      I pisz już kolejny rozdział XD
      Czekam, czekam, czekam i ślę wenę!
      Pozdrowionka,
      Bianka!

      Usuń
    3. Hej!
      tak sobie pomyślałam, że wyszczególnienie każdego momentu siriusly w komentarzu stało się jedną z Twoich misji. jeśli ktoś poza shipowaniem ich niezbyt lubiłby moje opowiadanie, to w komentarzach od Ciebie miałby cały przekrój ich relacji XD
      jasne, mogła mu pokazać, ale skoro uznała, że to sprowadzi na nią błędne oskarżenia...
      Ann rzeczywiście jest całkowitą pracoholiczką, jeśli chodzi o "Echo". Co do Katie... szczerze mówiąc, jakkolwiek narcystycznie by to nie brzmiało, sama lubię ten moment. Annie sobie gada, gada, a Katie bez żadnego słowa była w stanie jej powiedzieć proste "zamknij się". XD
      Jilly ostatnio było mało, więc uznałam, że pora, by przypomnieli trochę o sobie xd niezła teoria z tym Syriuszem i Evans, ale myślę, że niestety na ich przyjaźń jeszcze ciut za wcześnie. chociaż może to i lepiej, bo widać, że nawet bez konsultacji w takich sprawach nieźle sobie radzą xD
      być może tę sytuację z Gainsem jakoś wyjaśnię w przyszłym rozdziale, zobaczymy, czy uda mi się to wpleść xd najwyżej dostaniesz info w formie ciekawostki pozarozdziałowej.
      też nie wiem, kto to mógł być. zostawił tylko list, a podpis nic mi nie mówi :C
      piszę odkąd dodałam ten, także spokojnie!
      dziękuję bardzo <3

      Usuń
  2. Hej :) nie umiem pisać długich komentarzy więc od razu przepraszam :( Ale chciałam tylko wspomnieć, że strasznie cieszę się, że dodałaś notkę :) I chciałam pochwalić Ann za odwagę i to, że się nie poddała. Brawo Ona :D I... i jeszcze chciałam powiedzieć, że Beckett dostaje ode mnie kopa w dupę za utrzymywanie liściku w tajemnicy! I... Lubie jak Syriusz zbliża się do Lily :3 Także więcej sytuacji sam na sam proszę :*
    Czekam na wyjaśnienia i do zobaczenia pod kolejną notką :)
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! nie szkodzi, ważne, że w ogóle zdecydowałaś się zostawić mi parę słów <3
      to esencja charakteru Ann, chociaż mam wrażenie, że na jej miejscu huncowci i każda z dziewczyn zrobiliby dokładnie to samo. w końcu Gryffindor, no nie?
      no co zrobić, przestraszyła się dziewczyna. co do większej ilości sytuacji siriusly... zobaczymy!
      dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. No NARESZCIE, ileż możnaż! To tak w ramach powitania, rozumiesz :D
    Początkowo byłam zdezorientowana tymi skrzynkami, nie wiedziałam, co uczniowie mają zrobić i dlaczego ma się na nich pojawić jakaś rysa, ale kiedy w końcu to do mnie dotarło, pomyślałam, że to naprawdę fajny pomysł na szlaban :) Tylko nie bardzo rozumiem, dlaczego po wybryku Syriusza nauczyciel im odpuścił zamiast jeszcze bardziej ich przycisnąć.
    No proszę, co za sabotaż. Powiało Komnatą Tajemnic :) Cieszę się, że Ann szybko się otrząsnęła i postanowiła podjąć wyzwanie. Byłoby bez sensu, gdyby dała się zastraszyć jakiemuś dupkowi.
    Ale ciekawa ta karteczka. Nie mam pojęcia skąd sabotażysta mógł wiedzieć, że Lily znajdzie jego wiadomość w tak dziwacznym miejscu, ale grunt, że znalazła. Co to za literki, co ma mu wybaczyć? Przedziwne, ale bardzo mi się podoba ten wątek :) Fakt, że Lily nie chce o tym powiedzieć przyjaciołom jest trochę smutny i na pewno będą z tego powodu kłopoty.
    Wątek Jily był malutki, ale taaaaki uroczy! Uwielbiam Lily i Jamesa, nic na to nie poradzę.
    Rozdział był ciekawy, wciąż nurtuje mnie, dlczego Lily jest zamieszana w tę sytuację z redakcją. I kto podpisał się tyloma literkami :) Tyle literek to pewnie nie inicjał, cóż to może być? Pisz szybko dalej, bo miesiąc przerwy to o wieeele za długo w tej sytuacji :)
    Z pozdrowieniami,
    Eskaryna

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej, to już moje drugie podejście do komentarza i mam nadzieję, że tym razem go dokończę... (Ach, ten blogger i usuwanie komentarzy... xD)
    Pewnie tym razem będzie nieco krótki, ponieważ czytałam rozdział jakiś czas temu.
    Ciekawy szlaban! Po pewnym czasie (kilka godzin xd) zadanie może stać się nieco frustrujące, ale przynajmniej nie trzeba czyścić pucharów w Izbie Pamięci xD
    Coś tak czułam, że redakcja będzie rozwalona... Czyżby to byli jacyś przyszli zwolennicy czystości krwi i innych pierdół Voldka? Przyszłe śmieciojadki? xD
    Jak ktoś mógł zniszczyć malunek Katie?!
    No nie, czemu Syriusz pali? Po co się chłopak truje? A już myślałam, że jest idealny xD
    "Katie odwróciła się w ich stronę, a gdy po krótkiej chwili znów popatrzyła na mnie, na jej ustach gościł szeroki uśmiech." Taaak! Wszyscy shippują Siriusly (nie wiem, czy wspominałam, ale uwielbiam nazwę tego parringu <3) xD
    Nurtuje mnie ten tajemniczy nadawca liściku... B.S.R.B... Kto to może być?
    Czy to w twoim opowiadaniu był watek z Regulusem? (nie taki rozwinięty, ale po prostu któraś z bohaterek często zauważała jak się na nią natarczywie gapił). Wybacz, jeśli się mylę, ale po prostu czytałam już sporo ff i czasami mi się mylą :D
    Takie naciągane-ale inicjały wg mnie mogą znaczyć brat Syriusza-Regulus Black. Ale to tylko taka moja (pewnie błędna) teoria xD
    Szkoda, ze Lily zataiła liścik... Mam nadzieję, ze nie wywoła to żadnych tarć pomiędzy przyjaciółmi... I jeszcze ta kłótnia z Blackiem :/
    Urocza scena z Jamesem, Lily i Blackiem ;)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    ~Arya ;)


    OdpowiedzUsuń